http://www.youtube.com/watch?v=C2mTmZ5VigM
XIII
Nigdzie
jej nie było. Mieszkanie było tak przeraźliwie puste. Wydeptywał ścieżkę
pomiędzy kuchnią, a salonem, pomiędzy łazienką a sypialnią, właściwie nie
wiedząc po co. Przy jego uchu tkwił telefon, który jak na złość nie odpowiadał.
Raz po raz wybierał numer telefonu ale bezustannie słyszał ten sam komunikat, numer niedostępny. Przeklinał siebie za
to, że tak długo czekał. Przystanął na
chwilę w drzwiach salonu i dopiero wtedy w oczy rzuciła mu się złożona na pół
biała kartka papieru, leżąca na stoliku. Podszedł szybko i wziął ją do rąk,
prawie przecinając sobie rękę rozkładając arkusz. Tusz był lekko rozmazany, i
nie do końca mógł zrozumieć, co jest na nim zapisane.
Paddy,
przepraszam ale chyba jednak nie
potrafię. Muszę to sobie wszystko przemyśleć… na spokojnie. Ułożyć sobie w
głowie. Nie chcę jeszcze mówić, że to koniec, bo sama tego nie wiem. Potrzebuję
czasu. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Ale jeżeli nie, to nie będę miała do
Ciebie pretensji. Proszę Cię, nie dzwoń. Obiecuję, że się odezwę. Jeszcze nie
wiem kiedy ale obiecuje… Wiem, że proszę o wiele ale nie zapomnij. O mnie, o
nas.
Zawsze będę Cię kochać,
Meggie
Nic z tego nie rozumiał. Słowa zlewały mu się w
oczach w jedną ciemno-niebieską linię. Niektóre były niewyraźne przez łzy,
które musiały spadać na kartkę, kiedy ją pisała. Zostawiła go. Może niezupełnie
ale tak zwyczajnie odeszła, i nawet nie miała odwagi powiedzieć mu tego twarzą
w twarz. Patrzył na kartkę szklanymi oczami, czytając ją po raz kolejny, coraz
mniej rozumiejąc. Może faktycznie coś ostatnio było między nimi nie tak ale nie
sądził, że posunie się do czegoś takiego. Był pewny, że przekonał ją, że jest
dla niego kimś najważniejszym, że ją kocha ale ona jednak nadal chyba nie do końca
w to wierzyła. Cholernie się bał. Tego, że nie wróci, że zobaczy inny świat, że
spotka kogoś, kto będzie miał dla niej znacznie więcej czasu niż on. Przecież
to wcale nie będzie takie trudne. Kogoś kto być może pokocha ją tak bardzo jak
on. Zgniótł kartkę w rękach. Czuł taka siłę, jakby chciał bić się z całym
światem tylko po to, żeby mu ją zwrócił. Rozwinął ponownie kartkę i spojrzał
na rozmyty tekst, tym razem jego własnymi łzami. Nic nie rozumiał, a może tak
naprawdę wcale nie chciał rozumieć. Chciał, żeby po prostu była obok, tak jak
jeszcze wczoraj. Tak bardzo żałował, że wczoraj stąd wyszedł. Może gdyby został
wszystko potoczyłoby się inaczej? Może teraz leżałaby w jego ramionach,
spokojnie oddychając przez sen? Może…? Mówi się, że mężczyźni nie płaczą. On
płakał, nie potrafił inaczej. Tak samo jak nie potrafił powstrzymać złości,
która powoli przejmowała kontrolę nad jego ciałem. Z całej siły kopnął szklany
stolik, aż ten roztrzaskał się na tysiące małych kawałeczków, które błyszczały
na jasnych panelach. Kilka odłamków wbiło się w jego nogę ale nawet nie poczuł
bólu. Widział tylko wolno spływające stróżki krwi. Działał jak w amoku. Po
godzinie, gdy usiadł wycieńczony na podłodze w kuchni, całe mieszkanie było w opłakanym
stanie. Wszędzie walały się szklane odłamki, fragmenty kolorowej porcelany,
drzazgi z połamanych listewek. A on siedział oparty o szafkę, próbując choć odrobinę
opanować nierówny oddech i pulsujące szybko tętno. Porozrzucane ubrania walały
się na środku salonu. Tak bardzo chciał, żeby teraz weszła do domu i
powiedziała, że jednak wraca, że nie odeszła, że to sobie wszystko wyobraził. W
domu panowała jednak przeraźliwa cisza, słychać było tylko jego niespokojny
jeszcze oddech. A jej nie było, i bał się czy jeszcze w ogóle kiedykolwiek
będzie. Nie wiedział ile siedział na podłodze, ile czasu minęło. Na dworze
zaczynało szarzeć, a on usłyszał dzwonek do drzwi. Oczy rozbłysły na nowo
blaskiem nadziei, nawet nie myśląc, że jeżeli to byłaby ona, to przecież nie
dzwoniła by do własnego mieszkania, przebiegł przez korytarz, w momencie kiedy
ktoś od zewnętrznej strony szarpnął za klamkę. Zobaczył swoją młodszą siostrę.
Padł bez sił na podłogę, zahaczając po drodze o szafkę. Poczuł ostry ból w
nodze i zobaczył jak szkło wbija mu się jeszcze głębiej w skórę. Zacisnął mocno
zęby.
- Jezu, Paddy, co tu się stało? –
krzyknęła Maite, stojąc jeszcze w progu, patrząc na niego z przerażeniem w
oczach. Nie potrafił wydobyć z siebie żadnych słów.
- Paddy, ty krwawisz! Co tu się
stało, do cholery? Paddy, odezwij się! Gdzie jest Meggie? – krzyczała do niego,
starając się w jakikolwiek sposób zwrócić jego uwagę. Jednak on patrzył przed
siebie pustym wzrokiem, głuchy na jej pytania. Przyklękła przy nim i spojrzała
na jego nogę. Zobaczyła szklane odłamki, które tkwiły w jego ciele i leniwie
spływającą na wykładzinę, krew.
- Paddy, co tu się stało? Odezwij
się, Paddy! – wrzeszczała nad jego uchem. Dopiero po chwili spojrzał na nią lekko
nieprzytomnie, jakby dopiero zdając sobie sprawę, że w ogóle ktoś jest obok
niego.
-
Odeszła. Ona odeszła, Maite – powiedział cichym głosem.
-
Ale kto? Meggie? O czym ty w ogóle mówisz?
-
Zostawiła mnie, rozumiesz? – mówił nadal wypranym z emocji głosem. – Odeszła.
-
Ale, stało się coś? Pokłóciliście się? Paddy, powiedz coś!
-
Nie, zostawiła tylko kartkę. – podał jej biały, wygnieciony arkusz papieru,
który trzymał ściśnięty w pięści. Był mokry od łez, tak, że trudno było
rozróżnić poszczególne słowa. Wzięła od niego zmięty papier i przesuwała szybko
wzrokiem po rozmytych wyrazach. Próbowała cokolwiek zrozumieć z tego bełkotu,
który jak dla niej, nie mówił kompletnie nic, a i chyba Paddy’emu również, bo
sprawiał wrażenie kompletnie zdezorientowanego całą tą sytuacją. Wiedziała, że
uspokoił się dopiero teraz, widziała ślady łez na jego zaczerwienionych
policzkach. Rozcięta noga też nie była świadectwem braku emocji. Tak samo jak
skorupy naczyń i szklane odłamki walające się po całym mieszkaniu, pomieszane z
porozrzucanymi ubraniami. Jeszcze raz przesunęła wzrokiem po zapisanej kartce i
ponownie spojrzała na brata. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie, i
była pewna, że nie chciała widzieć.
-
Paddy – zaczęła miękko – Wstawaj, musimy jechać do szpitala.
-
Nigdzie nie jadę – powiedział ostro.
-
Paddy, ktoś musi Ci wyjąć te odłamki z nogi. Może się wdać jakieś zakażenie.
Proszę Cię, braciszku.
-
Daj mi spokój, Maite, nigdzie się stąd nie ruszam!
-
Paddy…
-
Nie, Maite. Po prostu mnie zostaw!
-
Nigdzie się nie wybieram. No już, wstawaj – sama podniosła się z ziemi i
wyciągnęła do niego rękę. Chciała się uśmiechnąć ale bała się, że to jeszcze
pogorszy całą tą sytuację.
-
Maite, do cholery, daj mi spokój! – krzyknął i oparł głowę na zgiętych
kolanach, jakby uszło z niego całe życie. – I tak nic już nie ma sensu. –
powiedział już dużo spokojniej, i jakby ciszej.
-
Nawet tak nie mów, Paddy! Meggie wróci niedługo i jeszcze…
-
Nie kończ! – nie dał jej wypowiedzieć tych paru banalnych słów pocieszenia. –
Nie mów, że jeszcze będziemy szczęśliwi, ok?
-
Ale Paddy…- na chwilę wstrzymała głos - Z resztą nieważne, wstawaj! Naprawdę
musimy jechać do szpitala. To nie wygląda dobrze – wskazała dłonią na jego
nogę.
Jeszcze
raz wyciągnęła rękę w jego stronę, a on po dłuższej chwili wreszcie ją chwycił
i z trudem podniósł się z podłogi, całkowicie się poddając. Teraz nic nie miało
dla niego znaczenia, nie miał już nic do stracenia.
Maggie to tchórz, powinna mu powiedzieć prosto w oczy...
OdpowiedzUsuńnawet nie potrafię jej zrozumieć...
Paddy chyba się bardzo przejął, chyba naprawdę ja kochał...
Dobrze, że Maite się zjawiła
No przejął się biedny ale jak bardzo, to się trochę później okaże jeszcze :(
UsuńRozumiem, że chciała sobie pomyśleć, wyjechać itp, ale powinna mu to powiedzieć. A nie kartkę zostawić. Ale czasem tak kobitki robią. Nie chcą kontaktu choćby nie wiadomo co.
OdpowiedzUsuńOMG ! Nawet ja się wzruszyłam =-O Widziałam go w myślach....klęczącego , zakrwawionego i doszczętnie zdruzgoconego :'( Biedny......
OdpowiedzUsuńBiedny!On do niej z pierścionkiem a ona do niego z kartką 😢 tak się nie robi Maggan trzeba spojrzeć demonom w oczy i zapytać siebie " czego właściwie chcę " czy Kocham tak żeby żyć z kimś czy raczej tak że nie wyobrażam sobie życia bez niego 💖💖💖
OdpowiedzUsuń