XXVII
Takie trochę nietypowe zakończenie poprzedniej części :P Ale mam nadzieję, że rozdział i tak się spodoba. Tak więc zapraszam serdecznie do czytania. ENJOY! :))
Nie
potrafił, po prostu nie potrafił. Wcisnął czerwony klawisz i rzucił telefon z
powrotem na fotel. Podniósł dłonie i potarł nimi skronie. Nieprzyjemne
pulsowanie w głowie nie pozwalało mu się skoncentrować. Jakby stado owadów
brzęczało mu w umyśle. Usiadł ciężko na łóżku i oparł głowę na swoich rękach.
To było ponad jego siły. Nie potrafił z nią porozmawiać, mimo, że tak bardzo
tego chciał. Po prostu nie umiał. Czuł się jak uczeń, który stoi pod tablicą i
nie zna odpowiedzi na pytanie. Jak przyparty do muru prze własne serce. Słyszał
jak jego telefon co chwila wydobywa z siebie ciche dźwięki, ale nawet nie
spojrzał na wyświetlacz. Nie musiał, dokładnie wiedział kto dzwoni. Zacisnął
mocno powieki i licząc do dziesięciu próbował uporządkować własne myśli. Jest
trzecia w nocy, jeszcze trochę i zacznie świtać. On dzwoni do swojej byłej
dziewczyny, a telefon odbiera jakiś obcy facet. Nie byłoby go tam, gdyby u niej
nie nocował, a ona nie spałaby z facetem, który nic dla niej nie znaczy.
Wnioski nasuwały się same. Pytanie było jedno. Kim on był? I co miał w sobie
takiego, czego on nie miał? W czym on był lepszy od niego? Czy miał dla niej
więcej czasu niż on? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na te pytania. Tylko jedno
było dla niego jasne. Meggie już o nim zapomniała. Jego kochana, urocza Meggie.
Jego światełko, nadzieja i radość. Teraz świeci już dla kogoś zupełnie innego. Otworzył
oczy i spojrzał przed siebie. Jego czas w jej życiu widocznie już się
zakończył. Więc dlaczego on tak nie potrafił? Dlaczego nie potrafił o niej
zapomnieć? Dlaczego nadal była tak żywa
w jego umyśle, w jego wspomnieniach? Dlaczego? To jedno słowo bezustannie
kołatało mu się w umyśle, aż wreszcie usnął wyczerpany wraz z pierwszymi
promieniami słońca.
…
Gdy
się obudził, słońce stało już wysoko na niebie. Musiało już dochodzić południe.
Głowa bolała go niemiłosiernie od męczących go w nocy koszmarów. Cały się
trząsł na samo ich wspomnienie. Widział Meg z jakimś mężczyzną. Słyszał jak
mówiła, że jest frajerem, jeżeli myśli, że chciałaby być z kimś takim jak on.
Te słowa brzmiały mu w uszach, jakby ktoś wypowiadał jej wprost do jego ucha. Widział
jej radosny uśmiech, który bolał dużo bardziej niż jej płacz. Widział blask w
jej oczach, który kiedyś był przeznaczony tylko dla niego. Widział jak się
całują, jak… To cholernie bolało. Mimo, że zdawał sobie sprawę, że to tylko
idiotyczny sen, to jednak ten obraz tak wrył mu się w myśli, że nie potrafił
się go pozbyć, jakby był najbardziej wyraźnym wspomnieniem. Gdy tylko spróbował
się podnieść z łóżka zakręciło mu się w głowie i szybko z powrotem opadł bez
sił na poduszki. Czuł słabość własnych mięśni. Jakby zupełnie stracił nad nimi
kontrolę, tak jak stracił tę nad własnym życiem. Jego powieki były ciężkie,
opadały same przykrywając jego lekko zamglone tęczówki. Nie! Nie chciał zasnąć.
Nie chciał widzieć tego po raz kolejny. Bał się tych obrazów, bał się własnych
reakcji. Poderwał się szybko z pościeli. Przystanął na chwilę, próbując
zwalczyć silne zawroty głowy. No tak, ostatnio nie jadł zbyt dobrze. Właściwie
gdyby nie to, że go do tego zmuszali, to pewnie nie jadłby w ogóle. Każdy
przełknięty kęs powodował nudności. A już był pewny, że uda mu się jakoś z tym
pogodzić. Kiedy poznał Joy, zobaczył jakieś światełko w tunelu. Dała mu jakąś
energię, przez chwilę chciało mu się żyć. Przez chwilę… Potem to minęło, a
wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Bał się, że tak już będzie zawsze. Że to
za każdym razem będzie wracać, coraz silniejsze, coraz trudniejsze do
zwalczenia. A przede wszystkim bał się tego, że się podda, że nie wytrzyma. Że…
W końcu już raz próbował. Wtedy pojawiła się Patricia. Tu może się nikt nie
pojawić. Co wtedy? Zacisnął mocno dłonie w pięści. To było silniejsze od niego.
Emocje, które buzowały wewnątrz jego ciała, nie dawały mu normalnie
funkcjonować. Nie pozwalały spać, nie pozwalały jeść. Usłyszał jak ktoś puka do
drzwi.
-
Proszę - powiedział uprzejmie.
-
Nie było Cię na wykładach, bracie. Czy coś się stało? - zapytał brat Francis.
Młody chłopak, którego poznał już pierwszego dnia, kiedy tu przybył. Polubił
tego dzieciaka. Był sympatyczny, a do tego jako jedyny nie traktował go jak
kogoś z innej bajki.
-
Nie czułem się zbyt dobrze, Francis. - odpowiedział, starając się uśmiechnąć.
-
Jesteś chory? -zapytał - W takim razie powinniśmy wezwać lekarza.
-
Nic mi nie będzie - odpowiedział - To zwykłe przeziębienie. Po prostu muszę
trochę poleżeć i wszystko wróci do normy.
-
Jesteś tego pewny, bracie? Nie wyglądasz dobrze. Nie jest Ci słabo? Jesteś
blady jak te ściany. Usiądź lepiej. - jakby na potwierdzenie tych słów, Paddy
zachwiał się lekko i gdyby nie oparcie fotela, już leżałby na podłodze.
-
A nie mówiłem? - Francis podszedł do niego i ujął go pod ramię. Podprowadził go
do łóżka i usadził na nim. - Powinieneś się położyć. Odpoczywaj, a ja pójdę w
tym czasie do przeora.
-
Naprawdę to nie jest konieczne. - próbował jeszcze protestować Paddy.
-
Bracie Jean Paul! - powiedział podniesionym głosem Francis. - Ja wiem co jest
konieczne, a co nie. A co jeżeli to coś poważnego? Lepiej żeby lekarz Cię
zobaczył.
-
Ale…
-
Nie ma ale. Nie mam zamiaru mieć Cię później na sumieniu. Ty zostajesz i
odpoczywasz, a ja niedługo wrócę. Przyniosę ci też coś do jedzenie. Przecież od
rana nic nie miałeś w ustach. Właściwie to ostatnio w ogóle nie cierpiałeś na zbyt
wielki apetyt. Nic dziwnego, że jesteś chory. Twój organizm nawet nie ma siły
walczyć.
To
prawda nie miał siły walczyć. Ale nie z chorobą. On nie miał siły walczyć z
własnymi wspomnieniami, z własnymi myślami.
- To nie przeziębienie, Francis,
uwierz mi. - powiedział cicho, gdy zakonnik już zamierzał wychodzić z jego celi.
-
A co? - zapytał odwracając się z powrotem w jego stronę.
-
Wspomnienia. A na nie, lekarz nic nie pomoże. Z tym muszę sobie sam poradzić.
-
Chodzi o tę kobietę? Tę…?
-
O Meggie, o moją Meggie. Chociaż może już nie moją. - przypomniał sobie
wczorajszą rozmowę - Nie potrafię sobie dać z tym rady. Myślałem, że jak
przyjadę tutaj to po prostu zapomnę. Nauczę się innego życia. Ale nie udało
się. Nie potrafię jej wymazać z głowy.
To zwyczajnie ponad moje siły.
-
Bo może nie powinieneś jej zapominać?
-
Nie rozumiem. - stwierdził Paddy.
-
Każdy z nas ma swoje powołanie, bracie. Ja swoje znalazłem tu, w zakonie, ale
może Twoje jest zupełnie gdzie indziej? Musisz się tylko otworzyć na Słowo. Pomyśl
o tym. Może powinieneś wrócić do domu? Porozmawiać z nią?
-
Zostawiła mnie. A teraz ma już ma nowego faceta. Nie mam do czego wracać.
-
Jesteś tego pewny?
-
Tak - stwierdził, ale jego głos wcale nie był tak pewny, jakby tego chciał.
Czuł drżenie własnego ciała.
-
Ale przecież masz rodzinę. Masz braci, siostry. Może im jesteś bardziej
potrzebny niż nam tutaj? Poza tym, twoim życiem jest muzyka. Nie chcesz do niej
wrócić?
-
Nie! - krzyknął, a potem zaczął już dużo ciszej - Muzyka zabrała mi to, co było
dla mnie najcenniejsze.
-
Muzyka? Muzyka to dobro. Muzyka nie rani, a daje ukojenie.
-
Muzyka to koncerty, to życie w trasie. To wieczny brak czasu. Nie każdy potrafi
sobie z tym poradzić. Meg chyba nie potrafiła. Do tego dochodzą fani. Czemu ja
nie słuchałem, kiedy do mnie mówiła? Czemu nie chciałem zrozumieć, że według
niej, muzyka stała się dla mnie ważniejsza? - wyrzucał sobie własne błędy,
które nagle stały się dla niego tak bardzo wyraźne.
-
A stała się? - zapytał Francis.
-
Nie, oczywiście, że nie. Ale to prawda, że rzadko bywałem w domu. Albo byłem w
trasie, albo nagrywaliśmy płyty z rodziną. Do tego dochodziły projekty solowe.
Nie było mnie wtedy, kiedy mnie potrzebowała. A do tego nie chciałem jej
słuchać, kiedy mówiła mi co ją boli. Zawsze to bagatelizowałem. I teraz niczego
bardziej nie żałuje. Byłbym w stanie rzucić wszystko, nawet muzykę, jeżeli
mógłbym cofnąć czas o te kilka miesięcy i znowu być obok niej. - na chwilę
przerwał by zaczerpnąć oddech - Zakonnik chyba nie powinien tak mówić, prawda?
-
Przecież nim jeszcze nie jesteś. Pamiętaj, że masz jeszcze wybór i tylko od
Ciebie zależy Twoje dalsze życie. Możesz podjąć każdą decyzję. Wcale nie musisz
tu zostać do końca życia. Możesz być gdzieś tam, swoją muzyką pomagać innym.
Mieć żonę, dzieci, to też powołanie. I to bardzo ważne powołanie. Najpiękniejsze.
- powiedział Francis i uśmiechnął się do niego ciepło.
…
- Mam jeszcze wybór. - pomyślał, gdy
został już sam w pokoju. Tak, miał jeszcze wybór. Tylko, że nadal nie wiedział
jakiego powinien dokonać. To wszystko było zdecydowanie zbyt trudne.
Ooooooooooooooooooooooo! No tego się nie spodziewałam! Ale świetna część! Bardzo ładnie mówił ten zakonnik, naprawdę! Nie będę pisać, co moim zdaniem powinien bądź nie powinien zrobić, bo to nic nie da. Sam sobie musi poradzić (za pomocą pióra M.D). Ale nie jestem już tak bardzo zła na Maggie. Myślę, że fajnie, jakby dał szansę sobie i Joy, ale z drugiej strony jak on tak kocha Meg, to będzie to w nim siedziało, no nie ma bata, będzie siedziało jak nic! W następnej części będzie Joy, zgadłam?
OdpowiedzUsuńNie ma to jak niespodziewane zakończenia :P Ale bardzo, bardzo się cieszę, że się podoba :) Ale jeżeli chodzi o to co powinien lub nie powinien robić Paddy, to ja bardzo chętnie posłucham :P Mów śmiało :P I widzę, że chociaż troszeczkę przekonujesz się do Meggie, w takim razie jednak zmierzam w dobrym kierunku :P A jeżeli chodzi o Joy, to będzie nie tylko w następnym rozdziale, ale w ogóle będzie się pojawiać znacznie częściej :)
UsuńNo bo rozmowa, rozmowa, rozmowa! A nie dopowiadanie sobie czegoś. Usłyszał faceta, no i co? Mógł to być właśnie przeokrutny zbieg okoliczności i nie da nic powiedzieć i wyjaśnić. Co prawda, to ona zaczęła, ale ja dla samego swojego świętego spokoju bym spytała, o co chodzi.
UsuńNo cóż, oboje się chyba schodzą jak żuraw z czaplą :P Albo jedno chce, albo drugie. Ale chyba jakoś sobie pogadają niedługo, a przynajmniej mam taką nadzieję :P I sobie może wyjaśnią. No a że Paddy zrozumiał co chciał, no cóż... a mówi się, że to kobieta dorabia historię do faktów. A tu nasz Paddulek dorabia, chociaż w sumie nie ma się mu co dziwić. Dziewczyna olała go z dnia na dzień, każdy mógł sobie pomyśleć, ze dla kogoś lepszego :P
UsuńYyy...tak chciałam żeby porozmawiali...No cóż pewnie na rozmowę przyjdzie jeszcze czas.Zgadzam się z Olą,że jeśli tak kocha Meg to będzie w nim siedziało.Chyba że będzie z Joy, potem wróci do Meg ,a na końcu sobie uświadomi,że jednak kocha Joy hehe :-) Fajna część,szkoda mi tego biednego Patricka i mam nadzieję,że w następnej znów się uśmiechnie :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś tam na pewno porozmawiają, w końcu mają sobie wiele do wyjaśnienia :) Ale jeżeli chodzi o trio Meg/Paddy/Joy to chyba aż takich zawirowań nie przewiduje, chociaż w sumie, to może wcale nie jest taki głupi pomysł? Będę musiała to przemyśleć, ale na pewno wezmę taką opcję pod uwagę :) Tylko obawiam się, że to opowiadanie rozrosłoby się wtedy do niebotycznych rozmiarów i zamiast planowanych 25, wyszłoby co najmniej ze 100 rozdziałów :P
UsuńTo dobrze,im więcej tym lepiej :-)
OdpowiedzUsuńA mnie tam zawsze uczyli, że liczy się jakość, a nie ilość :P
UsuńHaha! To prawda M.D! Ale nic nie szkodzi na przeszkodzie, żebyś potem pisała drugie opowiadanie jak już Ci się zakończy obecne. Hehe! Fajnie, że będzie Joy! Czekam z niecierpliwością!
UsuńTo jeszcze się nie znudziłam?:P A tak serio, to może pomyślę. Mam tam jakieś stare opowiadanie, które zaczęłam jakiś rok temu i takie sobie niedokończone leży w szufladzie, więc może, może :)
UsuńChyba jeszcze nie czytałam opowiadania,które by się skończyło...chodzi mi oczywiście o opowieści z serii Kelly :-) Wszystkie urwane w trakcie.Może będziesz pierwsza? :-) Najlepiej żeby rozdziały były tak dobre jak teraz i było ich dużo :-)
OdpowiedzUsuńNo postaram się zakończyć :) Oczywiście, nic nie obiecam, ale na pewno zrobię wszystko, żeby to opowiadanie dokończyć, zwłaszcza, że sama chciałabym się dowiedzieć jak się to wszystko potoczy :P I dzięki za komplement.:) Staram się, żeby było jak najlepiej, nawet jeżeli poprawki trwają dłużej niż pisanie :P Ale jeżeli jest z tego efekt to zdecydowanie warto :))
UsuńSuper :):)
OdpowiedzUsuńBiedny Paddy, ale faktycznie powinni porozmawiać, bo nigdy się od niej nie uwoli jak sobie nie wyjaśnią..
Z tym uwolnieniem to ja bym się tak nie spieszyła :P A czy porozmawiają? To też jeszcze płynna wersja, bo znając Meg, która ma skłonności do ucieczek to nigdy nic nie wiadomo :) Ale że powinni pogadać, z tym się akurat zgadzam, ale to ja, a co z bohaterami to się okaże :)
Usuń