sobota, 1 lutego 2014

Rozdział VI



Rozdział VI


- No to opowiadaj, siostra! Jak ci tam jest w tej Kolonii? Kurczę, tak dawno się nie widziałyśmy, Meg, już zapomniałam jak wyglądasz! No już, gadaj! Jak Paddy? Nadal tacy zakochańce jak ostatnio? Że też musiałaś wyjeżdżać, żeby znaleźć takiego faceta ale normalnie Ci zazdroszczę. Chyba się kiedyś tam do Ciebie wybiorę na dłużej, może mi też się poszczęści? Kto wie?

- Kate, wolniej, za dużo informacji naraz! – zaśmiała się Maggie.

- Po prostu się za tobą stęskniłam siostrzyczko, tak dawno Cię w domu nie było. Dzwonisz też rzadko, prawie nic nie wiem o tym, co się u Ciebie dzieje.

- Oj, młoda, nie przesadzasz troszeczkę?

- Jasne, że nie. No więc?

- A od którego pytania mam zacząć? – zapytała Meg.

- Od początku najlepiej.

- Ale ja już nie pamiętam które było pierwsze. – odparła zaczepnie.

- Meg! Zacznij od którego chcesz!... No, proszę… - błagała Katie.

- Paddy? No to… nie wiem o co chodzi Ci z tymi zakochańcami ale nadal z nim jestem i jest mi z tym naprawdę dobrze. Poza tym, że ostatnio raczej muszą mi wystarczać telefony.

- No tak, coś tam wspominałaś. Jakieś koncerty? Dobrze pamiętam?

- Tak, koncerty. Więc w domu Go nie ma, no i … tęsknie jak nie wiem. Ale to raczej normalne. Z resztą, jutro już wraca i znowu będzie happily ever after.

-I żyli długo i szczęśliwie to ty po ślubie będziesz miała – zaśmiała się młodsza – A jak widzę do tego, to chyba się jeszcze nie palisz. A przynajmniej żadnego ślicznego pierścionka na Twoim paluszku nie widzę. No chyba, że zapomniał kupić? Nie, nie Paddy! To by do niego nie pasowało.

- Nie jestem zaręczona, pasuje? Na razie.

- A macie jakieś plany? W sumie to bardzo chętnie bym się pobawiła na jakimś weselu. Tylko wiesz, o takich rzeczach się jednak mówi wcześniej, tak jakby. Wiesz, sukienki, te sprawy. To wymaga czasu.

- Kate, czy ty możesz przestać tak nawijać? Nie wychodzę za mąż, a przynajmniej na pewno nie teraz, jeszcze nie. Nie jestem zaręczona, w ciąży też nie. Jeszcze jakieś wątpliwości?

- Jak już z tą ciążą zaczęłaś, to w sumie, jak tak na Ciebie patrzę, to nie byłby wcale zły pomysł. Latka Ci już lęcą siostrzyczko, nie ma co się oszukiwać.

-Kurde, co z wami? Ostatnio to samo słyszałam od Maite. Czy wy się uparłyście na bycie ciotkami, czy jak? – odparła wyraźnie wyprowadzona z równowagi Meggie.

- A nie pomyślałaś, że skoro mówi Ci o tym więcej osób, to może w tym coś być? No popatrz sama, ty masz 25 lat, Paddy ma… Ile on ma właściwie lat? Bo starszy to na pewno.

- Jest trzy lata ode mnie straszy, więc 28.

- No więc sama widzisz. Cyfry same mówią za siebie. Twój zegarek tyka na alarm, Meg!

- Kat, nie przesadzaj. Ja mam 25 lat, a nie 35. Mam wiele lat życia przed sobą.

- W to nie wątpię, ja Cię wcale na tamten świat nie wysyłam. Tylko stwierdzam, że to już pora na bycie matką, żoną…

- I może jeszcze kochanką, co? Jak już idziemy w full serwis?

- Ty to powiedziałaś, nie ja.

- Kat, ja Cię bardzo proszę, nie zapędzaj się tak w planowaniu mojej przyszłości, ok? Na razie jest dobrze tak jak jest. Jesteśmy po prostu ze sobą szczęśliwi.

- Jak tam sobie chcesz. Ale pamiętaj, jak się zaręczysz, to ja chcę o tym wiedzieć pierwsza, dobra? Chociaż tyle możesz zrobić dla młodszej, kochanej siostrzyczki – uśmiechnęła się uroczo, Kate.

- Masz, moje słowo. Jeszcze jakieś prośby?

- Nie, jak na razie nie. Ale czekam na ciąg dalszy opowieści.

- No ale co ja mam Ci opowiadać? Kolonia fajne miasto, dobrze mi się tam mieszka. Naprawdę nie ma o czym mówić.

- Jak tam sobie chcesz. To, co? Wracamy do domu? Mama pewnie zaraz zacznie wydzwaniać… Oho, a nie mówiłam? – Kat spojrzała na siostrę, która właśnie wyciągała telefon z kieszeni dżinsowych spodni i jakby na komendę, widząc jego wyświetlacz, zaczęła uśmiechać się do siebie.

- To nie mama, Kat, więc zamknij się na chwilę, dobra? – szybko wcisnęła zieloną słuchawkę.

- Hej, kochanie – zaczęła radosnym głosem do telefonu.

- Hej, Maggie! Stęskniłem się za Tobą, wiesz?

- Ja za Tobą też ale przecież jutro już wracasz, prawda? Tylko krótkie 16 godzin i już będziesz w Kolonii. Szybko minie.

- No właśnie, z tym jest mały problem. Nie będę jutro w domu. – odpowiedział smutno Patrick.

- Ale jak to nie będziesz? Stało się coś?

- Nie, po prostu musimy z Jimmem jeszcze zostać trochę w Berlinie. Wiesz, czekają nas tam jeszcze koncerty i trzeba parę rzeczy ogarnąć.

- Trochę to znaczy ile? Dzień, dwa?

- Naprawdę nie wiem, skarbie. Postaram się wrócić jak najszybciej ale wiesz jak to jest. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?

- Pewnie, że nie. O co mam się gniewać? Nie twoja wina, po prostu…

- Wiem, ja też wolałbym już być z Tobą, w domu.  Nawet nie wiesz, jak bardzo za Tobą tęsknie.

- Pewnie tak samo jak ja za Tobą.

- Bardziej, zdecydowanie bardziej – mimowolnie uśmiechnęła się do telefonu, chociaż był to trochę uśmiech przez łzy.

- Zadzwonisz jutro? – zapytała ledwie dosłyszalnym szeptem.

- Oczywiście, że zadzwonię. I pamiętaj, że strasznie Cię kocham.

- Pamiętam, ja też Cię kocham, Paddy.

- No to do usłyszenia, pa Meggie.

- Pa.

Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz telefonu. Próbowała się nie rozpłakać, chociaż miała na to straszną ochotę. Łzy wypływały spod jej powiek mimowolnie, spływając po bladych policzkach. Tak bardzo liczyła na to, że już jutro Go zobaczy. A teraz to się znowu odłożyło i właściwie nawet nie wiedziała na kiedy.

- Ej, siostra, nie martw się. Przecież wróci.

- Tak, wróci… zawsze wraca. Tylko kiedy?

Na to pytanie jednak żadna z nich nie znała odpowiedzi.

3 komentarze: