wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział XV



XV


 

- Paddy, proszę Cię, porozmawiaj ze mną – błagała Maite. Odkąd wrócili ze szpitala, Paddy nie odezwał się nawet słowem. To było do niego tak niepodobne, że coraz bardziej zaczynała się martwić. Na ogół dusza towarzystwa, lider zespołu, a dzisiaj? Jakby był gdzieś całkiem obok.

- Paddy, proszę! Nie zamykaj się w sobie, braciszku. – nawet na nią nie spojrzał. Wbił tylko wzrok w ścianę, stapiając się z fotelem, na którym siedział. Patrzyła na niego smutnym wzrokiem, nie wiedząc co może zrobić. Właściwie to nie mogła nic, bo jeżeli on nie chciał w ogóle rozmawiać, to jak ona mogłaby mu pomóc? Wyszła smutna z pokoju, zostawiając go w ciemnym pomieszczeniu. Przeszła do kuchni i stanęła przy kuchennym blacie.

- No i co? – spytała Patrcia.

- Nic! W ogóle nie chce się odezwać. Ja już nie mam pojęcia co robić! – mówiła załamana Maite, patrząc na równie zmartwioną starszą siostrę. – To mnie przerasta. Nawet nie wiem co się tak naprawdę stało. Paddy nic nie mówi, tylko patrzy w ściany, Meg też się uparła, że nie chce z nikim rozmawiać i zwyczajnie wyłączyła telefon. Jedyne co wiem to, to że jej nie ma. Tyle.

- Nie podoba mi się to, Maite. Coś musiało się między nimi stać. Przecież nie zostawia się faceta, tak ni z tego ni z owego. To nie jest normalne. Musieli się pokłócić, a Paddy po prostu nie chce nam o tym powiedzieć.

-  Wiesz… jakoś mi to do niego nie pasuje. On świata poza nią nie widział.

- A jeżeli ona ma kogoś? – Maite spojrzała na nią ostro – Nie patrz tak na mnie, jakby Ci to przez myśl nie przeszło. Skoro obie stwierdziłyśmy, że to nie mogła być wina Pada, to chyba oczywiste jest, że to o nią musi chodzić.

- I odeszła, bo go zdradziła? Patti, proszę Cię. To nie ma sensu.

- Czemu nie? Takie rzeczy się zdarzają.

- Jakoś mi to nie pasuje. Jeżeli by tak faktycznie było, to by mu to powiedziała, a nie zostawiała jakąś idiotyczną kartkę o tym, że musi sobie coś przemyśleć. Z resztą cały ten list brzmi jak jakiś kompletny bełkot. Nie mam pojęcia co ona chciała napisać, a znamy się parę ładnych lat. Nic z tego nie rozumiem. – powiedziała zrezygnowana Maite.

- No cóż, pewnie i tak się nie dowiemy, skoro jej tu nie ma. – mruknęła Patricia i podniosła się z krzesła. – Zajrzę do niego.

- Idź, idź, może Tobie cokolwiek powie. Ja już nie mam pomysłu jak do niego dotrzeć.

Patricia wyszła z kuchni i przeszła korytarzem w stronę mrocznego salonu. Wchodząc, włączyła niewielką lampkę w rogu. Paddy siedział na fotelu, wgapiając się w jeden punkt na ścianie, dokładnie tak jak zostawiła go Maite. Nie zareagował nawet na zapalenie się światła. Przemierzyła salon i usiadła na oparciu fotela, dotykając delikatnie dłonią jego ramienia.

            - Co się stało, braciszku? – mówiła cichym i spokojnym głosem, nie chcąc go wystraszyć. Poczuła jak spinają się jego mięśnie. Oparł głowę na jej ramieniu, a ona głaskała delikatnie jego włosy. Płakał, znowu płakał, bo nie potrafił sobie poradzić z tłumionymi emocjami.

- Po prostu odeszła – mówił, a łzy spływały po jego zaczerwienionych policzkach – Zostawiła kartkę. Nie wiem co się stało. Nic nie wiem. – mówił urywanymi zdaniami, jakby nie potrafił wyrazić słowami swoich uczuć. – Boję się, Patricia. Boję się, że ona nie wróci – mówił coraz ciszej. – Ja już tęsknie. Ja nie potrafię bez niej. Nie dam sobie rady. – mówił ledwie dosłyszalnym szeptem. Głaskała czule jego włosy, a on po prostu wyrzucał z siebie pojedyncze krótkie zdania. – Kocham ją, Pat. Nawet teraz. Gdyby wróciła… nie powiedziałbym nawet słowa. Tylko żeby tu była. Żeby było tak jak wcześniej. Nic więcej. – nieudolnie tłumił szloch, który z każdym słowem wydobywał się z jego gardła.

- Wiem, braciszku, wiem. – mówiła cicho Patricia, nadal trzymając go w swoich objęciach. Miała ochotę płakać razem z nim, nie mogła znieść bólu, który był widoczny na jego twarzy, w każdym geście.

- Ja nic nie rozumiem Patricia. – powiedział znowu.

- Wiem, Paddy. Tak strasznie mi przykro, że nie umiem Ci pomóc.

Wtulił się w nią jeszcze mocniej, jakby jej siostrzane ramiona były jedynymi, które mogą dać mu to poczucie bezpieczeństwa i bezgranicznej miłości, jakie było mu w tym momencie potrzebne.

            - Pomagasz – powiedział – Po prostu jesteś.

Mówił cicho, jakby każdy dźwięk sprawiał mu ogromny ból, jakby każde słowo było zbyt trudne do wypowiedzenia. Chciała się uśmiechnąć ale jakoś nie potrafiła zmusić warg do tego prostego gestu. Odsunęła go delikatnie od siebie i spojrzała w jego niebieskie, jakby zamglone, tęczówki. Widziała w nich wielki ból i tęsknotę. Nie potrafiła mu pomóc, nie tak jakby chciała. Nie potrafiła zabrać tego cierpienia z jego ciała, z jego umysłu, z jego oczu. Przytuliła go jeszcze raz do siebie, kładąc jego głowę na swoich kolanach. Była jak matka, która pociesza swoje ukochane dziecko. Dziecko, które wypłakuje się jej w ramionach. Paddy był teraz tak bezradny jak maleńkie dziecko, czuła jego drżące ciało, czuła chłód łez na swoich dłoniach. I nie potrafiła nic z tym zrobić, nie potrafiła odegnać tego bólu. Tu nie wystarczyło zapalone światło, które odgania potwory czające się pod łóżkiem. Tu potrzeba było ogromnej cierpliwości i miłości, matczynej miłości. Takiej, która daje siłę do walki z własnymi demonami. Bała się, że temu tak zwyczajnie nie podoła. Widziała jak Maite wchodzi po cichu do pokoju i staje przy kanapie. Skinęła jej delikatnie głową, dając znać, że coś się jednak udało. Maite uśmiechnęła się lekko do starszej siostry, dziękując jej jasnym spojrzeniem. Tu nie potrzeba było więcej. Kołysała go w rytm jego oddechu i delikatnie głaskała włosy, aż ten wreszcie nie usnął wyczerpany na jej kolanach. Dopiero wtedy ułożyła jego głowę na poduszce i podniosła się z fotela. Przykryła go ciepłym kocem i skinąwszy na siostrę, obie po cichu wyszły z salonu, gasząc za sobą światło i zostawiając śpiącego niespokojnie chłopaka.

            - No i? – od razu zaczęła Maite, jak tylko usiadły przy stole w kuchni.

            -Nadal nic nie rozumiem.

            - Ale powiedział coś? – zapytała młodsza natarczywie.

- Pewnie tyle co tobie. Że Meggie go zostawiła, że nie wie dlaczego. I że nadal ją kocha i za nią tęskni. – powiedziała smutno Patricia.

- Dobrze chociaż, że w ogóle się odezwał.

- Tak, masz racje ale… Po prostu nie potrafię tego pojąć. On sprawia wrażenie jakby sam nie wiedział co się stało. Jakby cały czas zadawał sobie pytania. Nie wiem… Nie wiem jak mam to wszystko rozumieć.

- Może rzeczywiście tak jest? Może sam nie wie?

- Może. W każdym razie dobrze, że teraz zasnął. Sen potrafi leczyć rany.

- Nie każde rany da się uleczyć – stwierdziła gorzko Maite.

Patricia spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. Nie każde rany da się uleczyć. Bała się, że jego ran nawet czas nie zabliźni.

6 komentarzy:

  1. pewnie, że nie wie co się stało...
    Ciekawe co Paddy zrobi, aha brat by jakiś mu się przydał... do pogadania oczywiscie :)
    ach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No brat będzie, i siostrzyczka też ale on i tak znajdzie troszkę inny sposób na rozwiązanie swoich problemów :P

      Usuń
    2. Ja się już boję! Ale wiecie co? Podoba mi się, że tym razem, to nie on sprawia ból głównej bohaterce, a ona jemu. To też jest inne niż w pozostałych opowiadaniach. Podoba mi się.

      Usuń
    3. No musiałam coś innego wymyślić, żeby nie było, że wszystkie opowiadania są o tym samym :)

      Usuń
  2. No i ryczę :'( razem z Paddym :( Ale mi Go żal , biedny ....

    OdpowiedzUsuń
  3. No i popłakałam sobie razem z nim 😢😢😢 tak mi go szkoda biedny sam nie wie co tak naprawdę się stało co on takiego zrobił że ona już go nie chce i nie kocha 😢

    OdpowiedzUsuń