wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział XI



XI

Siedziała wygodnie rozparta na kanapie pomiędzy Paddy’m i Maite i przysłuchiwała się przekomarzającemu się rodzeństwu. Mimo wszystko uwielbiała te spotkania. W powietrzu zawsze można było wyczuć jak wielką miłość wszyscy się darzą i to, jak wielkie zainteresowanie przywiązują do tego, kto i co mówi. Nawet kiedy się ścinali, to i tak było to trochę na niby, bardziej dla zasady, niż z faktycznej różnicy poglądów.
            - Czy ja już czasem nie mówiłem, że nie chcę śpiewać tej piosenki? Ludzie, no proszę Was, śpiewamy to na każdym koncercie – mówił znudzonym głosem Paddy, chociaż było widać, że jest odrobinę poirytowany.
- Paddy, nie kombinuj, ok? – zaczął podniesionym głosem Joey – Za każdym razem coś Ci nie leży. Albo data koncertu, bo akurat masz inne plany, a teraz wymyślasz z listą piosenek. Chłopie, weź się ogarnij!
- Jezu, Joey, daj spokój – wtrącił się do rozmowy Jimmy, który widział, że jeszcze chwila i bracia się pokłócą, i wolał to od razu zażegnać. – Przecież możemy raz pominąć „Key to my heart”. Mamy trochę nowszych piosenek, które też możemy zaśpiewać. Pora na zmiany. Nic się nikomu nie stanie, jak zmienimy trochę plan, prawda?
Paddy uśmiechnął się do niego w podziękowaniu. Jeżeli Jimmy staje po jego stronie, to tak jakby już wygrał. To na ogół on miał decydujący wpływ na wygląd koncert, więc jeżeli on się z nim zgadza, to mógł być pewny, że ten jeden raz wszystko pójdzie po jego myśli. I chociaż raz nie będzie musiał robić z siebie idioty na scenie, śpiewając o kluczu do serca. Piosenka była fajna, tylko, że niestety parę ładnych lat temu. Teraz już nie miał ochoty śpiewać o szukaniu dziewczyny, skoro jedna siedziała właśnie obok niego i patrzyła na niego ślicznymi błękitnymi oczami, mrużąc przy tym śmiesznie powieki.
- Ok, czyli w takim razie ustalone, wykreślamy Key to my heart – powiedziała szybko Maite, która trzymała w rękach kartkę, na której spisana była wstępna lista piosenek na następny koncert.
- Dobra, to w takim razie co jest następne? Ktoś ma jeszcze jakieś problemy? – zapytał Joey, który nadal był  wyraźnie wkurzony.
- A może tak chwila przerwy? – wtrąciła się Patricia – Nie wiem jak wy ale ja z chęcią bym się napiła jakiejś kawy. Siedzimy już tak chyba trzecią godzinę! Ja mam dość! – stwierdziła, po czym podniosła się z fotela, na którym siedziała i udała się w stronę kuchni.
- Może Ci pomogę? – zapytała Maggie i szybko podniosła się z kanapy, uśmiechając się szeroko do Patricii. Skoro i tak właściwie cały czas się nudziła, bo przecież ustalanie dat i list utworów na koncerty zupełnie jej nie dotyczył, to chociaż tyle mogła zrobić.
- Pewnie, przecież i tak sama nie przyniosę tylu szklanek – Pat uśmiechnęła się do Maggie i razem stanęły w drzwiach salonu. – W takim razie, wszyscy piją kawę? Czy ktoś się wyróżnia?
- Wszyscy! – krzyknęli chórem, automatycznie wybuchając zaraźliwym wręcz śmiechem.
Wyszły z salonu i przez duży hol, udały się w stronę ogromnej kuchni. Meggie uwielbiała kuchnię w domu Patti, była taka przestronna i jasna. Na ścianach wisiały porcelanowe, malowane talerze, które wspaniale współgrały z blado-żółtym kolorem ścian i drewnianymi meblami. Na środku stał wielki, dębowy stół, który był w stanie pomieścić całą ich rodzinę. Do tego było tu zawsze tak nienagannie czysto, a mimo to kuchnia wcale nie sprawiała wrażenie nieużywanej. Wręcz przeciwnie, była wręcz ciepła i radosna, tak jak ludzie, którzy tak często tu przebywali.
            - No to… co tam u Was, Meggie? – zapytała Patricia, właściwie nie bardzo wiedząc jak zacząć tą rozmowę. Wiedziała, że Maggie zdaje sobie sprawę z tego, że ich znajomość nie końca wygląda tak jak powinna, i jest to bynajmniej z jej winy. Meggie spojrzała na nią zdziwiona.
- Dobrze, naprawdę dobrze. – uśmiechnęła się niepewnie do Patti. Nie chciała wydać się niemiłą ale nie do końca wiedziała co odpowiedzieć na to uprzejme pytanie i jak sie zachować.
- Powinnam Cię chyba przeprosić. – zaczęła Patricia – Wiesz, to nie tak, że Cię nie lubię. Lubię, naprawdę. Po prostu… chyba muszę się dłużej niż inni przekonywać do nowych znajomych. Paddy naprawdę dobrze trafił, teraz już to wiem. Jesteś miłą i sympatyczną dziewczyną, lepszej nie mógł znaleźć.
- Naprawdę tak uważasz? – popatrzyła na nią wyraźnie zaszokowana.
- Jasne, że tak. Cieszę się, że Paddy Cię poznał, serio. Stawiasz go do pionu, wiesz? – zaśmiała się Patricia – Zmienił się przy Tobie, na lepsze oczywiście. Wiesz, że ostatnio specjalnie do mnie przyszedł i wykosił cały trawnik? Bo… jak to on stwierdził? Aaa, tak. Lubi być potrzebny. Meg, kiedyś wołami go nie mogłam zaciągnąć do pomocy, a teraz sam się wręcz rwie! To aż niewiarygodne! - Meggie również się zaśmiała.
- W takim razie, bardzo się cieszę. – powiedziała – Chociaż nie uważam, żeby to była tylko i wyłącznie moja zasługa 
- No a niby czyja? – zaczęła Patricia – Przecież dla mnie tych wszystkich tandetnych piosenek o miłości nie pisze, prawda? – zaśmiała się.
- No może i nie ale czy pisze je dla mnie też w sumie nie jest pewne, prawda? – odpowiedziała pytaniem na pytanie
- Ooo, nie! Paddy? Nie ten typ, on by Cię nigdy nie zdradził. Może nie jest idealny ale nigdy nie skrzywdził by kogoś, na kim mu zależy. – powiedziała surowo.
- Przecież żartowałam – powiedziała z uśmiechem Meggie – Wiem, że mogę mu ufać. Chyba jak nikomu innemu.
- I dokładnie tak powinno być – stwierdziła Patti. Uśmiechnęły się do siebie.
- Hej, kochanie, co z tą kawą? – do kuchni wszedł Denis. – Nie ma Was już co najmniej 20 minut. Wszyscy się już niecierpliwią.
- Już! Dajcie nam 5 minut. To już nawet z przyszłą bratową nie można sobie porozmawiać? – spytała zabawnie Patricia.
- Oczywiście, że można. Tylko można przy okazji robić kawę, a wy się obijacie, dziewczyny. – odpowiedział z uśmiechem, a po chwili wyszedł z kuchni i wrócił do salonu, gdzie siedziała pozostała część rodziny.   
Dziewczyny spojrzał na siebie i wybuchły głośnym śmiechem, który słychać było w całym domu. Dopiero po kolejnym upomnieniu wykrzyczanym z głębi salonu przez Joeya, zabrały się do przygotowania napoi, a po kilkunastu kolejnych minutach dotarły do salonu niosąc dwie tace, na których stały parujące kolorowe kubki.
- No wreszcie! – wybuchła Maite – Już myślałam, że utopiłyście się w czajniku, tak długo Was nie było. – dopowiedziała, czym wywołała ogólną salwę śmiechu, która przetoczyła się przez ogromny salon.

6 komentarzy:

  1. Ooo! I fajnie, chociaż tego się nie spodziewałam. Myślałąm, że Maite będzie po stronie Maggie, a Patricia nie. A to w końcu jest Maggie czy Meggie? Czy obie wersje dozwolone?

    OdpowiedzUsuń
  2. Na ogół to Meggie ale jak to z Wordem bywa, czasem różnie wyjdzie, więc pewnie się będą obie opcje przewijać :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Patricia pewnie nie chce źle dla niej, ale czasem tak jest, że sie inaczej odczuwa kogoś odczucia :)
    Maite jest Meg koleżanką, więc Meg się jej nie boi, a Joey co taki krzykliwy, a Jimmy taki łagodny, czekam na resztę jak ich zrobiłaś i już się nie mogę doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo pewnie czytasz te moje komentarze, bo zrobiłaś, że nie muszę tych literek pisac....
    Dziekuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, bo to rzeczywiście bywa irytujące :P

      Usuń
    2. To ja też dziękuję za zmianę :)

      Usuń