XVI
Chyba najdłuższy rozdział ze wszystkich, no ale akcja nie pozwalała na krótszy. Mam nadzieję, że się spodoba :P ENJOY!
Chyba najdłuższy rozdział ze wszystkich, no ale akcja nie pozwalała na krótszy. Mam nadzieję, że się spodoba :P ENJOY!
-
Paddy to nie jest najlepszy pomysł – powiedziała niepewnie Patricia.
Patrzył
na nią niepewnym wzrokiem, jakby nie tylko ją ale sam siebie próbował
przekonać, że to dobry pomysł. To musiał być dobry pomysł. Nie może przecież
siedzieć jej na głowie tyle czasu. A poza tym… Chciał odrobiny spokoju… spokoju
i ciszy, i samotności, która pomogłaby mu uporać się z samym sobą. Miał już
dość udawania, że jest wszystko w porządku, chciał móc wreszcie usiąść samotnie
przy butelce i zapomnieć. Tu, przy Patrcicii, ciągle krążącej gdzieś w pobliżu
zmartwionej Maite, przy dzieciach, nie mógł sobie na to pozwolić. Chciał
oderwać się chociaż na chwilę od rzeczywistości. Nie pamiętać bólu, tęsknoty.
Tak zwyczajnie uciec od tego wszystkiego.
-
Dlaczego? Nic mi nie jest. Noga już doszła do siebie. Potrzebuje pobyć trochę
sam, Patti. Czy to tak wiele?
-
Nie ale po prostu uważam, że nie powinieneś być teraz sam. – odpowiedziała
pewnie Patricia. Nie chciała żeby wrócił do swojego mieszkania, gdzie wszystko
przypomni mu o Meggie. Bała się, że jeżeli zostanie sam, zrobi coś, czego nie
będzie dało się odwrócić. Przecież dobrze widziała, że sobie nie radzi. Mimo,
że za każdym razem powtarzał, że wszystko jest dobrze, to jego oczy mówiły coś
wyraźnie przeciwnego. Widziała jak ukrywał łzy, jak przecierał zaczerwienione
powieki. Jeżeli zostanie sam, w pustym ciemnym mieszkaniu… Nie chciała nawet
myśleć o tym, do czego mógł być zdolny mężczyzna, którego zostawiła ukochana
kobieta. Paddy starał się zawsze udawać silnego, przebojowego faceta, a tak
naprawdę był niesamowicie wrażliwy. A ona po prostu się o niego martwiła.
-
Patricia, proszę Cię. Przecież nie jestem dzieckiem. Nie mam zamiaru się
wieszać tylko dlatego, że olała mnie dziewczyna – starał się udawać, że ta
sytuacja tak naprawdę mało go już obchodzi. Starał się mówić pewnym tonem. Ale
tak nie było. Nigdy nie potrafił sobie poradzić, jeżeli w grę wchodziła
kobieta. To się nigdy nie zmieniło. Czuł się jak ktoś, kogo zmiażdżył walec.
Bolało go całe ciało. Ale bolał go także umysł, dusza, serce. Był słaby,
słabszy niż wszystkim się wydawało, słabszy niż jemu się wydawało.
-
Jesteś tego pewien? – zapytała powątpiewająco Patricia. Nie mogła go zatrzymać,
nie mogła zmusić go żeby został, nawet gdyby bardzo tego chciała. Potrafił być
uparty, kiedy na czymś mu zależało.
-
Tak, jestem.
-
W porządku. Zadzwonię do Angelo, to Cię podrzuci do mieszkania. – powiedziała
Patricia, chociaż wcale nie chciała tego mówić. Wolałabym go siłą przywiązać do
łóżka, byle tylko być pewną, ze on jest bezpieczny.
-
Nie potrzeba, dam sobie radę. Zadzwonię po taksówkę.
-
Ani mi się waż. Nie pojedziesz sam! – krzyknęła Patrcia, a Paddy spojrzał na
nią pytająco. – To znaczy… Twoja noga… jest jeszcze słaba. Angelo pomoże ci z
bagażami, i w ogóle. Nie będę się martwić – powiedziała na koniec.
-
Skoro tak, niech Ci będzie. Chociaż uważam, że to już lekka przesada.
-
Dziękuję.
-
Ale sam zadzwonię do Angelo, jeśli ci to nie będzie przeszkadzać.
-
Jasne, dzwoń – powiedziała do niego i uśmiechnęła się niepewnie.
Wyszedł
z kuchni i udał się do swojego tymczasowego pokoju. Wiedział, że Patricia nie
chce żeby wyjeżdżał. Bała się o niego. I w sumie trochę to nawet rozumiał. Był
jej młodszym braciszkiem, chciała go chronić, nawet przed nim samym. Ale on
miał dość tej kontroli, tego ciągłego pilnowania, żeby nie zrobił sobie
krzywdy. Wziął do ręki telefon, leżący na szafce przy łóżku i wybrał numer
brata. Ten odebrał już po drugim sygnale.
- No witam mojego braciszka – mówił
wesołym głosem Aneglo – Co tam? Masz już dość Patricii i uznałeś, że
przeniesiesz się do mnie?
-
Coś w tym stylu ale raczej wracam do siebie.
-
Uuuu, no to ja nie wiem, co na to nasza kochana Patti?
-
Przecież znasz ją.
-
Znam, to w takim razie o co chodzi? Potrzebujesz pomocy żeby ją przekonać, czy
jak?
-
To akurat mi się już udało. Ale niestety uparła się, że masz mnie odwieźć bo
sam sobie nie poradzę.
-
Pewnie, mogę po ciebie przyjechać. W sumie to i tak chciałem pogadać. Mam do
Ciebie pewną sprawę.
-
No to fajnie, to w takim razie o której będziesz?
-
Tak za godzinę? Muszę jeszcze coś załatwić w centrum.
-
Może być, to do zobaczenia.
-
Tak, tak, do zobaczenia – powiedział Angelo i rozłączył się. Paddy spojrzał na wyświetlacz telefonu, a
następnie odłożył go z powrotem na szafkę. Teraz pozostało mu tylko spakować
swoje rzeczy i czekać na brata.
Wyciągnął czarną torbę spod łóżka i zaczął wrzucać do niej swoje rzeczy. Nie
chciało mu się ich układać. Z resztą po co? Nie było tego wiele. Kilka
koszulek, dwie pary spodni, bielizna. Był tu przecież tylko dwa tygodnie.
Tylko? Może aż dwa? Zapiął zamek torby i zniósł ją na dół, stawiając obok
szafki na buty. Wszedł do kuchni, w której krzątała się Patricia przygotowująca
obiad. Mieszała właśnie w garnku sos pomidorowy.
-
Hej, Angelo będzie tu niedługo.
-
Już? – powiedziała zdziwiona – Ale zostaniecie chyba na obiedzie, prawda? Po co
ja szykowałam Twoje ulubione spaghetti? Ma się teraz zmarnować?
-
No nie wiem. – mówił niepewnie – To zależy od Angelo. Nie wiem ile on ma czasu.
Nie chcę zajmować mu całego dnia.
-
O niego to się nie martw. On na pewno będzie głodny… jak zawsze z resztą. Obiad
zaraz powinien być gotowy, to spokojnie zjecie i dopiero was wypuszczę. – Uśmiechnęła się do brata.
-
W porządku – powiedział i wyszedł z kuchni. Przeszedł do salonu i stanął przy
dużym oknie, wyglądając na ogród. Nie chciał jeść obiadu, chciał stąd wyjść,
czuł, że zaczyna się dusić. Usłyszał dzwonek do drzwi i szybkim krokiem udał
się do korytarza. Stanął tam w momencie, gdy Angelo przekraczał próg domu,
wpuszczony przez Patricię. Zauważyli go od razu.
-
No i jak tam, Paddy? Jedziemy? –zapytał Angelo.
-
A obiad? – wtrąciła Patricia.
Paddy
spojrzał na brata wymownie. Nie chciał dłużej tu zostawać, a tylko on mógł go
od tego uratować. Angelo zrozumiał od razu.
- Wiesz, siostrzyczko, jak uwielbiam
Twoje domowe obiadki ale obiecałem Kirze, ze wrócę do domu. Także jeżeli się
nie obrazisz, to my się już będziemy zbierać, prawda Paddy?
-
Tak, pewnie, ja już jestem gotowy – stwierdził Paddy od razu, nie chcąc
rozpoczynać kolejnej kłótni.
-
No dobrze, niech Wam będzie. – powiedziała niechętnie Patricia i podeszła do
Paddy’ego, przytulając go mocno do siebie. Odsunęła go na chwilę od siebie,
spojrzała mu w oczy i jeszcze raz go objęła. Musnęła wargami jego czoło i
wreszcie wypuściła go ze swoich ramion.
-
Tylko zadzwoń wieczorem, proszę – powiedziała do brata.
-
Zadzwonię. – powiedział, nie patrząc na nią.
-
Obiecujesz? – dotknęła dłonią jego ramienia.
-
Obiecuję – powiedział, tym razem patrząc już w jej oczy, starając się
uśmiechnąć ale wyszedł z tego tylko grymas.
-
No to do usłyszenia. Pa, Paddy, pa Angelo – stanęła w drzwiach. Bracia wyszli z
domu i skierowali się do stojącego na podjeździe samochodu Angelo. Wsiedli do
niego, zatrzasnęli za sobą drzwi i wyjechali na drogę. A ona patrzyła w ślad za
nimi, nadal pełna obaw, niepewna.
…
-
Jesteś pewny, ze dasz sobie radę? – zapytał Angelo, stojąc już przy drzwiach,
patrząc na zniecierpliwionego starszego brata.
- Jasne, zawsze daję sobie radę. –
odpowiedział pewnie Paddy.
Angelo
spojrzał jeszcze raz na niego i chwycił klamkę. Nie był pewny czy powinien
wychodzić. Wiedział, że Patricia mu tego nie daruje. Tego, że zostawia Pada
samego. Ale co on mógł zrobić? Paddy był dorosły, wiedział co robi, a
przynajmniej miał taką nadzieję.
-
Jakbyś chciał pogadać, to wiesz. Zawsze możesz do mnie zadzwonić. –
powiedział jeszcze.
-
Wiem, Angelo, i dziękuję. Ale myślę, ze
dam sobie radę.
-
W porządku, to… na razie. – uścisnął brata Angelo i wyszedł z mieszkania.
Paddy
oparł się ciężko o drzwi i westchnął głośno. Było cicho, bardzo cicho. I trochę
bał się tej ciszy, że ona go przytłoczy. Wrócił do salonu i skierował się do
barku stojącego w rogu. Nigdy nie przepadał za alkoholem ale na ogół miał coś
schowane na wypadek jakichś spotkań rodzinnych. Wyciągnął z półki przezroczystą
butelkę. Przez chwilę patrzył na rząd kieliszków ale w końcu zdecydował się na
literatkę. Wyjął ją z szafki nad barkiem i ustawił obok alkoholu na stoliku. Usiadł
na krześle, wziął do ręki butelkę i odkręcił nakrętkę. Napełnił szklane naczynie
po brzegi trunkiem i wypił właściwie jednym haustem, krzywiąc się lekko. Bardzo
szybko napełnił literatkę drugi i trzeci raz, wypijając na raz jej zawartość.
Powoli jego świat zaczynał wirować i zacierały się kontury. Po raz pierwszy od
dawna się uśmiechnął ale był to gorzki uśmiech.
- Twoje zdrowie, kochanie –
powiedział trochę ironicznie, patrząc w stronę ściany, na której wisiało ich
wspólne zdjęcie. Widział uśmiechniętą dziewczynę, która patrzyła wprost w obiektyw i siebie, wpatrzonego w nią.
Kolejna
butelka została opróżniona jeszcze szybciej niż pierwsza. Miał wrażenie, że
widzi wokół siebie wiele postaci. Nie znał ich. Poza jedną.
- Meggie – powiedział prawie
szeptem, wpatrując się w przestrzeń. Widział smutny uśmiech na jej twarzy i
zaszklone błękitne oczy. Była piękna, taka jak zawsze, tylko dużo bledsza i
jakby zamyślona. Widział ruch warg, które wypowiadały bezustannie jego imię. Wstał
chwiejnie z krzesła, nie mógł utrzymać równowagi, nogi mu drżały, tak jak i
całe ciało. Skierował się w jej stronę, udając się do sypialni. Szedł do niej
powoli, jakby myśląc nad każdym krokiem.
- Kochanie, poczekaj na mnie! –
krzyknął, jednak ona była już za oknem. Szedł coraz szybciej, byle bliżej, byle
tylko do niej. Otworzył na oścież okno i stanął na parapecie.
- Meggie, zostań! Poczekaj – krzyczał
w przestrzeń – Gdzie się tak śpieszysz, Meg? Nie zostawiaj mnie drugi raz,
błagam! Meggie! Kocham Cię! Poczekaj na mnie! Meggie!
Zatrzymał
się w pół kroku, a później usłyszał bardzo ciche słowa.
- Chodź do mnie…
Zrobił
jeden krok do przodu.
że co?
OdpowiedzUsuńktóre to piętro?
dobrze, że był prolog i wiem, że żyje.... bo inaczej chyba właśnie bym dostała zawału...
No przeżyje, przeżyje i się nawet za bardzo nie połamie, inaczej sprawiedliwości "powieściowej" by nie było. No jak mógłby główny bohater zejść z tego świata? :)
Usuńale zawału można dostać..
Usuńjak Ola tu dojdzie to już widzę jej komentarze....
Pił, więc faktycznie może nawet aż tak sobie krzywdy nie zrobić, tylko co zrobi?
Ma tutaj 28 lat, ach a potem był w zakonie...
ale nie wybiegam w przyszłość, bo Ty jesteś autorką i tylko Ty wiesz co będzie dalej :):)
No ja już wiem, a wy się dowiecie niedługo, bo jeszcze dzisiaj postaram się dać nowy rozdział, bo już czeka sobie gotowy, tylko jakaś mała kosmetyka została :P
UsuńO mamo! Zidiociał przez ten alkohol czy jak? Myślałam, że to właśnie ten moment, kiedy się cofnie, a tu proszę! Co to za zjawa jakaś, pijacka mara Meggie! No na litość!
OdpowiedzUsuńJa za myśli myśli pijaków nie odpowiadam :P
UsuńO masakraaaa !!!!!!! Ciary mam !!
OdpowiedzUsuńO masakra !!! Muszę zapalić !
OdpowiedzUsuńO Jezusie pijackie zwidy wzięte za próbę samobójczą!wow grubo mogło to właśnie tak wyglądać
OdpowiedzUsuńech, nadal nie pamiętam ale fajne to Twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń