XXXIV
Coby Was za bardzo nie zanudzać moją gadaniną, to powiem tylko tyle: Serdecznie zapraszam wszystkich czytelników do nowo utworzonej grupy na facebooku: https://www.facebook.com/groups/1409239342673931/ , no i oczywiście ENJOY! :)
Coby Was za bardzo nie zanudzać moją gadaniną, to powiem tylko tyle: Serdecznie zapraszam wszystkich czytelników do nowo utworzonej grupy na facebooku: https://www.facebook.com/groups/1409239342673931/ , no i oczywiście ENJOY! :)
Obudziła
się bladym świtem, cała zlana zimnym potem. Zaczerpnęła kilka razy głęboko
oddech, powoli wypuszczając powietrze ustami. Potarła palcami skronie, a
następnie potrząsnęła lekko głową, próbując odgonić od siebie wizję snu, z
którego przed chwilą się wyrwała. Zrzuciła z siebie kołdrę, a potem podniosła
się powoli z łóżka, stawiając stopy na ciemnych panelach. Poczuła chłód desek
na swoich stopach. Podeszła do okna i wyjrzała na pustą ulicę. Nikogo nie było
widać, tylko kilka samochodów przecięło drogę, robiąc przy tym wiele hałasu.
Przyłożyła głowę do szyby, czując zimno szklanej tafli na swojej twarzy. Chłód
przynosił ukojenie. Świat dopiero powoli budził się do życia. Widziała dym
unoszący się z kominów pobliskich domów. Uchyliła lekko okno. Było jeszcze
zimno, szron widoczny na trawie skrzył się srebrnym blaskiem w promieniach
wschodzącego słońca. Odwróciła się od okna, a następnie powolnym krokiem
podeszła do czarnej torby, która leżała obok łóżka i wyciągnęła z niej czystą
bieliznę. Ubranie niestety musiało pozostać to samo, które miała na sobie
wczoraj. Przeszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Weszła pod prysznic i
puściła najcieplejszą wodę, jaką jej ciało było w stanie znieść. Czuła jak jej
mięśnie powoli się rozluźniają, a myśli zaczynają wracać na właściwie tory. Nie
wiedziała ile czasu spędziła pod wodą, ale czuła się znacznie lepiej niż
wczoraj. Wyszła spod prysznica i podeszła do lustra. Wykonała delikatny
makijaż, który starannie zatuszował cienie pod jej oczami.
-
Skoro i tak tu jestem, i mam dużo czasu, to mogę przynajmniej przejść się po
mieście. Samolot i tak mam dopiero o 13:00. - powiedziała do siebie na głos.
Dźwięki rozeszły się wręcz echem po pokoju. Spojrzała jeszcze na zegarek, była
dopiero 9:00, więc miała przynajmniej 2 godziny. Wyszła z pokoju, zabierając ze sobą swoją
torbę. Zamknęła drzwi, zeszła po schodach do recepcji i od razu wymeldowała się
z pokoju. Pierwsze o czym pomyślała, czując świeże powietrze i zapach pieczywa,
było to, że przecież nic jeszcze dzisiaj nie jadła. Przeszła kilka metrów
wzdłuż ulicy i weszła do pierwszej otwartej kafejki. Zamówiła rogalika z
czekoladą i mocną czarną kawę, która musiała postawić ją skutecznie na nogi. Usiadła
przy stoliku, tuż obok okna i wyjrzała przez trochę przybrudzoną szybę. Na
ulicach powoli zaczynało się pojawiać coraz więcej ludzi. Gdy tylko kelner
podał jej śniadanie, zanurzyła usta w parującej czarnej cieczy. Poczuła
przyjemne ciepło rozlewając się po jej ciele. Tego jej było trzeba.
…
Poczuł
jak ktoś zasłania mu oczy, dłońmi. Kobiecymi dłońmi. Czuł delikatny zapach
perfum na nadgarstkach.
-
Zgadnij kto to? - usłyszał radosny głos, a potem dźwięczny dziewczęcy śmiech.
Chwycił dłonie dziewczyny i odwrócił się w stronę uśmiechniętej blondynki.
-
Cześć Joy - powiedział. - Co ty tu robisz tak wcześnie? Jest dopiero 9:00.
-
Jak to co? Zabieram Cię stąd. No już! Idziemy! - stwierdziła, jakby to było coś
najbardziej oczywistego na świecie. Tylko, że chyba nie dla niego. Wolał zostać
sam… na razie. Chciał pomyśleć. A park przy zakonie, to było najlepsze miejsce żeby
to robić. Nie chciał się ruszać ze swojej ławki, tu było dobrze. Cicho,
spokojnie. A tam? Tam będzie tylko hałas, tam będą ludzie, a on nie miał ochoty
na spotkania z innymi.
-
Proszę Cię, Joy… Daj spokój, nigdzie się nie wybieram.
-
Oo nie, mój drogi. Nie zostawię Cię tu samego, kto wie co wymyślisz. A z
resztą, sam mówiłeś, że musisz zapomnieć. Tu nie zapomnisz. Musisz wyjść,
zobaczyć świat, poczuć tętniące życiem miasto - spojrzał na nią sceptycznie -
No dobra, może trochę z tym tętniącym miastem przesadziłam, no ale nie daj się
prosić. To ci naprawdę dobrze zrobi, a tutaj i tak już nic Cię nie trzyma.
Przecież nie mam zamiaru Cię porywać, wrócisz na kolację - powiedziała, nadal
się uśmiechając.
-
Naprawdę Joy… to nie jest najlepszy pomysł. Ja… to nie wypali. - próbował za
wszelką cenę się wymigać.
-
To jest właśnie najlepszy pomysł. Nie możesz tak tu siedzieć i się użalać nad
sobą. I tak kazałeś jej stąd wyjechać i wrócić do domu, więc to wykorzystaj -
słyszał błaganie w jej głosie, chociaż z jej twarzy nadal nie schodził szczery
uśmiech. Spojrzał na nią niepewnie. Nie był przekonany do jej pomysłu, ale
wiedział, że Joy jest uparta… i że na ogół ma rację, o czym przekonał się już
na własnej skórze. Więc może to wcale nie taki najgorszy pomysł? Najwyżej wróci
za jakiś czas, wymyślając jakąś idiotyczną wymówkę o bólu głowy, albo czymś
podobnym. Zobaczył jak wyciąga w jego stronę swoją drobną dłoń i chwycił ją
niepewnie, jednocześnie podnosząc się z ławki, na której siedział.
-
No to… gdzie idziemy? - zapytał jej, gdy już ruszyli, próbując się uśmiechnąć,
ale nie był pewny czy mu się udało.
-
Nie wiem. Przed siebie. - powiedziała, wybuchając przy tym radosnym śmiechem. -
A ma to jakieś znaczenie? - zapytała.
-
Niby nie, ale wolałbym wiedzieć w co się pakuję. - odpowiedział szczerze.
- Mamy przed sobą cały dzień, więc… może
zaczniemy od jakiejś dobrej kawy? Co ty na to? - zapytała uśmiechnięta. Widział
ten uśmiech nie tylko na jej twarzy, ale także w jej błyszczących zielonych
oczach, które mrużyła co chwila, zasłaniając tęczówki przed promieniami słońca,
które świeciło dużo mocniej, niż wskazywała na to pora roku.
-
W porządku. A gdzie? - zapytał.
-
Na pewno nie tutaj - powiedziała pewnym głosem, wskazując na szare mury klasztoru
- Jestem pewna, że znajdziemy jakąś fajną kawiarnię w mieście. Z pewnością
nijak się będzie miała do berlińskich, ale myślę, że jakoś to przeżyjesz -
powiedziała przekornie.
-
Eeej, o co Ci chodzi? Że ja niby gwiazdor czy co? - zapytał i poczuł jak
mimowolnie na jego twarzy pojawia się lekki, jakby jeszcze odrobinę niepewny,
jak dziecko stawiające swoje pierwsze kroki, ale jednak szczery uśmiech.
-
Uśmiechnąłeś się - powiedziała, a jej uśmiech, choć był pewny, że to już
niemożliwe, stał się jeszcze szerszy. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę.
A z tym gwiazdorem… to było celowe. Chciałam Cię rozbawić. - powiedziała.
-
No to Ci się udało. - powiedział, wpatrując się w jej błyszczące szare oczy. -
Ale nie zmienia to faktu, że było to trochę… wiesz jakby Ci to powiedzieć… to
źle wpływa na męskie ego. Jednak. Tak przy okazji.
-
Ech, faceci i to ich poczucie własnej wartości. - powiedziała, machając przy
tym obojętnie ręką. - Zawsze trzeba uważać, żeby ich czymś nie urazić. To bywa,
irytujące wiesz? - powiedziała, ale kontynuowała swoją wypowiedź, nawet nie
czekając na jego odpowiedź. - W każdym razie, nie powiedziałam nic niezgodnego
z prawdą. Ty jesteś gwiazdą. - spojrzał na nią wilkiem - Nie ma co się
oszukiwać, Paddy. Masz miliony fanek na całym świecie.
-
To, że mam fanki, nie oznacza, że jestem gwiazdą. - odpowiedział.
-
Okey, może i nie. Ale jednak krytycy też raczej się dobrze o Tobie wypowiadają,
zwłaszcza o tej twojej solowej płycie. A poza tym… jakby nie patrzeć,
mieszkałeś w Kolonii, to znacznie większe miasto niż to. Zwiedziłeś pół świata.
Więc na pewno bywałeś w dużo lepszych kawiarniach, niż te tutaj.
-
Zapomniałaś, że kiedyś były czasy, że nie było mnie stać nawet na czekoladę, a
co dopiero wizytę w kawiarni. - odpowiedział, wracając na chwilę do swoich
wspomnień. - Więc, naprawdę…
-
To gdzie zabierałeś dziewczyny? Tylko nie gadaj, że nie chodziłeś na randki.
-
Raczej niespecjalnie. Przy naszym trybie życia, trudno było zawiązywać jakiekolwiek
przyjaźnie, nie mówiąc już o czymś więcej. Także musze Cię niestety zmartwić,
ale nie bywałem na randkach w kawiarniach.
-
Aaa tam, i tak Ci nie wierzę. Na pewno były jakieś dziewczyny w Twoim życiu. -
powiedziała, nadal uśmiechnięta.
-
Właściwie pierwsza na poważnie to była dopiero Meggie, więc…
-
A ją gdzie zabierałeś na randki? - zapytała. Nie była pewna czy wejście w temat
jego byłej dziewczyny, to dobry pomysł, ale chciała, żeby sam się z tym oswoił.
Żeby to nie był jakiś temat tabu, który za wszelką cenę się omija.
-
W sumie to… najczęściej do parku. Zabierałem ze sobą gitarę, siadaliśmy pod
drzewem. No i… ja na ogół grałem i śpiewałem jej swoje nowe piosenki. Zawsze
powtarzała, że uwielbia ich słuchać wtedy, kiedy nie są jeszcze tak super
dopracowane, bo brzmią wtedy dużo bardziej prawdziwie, tak z serca. I w sumie tyle… Czasem zdarzały się jakieś
imprezy, co u mnie w domu, przy takiej ilości rodzeństwa zdarzało się… no cóż…
może nawet częściej, niż czasem… a poza tym? Chyba nic ciekawego. Raczej oboje
nie byliśmy osobami, które lubią zbyt często wychodzić. Zwłaszcza, że dla mnie
na ogół to był… problem. Ciężko było wyjść gdziekolwiek i nie napatoczyć się na
jakiegoś upartego dziennikarza czy fanatyczną fankę. Więc… woleliśmy unikać
publicznych miejsc. Wtedy było łatwiej. - powiedział.
-
No tak, masz rację. - powiedziała poważnie, a potem dla przeciwwagi uśmiechnęła
się szeroko - W takim razie pora zmienić odrobinę Twoje nawyki i nauczyć się
wychodzić do ludzi. Najwyższa pora, nie uważasz? Swoje lata, to już jednak pan
ma. - powiedziała uśmiechając się przekornie.
-
Może masz rację? W takim razie, co pani nauczycielka na dzisiaj przygotowała? -
zapytał, wyraźnie się uśmiechając.
-
No teraz, jak już ustaliliśmy idziemy na kawę? A potem? Czas pokaże. Nie ma co
za bardzo planować, bo później się nie udaje. Czasem lepiej pójść na żywioł,
wiesz?
-
Niech Ci będzie. - powiedział. Spuścił wzrok na chodnik. Przez chwilę wpatrywał
się we własne dłonie. Jednak dopiero po paru minutach zorientował się, że nadal
nie puścił jej ręki. I wcale mu to nie przeszkadzało. Czuł ciepło jej dłoni,
która wyjątkowo dobrze leżała w tej jego. I mimo, że było to bardzo dziwne
uczucie, to jednak nie miał zamiaru pozbawiać się czegoś, co sprawia mu radość.
A jej obecność oznaczała uśmiech, o którym on już zaczynał zapominać, i gdyby
nie ona, być może zapomniałby zupełnie.