czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział XIX



XIX
 
Na początku chciałabym podziękować wszystkim którzy czytają i wszystkim, którzy komentują, bo to jest naprawdę ogromna motywacja do tego, żeby pisać dalej. Zwłaszcza po powrocie z zajęć o finansach czy procesach informatycznych :P A to dopiero pierwszy tydzień nowego semestru :P
Teraz o nowej części. Coś, co powinno być znacznie wcześniej, ale jest, na potrzeby opowiadania, dopiero teraz :P Tym razem, jeszcze trochę o Meggie, ale w następnym już znowu będziemy mieli Pada. Co prawda trochę w innej wersji, ale zawsze. Tak więc zapraszam na nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. ENJOY!


- Jesteś tego pewna?- spytał ją już chyba po raz setny dzisiejszego dnia. Siedzieli w samochodzie, stojąc na podjeździe domu Maite. Nie, nie była pewna, nawet była przekonana, że i tak nic z tego nie wyjdzie ale po prostu musiała. Musiała chociaż spróbować się wytłumaczyć dlaczego tak nagle zniknęła i przez kilka miesięcy nie dawała znaku życia.
- Jestem – powiedziała na głos i pociągnęła za uchwyt, by otworzyć drzwiczki.
- Mam na Ciebie poczekać? – zapytała Nick, patrząc na nią przyszywającym wzrokiem. Widział strach w jej oczach, niepewność.
- Nie, dam sobie radę – uśmiechnęła się do niego niewyraźnie i szybko wysiadła za samochodu, zarzucając na ramię małą torebką. Patrzyła jak wycofuje samochód z podjazdu i sprawnie wyjeżdża na drogę. Pomachała mu jeszcze rękę i odwróciła się w stronę drzwi. Nagle poczuła się taka maleńka, bezradna. Niepewnie stawiając kroki, stanęła wreszcie przed drzwiami i lekko w nie zastukała. Usłyszała szybkie kroki wewnątrz domu. Skuliła się jeszcze bardziej, jakby chciała zapaść się pod ziemię, jakby próbowała stopić z szarą wycieraczką leżącą pod jej stopami. Ktoś po drugiej stronie przekręcił zamek, zobaczyła jak porusza się brązowa klamka, a drzwi powoli się otwierają. Chwilę później stała już twarzą w twarz z Patricią, która patrzyła na nią wzrokiem, który mógłby zabijać.
- Czego tu chcesz? – zapytała obcesowo.
- Porozmawiać…? – mówiła niepewnym głosem.
- Wydaje mi się, że nie mamy o czym. – Już chciała zamknąć jej drzwi przed nosem, ale Meg wsunęła stopę między drzwi a futrynę.
- Bardzo Cię proszę, ja wiem, że źle zrobiłam. Macie prawo mnie nienawidzić, rozumiem to, naprawdę. Ale chciałam przeprosić.
Patricia patrzyła na nią nadal wyraźnie wściekła ale przynajmniej nie próbowała już zamykać drzwi. Jej wyczekujący wzrok wyraźnie mówił, że wszystko, co chcę powiedzieć, musi powiedzieć teraz i tutaj. Nie miała co liczyć na to, że wpuszczą ją do domu i poczęstują herbatką, z resztą w sumie nawet tego nie oczekiwała.
            - Naprawdę przepraszam, ja… nie powinnam była tak bez… - nagle zaczęło jej brakować słów – Powinnam była z nim normalnie porozmawiać, powiedzieć… ale chyba nie potrafiłam.
            - Ale czego? Nie potrafiłaś mu powiedzieć, że po prostu kogoś masz? Takie to trudne?
Spojrzała na Patricię przerażonym wzrokiem, a potem dotarło do niej, że z ich perspektywy to tak mogło, a nawet musiało wyglądać. Wyjechała nagle, nikogo o tym nie informując, zostawiając tylko te przeklętą karteczkę na stole, która właściwie nie mówiła nic. Na dodatek teraz przyjechała tu z facetem. Dobrze, że kazała Nickowi wracać do mieszkania. Wiedziała, że jej wytłumaczenia tak naprawdę na nic się zdadzą, bo oni mieli wyrobioną opinię. Mimo to tak strasznie chciała powiedzieć coś, co chociaż minimalnie ją oczyści, przede wszystkim przed nią samą. 
            - To nie tak Patricia. Ja… ja nikogo nie mam, nie miałam. Wyjechałam bo… - znowu się zacięła, nie wiedząc co mówić dalej.
- Chyba Ci nie wierzę. – stwierdziła Patricia ale jej głos mówił, że jest zupełnie pewna tego, co mówi. Tego, że zostawiła Padda bo znalazła kogoś innego i wolała się szybko ulotnić, aby nikt się o tym nie dowiedział.
- Masz do tego prawo, rozumiem to. Ale ja naprawdę nikogo nie mam. Ja… po prostu nie dawałam sobie rady. Z waszą sławą, z tym, że Paddy’ego ciągle nie było.
- Jakoś  przez trzy lata ci to nie przeszkadzało. – powiedziała z niesmakiem.
- To zawsze było dla mnie trudne, a później po prostu… stało się zbyt trudne. Nie umiałam sobie dać rady z tym, ze zawsze jestem sama, że gdzie się nie obrócę to widzę pierwsze strony gazet, na których jestem. Sława jest trudna, a ja nie jestem na nią gotowa, chyba nigdy nie będę.
- I tak nagle, z dnia na dzień to do Ciebie dotarło, tak? Wiesz, to jest raczej bardzo grubymi nićmi szyte.
- Nie nagle, ja… ja próbowałam rozmawiać z Padd’ym ale… za każdym razem to bagatelizował. Nie chciał uwierzyć, że nie jestem na tyle silna, a ja zwyczajnie nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Do pewnego momentu to faktycznie nie było takie strasznie, zanim tak naprawdę wszyscy wiedzieli, było w porządku. A potem… Ci wszyscy fani, ciągle czatujący dziennikarze. To było dla mnie zbyt trudne. A do tego, ze wszystkim zawsze musiałam sobie radzić sama, a ja tego po prostu nie potrafię. Jestem słaba, dużo słabsza niż wydaje się Paddy’emu. Zamiast być dla niego wsparciem, byłam tylko obciążeniem. Nie chciałam tego. Nie chciałam żeby to tak wszystko się skończyło. Ja… chciałam na chwilę się odciąć od tego świata, nie wiem. Zobaczyć czy rzeczywiście bycie zwykłym anonimowym człowiekiem jest lepsze. Nie jest. Teraz już to wiem. Wtedy straciłam tylko prywatność, którą w jakiś sposób i tak mogłam chronić, próbować chronić, a teraz straciłam coś znacznie ważniejszego. Kogoś, kogo kochałam. – mówiła coraz ciszej, coraz mniej wyraźnie. Głos jej się załamywał, a w oczach pojawiły się srebrzyste kropelki. Szybko zamrugała powiekami, aby się ich pozbyć. W ich miejscu jednak od razu pojawiły się nowe.  Spojrzała na Patricię, spod lekko przymrużonych powiek, jednak nic nie mogła wyczytać z jej twarzy. Jakby patrzyła się na maskę.
- Coś jeszcze? – zapytała dopiero po dobrej chwili Patricia, jej głoś brzmiał już nieco inaczej. Nie czuć już w nim było wyraźnej niechęci.
- Jeszcze raz chciałam przeprosić, naprawdę żałuję.
- To jego powinnaś przepraszać, a nie mnie. – stwierdziła chłodno Patricia.
- Wiem, nie zdążyłam. Tego żałuję najbardziej.
- Żałujesz?… Widzisz do czego go doprowadziłaś?
- Wiem, czytałam w gazetach. Wiem, że poszedł do zakonu.
- Tak – zaśmiała się Patricia gorzko – Ale  nie o to mi chodzi. On próbował się zabić, Meg. Gdybym weszła wtedy do jego mieszkania pół minuty później, to on już leżałby martwy na trawniku.
- Co? – powiedziała Meg, jej głos drżał, tak samo jak i ręce. – On próbował…? – nie potrafiła dokończyć pytania.
- Tak, próbował popełnić samobójstwo. Przez Ciebie. Tego nigdy nie będę w stanie Ci wybaczyć. Mogłam stracić przez Ciebie brata.
- Przepraszam, tak strasznie przepraszam – mówiła, płacząc. Jej słowa były niewyraźne, jakby rozmyte przez łzy spływające do gardła. – Ja nie chciałam, naprawdę.
- To akurat ma małe znaczenie, czego ty chciałaś, a czego nie. Wiesz, że on chciał Ci się oświadczyć? Że właśnie tego dnia, kiedy zniknęłaś, przyszedł do Ciebie z pierścionkiem, a zastał puste mieszkania z karteczką na stole, że coś sobie musisz przemyśleć? Dociera to do Ciebie? Jak on musiał się poczuć?
- Ja… - nie mogła wykrztusić z siebie żadnych słów. Nie, nie wiedziała. I nadal wolałaby nie wiedzieć, bo to cholernie mocno bolało. Gdyby wtedy… teraz byłaby szczęśliwą narzeczoną. Może planowałaby właśnie przyjęcie weselne albo oglądała katalogi z sukniami ślubnymi? Łzy płynęły już nieprzerwanym strumieniem po jej twarzy. Nie wiedziała. Nie mogła wiedzieć.
- Przepraszam. – to było słowo, które w trakcie tej rozmowy wymawiała już kilkakrotnie ale tak naprawdę ono nic nie znaczyło. Słowo nie potrafiło odwrócić tego, co ona zrobiła. Było tylko słowem.
- Chyba już powinnaś iść – stwierdziła Patricia.
- Tak, masz rację, powinnam. – powiedziała cicho, z głosem nadal nabrzmiałym od łez. – Powiesz mu? – zapytała z iskierką nadziei, która przeczyła łzom na policzkach.
- To chyba nie będzie koniecznie. Jeżeli rzeczywiście Go kochasz, to dasz mu żyć. Bardzo Cię proszę, nie wracaj. Dla dobra wszystkich. Już wystarczająco przez Ciebie cierpiał.
- Masz rację. Jeszcze raz przepraszam. Nic innego nie mogę zrobić.
- W porządku ale nie wracaj. Wiem, że i tak zrobisz jak będziesz chciała ale… nie niszcz mu życia drugi raz. Bo drugi raz może się nie udać go uratować.
- Przepraszam – powiedziała, odwróciła się na pięcie i przeszła przez podjazd, kierując się w stronę chodnika.
- To faktycznie jest trudne – usłyszała za sobą cichy głos. Odwróciła się w stronę domu i spojrzała pytająco na opierającą się o futrynę Patricię.
- Sława. Sława jest trudna. – uśmiechnęła się do niej smutno i wróciła do wnętrza mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Odwróciła się i odeszła chodnikiem w stronę centrum, gdzie było jej mieszkania. Czekał ją długi spacer ale musiała wszystko sobie przemyśleć. Nie zdawała sobie sprawy, jak wiele zmieniło jej zachowanie. Zrozumiała, że nie tylko ona przeżyła rozstanie. Nawet nie tylko ona i Paddy. A potem jeszcze jedno. Paddy chciał się zabić, przez nią. To było w tym wszystkim najgorsze. Potrząsnęła mocno głową, próbując odsunąć na bok wszystkie myśli. Nie chciała o tym pamiętać. Podniosła głowę i spojrzała na niebo. Było ciemnoszare, pełne chmur, które co chwila jaśniały od przecinających je błyskawic. Poczuła pierwsze grube krople deszczu na swojej twarzy.

13 komentarzy:

  1. No to myślę, że i Meg ogromne wyrzuty sumienia dotknęły, zabolało ją, bo wie, że on mógł zginąć...
    Super część, potrzebna była

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No musi mieć wyrzuty sumienia, w następnym rozdziale to będzie chyba jeszcze lepiej widać. A przynajmniej tak myślę :P O Paddy'm też chyba troszkę będzie, o ile mi wyjdzie, bo jakoś doświadczenia zakonnego nie mam, co najwyżej seminaryjne mojego brata :P

      Usuń
  2. Ta, dotknęły, tylko chyba trochę za późno. Ja w ogóle nie rozumiem takiego zachowania. Kochać kogoś i tak go zostawić i potem nie chcieć wrócić. Gówno go kochała! Nie mogłaby żyć bez niego jakby go kochała! Ależ jestem zła na nią! Grrr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nadal Meg nie lubisz, co? No cóż, serio dziewczyna nie jest aż taka zła, na jaką wygląda. To fakt, że może jej zachowanie temu przeczy, ale jednak w jakiś sposób kochała Paddy'ego. Mam nadzieję, że jeszcze się jakoś do niej przekonasz :P Problem w tym, że Meg nie jest czarno-biała, skonkretyzowana. Może tu tkwi jakiś haczyk, że robi tak jak pewnie zrobiłoby wiele dziewczyn, ale żadna by się do tego nie przyznała :P No bo jak to? Zostawić takiego kogoś? Strach jest bardzo złym doradcą, ale bardzo często niestety mu ulegamy, a później wychodzą z tego skutki, których nie przewidzieliśmy. Ona też nie przewidziała jego postępowania, no i wyszło, że na pewnym etapie się po prostu minęli. Ale na pewno na jakimś jeszcze się spotkają, chociaż jeszcze daleka droga ich czeka:P Uff, elaborat mi z tego wyszedł, a nie komentarz. A do tego pewnie jeszcze mało zrozumiały :P

      Usuń
    2. Nie no, zrozumiały, ale ja jestem emocjonalny człowiek i po prostu no cholera mnie strzela. No jak się kogoś kocha, to się tak go nie zostawia bez słowa wyjaśnienia. Ale zaraz, zaraz, ile lat ma Meg? 25? No to jeszcze może faktycznie się przekonam zwalając to na jej młody wiek. Ech...

      A czy można prosić o powrót do poprzedniego wyglądu? Że jeden post jest na stronie, a nie jeden pod drugim? Lepiej się czyta, szuka komentarzy itp. Jeśli nie, to oczywiście zrozumiem.

      Usuń
    3. Czuję sie dokładnie jak Ola.....jestem zła, zawiedziona , zdezorientowana....Nie rozumiem tłumaczenia Meg. Nie można kochać i znikać na pare tyg, bez dawania znaku życia....Ech....

      Usuń
  3. No to jestem M.D :) Co jak co nie rozumiem Meg, no staram się, wyjechałaby na jakieś 2 tyg max i ok, potem by wróciła, coś powiedziała, cokolwiek. Napisała, no nie wiem. Nie wierzę, że przestała tak kochać z dnia na dzień. Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale kto powiedział, że ona przestała kochać? :P Ona po prostu się tej miłości bała. A pogadać, no cóż... kiedyś jeszcze zdążą, a zalążek czegoś w tym guście już niebawem :)

      Usuń
    2. No bo ktoś, kto kocha tak nie postępuje! Ale Ty mi tutaj tą Meg zakręciłaś w umyśle, no mówię Ci! Nie potrafię dziewczyny zrozumieć, no nie potrafię. A jak się bała, to było powiedzieć "sorry, mam stracha jak stąd do Meksyku, nie wchodzę w to, bye" i tyle. Ech... Już się doczekać nie mogę.

      Usuń
    3. Czasem postępuje tak ktoś, kto kocha zbyt mocno, bo woli odejść, wtedy kiedy ma jeszcze na to siłę, ale to taka moja prywatna opinia :P A następny rozdział pewnie już jutro, bo w sumie większość już mam ogarnięte, nie będę Was trzymać w takiej niepewności :P

      Usuń
    4. Czasem postępuje tak ktoś, kto kocha zbyt mocno, bo woli odejść, wtedy kiedy ma jeszcze na to siłę... Marta jakie to prawdziwe...nie wiem co napisac wiecej...

      Usuń
  4. Ooo, cudownie! Się doczekac nie mogę! Ola

    OdpowiedzUsuń