środa, 5 lutego 2014

Rozdział VII



Hej, wstawiam tuż przed egzaminem, otoczona przez notatki, ale wstawiam. Mam nadzieję, że się spodoba. W ogóle strasznie się cieszę - ktoś to czyta. Aż sama nie wierzę, jak widzę ponad 800 wyświetleń. Bardzo ale to bardzo dziękuję, nawet nie wiecie, jak to potrafi zmotywować człowieka. Ale to wszystko dzięki Wam, tak więc dla Was ode mnie. Enjoy! :))

Rozdział VII

Jeszcze nigdy tak strasznie czas jej się nie dłużył jak teraz. Miała wrażenie, że minuty trwają godzinami, a dni to wręcz cała wieczność. Jednocześnie nie potrafiła właściwie na niczym skupić na dłużej swojej uwagi, za każdym razem jak podnosiła jakąś książkę czy brała do ręki pilot od telewizora to od razu odkładała je na pierwotne miejsce, nawet nie do końca świadomie to rejestrując. Wszystkie czynności wykonywała machinalnie, jak zaprogramowany automat, brakowało w tym jednak jakiegoś zapału, chęci życia. Tak jakby coś w niej zgasło. I wtedy po raz pierwszy tak naprawdę dotarło do niej, że tak już po prostu będzie, że to się nie zmieni. Owszem zdawała sobie z tego sprawę zawsze, że będzie ciężko, nawet wspominała o tym w rozmowie z mamą czy siostrą, a nawet z Maite. Ale tylko ta ostatnia powiedziała jej prawdę. Nie starała się jej pocieszać, przekonać, że wszystko się jakoś ułoży, ona jedna wiedziała, że to się nie zmieni. A ona chyba nie była na to wystarczająco silna. Nigdy nie była silna, była słaba, tak cholernie słaba i krucha. A on przecież nie takiej dziewczyny potrzebował, potrzebował kogoś, kto będzie go wspierał, a nie kogoś, kto sam tego wsparcia będzie jeszcze bardziej potrzebował. Kogoś kto nie będzie płakał za każdym razem, kiedy on będzie wyjeżdżał. Czuła, że nie da rady dłużej, że to ją tak zwyczajnie przerasta. Tylko czy dla jego dobra, będzie potrafiła go zostawić? Odejść, tak po prostu, tak jakby jej nigdy nie było? Jej organizm buntował się przeciw takiemu rozwiązaniu, mimo, że trwanie w tym było jeszcze bardziej bolesne. Wiedziała jedno. Kiedy wróci, będzie musiała z nim wreszcie porozmawiać, tak poważnie. Powiedzieć o tym, co ją boli, bo inaczej sama rozwali ten związek od środka. Przypomniała sobie jeszcze o jednej istotnej sprawie, o której mówiła jej Maite. Patrick planował zaręczyny. Musi z nim porozmawiać zanim on pójdzie krok dalej, bo wtedy może być już za późno. Z jednej strony tak bardzo go kochała i ślub byłby pięknym zwieńczeniem jej marzeń, a z drugiej bała się, że temu nie podoła. Że nie będzie potrafiła być samotną żoną, której jedynym zajęciem jest czekanie na męża. Nie chciała po prostu udawać przed nim, że wszystko jest w porządku, wtedy kiedy nic nie było w porządku. Czuła, że ta wewnętrzna walka jej dwóch osobowości, jednej, która kocha Paddy’ego i bez względu na wszystko chce z nim spędzić resztę życia i ta druga, która chciałaby być z kimś, kto będzie przy niej zawsze i wszędzie, wtedy kiedy będzie tego potrzebowała pozbawia ją wszelkich sił. Do tego dochodziła jeszcze trzecia, ta, która uważała się za niegodną bycia z kimś takim jak on, dziewczyną, która nie jest na tyle dobra, silna, by móc poślubić kogoś takiego jak Paddy i dać mu szczęście, na które on zdecydowanie zasługuje. Bała się, że w pewnym momencie tak zwyczajnie, po ludzku go zawiedzie, a to będzie zdecydowanie bardziej bolało niż krótkie, ostre cięcie, na jakie mogła sobie jeszcze w tej chwili pozwolić. Ale mimo to nie potrafiła. Na nic zdawały się wszystkie tłumaczenia.  Nie potrafiła się wyrzec tego jedynego szczęścia, którym był dla niej on. Nie potrafiła pozbawić się tego ciepłego światełka, które dawało jej tak silną motywację do tego, żeby codziennie mimo wszystko się uśmiechać, bo przecież on gdzieś tam był. I był tylko jej. Nawet jeśli nie mogła na niego popatrzeć, przytulić się do niego… To jednak On był, był zawsze. Na końcu jej własnego, trochę wyidealizowanego świata, świata w jej sercu.  Nie może go zostawić, musi spróbować jakoś stawić czoło tej rzeczywistości, która była tak odmienna od tej, którą wyobrażała sobie jeszcze na początku ich związku. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk przychodzącej wiadomości. Podniosła się lekko z jasnego, puchatego dywanu, na którym siedziała i sięgnęła po komórkę leżąca na niskim szklanym stoliku. Uśmiechnęła się widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą twarz i delikatnie zarumienione policzki.
„Niedługo będę w Kolonii, dojeżdżamy właśnie do Leverkusen. Przyjadę do Ciebie najpóźniej za godzinę. Stęskniłem się już, Paddy :*”
Szybko wystukała na klawiaturze kilka słów, wysłała wiadomość i odłożyła telefon na stół. Skacząc, śmiejąc się i tańcząc jednocześnie szybko znalazła się w kuchni. Co miały teraz za znaczenie jej wcześniejsze rozmyślania? Paddy przyjeżdża! Już niedługo go zobaczy, tylko to się liczy. Tylko to, że Go kocha, że on kocha ją, a za chwilę już będą znowu razem. Na chwilę zamieniła się w szczęśliwą „żonę”, która, czeka stęskniona na męża z obiadem, ubrana w piękną sukienką, gotowa by rzucić mu się na szyję w momencie kiedy on przekroczy próg mieszkania. Zajrzała przelotnie do kurczaka w ziołach, który właśnie dochodził w piekarniku i zabrała się do szykowania deseru. Tym razem padło na banany w cieście francuskim. Będzie musiała je co prawda wstawić do piekarnika w trakcie kolacji ale i tak będzie warto. Obrane banany posypała szczodrze cynamonem i owinęła cienkimi plastrami ciasta, a następnie odstawiła je na szafkę. Teraz będą musiały trochę poczekać. W podskokach przedostała się do sypialni i zdjęła z wieszaka prostą czarną sukienką sięgającą tuż przed kolano. Zabrała ją wraz z pończochami i czystą bielizną do łazienki i wskoczyła pod szybki, zimny prysznic. Nie miała wystarczając dużo czasu  na kąpiel, więc to musiało tym razem wystarczyć. Potem zostało tylko delikatnie przeczesać szczotką falujące, brązowe włosy i zrobić lekki makijaż. Nie chciała robić z siebie lalki, tylko po prostu dobrze wyglądać. Następnie nakryła do stołu w salonie, zapaliła świeczki, mimo, że było dopiero późne popołudnie i słońce jeszcze stało w pełni. Miało być idealnie. A co to za idealna kolacja bez pachnących świec, które nadają tego specyficznego romantycznego nastroju? Wróciła do kuchni i wyłączyła piekarnik. Delikatnie uchyliła drzwiczki, a w całym pomieszczeniu natychmiast rozszedł się cudowny zapach aromatycznych ziół i dobrze wypieczonego kurczaka. Uśmiechnęła się do siebie, wyraźnie zadowolona z efektu swojej pracy. Może i nie była mistrzynią kuchni ale coś tam jednak potrafiła zrobić, nawet jeśli nie bez potknięć. Na szczęście dzisiaj wszystko poszło wręcz idealnie. Z lodówki wyjęła białe wino i ustawiła je w naczyniu z lodem, aby nadal pozostało dobrze schłodzone. Drgnęła wyraźnie, słysząc dźwięk dzwonka. Niczym wiatr przemknęła przez korytarz i dopadła klamki, szarpiąc ją może odrobinę zbyt mocno. Szeroko otwarła drzwi i ujrzała przed sobą tego, na którego tak bardzo czekała.  Wybuchła szczerym radosnym śmiechem i rzuciła się wprost w jego ramiona. Nie potrzeba im było słów. Paddy wniósł ją do mieszkania i kopnięciem zatrzasnął za sobą drzwi. Wysunęła się lekko z jego objęć i stanęła bosymi stopami na ziemi. Gładziła jasną dłonią jego policzek, na którym czuć już było ślady zarostu. Przyparł ją delikatnie do ściany i musnął jej usta. Tak bardzo byli siebie stęsknieni, tak bardzo siebie spragnieni. Nie mogli oderwać się od siebie. Błądziła dłońmi po jego plecach, by chwilę później dotknąć błękitnego kołnierzyka i odpiąć kilka guzików jego koszuli. Podniósł ją jedną ręką, jakby była nic nie ważącym piórkiem, a ona oplotła nogami jego biodra. Oderwała na moment usta od jego policzka.
- Paddy… - westchnęła cicho, gdy poczuła jego język na swojej szyi – Ale obiad…
- Cii – wyszeptał tuż przy jej ustach – obiad może poczekać. Mam teraz ochotę na coś zupełnie innego.
A następnie odwrócił się i skierował w stronę sypialni, nadal trzymając ja w swoich ramionach.     

6 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie.Fajnie napisane,bardzo ładym językiem.Ciekawe co będzie dalej :) Clarissa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, i postaram się nie trzymać zbyt długo w niepewności, bo od piątku już będę miała dłuższą przerwę, bo sesja wreszcie zbliża się ku końcowi :)

      Usuń
  2. Aaaawww! Te rozmyślania na początku,a potem to cudowne powitanie... Rozmarzyłam się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja ! Nie przesadzę jak napiszę że KOCHAM TO OPOWIADANIE !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, nie spodziewałam się aż takich wyznań, ale dzięki, dzięki wielkie :)

      Usuń
  4. Wow ! Piszesz megaporywająco !!! Zasysam się prawie na bezdechu hehe :-D

    OdpowiedzUsuń