XXXII
Hej, hej, a właściwie to dobry wieczór nawet, bo dobranoc to już na pożegnanie by było :P Późno, bo późno, ale uparłam się, że dodam dzisiaj nowy rozdział, wiec dodaję. Mam nadzieję, że się spodoba :) Także zapraszam serdecznie do lektury, ENJOY! :)
Hej, hej, a właściwie to dobry wieczór nawet, bo dobranoc to już na pożegnanie by było :P Późno, bo późno, ale uparłam się, że dodam dzisiaj nowy rozdział, wiec dodaję. Mam nadzieję, że się spodoba :) Także zapraszam serdecznie do lektury, ENJOY! :)
Gdy
zatrzasnęły się za nią ciężkie wrota, mimo, że tak bardzo nie chciała płakać,
kilka łez jednak spłynęło po jej zarumienionych policzkach. Zamrugała szybko
powiekami, próbując je powstrzymać, ale nawet to nic nie pomogło. Przetarła
rękami mokre policzki, rozmazując przy tym odrobinę tusz, który zdążył już
spłynąć po jej twarzy. Wciągnęła głęboko chłodne powietrze. Powoli czuć już
było nadchodzącą jesień. Zadrżała lekko pod wpływem chłodu i szybko przeszła
przez park, mijając bramę klasztoru. Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki,
prosząc o zawiezienie na lotnisko. Tutaj już nie miała czego szukać. Oparła się
o szybę, oddychając ciężko.
-
Coś się stało? -zapytał mężczyzna.
-
Nie. - odpowiedziała krótko, nie chcąc wdawać się w jakąkolwiek rozmowę.
-
Nie wygląda pani na to „nic”. No chyba, że u pani to normalne, że płacze pani w
taksówkach. Jakiś uraz do samochodów czy może do taksówkarzy? - próbował ją
rozbawić.
-
To nic takiego, naprawdę.
-
W porządku. Nie chce pani gadać, to ja nie będę zmuszał. To może mi pani powie
przynajmniej, gdzie się wybiera z tego lotniska?
-
Jakiś wywiad, pan przeprowadza? - zapytała.
-
Nie, po prostu jestem ciekawy. - zobaczyła jego uśmiech we wstecznym lusterku.
-
Do Niemiec. - odpowiedziała cicho.
-
No to chyba Panią zmartwię, do Niemiec poleci pani dopiero jutro.
-
Słucham? Dlaczego? - zapytała zaskoczona, nie przewidywała takiej opcji.
-
Dlatego, że to małe lotnisko. To nie Nowy Jork, ani Paryż. Kolejny samolot do
Berlina odlatuje jutro w południe, dopiero. Przykro mi.
-
Cudownie - powiedziała zirytowana. - W takim razie niech mnie pan zawiezie do
jakiegoś hotelu. Nie mam zamiaru spać na lotnisku. Hotel tu chyba macie,
prawda?
-
Owszem, nie jest aż tak źle. - odpowiedział.
Zapatrzyła
się na obrazy, widoczne za oknem. Niebo zaczynało przybierać
fioletowo-granatową barwę. Westchnęła ciężko. Nie chciała tu zostawać. Całe to
spotkanie było już dla niej zbyt trudne. Zostać tu jeszcze jeden dzień dłużej,
mając świadomość, że jest kilka kilometrów od niej, a jednocześnie tak daleko,
jakby dzieliły ich tysiące mil, to było zdecydowanie ponad jej siły. Wyciągnęła
z torebki telefon i wybrała numer. Pierwszy sygnał… Nic. Drugi sygnał… Nic.
Dopiero przy trzecim odezwał się męski głos.
-
No i jak? - zapytał ktoś po drugiej stronie.
-
Nie wiem.
-
Jak to nie wiesz? Rozmawialiście w ogóle?
-
Powiedział, że potrzebuje czasu. - odpowiedziała cicho.
-
A liczyłaś na to, że rzucicie się sobie w ramiona? Meg, Meg… Ty chyba nadal nie
zdajesz sobie sprawy co on tak naprawdę przez Ciebie przeszedł. Nie widziałaś
go wtedy, nie widziałaś jak zamykał się na świat, jak pił, bo nie potrafił
sobie poradzić z samym sobą. Ja nigdy nie widziałem własnego brata w takim
stanie. To chyba logiczne, że potrzebuje czasu. Ty potrafiłaś nie odzywać się
przez kilka miesięcy, a od niego oczekujesz, że po jednym spotkaniu, nagle
wróci i będzie happy end. To tak nie działa, Meg. - odpowiedział.
-
Wiem.
-
Nie sprawiasz takiego wrażenia.
-
Po prostu to boli.
-
A myślisz, że jego nie bolało? Kurde, Meg. Zostawiłaś go. I to przez jakąś
głupią kartkę, na której napisałaś, że musisz pomyśleć. Nie wymagaj od niego
czegoś, czego sama nie potrafiłaś zrobić. Powiedział, że potrzebuje czasu, to
mu go daj.
-
A jeżeli on już nie będzie chciał… co jeżeli on już nie wróci? - jej głos był
cichy. Angelo z trudem wychwytywał
słowa.
-
To mu na to pozwolisz. - usłyszał jak wciąga głośno powietrze. - Przykro mi,
Meg. Jeżeli liczysz na to, że będę Cię wspierał, to się mylisz. Podałem Ci ten
adres tylko po to, żebyście wszystko sobie wyjaśnili. Nic więcej. Nie mam
zamiaru go przekonywać do powrotu. To on podejmuje decyzje.
-
W porządku. - odpowiedziała.
-
Nie rób z siebie ofiary, Meg. Bo to, że nie jesteście razem, to wyłącznie Twoja
wina. To już nawet nie chodzi o to, że wyjechałaś. Gdybyś tylko się odezwała
trochę wcześniej. Ale nie… Ty wolałaś czekać nie wiadomo na co. Teraz niestety
są tego efekty.
-
Pewnie masz rację - westchnęła.
-
Oczywiście, że mam. W takim razie co teraz robisz?
-
Nie wiem. Na razie jadę do hotelu, a jutro pewnie wrócę do Niemiec. Nie mam tu
już czego szukać. Zrobiłam, co mogłam.
-
Ok. Muszę kończyć. Na razie, Meggie.
-
Na razie - odpowiedziała i wcisnęła czerwoną słuchawkę. Odłożyła telefon z
powrotem do torebki i oparła głowę o zagłówek. Przeczesała ręką włosy,
powiększając jeszcze efekt nieładu na głowie. Tak bardzo nie chciała przyznać
mu racji, mimo, że wydawała się być ona oczywista.
…
- Kto to był? - usłyszał za sobą
głos. Odwrócił się szybko i stanął twarzą w twarz z uśmiechniętą Joy. Musiała
właśnie wychodzić z biblioteki. Mógł co prawda powiedzieć, że to jego siostra,
kuzynka, cokolwiek, ale nie chciał jej okłamywać. Źle by się z tym czuł.
- Meggie - odpowiedział tylko. Jego
głos był cichy, ale i tak rozniósł się echem po kamiennych murach.
-
Żartujesz? - jej oczy przybrały kształt pięciozłotówek.
-
Nie. Przyjechała… i już wyjechała, jak już zdążyłaś zauważyć. - powiedział
nadal cicho.
-
Tak, widziałam jak się uroczo żegnaliście - powiedziała z przekornym uśmiechem.
- Kiedy wracasz do domu? - z jej twarzy nadal nie schodził uśmiech.
-
Nie wracam… na razie.
-
Dlaczego? - zapytała nic nie rozumiejąc.
-
To nie jest takie proste Joy. Ja… ja chyba jeszcze nie potrafię zaufać.
Potrzebuję trochę czasu.
-
Czyś ty zgłupiał? - zapytała.- Czy ty jesteś dzieckiem?
-
O co Ci chodzi? - zapytał - Podobno miałaś nie oceniać.
-
Nikogo nie oceniam. Po prostu uważam, że skoro się kochacie, to powinniście być
razem. Ja wiem, że to nie jest proste. Ale ona jednak zrobiła ten pierwszy
krok, następny należy do Ciebie. A razem będzie Wam łatwiej.
-
Na razie lepiej nam będzie tak jak jest. Kocham ją, ale… to uczucie się trochę
zmieniło. Chcę sam się z tym oswoić. Przy niej będzie mi zdecydowanie trudniej.
-
Rób sobie jak chcesz. Tylko żeby później nie było, że znowu będziesz płakał, bo
ona wychodzi za mąż, dobra?
Przez
chwilę zobaczył w myślach Meggie ubraną w białą suknię, z kwiatami we włosach,
stojącą przy ołtarzu. Tylko, że obok niej stał jakiś obcy mężczyzna. Potrząsnął
głową, próbując odrzucić od siebie ten obraz.
- Postaraj się mnie zrozumieć, Jo.
To dla mnie jest takie proste.
-
Wiem, Paddy, wiem. Tylko… boję się, że później… że kiedyś możesz żałować, że
podjąłeś taką decyzję. Nie mówię, że tak będzie. Ale… sam mówiłeś, że koło niej
już ktoś się kręci. Nie chcę, żebyś cierpiał jeszcze raz.
-
Podobno nic ich nie łączy.
-
Ale jednak tam był. Więc kimś dla nie jest, nieważne czy kumplem, przyjacielem
czy znajomym z pracy. Jaką masz pewność, że to się nie zmieni?
Nie
miał żadnej. Dopiero teraz zaczynał sobie zdawać z tego sprawę. Ten mężczyzna,
kimkolwiek był, mógł się przecież w Meggie zakochać. Przecież jej nie dało się
nie kochać. To może być kwestia czasu… O ile to już się nie stało. A jego wtedy
nie będzie w pobliżu. Co wtedy? Co jeżeli Meggie jednak uzna, że nie chcę
czekać i woli mieć kogoś obok właśnie teraz? Jego głowa znowu stała się ciężka
od nadmiaru myśli, a do tego rozbolała go niemiłosiernie. Potarł skronie
palcami.
-
Nie powinnam była - powiedział cicho. - Niepotrzebnie Cię nakręcam. Na pewno
wszystko się ułoży - jej twarz znowu rozjaśnił uśmiech.
-
Nie… masz rację. Jak zawsze z resztą. - uśmiechnął się do niej blado.
-
Nie mam, na pewno nie mam. - próbowała go przekonać.
-
Masz. Tylko, że… ja chyba nie jestem na tyle inteligentny żeby to widzieć. Na
razie nie mam chyba siły walczyć. Zwłaszcza z dwoma przeciwnikami. - spojrzała
na niego zaskoczona, nie bardzo rozumiejąc, co tak właściwie do niej mówi. -
Jednym jest ten Nick, a drugim jestem ja. I niestety z tym drugim dużo trudniej
jest wygrać.
-
Nie bardzo rozumiem. - powiedziała cicho.
-
Jeden ja kocha ją całym sercem i chciałby być z nią cały czas, a drugi się boi.
Boi się, że to się powtórzy, boi się zaufać. A ja już chyba nawet nie wiem
który z nich jest silniejszy. To jest trudne.
-
Będzie dobrze, zobaczysz. - poklepała go delikatnie po ramieniu.
-
Będzie dobrze - powtórzył jak papuga, próbując samego siebie przekonać, że tak
właśnie będzie. Ale jego wątpliwości były niestety znacznie większe.
Czuje, że Paddy zrobił dobrze pozwalając jej odejść
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś będzie żałował, ale w tym momencie zrobił dobrze
Jestem ciekawa co będzie dalej, co zrobi Meg, Paddy Joy i Nick...
Ja też jestem ciekawa co będzie dalej :P
UsuńPiekne, piekne, piekne! Czytalam jak zaczarowana. A w jakim jezyku rozmawiala Meg z taksowkarzem? :D Paddy bardzo dobrze zrobil, ja doskonale rozumiem jego rozterki wewnetrzne, doskonale! Jeśli chcialas to pokazac,to brawo, bo Ci się udalo! I wiedzialam, bylam pewna, ze Joy się zaraz napatoczy, ze zobaczy Meg. Jestem niesamowicie ciekawa jak to się stanie,ze Paddy bedzie z Joy? No zupelnie nie wiem jak to rozwiazesz??? Jest jego dobra dusza, iskierka, ktora chce mu pomoc. Jak to wyjdzie,ze oni beda razem? Jeeeej! Milego piatku Autorce i wszystkim czytelniczkom :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję, bardzo się cieszę :) No rozterki wewnętrzne to chyba główny motyw tego opowiadania, bo ciągną się niemiłosiernie :P Ale fakt lubię je pokazywać, a Paddy jest taką fajną postacią, że bardzo dobrze mi się je z jego strony pisze. :) Pomysł na to jak złączyć Padda z Joy już jakiś tam się krystalizuje, ale jeszcze trochę trzeba na to poczekać :) Ale raczej nie będzie to jakaś wielka historia, wybuchy fajerwerków czy coś :P I dziękuję za życzenia, ja też życzę miłego piątku, a także i całego weekendu w ogóle :)
UsuńOj tak! Bardzo fajnie to pokazujesz te rozterki wewnętrzne i emocje. Bardzo!
UsuńNo naprawdę szkoda mi Padzika.Tyle problemów na jego biednej głowie.Część bardzo fajna,a Joy mądra dziewczynka :-)
OdpowiedzUsuńChociaż jedna osoba w tym opowiadaniu musi być mądra, no i akurat padło na Joy :P A jeżeli chodzi i Padda, to mam wielką nadzieję, że jego "problemy" się niedługo skończą i odciążą jego biedną główkę :) W końcu Joy stoi na straży i nie pozwoli mu zbyt długo rozpaczać :) Chyba :P
Usuń