wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział XVIII



XVIII

Rozdział taki sobie, ale jest. Miał być niby cały o Meg, ale wyszło jak zwykle :P Trzeba było coś niecoś dopisać, bo inaczej cały rozdział nie miałby sensu, jakby trochę wyjęty z reszty. I tak jest małe przeniesienie w czasie, ale mam nadzieję, że wszyscy się połapią :P W każdym razie, ENJOY!
From where you are



Siedział właśnie w pociągu, w drodze do swojego nowego życia. Potrzebował zmiany, czegoś, co pozwoli odnaleźć mu zagubiony sens życia. Nie był tak właściwe do końca pewny swojej decyzji, ale to przecież nie mogła być zła opcja. Wiedział, że rodzina go nie popiera. Patricia bardzo dosadnie o tym mówiła, Joey też zrobił mu porządną awanturę, nawet spokojny zwykle Angelo wtrącił swoje trzy grosze. Nadal huczały mu w głowie ich słowa.

- Czyś ty zgłupiał do reszty, Paddy? – grzmiał nad nim Joey – Ja rozumiem, że się pogubiłeś ale co Ci do łba strzeliło, żeby wstępować do zakonu? Chłopie, weź się ogarnij! Mamy koncerty, trasy, nagrywanie płyty! Co ty w ogóle odwalasz? Zastanów się trochę.

- Joey, bardzo Cię proszę, nie wrzeszcz tak – do rozmowy włączyła się Barby – Skoro Paddy podjął taką decyzję, to widocznie to przemyślał i wie czego chce, prawda Paddy? – skinął jej wtedy, mimo, że tak naprawdę powinien zaprzeczyć. Nie wiedział czego chce wtedy, teraz z resztą też nie za bardzo.

- Możemy przestać się kłócić, Barby ma rację, to decyzja Pada. Nie powinniśmy się wtrącać, to jego życie i jego wybór – Maite również stanęła po jego stronie.

- Maite! Jak możesz? – Patricia nie wiedziała, które buzujące w niej emocje są silniejsze – wściekłość czy żal. Nie chciała żeby jej kochany młodszy braciszek wstępował do zakonu. Nie tak powinno wyglądać jego życie. Powinien mieć żonę, dzieci, piękny dom. – Chcesz żeby zamknął się przed światem? Wiele osób przeżywa rozstania ale nie trzeba tego robić aż tak drastycznie. Ja naprawdę wiele rozumiem ale od razu zmieniać całe swoje życie i zamknąć się w klasztorze?

- Skoro taka jest jego decyzja. – Maite mówiła cicho, dużo ciszej niż Patrcia.

- Patricia ma trochę racji, Paddy – tym razem to Angelo zaczął swój monolog - Zastanów się dobrze, to nie jest decyzja na chwilę. To jednak jest zakon, chłopie. Może, nie wiem, spróbuj jakiejś terapii albo coś? Tam będziesz kompletnie sam, bez rodziny, bez znajomych. Naprawdę tego chcesz? Wiesz… nikt Cię nie zmusi do zmiany decyzji, ale naprawdę dobrze to przemyśl. Zawsze mówiłeś, że chcesz się ożenić, mieć córkę, serio chcesz z tego zrezygnować? To było twoje marzenie od zawsze.

- Dajcie już mu spokój - powiedziała Maite - Widzicie jak on wygląda. Paddy idź się lepiej połóż, bo wyglądasz jak śmierć angielska. - Wtedy wyszedł z pokoju, mimo, że cała rodzina siedziała razem jeszcze do późnej nocy. On już nie chciał słyszeć kolejnych awantur, zwłaszcza, że tak bardzo uświadamiały mu własną niepewność. 

Cieszył się, że chociaż Maite go rozumiała albo przynajmniej bardzo dobrze udawała, nie chcąc mu jeszcze bardziej utrudniać tego, co i tak nie było dla niego łatwo. Teraz siedząc na niewygodnym miejscu, patrząc na mijający pejzaż za oknem, wspominał to, co było. Odkąd wyjechał z Kolonii, cały czas myślał o swoim „poprzednim” życiu, jak ostatnio zwykł mawiać. Chciał się odciąć od tamtego życia, a mimo to nie potrafił. Nie umiał tak zwyczajnie zapomnieć. To było tak cholernie trudne. Nie potrafił zapomnieć smaku jej ust, dotyku dłoni, jej dźwięcznego śmiechu. Nie potrafił zapomnieć jak witała go, gdy wracał zmęczony z trasy koncertowej. Nie potrafił. Po prostu nie potrafił. Tak samo jako nie mógł zapomnieć, że jest muzykiem, a jego „trzecią” ręką – gitara. Czuł się tak, jakby wypierał się samego siebie. Ale to była jedyna opcja, jedyna szansa żeby zapomnieć, żeby zacząć żyć na nowo. Nawet za cenę własnej wolności.


            - Mówiłem, że czasem warto z kimś pogadać. – bardziej stwierdził niż zapytał, bo właściwie nie oczekiwał odpowiedzi. Uśmiechnęła się do niego lekko.

- Miałeś rację – odpowiedziała Meggie. Siedzieli razem na ławce w parku, jak starzy dobrzy przyjaciele, chociaż znali się właściwie dopiero kilka tygodni. Była piękna słoneczna pogoda, a oni byli gdzieś na końcu świata, zapominając o wspomnieniach. Objął ją swoim ramieniem, a ona wtuliła się w niego, jak w pluszowego misia z dzieciństwa.

- Powinnam już wracać – powiedziała trochę zbaczając z tematu, mówiąc w jego koszulę.

- Przecież jest jeszcze widno. Śpieszy Ci się gdzieś? – spojrzał na nią zabawnie unosząc jedną brew.

- Przecież wiesz, że nie o tym mówię, Nick.

- Wiem. Tylko nie potrafię Cię zrozumieć. Masz tu życie, masz pracę. Przecież i tak do niego nie wrócisz! – powiedział zirytowany.

- Nick, to nie jest takie proste. Po prostu uważam, że już zbyt długo uciekam. Im więcej czasu minie, tym trudniej będzie mi z nim porozmawiać. Już i tak się tego boję, nie chcę żeby mój strach urósł jeszcze bardziej. Postaraj się mnie zrozumieć!

- Przecież on i tak jest w zakonie! I tak z nim nie pogadasz, Meg! – powiedział wzburzony i od razu przyłożył rękę do ust, patrząc na nią z przestrachem. Nie chciał żeby tak się tego dowiedziała. Widział cholerny ból w jej oczach, widział jak łzy pojawiają się w jej błękitnych tęczówkach, a ręce zaczynają drżeć. Nie powinna dowiadywać się o tym w taki sposób, i przede wszystkim nie od niego.

- Gdzie jest…? - wymamrotała niewyraźnie, pod nosem. Jakby nie mogąc uwierzyć, że w ogóle musi zadawać takie pytanie.

- Przepraszam Meg, nie chciałem żeby to tak wyszło. – powiedział skruszony i wyciągnął w jej stronę ręce, chcąc ją przytulić, jednak ona szybko się od niego odsunęła i przesunęła na drugi koniec ławki, kładąc głowę na swoich kolanach. Widział wyraźnie jak jej ciałem targają dreszcze, słyszał szloch, który co chwila ją dławił. Wyglądała tak jak wtedy, gdy spotkał ją po raz pierwszy. Jakby była na swoim własnym pogrzebie. Dotknął delikatnie jej ramienia, ale i tym razem zrzuciła jego rękę i wstała szybko z ławki.

- Długo już wiesz? – zapytała, a łzy spływały na jej jasnozieloną bluzkę, wraz z jej całym misternym makijażem.

- Jakieś dwa tygodnie. – odpowiedział tylko, nie chciał się tłumaczyć. To i tak nic by nie dało.

- A skąd?

- Przeczytałem w jakiejś gazecie, nawet nie pamiętam jakiej. Z resztą co to ma za znaczenie?

- I nie mogłeś mi powiedzieć? – zapytała pustym, zimnym głosem.

- Przepraszam. Byłem pewny, że wiesz. Nie sądziłem, że…

- Przecież wiesz, że nie mam z nimi kontaktu! To skąd niby miałam wiedzieć? – targały nią sprzeczne emocje. Z jednej strony wściekłość na Nicka, że powiedział jej dopiero teraz, mimo że sam wiedział już od dawna, a z drugiej smutek i żal, bo właśnie straciła swoją jedyną szansę na szczęście. Obiecała mu, że się odezwie. Nie zrobiła tego. I nigdy nie żałowała tak bardzo jak teraz. Miał już dość czekania na nią, i miał prawo podjąć każdą decyzję bez pytanie jej o zdanie. Sama z niego zrezygnowała, nie mogła winić go za to, że nauczył się z tym żyć. Ale to cholernie bolało.

- Meggie… - zaczął cicho Nick.

- Daj mi spokój, po prostu mnie zostaw.

- Ani myślę, jeszcze coś sobie zrobisz. – Wstał z ławki, podszedł do niej i objął ją ramieniem. Tym razem już się nie wyrwała, nie miała siły. W jego ramionach poczuła ciepło i bezpieczeństwo. Wtuliła się w jego koszulę, która już po chwili była mokra od jej łez, wymieszanych z czarnym tuszem do rzęs. Przycisnął ją mocniej do swojej klatki piersiowej. Była taka drobna, a jej rozpacz tylko to potęgowała, bo kuliła się w sobie jeszcze bardziej. Drżała w jego ramionach, próbując tłumić płacz. Podprowadził ją do ławki i posadził obok siebie, nadal ją przytulając. – No już Meggie, cichutko. – starał się ją uspokoić i wyciszyć. Mówił cichym, ciepłym głosem, który powoli ale jednak koił jej ból. – Cicho, cicho – szeptał do jej ucha. Powoli się uspokajała. Łzy nadal płynęły po jej twarzy ale ciałem nie targały już silne dreszcze. – Wszystko będzie dobrze, Meg. Zobaczysz.

- Nic nie będzie dobrze, nie rozumiesz?! On jest w zakonie! A ja nawet o tym nie wiedziałam. Ja nawet nie mam już do czego wracać.

- Przecież nie musisz wracać, możesz zostać. Tutaj, ze mną. Masz pracę, życie.

- Przepraszam ale nie mogę. Muszę tam pojechać. Ja… Muszę chociaż porozmawiać z Maite. Przeprosić. Nie mogę tego tak zostawić.

- A co Ci to da? Przeprosisz i co?

- Nie wiem, ale nie potrafię zacząć życia od nowa, jeżeli stare nie jest zamknięte. Przykro mi, Nick, ale ja muszę  tam pojechać.

- W porządku. Uważam to za głupotę ale pojadę z Tobą.

- Po co? Masz zamiar się z nimi kłócić? Nie musisz mnie przed nikim bronić. To ja tutaj popełniłam błąd, nie oni.

- Nie będę się z nikim kłócił, ale też nie mam zamiaru puścić Cię tam samej.

- Nie potrzebuje opiekunki, jestem już dużą dziewczynką, Nicholas.

- Ale niestety myślenie nie jest twoją mocną stroną, czego mamy wyraźne dowody. Więc nie ma mowy, nigdzie sama nie pojedziesz. Albo ze mną, albo wcale.

 - Nie przesadzasz Nick?

- Nie. Po prostu się o Ciebie martwię. Wiem do czego jesteś zdolna jeżeli cierpisz i nie mam zamiaru sprawdzać jak daleko się posuniesz. Wolę Cię mieć na oku.

- Nick, ja chcę po prostu porozmawiać z  Maite, a nie bić się z przeorem zakonu, żeby go wypuścił.

- Chciałbym to zobaczyć! –powiedział i uśmiechnął się przekornie.

- Co? – zapytała, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.

- Jak wymierzasz policzek zakonnikowi. To musiałoby zabawnie wyglądać, wiesz? – nie mógł powstrzymać śmiechu. Cieszyła się, że go poznała, tylko on potrafił nawet w takiej sytuacji znaleźć coś zabawnego. Takiego przyjaciela potrzebowała. Takiego, który nawet w najtrudniejszych momentach, będzie potrafił gadać tak długo, aby i ją przekonać, że nie ma sytuacji bez wyjścia i takich, w których nie można znaleźć dobrego pretekstu do chwili śmiechu.

- I tego nie zobaczysz, zapewniam Cię. A przynajmniej nie w moim wykonaniu.

- Szkoda – powiedział ale jego uśmiech przeczył słowom.

- I naprawdę będę już wracać. Już późno, a muszę jeszcze znaleźć bilety na autobus do Kolonii. No i załatwić sobie urlop na kilka dni. Ty też pogadaj z szefem, skoro uparłeś się jechać ze mną.

- Kochana, ja nie dam rady? Załatwię to jeszcze szybciej niż ty.

- Zobaczymy.

- Zakład? – zapytał przekornie, unosząc jedną brew.

- Nie mam zamiaru o nic się z Tobą zakładać – powiedziała.

- Boisz się przegrać? – podpuszczał ją.

- Nie, po prostu uważam to za idiotyczną zabawę dla facetów, którzy tylko tak potrafią zarabiać pieniądze – powiedziała, starając się wyprowadzić go z równowagi.

- Niech Ci będzie – mówił wyraźnie obrażony. Wiedziała, że właśnie uraziła jego męskie ego.

- W takim razie, zdzwonimy się jutro, jak już coś będę wiedziała – stwierdziła i muskając jego policzek, odeszła szybko w stronę centrum, gdzie mieściło się jej mieszkanie.

- Taa, też Cię kocham – powiedział, ale ona już tego nie słyszała, była zbyt daleko. A on patrzył w ślad za nią dopóki nie zniknęła za zakrętem. Dopiero wtedy podniósł się z ławki i odszedł w przeciwnym kierunku.

6 komentarzy:

  1. No i poszedł do zakonu...
    A ona cierpi, ale na własne życzenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No poszedł niestety...:( A Meg? Meg ma takiego jednego "pluszowego misia", który chętnie ją pocieszy :P

      Usuń
  2. To ja już w ogóle nic nie rozumiem. Ona tak se pojechała, ot po prostu pomyśleć i nie odzywała się kilka tygodni? Zabiłabym jędzę! Jak nic!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uprzejmie uprasza się o nie ukatrupianie bohaterów :P A tak serio, to ja też tak do końca tej dziewczyny nie ogarniam, robi kompletnie co innego niż ja bym chciała, no i później wychodzi z tego to, co wychodzi. Miała wrócić wcześniej, ale napatoczył się Nick, no i niestety wszystko mi szlag trafił. ;( Mam nadzieję, że się jeszcze jakoś dotrzemy z tą Meggie, bo inaczej nie wiem co z tego opowiadania wyjdzie:P

      Usuń
    2. Hihi, ok, będę już grzeczna :D Ale i tak zła jestem, bo tu taka zakochana i tak pstryk palcami i odeszła i nic o niej widu ani słychu. Na razie jej nie lubię zbyt mocno. Biedny Paddy. A z opowiadania wyjść coś musi, bo ja czytać chcę!

      Usuń
    3. A ja chcę pisać, tylko , że po swojemu, a nie po Meggiowemu, czy jak to nazwać, ale mam nadzieję, że jeszcze mi się to uda. No i liczę na to, że uda się ją jeszcze tak zrobić, żeby dało się ją lubić, bo tak w sumie to ona nie jest taka zła, tylko po prostu nieogarnięta jak to kobieta. Sama nie wie czego chce. :P

      Usuń