czwartek, 27 marca 2014

Rozdział XXXII


XXXII

Hej, hej, a właściwie to dobry wieczór nawet, bo dobranoc to już na pożegnanie by było :P Późno, bo późno, ale uparłam się, że dodam dzisiaj nowy rozdział, wiec dodaję. Mam nadzieję, że się spodoba :) Także zapraszam serdecznie do lektury, ENJOY! :) 


Gdy zatrzasnęły się za nią ciężkie wrota, mimo, że tak bardzo nie chciała płakać, kilka łez jednak spłynęło po jej zarumienionych policzkach. Zamrugała szybko powiekami, próbując je powstrzymać, ale nawet to nic nie pomogło. Przetarła rękami mokre policzki, rozmazując przy tym odrobinę tusz, który zdążył już spłynąć po jej twarzy. Wciągnęła głęboko chłodne powietrze. Powoli czuć już było nadchodzącą jesień. Zadrżała lekko pod wpływem chłodu i szybko przeszła przez park, mijając bramę klasztoru. Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki, prosząc o zawiezienie na lotnisko. Tutaj już nie miała czego szukać. Oparła się o szybę, oddychając ciężko.


- Coś się stało? -zapytał mężczyzna.


- Nie. - odpowiedziała krótko, nie chcąc wdawać się w jakąkolwiek rozmowę.


- Nie wygląda pani na to „nic”. No chyba, że u pani to normalne, że płacze pani w taksówkach. Jakiś uraz do samochodów czy może do taksówkarzy? - próbował ją rozbawić.


- To nic takiego, naprawdę. 


- W porządku. Nie chce pani gadać, to ja nie będę zmuszał. To może mi pani powie przynajmniej, gdzie się wybiera z tego lotniska?


- Jakiś wywiad, pan przeprowadza? - zapytała.


- Nie, po prostu jestem ciekawy. - zobaczyła jego uśmiech we wstecznym lusterku.


- Do Niemiec. - odpowiedziała cicho.


- No to chyba Panią zmartwię, do Niemiec poleci pani dopiero jutro.


- Słucham? Dlaczego? - zapytała zaskoczona, nie przewidywała takiej opcji.


- Dlatego, że to małe lotnisko. To nie Nowy Jork, ani Paryż. Kolejny samolot do Berlina odlatuje jutro w południe, dopiero. Przykro mi.


- Cudownie - powiedziała zirytowana. - W takim razie niech mnie pan zawiezie do jakiegoś hotelu. Nie mam zamiaru spać na lotnisku. Hotel tu chyba macie, prawda?


- Owszem, nie jest aż tak źle. - odpowiedział.


Zapatrzyła się na obrazy, widoczne za oknem. Niebo zaczynało przybierać fioletowo-granatową barwę. Westchnęła ciężko. Nie chciała tu zostawać. Całe to spotkanie było już dla niej zbyt trudne. Zostać tu jeszcze jeden dzień dłużej, mając świadomość, że jest kilka kilometrów od niej, a jednocześnie tak daleko, jakby dzieliły ich tysiące mil, to było zdecydowanie ponad jej siły. Wyciągnęła z torebki telefon i wybrała numer. Pierwszy sygnał… Nic. Drugi sygnał… Nic. Dopiero przy trzecim odezwał się męski głos.


- No i jak? - zapytał ktoś po drugiej stronie.


- Nie wiem.


- Jak to nie wiesz? Rozmawialiście w ogóle?


- Powiedział, że potrzebuje czasu. - odpowiedziała cicho.


- A liczyłaś na to, że rzucicie się sobie w ramiona? Meg, Meg… Ty chyba nadal nie zdajesz sobie sprawy co on tak naprawdę przez Ciebie przeszedł. Nie widziałaś go wtedy, nie widziałaś jak zamykał się na świat, jak pił, bo nie potrafił sobie poradzić z samym sobą. Ja nigdy nie widziałem własnego brata w takim stanie. To chyba logiczne, że potrzebuje czasu. Ty potrafiłaś nie odzywać się przez kilka miesięcy, a od niego oczekujesz, że po jednym spotkaniu, nagle wróci i będzie happy end. To tak nie działa, Meg. - odpowiedział.


- Wiem.


- Nie sprawiasz takiego wrażenia.


- Po prostu to boli.


- A myślisz, że jego nie bolało? Kurde, Meg. Zostawiłaś go. I to przez jakąś głupią kartkę, na której napisałaś, że musisz pomyśleć. Nie wymagaj od niego czegoś, czego sama nie potrafiłaś zrobić. Powiedział, że potrzebuje czasu, to mu go daj.


- A jeżeli on już nie będzie chciał… co jeżeli on już nie wróci? - jej głos był cichy. Angelo z  trudem wychwytywał słowa.


- To mu na to pozwolisz. - usłyszał jak wciąga głośno powietrze. - Przykro mi, Meg. Jeżeli liczysz na to, że będę Cię wspierał, to się mylisz. Podałem Ci ten adres tylko po to, żebyście wszystko sobie wyjaśnili. Nic więcej. Nie mam zamiaru go przekonywać do powrotu. To on podejmuje decyzje.


- W porządku. - odpowiedziała.


- Nie rób z siebie ofiary, Meg. Bo to, że nie jesteście razem, to wyłącznie Twoja wina. To już nawet nie chodzi o to, że wyjechałaś. Gdybyś tylko się odezwała trochę wcześniej. Ale nie… Ty wolałaś czekać nie wiadomo na co. Teraz niestety są tego efekty.


- Pewnie masz rację - westchnęła.


- Oczywiście, że mam. W takim razie co teraz robisz?


- Nie wiem. Na razie jadę do hotelu, a jutro pewnie wrócę do Niemiec. Nie mam tu już czego szukać. Zrobiłam, co mogłam.


- Ok. Muszę kończyć. Na razie, Meggie.


- Na razie - odpowiedziała i wcisnęła czerwoną słuchawkę. Odłożyła telefon z powrotem do torebki i oparła głowę o zagłówek. Przeczesała ręką włosy, powiększając jeszcze efekt nieładu na głowie. Tak bardzo nie chciała przyznać mu racji, mimo, że wydawała się być ona oczywista.



            - Kto to był? - usłyszał za sobą głos. Odwrócił się szybko i stanął twarzą w twarz z uśmiechniętą Joy. Musiała właśnie wychodzić z biblioteki. Mógł co prawda powiedzieć, że to jego siostra, kuzynka, cokolwiek, ale nie chciał jej okłamywać. Źle by się z tym czuł.


            - Meggie - odpowiedział tylko. Jego głos był cichy, ale i tak rozniósł się echem po kamiennych murach.


- Żartujesz? - jej oczy przybrały kształt pięciozłotówek.


- Nie. Przyjechała… i już wyjechała, jak już zdążyłaś zauważyć. - powiedział nadal cicho.


- Tak, widziałam jak się uroczo żegnaliście - powiedziała z przekornym uśmiechem. - Kiedy wracasz do domu? - z jej twarzy nadal nie schodził uśmiech.


- Nie wracam… na razie.


- Dlaczego? - zapytała nic nie rozumiejąc.


- To nie jest takie proste Joy. Ja… ja chyba jeszcze nie potrafię zaufać. Potrzebuję trochę czasu.


- Czyś ty zgłupiał? - zapytała.- Czy ty jesteś dzieckiem?


- O co Ci chodzi? - zapytał - Podobno miałaś nie oceniać.


- Nikogo nie oceniam. Po prostu uważam, że skoro się kochacie, to powinniście być razem. Ja wiem, że to nie jest proste. Ale ona jednak zrobiła ten pierwszy krok, następny należy do Ciebie. A razem będzie Wam łatwiej.


- Na razie lepiej nam będzie tak jak jest. Kocham ją, ale… to uczucie się trochę zmieniło. Chcę sam się z tym oswoić. Przy niej będzie mi zdecydowanie trudniej.


- Rób sobie jak chcesz. Tylko żeby później nie było, że znowu będziesz płakał, bo ona wychodzi za mąż, dobra?



Przez chwilę zobaczył w myślach Meggie ubraną w białą suknię, z kwiatami we włosach, stojącą przy ołtarzu. Tylko, że obok niej stał jakiś obcy mężczyzna. Potrząsnął głową, próbując odrzucić od siebie ten obraz.


            - Postaraj się mnie zrozumieć, Jo. To dla mnie jest takie proste.


- Wiem, Paddy, wiem. Tylko… boję się, że później… że kiedyś możesz żałować, że podjąłeś taką decyzję. Nie mówię, że tak będzie. Ale… sam mówiłeś, że koło niej już ktoś się kręci. Nie chcę, żebyś cierpiał jeszcze raz.


- Podobno nic ich nie łączy. 


- Ale jednak tam był. Więc kimś dla nie jest, nieważne czy kumplem, przyjacielem czy znajomym z pracy. Jaką masz pewność, że to się nie zmieni? 


Nie miał żadnej. Dopiero teraz zaczynał sobie zdawać z tego sprawę. Ten mężczyzna, kimkolwiek był, mógł się przecież w Meggie zakochać. Przecież jej nie dało się nie kochać. To może być kwestia czasu… O ile to już się nie stało. A jego wtedy nie będzie w pobliżu. Co wtedy? Co jeżeli Meggie jednak uzna, że nie chcę czekać i woli mieć kogoś obok właśnie teraz? Jego głowa znowu stała się ciężka od nadmiaru myśli, a do tego rozbolała go niemiłosiernie. Potarł skronie palcami.


- Nie powinnam była - powiedział cicho. - Niepotrzebnie Cię nakręcam. Na pewno wszystko się ułoży - jej twarz znowu rozjaśnił uśmiech.


- Nie… masz rację. Jak zawsze z resztą. - uśmiechnął się do niej blado.


- Nie mam, na pewno nie mam. - próbowała go przekonać.


- Masz. Tylko, że… ja chyba nie jestem na tyle inteligentny żeby to widzieć. Na razie nie mam chyba siły walczyć. Zwłaszcza z dwoma przeciwnikami. - spojrzała na niego zaskoczona, nie bardzo rozumiejąc, co tak właściwie do niej mówi. - Jednym jest ten Nick, a drugim jestem ja. I niestety z tym drugim dużo trudniej jest wygrać.


- Nie bardzo rozumiem. - powiedziała cicho.


- Jeden ja kocha ją całym sercem i chciałby być z nią cały czas, a drugi się boi. Boi się, że to się powtórzy, boi się zaufać. A ja już chyba nawet nie wiem który z nich jest silniejszy. To jest trudne.


- Będzie dobrze, zobaczysz. - poklepała go delikatnie po ramieniu.


- Będzie dobrze - powtórzył jak papuga, próbując samego siebie przekonać, że tak właśnie będzie. Ale jego wątpliwości były niestety znacznie większe.

7 komentarzy:

  1. Czuje, że Paddy zrobił dobrze pozwalając jej odejść
    Może kiedyś będzie żałował, ale w tym momencie zrobił dobrze
    Jestem ciekawa co będzie dalej, co zrobi Meg, Paddy Joy i Nick...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piekne, piekne, piekne! Czytalam jak zaczarowana. A w jakim jezyku rozmawiala Meg z taksowkarzem? :D Paddy bardzo dobrze zrobil, ja doskonale rozumiem jego rozterki wewnetrzne, doskonale! Jeśli chcialas to pokazac,to brawo, bo Ci się udalo! I wiedzialam, bylam pewna, ze Joy się zaraz napatoczy, ze zobaczy Meg. Jestem niesamowicie ciekawa jak to się stanie,ze Paddy bedzie z Joy? No zupelnie nie wiem jak to rozwiazesz??? Jest jego dobra dusza, iskierka, ktora chce mu pomoc. Jak to wyjdzie,ze oni beda razem? Jeeeej! Milego piatku Autorce i wszystkim czytelniczkom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, bardzo się cieszę :) No rozterki wewnętrzne to chyba główny motyw tego opowiadania, bo ciągną się niemiłosiernie :P Ale fakt lubię je pokazywać, a Paddy jest taką fajną postacią, że bardzo dobrze mi się je z jego strony pisze. :) Pomysł na to jak złączyć Padda z Joy już jakiś tam się krystalizuje, ale jeszcze trochę trzeba na to poczekać :) Ale raczej nie będzie to jakaś wielka historia, wybuchy fajerwerków czy coś :P I dziękuję za życzenia, ja też życzę miłego piątku, a także i całego weekendu w ogóle :)

      Usuń
    2. Oj tak! Bardzo fajnie to pokazujesz te rozterki wewnętrzne i emocje. Bardzo!

      Usuń
  3. No naprawdę szkoda mi Padzika.Tyle problemów na jego biednej głowie.Część bardzo fajna,a Joy mądra dziewczynka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż jedna osoba w tym opowiadaniu musi być mądra, no i akurat padło na Joy :P A jeżeli chodzi i Padda, to mam wielką nadzieję, że jego "problemy" się niedługo skończą i odciążą jego biedną główkę :) W końcu Joy stoi na straży i nie pozwoli mu zbyt długo rozpaczać :) Chyba :P

      Usuń