XV
-
Paddy, proszę Cię, porozmawiaj ze mną – błagała Maite. Odkąd wrócili ze
szpitala, Paddy nie odezwał się nawet słowem. To było do niego tak niepodobne,
że coraz bardziej zaczynała się martwić. Na ogół dusza towarzystwa, lider
zespołu, a dzisiaj? Jakby był gdzieś całkiem obok.
-
Paddy, proszę! Nie zamykaj się w sobie, braciszku. – nawet na nią nie spojrzał.
Wbił tylko wzrok w ścianę, stapiając się z fotelem, na którym siedział.
Patrzyła na niego smutnym wzrokiem, nie wiedząc co może zrobić. Właściwie to
nie mogła nic, bo jeżeli on nie chciał w ogóle rozmawiać, to jak ona mogłaby mu
pomóc? Wyszła smutna z pokoju, zostawiając go w ciemnym pomieszczeniu. Przeszła
do kuchni i stanęła przy kuchennym blacie.
-
No i co? – spytała Patrcia.
-
Nic! W ogóle nie chce się odezwać. Ja już nie mam pojęcia co robić! – mówiła
załamana Maite, patrząc na równie zmartwioną starszą siostrę. – To mnie
przerasta. Nawet nie wiem co się tak naprawdę stało. Paddy nic nie mówi, tylko
patrzy w ściany, Meg też się uparła, że nie chce z nikim rozmawiać i zwyczajnie
wyłączyła telefon. Jedyne co wiem to, to że jej nie ma. Tyle.
-
Nie podoba mi się to, Maite. Coś musiało się między nimi stać. Przecież nie
zostawia się faceta, tak ni z tego ni z owego. To nie jest normalne. Musieli
się pokłócić, a Paddy po prostu nie chce nam o tym powiedzieć.
- Wiesz… jakoś mi to do niego nie pasuje. On
świata poza nią nie widział.
-
A jeżeli ona ma kogoś? – Maite spojrzała na nią ostro – Nie patrz tak na mnie,
jakby Ci to przez myśl nie przeszło. Skoro obie stwierdziłyśmy, że to nie mogła
być wina Pada, to chyba oczywiste jest, że to o nią musi chodzić.
-
I odeszła, bo go zdradziła? Patti, proszę Cię. To nie ma sensu.
-
Czemu nie? Takie rzeczy się zdarzają.
-
Jakoś mi to nie pasuje. Jeżeli by tak faktycznie było, to by mu to powiedziała,
a nie zostawiała jakąś idiotyczną kartkę o tym, że musi sobie coś przemyśleć. Z
resztą cały ten list brzmi jak jakiś kompletny bełkot. Nie mam pojęcia co ona
chciała napisać, a znamy się parę ładnych lat. Nic z tego nie rozumiem. –
powiedziała zrezygnowana Maite.
-
No cóż, pewnie i tak się nie dowiemy, skoro jej tu nie ma. – mruknęła Patricia
i podniosła się z krzesła. – Zajrzę do niego.
-
Idź, idź, może Tobie cokolwiek powie. Ja już nie mam pomysłu jak do niego
dotrzeć.
Patricia
wyszła z kuchni i przeszła korytarzem w stronę mrocznego salonu. Wchodząc,
włączyła niewielką lampkę w rogu. Paddy siedział na fotelu, wgapiając się w
jeden punkt na ścianie, dokładnie tak jak zostawiła go Maite. Nie zareagował
nawet na zapalenie się światła. Przemierzyła salon i usiadła na oparciu fotela,
dotykając delikatnie dłonią jego ramienia.
- Co się stało, braciszku? – mówiła
cichym i spokojnym głosem, nie chcąc go wystraszyć. Poczuła jak spinają się
jego mięśnie. Oparł głowę na jej ramieniu, a ona głaskała delikatnie jego
włosy. Płakał, znowu płakał, bo nie potrafił sobie poradzić z tłumionymi
emocjami.
-
Po prostu odeszła – mówił, a łzy spływały po jego zaczerwienionych policzkach –
Zostawiła kartkę. Nie wiem co się stało. Nic nie wiem. – mówił urywanymi
zdaniami, jakby nie potrafił wyrazić słowami swoich uczuć. – Boję się, Patricia.
Boję się, że ona nie wróci – mówił coraz ciszej. – Ja już tęsknie. Ja nie
potrafię bez niej. Nie dam sobie rady. – mówił ledwie dosłyszalnym szeptem.
Głaskała czule jego włosy, a on po prostu wyrzucał z siebie pojedyncze krótkie
zdania. – Kocham ją, Pat. Nawet teraz. Gdyby wróciła… nie powiedziałbym nawet
słowa. Tylko żeby tu była. Żeby było tak jak wcześniej. Nic więcej. – nieudolnie
tłumił szloch, który z każdym słowem wydobywał się z jego gardła.
-
Wiem, braciszku, wiem. – mówiła cicho Patricia, nadal trzymając go w swoich
objęciach. Miała ochotę płakać razem z nim, nie mogła znieść bólu, który był
widoczny na jego twarzy, w każdym geście.
-
Ja nic nie rozumiem Patricia. – powiedział znowu.
-
Wiem, Paddy. Tak strasznie mi przykro, że nie umiem Ci pomóc.
Wtulił
się w nią jeszcze mocniej, jakby jej siostrzane ramiona były jedynymi, które mogą
dać mu to poczucie bezpieczeństwa i bezgranicznej miłości, jakie było mu w tym
momencie potrzebne.
- Pomagasz – powiedział – Po prostu
jesteś.
Mówił
cicho, jakby każdy dźwięk sprawiał mu ogromny ból, jakby każde słowo było zbyt
trudne do wypowiedzenia. Chciała się uśmiechnąć ale jakoś nie potrafiła zmusić
warg do tego prostego gestu. Odsunęła go delikatnie od siebie i spojrzała w
jego niebieskie, jakby zamglone, tęczówki. Widziała w nich wielki ból i
tęsknotę. Nie potrafiła mu pomóc, nie tak jakby chciała. Nie potrafiła zabrać
tego cierpienia z jego ciała, z jego umysłu, z jego oczu. Przytuliła go jeszcze
raz do siebie, kładąc jego głowę na swoich kolanach. Była jak matka, która pociesza
swoje ukochane dziecko. Dziecko, które wypłakuje się jej w ramionach. Paddy był
teraz tak bezradny jak maleńkie dziecko, czuła jego drżące ciało, czuła chłód
łez na swoich dłoniach. I nie potrafiła nic z tym zrobić, nie potrafiła odegnać
tego bólu. Tu nie wystarczyło zapalone światło, które odgania potwory czające
się pod łóżkiem. Tu potrzeba było ogromnej cierpliwości i miłości, matczynej
miłości. Takiej, która daje siłę do walki z własnymi demonami. Bała się, że
temu tak zwyczajnie nie podoła. Widziała jak Maite wchodzi po cichu do pokoju i
staje przy kanapie. Skinęła jej delikatnie głową, dając znać, że coś się jednak
udało. Maite uśmiechnęła się lekko do starszej siostry, dziękując jej jasnym spojrzeniem.
Tu nie potrzeba było więcej. Kołysała go w rytm jego oddechu i delikatnie
głaskała włosy, aż ten wreszcie nie usnął wyczerpany na jej kolanach. Dopiero
wtedy ułożyła jego głowę na poduszce i podniosła się z fotela. Przykryła go
ciepłym kocem i skinąwszy na siostrę, obie po cichu wyszły z salonu, gasząc za
sobą światło i zostawiając śpiącego niespokojnie chłopaka.
- No i? – od razu zaczęła Maite, jak
tylko usiadły przy stole w kuchni.
-Nadal nic nie rozumiem.
- Ale powiedział coś? – zapytała młodsza
natarczywie.
-
Pewnie tyle co tobie. Że Meggie go zostawiła, że nie wie dlaczego. I że nadal
ją kocha i za nią tęskni. – powiedziała smutno Patricia.
-
Dobrze chociaż, że w ogóle się odezwał.
-
Tak, masz racje ale… Po prostu nie potrafię tego pojąć. On sprawia wrażenie
jakby sam nie wiedział co się stało. Jakby cały czas zadawał sobie pytania. Nie
wiem… Nie wiem jak mam to wszystko rozumieć.
-
Może rzeczywiście tak jest? Może sam nie wie?
-
Może. W każdym razie dobrze, że teraz zasnął. Sen potrafi leczyć rany.
-
Nie każde rany da się uleczyć – stwierdziła gorzko Maite.
Patricia
spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. Nie każde rany da się uleczyć. Bała się, że
jego ran nawet czas nie zabliźni.
pewnie, że nie wie co się stało...
OdpowiedzUsuńCiekawe co Paddy zrobi, aha brat by jakiś mu się przydał... do pogadania oczywiscie :)
ach...
No brat będzie, i siostrzyczka też ale on i tak znajdzie troszkę inny sposób na rozwiązanie swoich problemów :P
UsuńJa się już boję! Ale wiecie co? Podoba mi się, że tym razem, to nie on sprawia ból głównej bohaterce, a ona jemu. To też jest inne niż w pozostałych opowiadaniach. Podoba mi się.
UsuńNo musiałam coś innego wymyślić, żeby nie było, że wszystkie opowiadania są o tym samym :)
UsuńNo i ryczę :'( razem z Paddym :( Ale mi Go żal , biedny ....
OdpowiedzUsuńNo i popłakałam sobie razem z nim 😢😢😢 tak mi go szkoda biedny sam nie wie co tak naprawdę się stało co on takiego zrobił że ona już go nie chce i nie kocha 😢
OdpowiedzUsuń