XIX
Na początku chciałabym podziękować wszystkim którzy czytają i wszystkim, którzy komentują, bo to jest naprawdę ogromna motywacja do tego, żeby pisać dalej. Zwłaszcza po powrocie z zajęć o finansach czy procesach informatycznych :P A to dopiero pierwszy tydzień nowego semestru :P Teraz o nowej części. Coś, co powinno być znacznie wcześniej, ale jest, na potrzeby opowiadania, dopiero teraz :P Tym razem, jeszcze trochę o Meggie, ale w następnym już znowu będziemy mieli Pada. Co prawda trochę w innej wersji, ale zawsze. Tak więc zapraszam na nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. ENJOY!
-
Jesteś tego pewna?- spytał ją już chyba po raz setny dzisiejszego dnia.
Siedzieli w samochodzie, stojąc na podjeździe domu Maite. Nie, nie była pewna,
nawet była przekonana, że i tak nic z tego nie wyjdzie ale po prostu musiała.
Musiała chociaż spróbować się wytłumaczyć dlaczego tak nagle zniknęła i przez
kilka miesięcy nie dawała znaku życia.
-
Jestem – powiedziała na głos i pociągnęła za uchwyt, by otworzyć drzwiczki.
-
Mam na Ciebie poczekać? – zapytała Nick, patrząc na nią przyszywającym
wzrokiem. Widział strach w jej oczach, niepewność.
-
Nie, dam sobie radę – uśmiechnęła się do niego niewyraźnie i szybko wysiadła za
samochodu, zarzucając na ramię małą torebką. Patrzyła jak wycofuje samochód z
podjazdu i sprawnie wyjeżdża na drogę. Pomachała mu jeszcze rękę i odwróciła
się w stronę drzwi. Nagle poczuła się taka maleńka, bezradna. Niepewnie
stawiając kroki, stanęła wreszcie przed drzwiami i lekko w nie zastukała. Usłyszała
szybkie kroki wewnątrz domu. Skuliła się jeszcze bardziej, jakby chciała zapaść
się pod ziemię, jakby próbowała stopić z szarą wycieraczką leżącą pod jej
stopami. Ktoś po drugiej stronie przekręcił zamek, zobaczyła jak porusza się
brązowa klamka, a drzwi powoli się otwierają. Chwilę później stała już twarzą w
twarz z Patricią, która patrzyła na nią wzrokiem, który mógłby zabijać.
-
Czego tu chcesz? – zapytała obcesowo.
-
Porozmawiać…? – mówiła niepewnym głosem.
-
Wydaje mi się, że nie mamy o czym. – Już chciała zamknąć jej drzwi przed nosem,
ale Meg wsunęła stopę między drzwi a futrynę.
-
Bardzo Cię proszę, ja wiem, że źle zrobiłam. Macie prawo mnie nienawidzić,
rozumiem to, naprawdę. Ale chciałam przeprosić.
Patricia
patrzyła na nią nadal wyraźnie wściekła ale przynajmniej nie próbowała już
zamykać drzwi. Jej wyczekujący wzrok wyraźnie mówił, że wszystko, co chcę
powiedzieć, musi powiedzieć teraz i tutaj. Nie miała co liczyć na to, że
wpuszczą ją do domu i poczęstują herbatką, z resztą w sumie nawet tego nie
oczekiwała.
- Naprawdę przepraszam, ja… nie
powinnam była tak bez… - nagle zaczęło jej brakować słów – Powinnam była z nim
normalnie porozmawiać, powiedzieć… ale chyba nie potrafiłam.
- Ale czego? Nie potrafiłaś mu
powiedzieć, że po prostu kogoś masz? Takie to trudne?
Spojrzała
na Patricię przerażonym wzrokiem, a potem dotarło do niej, że z ich perspektywy
to tak mogło, a nawet musiało wyglądać. Wyjechała nagle, nikogo o tym nie
informując, zostawiając tylko te przeklętą karteczkę na stole, która właściwie
nie mówiła nic. Na dodatek teraz przyjechała tu z facetem. Dobrze, że kazała
Nickowi wracać do mieszkania. Wiedziała, że jej wytłumaczenia tak naprawdę na
nic się zdadzą, bo oni mieli wyrobioną opinię. Mimo to tak strasznie chciała
powiedzieć coś, co chociaż minimalnie ją oczyści, przede wszystkim przed nią
samą.
- To nie tak Patricia. Ja… ja nikogo
nie mam, nie miałam. Wyjechałam bo… - znowu się zacięła, nie wiedząc co mówić
dalej.
-
Chyba Ci nie wierzę. – stwierdziła Patricia ale jej głos mówił, że jest
zupełnie pewna tego, co mówi. Tego, że zostawiła Padda bo znalazła kogoś innego
i wolała się szybko ulotnić, aby nikt się o tym nie dowiedział.
-
Masz do tego prawo, rozumiem to. Ale ja naprawdę nikogo nie mam. Ja… po prostu
nie dawałam sobie rady. Z waszą sławą, z tym, że Paddy’ego ciągle nie było.
-
Jakoś przez trzy lata ci to nie
przeszkadzało. – powiedziała z niesmakiem.
-
To zawsze było dla mnie trudne, a później po prostu… stało się zbyt trudne. Nie
umiałam sobie dać rady z tym, ze zawsze jestem sama, że gdzie się nie obrócę to
widzę pierwsze strony gazet, na których jestem. Sława jest trudna, a ja nie
jestem na nią gotowa, chyba nigdy nie będę.
-
I tak nagle, z dnia na dzień to do Ciebie dotarło, tak? Wiesz, to jest raczej
bardzo grubymi nićmi szyte.
-
Nie nagle, ja… ja próbowałam rozmawiać z Padd’ym ale… za każdym razem to
bagatelizował. Nie chciał uwierzyć, że nie jestem na tyle silna, a ja zwyczajnie
nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Do pewnego momentu to faktycznie nie było
takie strasznie, zanim tak naprawdę wszyscy wiedzieli, było w porządku. A
potem… Ci wszyscy fani, ciągle czatujący dziennikarze. To było dla mnie zbyt
trudne. A do tego, ze wszystkim zawsze musiałam sobie radzić sama, a ja tego po
prostu nie potrafię. Jestem słaba, dużo słabsza niż wydaje się Paddy’emu.
Zamiast być dla niego wsparciem, byłam tylko obciążeniem. Nie chciałam tego. Nie
chciałam żeby to tak wszystko się skończyło. Ja… chciałam na chwilę się odciąć
od tego świata, nie wiem. Zobaczyć czy rzeczywiście bycie zwykłym anonimowym
człowiekiem jest lepsze. Nie jest. Teraz już to wiem. Wtedy straciłam tylko
prywatność, którą w jakiś sposób i tak mogłam chronić, próbować chronić, a
teraz straciłam coś znacznie ważniejszego. Kogoś, kogo kochałam. – mówiła coraz
ciszej, coraz mniej wyraźnie. Głos jej się załamywał, a w oczach pojawiły się
srebrzyste kropelki. Szybko zamrugała powiekami, aby się ich pozbyć. W ich
miejscu jednak od razu pojawiły się nowe.
Spojrzała na Patricię, spod lekko przymrużonych powiek, jednak nic nie
mogła wyczytać z jej twarzy. Jakby patrzyła się na maskę.
-
Coś jeszcze? – zapytała dopiero po dobrej chwili Patricia, jej głoś brzmiał już
nieco inaczej. Nie czuć już w nim było wyraźnej niechęci.
-
Jeszcze raz chciałam przeprosić, naprawdę żałuję.
-
To jego powinnaś przepraszać, a nie mnie. – stwierdziła chłodno Patricia.
-
Wiem, nie zdążyłam. Tego żałuję najbardziej.
-
Żałujesz?… Widzisz do czego go doprowadziłaś?
-
Wiem, czytałam w gazetach. Wiem, że poszedł do zakonu.
-
Tak – zaśmiała się Patricia gorzko – Ale
nie o to mi chodzi. On próbował się zabić, Meg. Gdybym weszła wtedy do
jego mieszkania pół minuty później, to on już leżałby martwy na trawniku.
-
Co? – powiedziała Meg, jej głos drżał, tak samo jak i ręce. – On próbował…? –
nie potrafiła dokończyć pytania.
-
Tak, próbował popełnić samobójstwo. Przez Ciebie. Tego nigdy nie będę w stanie
Ci wybaczyć. Mogłam stracić przez Ciebie brata.
-
Przepraszam, tak strasznie przepraszam – mówiła, płacząc. Jej słowa były niewyraźne,
jakby rozmyte przez łzy spływające do gardła. – Ja nie chciałam, naprawdę.
-
To akurat ma małe znaczenie, czego ty chciałaś, a czego nie. Wiesz, że on chciał
Ci się oświadczyć? Że właśnie tego dnia, kiedy zniknęłaś, przyszedł do Ciebie z
pierścionkiem, a zastał puste mieszkania z karteczką na stole, że coś sobie
musisz przemyśleć? Dociera to do Ciebie? Jak on musiał się poczuć?
-
Ja… - nie mogła wykrztusić z siebie żadnych słów. Nie, nie wiedziała. I nadal
wolałaby nie wiedzieć, bo to cholernie mocno bolało. Gdyby wtedy… teraz byłaby
szczęśliwą narzeczoną. Może planowałaby właśnie przyjęcie weselne albo oglądała
katalogi z sukniami ślubnymi? Łzy płynęły już nieprzerwanym strumieniem po jej
twarzy. Nie wiedziała. Nie mogła wiedzieć.
-
Przepraszam. – to było słowo, które w trakcie tej rozmowy wymawiała już
kilkakrotnie ale tak naprawdę ono nic nie znaczyło. Słowo nie potrafiło
odwrócić tego, co ona zrobiła. Było tylko słowem.
-
Chyba już powinnaś iść – stwierdziła Patricia.
-
Tak, masz rację, powinnam. – powiedziała cicho, z głosem nadal nabrzmiałym od
łez. – Powiesz mu? – zapytała z iskierką nadziei, która przeczyła łzom na
policzkach.
-
To chyba nie będzie koniecznie. Jeżeli rzeczywiście Go kochasz, to dasz mu żyć.
Bardzo Cię proszę, nie wracaj. Dla dobra wszystkich. Już wystarczająco przez
Ciebie cierpiał.
-
Masz rację. Jeszcze raz przepraszam. Nic innego nie mogę zrobić.
-
W porządku ale nie wracaj. Wiem, że i tak zrobisz jak będziesz chciała ale… nie
niszcz mu życia drugi raz. Bo drugi raz może się nie udać go uratować.
-
Przepraszam – powiedziała, odwróciła się na pięcie i przeszła przez podjazd,
kierując się w stronę chodnika.
-
To faktycznie jest trudne – usłyszała za sobą cichy głos. Odwróciła się w
stronę domu i spojrzała pytająco na opierającą się o futrynę Patricię.
-
Sława. Sława jest trudna. – uśmiechnęła się do niej smutno i wróciła do wnętrza
mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Odwróciła się i odeszła chodnikiem w
stronę centrum, gdzie było jej mieszkania. Czekał ją długi spacer ale musiała
wszystko sobie przemyśleć. Nie zdawała sobie sprawy, jak wiele zmieniło jej
zachowanie. Zrozumiała, że nie tylko ona przeżyła rozstanie. Nawet nie tylko
ona i Paddy. A potem jeszcze jedno. Paddy chciał się zabić, przez nią. To było
w tym wszystkim najgorsze. Potrząsnęła mocno głową, próbując odsunąć na bok
wszystkie myśli. Nie chciała o tym pamiętać. Podniosła głowę i spojrzała na
niebo. Było ciemnoszare, pełne chmur, które co chwila jaśniały od
przecinających je błyskawic. Poczuła pierwsze grube krople deszczu na swojej
twarzy.