Wow, ponad tysiąc wyświetleń. Robi wrażenie. Tylko jakoś tak mało komentarzy widzę :(( I w sumie to nawet nie wiem czy się podoba czy nie. Tak więc jak ktoś ma chwilkę, taką króciutką, to niech skrobnie chociaż parę słówek co o tym wszystkim myśli. Będzie mi niezmiernie miło. Zwłaszcza, że nic bardziej nie motywuje:)) Nawet konstruktywna krytyka jak najbardziej się przyda, bo przecież nie każdemu musi się podobać, a ja jestem otwarta na opinie innych. Tak więc zapraszam do czytania oraz do komentowania. ENJOY! :))
Rozdział
X
- A właśnie, byłbym zapomniał.
Jesteśmy na dzisiaj zaproszeni do Patti! – krzyknął do dziewczyny, która
właśnie zmywała naczynia po obiedzie. Momentalnie usłyszał jak z jej rąk wypada
coś i wpada z brzękiem do zlewu. Moment później słychać już było wyraźne szybkie
kroki w korytarzu.
-
I dopiero teraz mi to mówisz? Paddy, prosiłam… - powiedziała z lekkim wyrzutem
stojąc już w drzwiach salonu. – Dobrze wiesz, że nienawidzę iść do kogoś i nic
nie przygotować. A teraz nawet nie mam czasu, żeby głupią szarlotkę upiec –
powiedziała zbolałym głosem.
-
Nie przesadzaj, Meg. Idziemy tylko do mojej siostry. Nie musisz zabierać ze
sobą całej kolacji – był wyraźnie rozbawiony całą tą sytuacją. Za każdym razem
było tak samo. Taka powtórka z rozrywki. Ilekroć tylko zdążył powiedzieć coś o
odwiedzinach u jego rodzeństwa, Meggie od razu zaczynała narzekać. Albo nie
miała czasu na kupienie sukienki, albo na ubranie się i umalowanie, ewentualnie
tak jak dzisiaj, nie miała czasu na przygotowanie zapasowej kolacji czy też
deseru. To zaczynało się robić coraz bardziej zabawne, i nie potrafił się
powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Spojrzała na niego z wyraźnym wyrzutem.
-
Wiem, że nie muszę, ale zawsze mnie uczono, że nie wypada nic ze sobą nie
przynieść idąc w odwiedziny. A ty nie musisz się ze mnie nabijać.
-
Kochanie, wiesz, że Patricia zawsze ma przygotowanie tyle rzeczy, że nawet tego
nie zjemy. Macie identyczny charakter, Meg. A zawsze myślałem, że tylko moja
kochana siostrzyczka jest tak zakręcona na tym punkcie.
-
Coś Ci się nie podoba? – zapytała.
-
Oczywiście, że nie, kochanie. Po prostu uważam, że odrobinkę przesadzasz.
Kupimy jakieś wino i też wszyscy będą zadowoleni.
-
I tak nie mamy innego wyjścia, bo teraz to już i tak nic nie zdążę. A chociaż
powiesz mi na którą idziemy? Bo może się jeszcze dowiem, że za 5 minut mamy
wyjść? – zapytała, nadal wyraźnie zła jak osa.
-
Nie będzie aż tak źle, jest 15:40, a mamy być dopiero około 17:00, może nawet
trochę później. Masz dużo czasu. – odpowiedział. Starał się być poważny ale
kiepsko mu się to udawało. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, patrząc na jej
wyraźnie poirytowany wyraz twarzy. Była urocza, kiedy była wkurzona. Chociaż
zdecydowanie wolał, kiedy była wściekła na kogoś innego ale tym razem niestety
znowu padło na niego. Widział furię w jej błękitnych oczach i wiedział, że jak
tylko się uśmiechnie, to oberwie mu się jeszcze bardziej. Takie momenty lepiej
było po prostu przemilczeć. Poczekać aż sama się uspokoi i dojdzie do wniosku,
że cała ta akcja jest kompletnie niepotrzebna.
Wyszła
szybkim krokiem z salonu i zaczęła chodzić w tę i z powrotem po przedpokoju.
Była zła… Nie, ona była wściekła. A Paddy na dodatek najwyraźniej miał z niej
niezły ubaw. Próbowała się uspokoić. Wzięła kilka głębokich wdechów i powoli
wypuszczała powietrze z płuc. To na nic… Tak było zawsze. Dla niego to było zabawne,
a ona po prostu nie chciała dawać komuś kolejnych podstaw do mówienia jaka to
ona nie jest. Patricia była wspaniałą siostrą, żoną, matką ale… no właśnie. Za
każdym razem wyraźnie dawała jej do zrozumienia, że ona powinna być dokładnie
taka sama, a Meggie za wszelką cenę chciała jej udowodnić, że może być po
prostu wspaniałą kobietą i gospodynią, nie koniecznie biorąc na siebie cały
bagaż zobowiązań. Niestety Paddy za każdym razem jej to utrudniał. Zawsze
dowiadywała się o wszystkim na końcu i nie miała szans przygotować się w swój
własny sposób. Nie chciała o tym z nim rozmawiać, to i tak by nic nie dało. Z
resztą co miała mówić? Twoja siostra mnie nie lubi? Przecież to nie było do
końca tak, że Patti jej nie lubiła. Ona po prostu widziała w niej dziewczynę,
która nie jest godna jej brata, a Meg niestety nie mogła odmówić jej niektórych
racji. Sama zdawała sobie sprawę, że nie jest idealna, a Patricia zawsze
potrafiła trafić w jej czuły punkt. Właściwie zdawała sobie sprawę, że to tak
naprawdę jej własna wina, bo to ona za każdym razem czuła się gorsza, nie do
końca taka jak być powinna. Patricia w sumie była bardzo sympatyczną kobietą, z
którą z pewnością znalazłaby wspólny język, gdyby tylko sama sobie nie miała
tak wiele do zarzucenia. Z Maite było dużo łatwiej. To ona zawsze była tą
bardziej roztrzepaną i rozgadaną dziewczyną. Była wręcz przeciwieństwem dobrze
zorganizowanej Patricii. Przystanęła na chwilę w drzwiach salonu, ponownie
nabierając do płuc duży łyk powietrza, a następnie bardzo powoli je wypuściła. Da
sobie radę, zawsze jakoś daje sobie radę. Przybrała lekko wymuszony uśmiech i z
powrotem weszła do salonu, stając naprzeciw, nadal siedzącego na kanapie Paddy’ego,
który patrzył na nią nadal wyraźnie rozbawiony.
- A ty co to jeszcze robisz? –
zapytała.
Spojrzał
na nią wyraźnie zdziwiony, nie bardzo wiedząc o co jej tak naprawdę chodzi. Nie
pokazywała już po sobie żadnych uczuć, i właściwie nie wiedział czy ma się z
tego cieszyć, czy zacząć bać jej nienaturalnego wręcz spokoju. Przenikliwe
spojrzenie bladoniebieskich tęczówek sprawiało, że miał ochotę po prostu zapaść
się pod ziemie.
- Nie bardzo rozumiem… - bardziej
zapytał, niż stwierdził.
- Czego nie rozumiesz? Przecież to
chyba jasne – odpowiedziała nadal poważnym tonem, który sprawił, że spojrzał na
nią jeszcze bardziej zszokowany. Nie miał bladego pojęcia co powinien teraz powiedzieć.
Zastanawiał się czy w ogóle coś może powiedzieć, nie irytując jej jeszcze
bardziej.
-
No już, zmykaj! Mamy tylko godzinę. Kiedy ty chcesz to wino kupić? –
odpowiedziała wyraźnie się już uśmiechając. – Przecież nawet jak wyjdziemy za
pół godziny, to zdążymy się co najwyżej przebić przez jedną ulicę w centrum.
Wiesz, jakie są teraz korki na mieście, Paddy? Chyba nie muszę ci tego
tłumaczyć! – teraz to ona sprawiała wrażenie rozbawionej, a on wreszcie
odetchnął z ulgą. Kryzys został zażegnany.
-
No tak, chyba faktycznie masz rację. W takim razie ty się ubieraj, a ja
wyskoczę na chwilę do sklepu. Za chwile jestem z powrotem.
Wstał
z kanapy i podszedł do komody w przedpokoju, zgarniając przy okazji kluczyki od
samochodu.
-
Paddy? – spojrzała na niego znowu lekko poirytowana, patrząc na kluczyki ściśnięte
w jego dłoni. Tupała przy tym wyraźnie stopą o panele w salonie.
-
Tak? – zapytał niepewnie, starając się uśmiechać.
-
Zostaw te kluczyki, ja o korkach naprawdę nie żartowałam. Daj sobie spokój,
chyba na pieszo też dasz radę. Butelka wina nie waży tonę, a sklep masz
naprzeciwko.
-
No tak, rzeczywiście. To chyba przyzwyczajenie – uśmiechnął się do niej i
odłożył kluczyki z powrotem na miejsce. Przyklęknął przy szafce i założył buty,
a następnie zarzucił na ramiona marynarkę. Patrzyła na niego, nie bardzo wiedząc,
czy bardziej się śmiać, czy może złościć.
-
Tylko nie kombinuj, dobrze? Jak ostatnim razem kupowałeś wino, to się okazało,
że nikt nie chciał go później pić. Pamiętaj półsłodkie, może być czerwone.
Takie zawsze się sprawdza.
-
Ale… - zaczął ale nie dała mu dokończyć zdania.
-
Paddy, proszę! – odpowiedziała, a on zrozumiał, że to nie jest odpowiedni moment na udowadnianie
swoich racji.
-
Ok, zapamiętam. Czerwone, półsłodkie. – powiedział ze zrezygnowaną miną.
-
Grzeczny piesek – zaśmiała się Meggie.
Wyminął
kota, który akurat przeciągał się na środku przedpokoju i otworzył drzwi,
przesuwając przy tym lekko zwierzaka po wykładzinie.
-
Za chwilę będę. – uśmiechnął się jeszcze raz i zatrzasnął za sobą drzwi.
Oparła
się na chwilę o framugę.
-
No, przynajmniej chwila spokoju będzie. – uśmiechnęła się do siebie z ulgą.
Czekam na XI :) !
OdpowiedzUsuńPostaram się najszybciej jak się da :) Jestem już w trakcie pisania, więc pewnie początek tygodnia. Może nie jutro, ale we wtorek to raczej już na pewno :)
UsuńNo to super, bo nie mogę się już doczekać :) szczególnie, że w głowie ciągle mam prolog i jestem bardzo ciekawa co dalej wymyślisz :)
OdpowiedzUsuńA ja potwierdzę tylko to, że autor czeka na komentarze jak na zbawienie. Dlatego ja zawsze staram się komentować każdą część. No chyba, że nic mi do głowy konstruktywnego nie przyjdzie, to wtedy nie piszę nic.
OdpowiedzUsuńW tej na miejscu Paddiego pogniewałabym się za tego "grzecznego pieska" :P
No wiesz, posłuszeństwo jest w szczególności piesków, a on jest tak uroczo posłuszny i oddany, że aż samo się nasunęło :P
UsuńTo fakt autorzy czekają na komentarze, znam to :)
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, ale tak jak Ola zwróciłam uwagę na tego "grzecznego pieska" rozumiem co miałaś na myśli, ale...
Mag jest trochę taka zbyt ostra dla siebie, narzuca sobie wiele niepotrzebnych obowiązków i boi się, że ktoś ja skrytykuje, zupełnie niepotrzebnie, ale rozumiem Twój zamysł autorko :)
ps. czy trzeba wpisywać te znaczki, żeby zapisał się komentarz? :) nie jestem spamem :) :)
Chyba już nie trzeba, w każdym razie zmieniłam w ustawieniach ale że na razie nie jest to zbyt mocna moja strona, to nie wiem do końca co z tego wyszło :P I dziękuję za komentarz :) Jeżeli chodzi o Meg, to ja sama nie do końca ogarniam tę dziewczynę, chyba nie mamy ze sobą zbyt wiele wspólnego :P
Usuń:) już znaczków nie wpisuje i uff :)
OdpowiedzUsuńblog gmaila jest fajny, prosty i łatwy, tylko trzeba go poznac :) jestem nim zachwycona :)
a Meg ach, nic nie napisze, bo doczytałam do końca i muszę sama się ogarnąc :)
Niby łatwy ale ja chyba jeszcze nie do końca go ogarniam, mimo, że informatykę mam w sumie na bieżąco ale powoli się uczę :P A Meg, to fakt ją trzeba po prostu jakoś ogarnąć bo zrozumieć to i tak się nie da :P
UsuńObraza majestatu "grzeczny piesek " to takie trochę niemiłe w stosunku do kogoś kogo się kocha 😘
OdpowiedzUsuń