XXVI
Hej, dzisiaj kolejna część. Wyjątkowo mniejsza liczba dialogów niż zwykle, ale mam nadzieję, że się spodoba :P Tak więc zapraszam do czytania, ENJOY! :))
Hej, dzisiaj kolejna część. Wyjątkowo mniejsza liczba dialogów niż zwykle, ale mam nadzieję, że się spodoba :P Tak więc zapraszam do czytania, ENJOY! :))
Słowa,
które usłyszał od Joy jakoś nie pozwalały mu zasnąć. Przewracał się tylko z
boku na bok, nie mogąc znaleźć własnego miejsca. Czy rzeczywiście tak było? Czy
miała rację, że powinien mimo wszystko walczyć, nawet jeżeli miałby przegrać?
Jego głowa była coraz cięższa od natłoku myśli. Nie potrafił sobie poradzić z
własnymi uczuciami. To prawda, odeszła od niego, nie podając właściwie żadnej
przyczyny, ale… Może to wcale nie było tak, że nie było w tym jego winy?
Dlaczego za nią nie pojechał? Dlaczego po prostu powiedział żegnaj, do cholery?
Był teraz gotowy wstać i po prostu stąd wyjść, ale… chyba zwyczajnie brakowało
mu odwagi. Co jeżeli ona już kogoś ma? Co jeżeli obok niej jest ktoś, kto kocha
ją równie mocno jak on. Nie! Nikt nie potrafił jej tak kochać, tylko on. Bo ona
należała tylko do niego, tak jak on należał do niej. Chwycił telefon, który
leżał pod łóżkiem, ale spojrzawszy na wyświetlacz, uznał, że nawet jeżeli teraz
zadzwoni, to przecież ona i tak nie odbierze. Przecież jest środek nocy, na
pewno śpi. Wtulona w swoją błękitną poduszkę z wyhaftowanym serduszkiem, którą
od niego dostała. Uśmiechnął się na samo wspomnienie jej zarumienionej buzi. Jej
drgających rzęs, gdy spała niespokojnie. Pamiętał wszystkie drobne żyłki na jej
powiekach, pamiętał każde załamanie delikatnej skóry. Mimo pobytu w zakonie
pewnych wspomnień nie potrafił wyrzucić ze swojego umysłu, nie potrafił
odrzucić od siebie jej obrazów. Była jakby na stałe wyryta w jego sercu. Mógł
robić wszystko, ale ona i tak tam była. Bez względu na miejsce, bez względu na
czas, dokładnie tak jak mówiła Joy. Odłożył telefon z powrotem na podłogę i ułożył
się na plecach na łóżku. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w sufit, na którym
swoje ślady pozostawił padający kiedyś deszcz. Nie wiedział co powinien teraz
zrobić. Czuł, że zakon to nie do końca jego miejsce, ale nie potrafił też
jeszcze wrócić do normalności. Miał tu przyjechać żeby pomyśleć, ułożyć swoje
życie na nowo, a tak naprawdę to jeszcze bardziej je sobie skomplikował. Poza
tym nie potrafiłby na razie spojrzeć w oczy swojemu rodzeństwu. Nie pochwalali
jego decyzji, a on nie chciał przyznać się do kolejnej życiowej porażki. Jeszcze
raz wziął do ręki telefon i odblokował klawiaturę. Przed chwilę wpatrywał się
podświetlone cyferki i wyświetlacz, nie wiedząc co powinien zrobić. Tak bardzo
chciał usłyszeć jeszcze raz jej głos. To pragnienie było silniejsze niż
wszystkie racjonalne argumenty, które podpowiadał mu umysł. Serce i tak nie
dało się nabrać na jego gadanie. Powinni porozmawiać, tak po prostu, nawet
jeżeli nic miało z tego nie wyjść, to powinni sobie przynajmniej wszystko
wyjaśnić. On przecież też powinien ją przeprosić. Nieważne za co. Szybko wybrał
jej numer w książce telefonicznej i wcisnął zieloną słuchawkę, bojąc się, że
jeszcze chwila i się rozmyśli. Jeden sygnał, drugi, trzeci, już miał odłożyć
telefon, gdy usłyszał jak ktoś odbiera. Tylko, że to nie była jego Meggie.
-
Słucham? - usłyszał męski głos.
-
Ja… przepraszam, ale chyba musiałem pomylić numer - powiedział cicho.
-
Poczekaj, Paddy, prawda?
-
Taak - zająknął się wyraźnie. Nie potrafił tego wyjaśnić, nie chciał tego
wyjaśniać. Telefon Meggie odbiera jakiś facet, a do tego dokładnie wie kim on
jest. Nie miał ochoty wiedzieć już nic więcej. Czuł się jak największy palant
na świecie. Mógł się domyślić, że taka dziewczyna jak Meggie bardzo szybko
znajdzie kogoś, kto ją pokocha. Bo przecież jej nie dało się nie kochać.
-
Meggie właśnie zasnęła. - odpowiedział mężczyzna - Jak chcesz to powiem jej, że
dzwoniłeś. - miał wrażenie, że słyszy w jego głosie ironię.
-
Nie trzeba. Cześć - rozłączył się, a potem rzucił telefonem z całej siły. To
było ponad jego możliwości. Zacisnął dłonie w pięści. To nie tak, wrzeszczał
jego umysł. Może to jakaś pomyłka? Może to jakiś kolega? Może… cokolwiek? Czuł
jak emocje rozsadzają go od środka. Nie mógł sobie z tym poradzić. Jego krzyki
było chyba słychać na całym korytarzu. Jakby zupełnie nie był sobą. Jakby
wrócił do przeszłości, do momentu w którym ona zniknęła. Po jego policzkach
spływały słone krople, a przecież już tak dawno nie płakał. Był pewny, że już
się z tym pogodził, że już wylał wszystkie swoje łzy. Dopiero teraz widział,
jak bardzo się mylił. Nigdy się z tym nie pogodzi, nawet jeżeli ona z kimś
będzie. Nie potrafił znieść myśli, że obok niej jest inny mężczyzna, a on jest
tutaj, tak cholernie daleko od niej. Że ktoś inny oplata swoimi ramiona jej
talię, że ktoś inny całuje ją w czoło na dobranoc, że ktoś inny podaje jej kawę
do łóżka. To było jego miejsce!
…
-
Kto dzwonił, Nick? - usłyszał cichy, zaspany jeszcze głos. A miał tak ogromną
nadzieję, że się nie obudziła. Nie chciał jej okłamywać. Ale co miał jej
powiedzieć? Dzwonił Twój były i mam nadzieję, że udało mi się go skutecznie
spławić?
-
Nikt ważny. - odpowiedział tylko i już miał wyjść z jej sypialni, nadal
trzymając w swoich rękach telefon, ale zatrzymał go jej głos.
-
Nick!
-
Tak?
-
Oddaj mi telefon. - powiedziała - Chcę sprawdzić kto dzwonił.
-
Powinnaś już spać. Najwyżej oddzwonisz jutro rano. - stwierdził obojętnie. Liczył,
że jednak tym razem odpuści.
-
Nick, to nie było pytanie. - już nie była taka miła. Niepewnie podszedł do jej
łóżka i położył urządzenie na jej wyciągniętej dłoni.
-
Dziękuję. - odpowiedziała, ale nadal patrzyła na niego wyczekująco.
-
Co?
-
Możesz wyjść? - zapytała, wcale nie oczekując odpowiedzi. Wiedział, że jeżeli
teraz nie powie jej prawdy, to może już tu nie wracać.
-
Dzwonił Paddy. - powiedział krótko i nawet na nią nie patrząc wyszedł z pokoju,
zatrzaskując za sobą drzwi. Gdy tylko wyszedł spojrzała na wyświetlacz
telefonu, na którym widniał komunikat - jedno odebrane połączenie od Paddy.
-
Zadzwonił - wyszeptała wpatrując się w tapetę.
Wpatrywała
się przez chwilę w wyświetlacz. Był środek nocy, a on do niej dzwonił. Nie
odzywała się do niego przez kilka miesięcy, pomijając jedną wiadomość, a on
mimo to zadzwonił. Na chwilę odłożyła urządzenie na poduszkę, próbowała
uporządkować własne myśli. Zadzwonił. Mimo tego, że go zostawiła, to on jednak
zrobił ten pierwszy krok. I była pewna, że już tego kroku żałował. Nick nie
powinien był odebrać tego telefonu. Co on sobie musiał o niej pomyśleć? Że
rzuciła się na pierwszego lepszego faceta? - podpowiadał jej umysł. - Albo, że
zostawiła go bo już kogoś miała? Nie chciała być kimś takim w jego oczach.
Nigdy nie zależało jej niczyjej opinii tak bardzo jak na tej jego. Musiała mu
wytłumaczyć. Nawet jeżeli nie będzie chciał jej słuchać. Najwyżej pojedzie do
tego cholernego zakonu, jeżeli nie będzie miała innego wyjścia, ale musi coś
zrobić. Nigdy nie ruszy dalej dopóki nie rozliczy się do końca z przeszłością,
a ta ciągnęła się za nią cały czas i przypominała o sobie w każdej chwili.
Drżącymi palcami wybrała odpowiedni numer. Przez chwilę wsłuchiwała się w pusty
sygnał, a potem usłyszała w telefonie jego nierównomierny oddech.
…
-
Cholera! - wrzasnął jeszcze raz z całej siły, a potem opadł bez sił na materac.
Gardło miał obolałe od krzyków, a mięśnie wręcz pulsowały z bólu. Wciągał
łapczywie powietrze do płuc, próbując unormować własny oddech. Słyszał wręcz
jak jego puls powoli zwalnia. Przymknął powieki i zaczął odliczać do
dziesięciu. Jeden - jego oddech ciągle jeszcze był bardzo płytki i szybki. Dwa
- skupił się na własnym pulsie. Trzy - emocje bardzo powoli zaczęły opadać.
Cztery - jego głowa opadała powoli, oparł ją na swoich dłoniach. Pięć -
zacisnął mocniej powieki. Sześć - puls zaczął sukcesywnie zwalniać, ale oddech
nadal był płytki i nierówny. Siedem - łzy zaczęły zasychać na jego policzkach,
tworząc dziwne ścieżki na jego twarzy. Osiem - myśli powoli zaczęły się krystalizować
w jego umyśle. Dziewięć. - otworzył powieki i spojrzał przed siebie. Jego oczy
przybrały dużo ciemniejszy odcień. Na ich dnie widać było wyraźnie cały jego
ból, tęsknotę, a zarazem złość. Przy dziesiątce usłyszał cichy dźwięk swojego
telefonu, który pulsował migotliwym blaskiem na fotelu, stojącym pod
przeciwległą ścianą. Powoli podniósł się z łóżka i przemaszerował przez pokój w
kierunku źródła dźwięku. Podniósł telefon drżącą ręką. Na wyświetlaczu zobaczył
uśmiechniętą dziewczyną z długimi brązowymi włosami. Przez moment chciał
zwyczajnie odrzucić połączenie. Nie chciał słuchać idiotycznych wyjaśnień. Albo
zwyczajnie bał się tego, co może usłyszeć. Tak bardzo się bał. Wpatrywał się w
pulsujący obrazek uśmiechniętej dziewczyny, starając się uporządkować własne
myśli. Wahał się, ciągle się wahał. Jego oddech znów stał się niespokojny, a
puls zaczął przyspieszać. Co jeżeli on jest obok niej? Nie potrafił znieść
myśli, że on może leżeć w tym samym łóżku, że może ją obejmować, że… Nie chciał
nawet ubierać tego w słowa, gdyby to powiedział bolałoby jeszcze bardziej. Jego
ręka drżała coraz bardziej, mimo to udało mu się nacisnąć zieloną słuchawkę. Po
drugiej stronie usłyszał jej płytki i szybki oddech.
Nareszcie nadrobiłam kilka ostatnich części :)Super!Bardzo mi się podobało jak Paddy a raczej brat John (hehehehe:)poznał Joy.Fajna dziewczyna i opowiadanie zrobiło się jakieś takie bardziej promienne,Paddy nareszcie się uśmiechnął :)Tylko ta ostatnia część taka smutna,strasznie jestem ciekawa o czym będą rozmawiać i co Maggie powie Paddy'emu.Opowiadanie coraz bardziej wciągające i ciekawa jestem,jak to się wszystko potoczy.Z prologu wnioskuję,że Paddy będzie z Joy,ale pewnie nigdy nie przestanie kochać Meggie...Ech...czekam na następną część! :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że robi się wciągające, bo zaprzeczyłabym sobie gdybym powiedziała, że to nie jest jakiś tam mój cel :P Joy to miała być właśnie taki promyczek tego opowiadania,i fajnie, że tak jest odbierana. No a że trochę smutku też musi być, no to tak jakoś to wyszło. Też jestem ciekawa jak się to dalej potoczy, bo trochę mi się wizja rozjechała i już nic nie jest takie jakie miało być. Trochę wyszło tak, że ja swoje, a bohaterowie swoje, i niestety na ich zwykle wychodzi, więc sama jestem czasem zaskoczona :P I w ogóle to fajnie, że chciało Ci się pisać taki długi komentarz, ale bardzo dziękuje, bo to jest naprawdę miłe. A kolejna część chyba jutro, o ile nagle jakiś kataklizm mi nie przeszkodzi :P
UsuńOJ tak! Joy jest takim promyczkiem, coraz bardziej pasuje mi ona do imienia i już trochę pasuje mi do wyglądu Amandy. Także jest git kochana!
UsuńNo to się bardzo cieszę, że już w miarę pasuje :) Taki jasnowłosy promyczek :P
UsuńWciąga,wciąga :) Bardzo fajnie się czyta,sytuacja coraz bardziej zagmatwana i w głębi duszy mam nadzieję,ze Paddy nie będzie zbyt miły dla Meggie w tej rozmowie.Niech sobie dziewczyna trochę pocierpi,zasłużyła :)
OdpowiedzUsuńNo nie będzie zbyt miły. Ale raczej wyżywać się nie będzie, w końcu nadal coś do niej czuje :P Dla mnie ta historia też jest coraz bardziej zagmatwana, zwłaszcza, że już powinna się skończyć, a dalej mi to do tego niż w prologu :P Ale cieszę się, że dobrze się czyta, bo w sumie jak sama to czytam, to mam zawsze wrażenie, że coś jest nie tak, a poprawki czasem trwają dłużej niż samo pisanie :P No ale niestety takie uroki życia perfekcjonisty - to wcale nie jest zaleta, tylko raczej cecha utrudniająca życia :P A tak w ogóle to jak już się tak rozpisuję, to mam jeszcze jedno pytanie. Którą postać, Meggie czy Joy, bardziej lubisz? Tak w ramach relacji z Paddym :)
UsuńChyba Joy...jest taka urocza,wesoła i właśnie "promienna".Meggie od początku jakoś mnie denerwuje...wiem,że nie jest przebojowa,raczej spokojna i taką pokochał ją Paddy,ale uważam,że powinna walczyć o ich związek,a nie zachowywać się jak biedna sierotka :)Mieć takiego faceta i pozwolić żeby wszystko się rozpadło?
OdpowiedzUsuńNo cóż. jeszcze sobie dziewczyna powalczy. Ostatniego słowa to ona chyba jeszcze nie powiedziała, więc kto ja tam wie czy ona jeszcze do tego zakonu nie pojedzie ;p A że pozwoliła żeby ich związek się rozpadł to... no cóż, najlepszym zdarzają się błędy :)
UsuńJasne,niech walczy,w końcu ma o co.Obu im życzę powodzenia :-)Oj ciekawe co to będzie :-)
OdpowiedzUsuńJoy to mi raczej na lwicę nie wygląda, ale w sumie nigdy nic nie wiadomo ;p
UsuńNo i jest jeszcze Paddy,on też ma przecież coś do powiedzenia :)
OdpowiedzUsuńA on na swoje nieszczęście, skłania się, jak widać, w bardzo konkretnym kierunku :)
UsuńWyobraziłam to sobie! Jak nic! Widziałam, jak on się wścieka! Widziałam jak ona pyta Nicka o to, kto dzwonił. No końcówkę pocisnęłaś taką, że już się nie mogę doczekać kolejnej części! A tu co? Kolejna już jest? Ale tę czytałam ostatkiem sił na komórce wczoraj i dzisiaj dopiero najpierw komentuję tę, a teraz lecę dalej. No ciekawe, ciekawe...
OdpowiedzUsuńTo chyba najlepszy komplement jaki mogłam usłyszeć :) Także, dzięki, dzięki Olu :) Fajnie, że ta historia staje się taka trochę jakby żywa, i to nie tylko w moim umyśle :)
UsuńOjej, ale się dzieje!
OdpowiedzUsuńSuper część, super
Nareszcie Paddy walczy sam ze sobą, a nie poddaje się...
No musi sobie trochę powalczyć, coby zbyt nudno nie było :P A dziać to się będzie jeszcze więcej, to, to jest mały Pan Pikuś jeszcze :P Ale fajnie, że się podoba :))
UsuńNo to sie znowu namieszało On myśli że Ona odeszła do innego że przestała go kochać kurcze czy ta miłość musi tak boleć?
OdpowiedzUsuń