Rozdział VI
- No to opowiadaj,
siostra! Jak ci tam jest w tej Kolonii? Kurczę, tak dawno się nie widziałyśmy,
Meg, już zapomniałam jak wyglądasz! No już, gadaj! Jak Paddy? Nadal tacy
zakochańce jak ostatnio? Że też musiałaś wyjeżdżać, żeby znaleźć takiego faceta
ale normalnie Ci zazdroszczę. Chyba się kiedyś tam do Ciebie wybiorę na dłużej,
może mi też się poszczęści? Kto wie?
- Kate, wolniej,
za dużo informacji naraz! – zaśmiała się Maggie.
- Po prostu się
za tobą stęskniłam siostrzyczko, tak dawno Cię w domu nie było. Dzwonisz też
rzadko, prawie nic nie wiem o tym, co się u Ciebie dzieje.
- Oj, młoda, nie
przesadzasz troszeczkę?
- Jasne, że nie.
No więc?
- A od którego
pytania mam zacząć? – zapytała Meg.
- Od początku
najlepiej.
- Ale ja już nie
pamiętam które było pierwsze. – odparła zaczepnie.
- Meg! Zacznij od
którego chcesz!... No, proszę… - błagała Katie.
- Paddy? No to…
nie wiem o co chodzi Ci z tymi zakochańcami ale nadal z nim jestem i jest mi z
tym naprawdę dobrze. Poza tym, że ostatnio raczej muszą mi wystarczać telefony.
- No tak, coś
tam wspominałaś. Jakieś koncerty? Dobrze pamiętam?
- Tak, koncerty.
Więc w domu Go nie ma, no i … tęsknie jak nie wiem. Ale to raczej normalne. Z
resztą, jutro już wraca i znowu będzie happily ever after.
-I żyli długo i szczęśliwie
to ty po ślubie będziesz miała – zaśmiała się młodsza – A jak widzę do tego, to
chyba się jeszcze nie palisz. A przynajmniej żadnego ślicznego pierścionka na
Twoim paluszku nie widzę. No chyba, że zapomniał kupić? Nie, nie Paddy! To by
do niego nie pasowało.
- Nie jestem
zaręczona, pasuje? Na razie.
- A macie jakieś
plany? W sumie to bardzo chętnie bym się pobawiła na jakimś weselu. Tylko
wiesz, o takich rzeczach się jednak mówi wcześniej, tak jakby. Wiesz, sukienki,
te sprawy. To wymaga czasu.
- Kate, czy ty
możesz przestać tak nawijać? Nie wychodzę za mąż, a przynajmniej na pewno nie
teraz, jeszcze nie. Nie jestem zaręczona, w ciąży też nie. Jeszcze jakieś
wątpliwości?
- Jak już z tą
ciążą zaczęłaś, to w sumie, jak tak na Ciebie patrzę, to nie byłby wcale zły
pomysł. Latka Ci już lęcą siostrzyczko, nie ma co się oszukiwać.
-Kurde, co z
wami? Ostatnio to samo słyszałam od Maite. Czy wy się uparłyście na bycie ciotkami,
czy jak? – odparła wyraźnie wyprowadzona z równowagi Meggie.
- A nie
pomyślałaś, że skoro mówi Ci o tym więcej osób, to może w tym coś być? No
popatrz sama, ty masz 25 lat, Paddy ma… Ile on ma właściwie lat? Bo starszy to
na pewno.
- Jest trzy lata
ode mnie straszy, więc 28.
- No więc sama
widzisz. Cyfry same mówią za siebie. Twój zegarek tyka na alarm, Meg!
- Kat, nie
przesadzaj. Ja mam 25 lat, a nie 35. Mam wiele lat życia przed sobą.
- W to nie
wątpię, ja Cię wcale na tamten świat nie wysyłam. Tylko stwierdzam, że to już
pora na bycie matką, żoną…
- I może jeszcze
kochanką, co? Jak już idziemy w full serwis?
- Ty to
powiedziałaś, nie ja.
- Kat, ja Cię
bardzo proszę, nie zapędzaj się tak w planowaniu mojej przyszłości, ok? Na
razie jest dobrze tak jak jest. Jesteśmy po prostu ze sobą szczęśliwi.
- Jak tam sobie
chcesz. Ale pamiętaj, jak się zaręczysz, to ja chcę o tym wiedzieć pierwsza,
dobra? Chociaż tyle możesz zrobić dla młodszej, kochanej siostrzyczki –
uśmiechnęła się uroczo, Kate.
- Masz, moje
słowo. Jeszcze jakieś prośby?
- Nie, jak na
razie nie. Ale czekam na ciąg dalszy opowieści.
- No ale co ja
mam Ci opowiadać? Kolonia fajne miasto, dobrze mi się tam mieszka. Naprawdę nie
ma o czym mówić.
- Jak tam sobie
chcesz. To, co? Wracamy do domu? Mama pewnie zaraz zacznie wydzwaniać… Oho, a
nie mówiłam? – Kat spojrzała na siostrę, która właśnie wyciągała telefon z
kieszeni dżinsowych spodni i jakby na komendę, widząc jego wyświetlacz, zaczęła
uśmiechać się do siebie.
- To nie mama,
Kat, więc zamknij się na chwilę, dobra? – szybko wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Hej, kochanie –
zaczęła radosnym głosem do telefonu.
- Hej, Maggie!
Stęskniłem się za Tobą, wiesz?
- Ja za Tobą też
ale przecież jutro już wracasz, prawda? Tylko krótkie 16 godzin i już będziesz
w Kolonii. Szybko minie.
- No właśnie, z
tym jest mały problem. Nie będę jutro w domu. – odpowiedział smutno Patrick.
- Ale jak to nie
będziesz? Stało się coś?
- Nie, po prostu
musimy z Jimmem jeszcze zostać trochę w Berlinie. Wiesz, czekają nas tam
jeszcze koncerty i trzeba parę rzeczy ogarnąć.
- Trochę to
znaczy ile? Dzień, dwa?
- Naprawdę nie
wiem, skarbie. Postaram się wrócić jak najszybciej ale wiesz jak to jest. Nie
zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?
- Pewnie, że
nie. O co mam się gniewać? Nie twoja wina, po prostu…
- Wiem, ja też
wolałbym już być z Tobą, w domu. Nawet
nie wiesz, jak bardzo za Tobą tęsknie.
- Pewnie tak
samo jak ja za Tobą.
- Bardziej,
zdecydowanie bardziej – mimowolnie uśmiechnęła się do telefonu, chociaż był to
trochę uśmiech przez łzy.
- Zadzwonisz
jutro? – zapytała ledwie dosłyszalnym szeptem.
- Oczywiście, że
zadzwonię. I pamiętaj, że strasznie Cię kocham.
- Pamiętam, ja
też Cię kocham, Paddy.
- No to do
usłyszenia, pa Meggie.
- Pa.
Jeszcze przez
chwilę wpatrywała się w wyświetlacz telefonu. Próbowała się nie rozpłakać,
chociaż miała na to straszną ochotę. Łzy wypływały spod jej powiek mimowolnie,
spływając po bladych policzkach. Tak bardzo liczyła na to, że już jutro Go
zobaczy. A teraz to się znowu odłożyło i właściwie nawet nie wiedziała na
kiedy.
- Ej, siostra,
nie martw się. Przecież wróci.
- Tak, wróci…
zawsze wraca. Tylko kiedy?
Na to pytanie jednak
żadna z nich nie znała odpowiedzi.
Rozumiem Maggie doskonale.
OdpowiedzUsuńAch... takie życie z muzykiem :)
OdpowiedzUsuńWciągające B-)
OdpowiedzUsuń