środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział XLIV


XLIV

Hej wszystkim, zapraszam serdecznie na nowy rozdział, mam nadzieję, że się podoba. A przy okazji zapraszam również na moją grupę na facebooku, jakby ktoś był chętny żeby coś komentować, albo żeby po prostu wiedzieć, kiedy są nowe części, to właśnie tam: https://www.facebook.com/groups/1409239342673931/ :) Tak więc, już na koniec, ENJOY! :) :) :)
 


Czuła jego ciepły oddech na swoim policzku. Miał lekko przymrużone powieki. Jedną dłonią delikatnie muskał jej zarumieniony policzek. Już… już prawie dotykał wargami jej bladoróżowych warg. Rozchyliła usta, wzdychając przy tym ciężko, a potem wyciągnęła prawą dłoń i położyła mu palec wskazujący na ustach, kiwając przy tym przecząco głową. Spojrzał na nią z wyraźnym zaskoczeniem w oczach. 


            - Ja… to nie tak powinno być, Paddy - powiedziała. Czuła, że cała magia tej chwili nagle znika, jakby za dotknięciem czarodziejskie różdżki. - Ja tak nie potrafię - jej głos stał się jeszcze cichszy. Odsunął się od niej delikatnie. Oparł ręce na swoich udach.


            - To ja przepraszam - powiedział. Jego oddech nadal był lekko przyspieszony, a oczy jeszcze nie wróciły do swojej normalnej barwy. 


            - To nie twoja wina, po prostu… ja nie potrafię, to… dopiero co… Paddy… - nie miała pojęcia co powinna w tej chwili  powiedzieć. - Ty nadal kochasz, Meg, Paddy. Ja… czułabym się winna… wobec niej. Wiem, że to głupie, ale… czuję się, jakbym jej Ciebie zabierała, a nie chcę tego.


            - Meg tu nie ma, Jo. - odpowiedział, trochę zbyt ostro.


          - Jest, nawet jeżeli nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ty ją nadal kochasz, Paddy. Nie widzisz tego? Ona nadal jest w Tobie, jakkolwiek nie próbowałbyś się tego wypierać. Postaraj się mnie zrozumieć. - poczuła pieczenie pod powiekami, gdzie powoli zbierały się pojedyncze łzy. 


            - Cholera, staram się! - powiedział, znacznie głośniej, niż zamierzał. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Policzył jeszcze do 10, i dopiero wtedy odezwał się ponownie - Przepraszam, po prostu… Lubię cię Joy… może nawet bardziej, niż lubię i… - przerwał na moment, by spojrzeć w jej zielone oczy - Meg nie ma. Zostawiła mnie. Nie potrafiłbym jej… nie potrafiłbym jej teraz zaufać. To… to, co się stało, to… nadal we mnie siedzi, ale nie tak, jak myślisz. Ja naprawdę chcę spróbować od nowa. Z czysta kartą. - przerwał na moment, by zaczerpnąć powietrza - Z tobą. - powiedział już prawie zupełnie cicho. Wpatrywał się w jej intensywnie zielone tęczówki. Nie wiedziała co powiedzieć na tak otwartą deklarację. Spuściła głowę, nie mogąc wytrzymać jego natarczywego spojrzenia. Splotła ręce na piersi, stając za nimi jak za pewnego rodzaju tarczą. - Nie wierzysz mi? - zapytał.


            - To nie tak. Po prostu… ja tak nie chcę…


            - Ale jak? - zapytał.


            - Nawet jeżeli teraz rzeczywiście chcesz to… to co będzie jutro? Co będzie jeżeli ona tu przyjedzie… jeżeli zadzwoni? Co jeżeli powie, że chce żebyś wrócił? Co wtedy? Dasz mi jakąś gwarancję? - nawet nie czekała na jego odpowiedź. - Nie. Bo ona zawsze będzie pierwsza. - obruszył się lekko na jej słowa - Nie obrażaj się na mnie. Przecież wiesz, że mam rację. W tym nie ma nic złego, kochasz ją. I… to jest coś naprawdę niesamowitego. Ale w tej całej historii… dla mnie nie ma w niej miejsca. Tak po prostu jest. - jej głos zadrżał odrobinę przy ostatnich słowach.


            - Jej nie ma, Jo. A jeżeli… jeżeli ona była tu… wtedy, to… wierz mi. Ona nie wróci. I nie zadzwoni. A ja… ja naprawdę chcę spróbować… jesteś jedyną dziewczyną, w której towarzystwie czuję się tak dobrze, jedyną, która mnie rozumie. 


            - Bo nie szukałeś. - przerwała mu. 


            - I nie muszę…, bo już znalazłem. - powiedział pewnie. Westchnęła ciężko. Chociaż raz chciała zachować się fair, więc dlaczego on tak strasznie jej to utrudniał? Dlaczego nie potrafił odejść, wtedy, kiedy go o to prosiła? Dlaczego? Chciała postąpić właściwie, tak jak nakazywał jej rozum. Ten jeden, jedyny raz. Poczuła jak dłonią dotyka jej podbródka i unosi go lekko do góry. Próbowała jeszcze za wszelką ceną uciec wzrokiem gdzieś w bok, ale i to nic nie dało. - Posłuchaj mnie przez chwilę, dobrze? - zapytał, a gdy skinęła głową, kontynuował - Ja wiem, że to brzmi jak mowa szaleńca, ale… jesteś dla mnie… kimś ważnym. Naprawdę ważnym. Jesteś… Nie wiem jeszcze co to jest, ale wiem… wiem, że podoba mi się to uczucie… to kiedy jestem z Tobą. To prawda, że nie mogę Ci nic obiecać, i… bardzo tego żałuję. Ale wiem, że będę żałował jeszcze bardziej, jeżeli teraz dam Ci odejść. Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty. Tak szczerej, tak ciepłej, tak otwartej, tak radosnej. Dlaczego jesteś taka uparta? - zapytał na koniec. Westchnęła ciężko.


            - Dla Ciebie to wszystko jest takie proste! Ja tak nie potrafię. Naprawdę źle się z tym czuję. Zostawiła Cię dziewczyna, to szukasz innej? W porządku, tylko, że ja tak nie umiem. To nie dla mnie. Ja do tej pory mam w głowie, jak o niej opowiadasz. Jak mówisz o tym jaka jest niesamowita, o tym jaka jest piękna, o tym jak ją kochasz. Jak tulisz ją w ramionach gdy zasypia. Nie umiem o tym zapomnieć. Przykro mi, Paddy. - powiedziała. Jej głos był cichy i drżał wyraźnie. Nie potrafiła opanować własnych emocji. Walka pomiędzy sercem, a rozumem, która cały czas się w niej toczyła, pochłaniała całą jej energię. - Nie zmuszaj mnie do podjęcia decyzji, której będę żałować. 


            - Powiedz, że nic do mnie nie czujesz. - powiedział, patrząc pewnie w jej oczy. 


            - Co? - zapytała. Czuła lęk. On wiedział. Musiał wiedzieć. Musiał to widzieć w jej oczach. Amber miała rację. Zakochała się w nim, i teraz nawet on to zauważył. Czuła jak z nerwów, pocą jej się dłonie. Zagryzła mocno wargi, aż poczuła metaliczny posmak krwi na języku. 


            - Powiedz mi, że nic do mnie nie czujesz. Powiedz mi, a dam Ci spokój. Tylko tyle. - patrzył na nią natarczywie. Widział w jej oczach przerażenie. Wahała się przez moment. 


            - Wiesz, że tego nie powiem. - odpowiedziała szczerze. Nie potrafiła skłamać. Nie, kiedy jej oczy topiły się w jego ciemnoniebieskich tęczówkach. Uśmiechnął się delikatnie. 


            - To spuść tą gardę. - odpowiedział - Skoro obojgu nam zależy, to dlaczego mamy odpuścić? Dlaczego mamy nie spróbować, skoro oboje tego chcemy?


            - Bo między nami zawsze będzie Meggie. Nie pozbędziesz się jej. - starała się go jeszcze jakoś przekonać, mimo, że nawet do niej samej te argumenty nie przemawiały.


            - Widzisz ją tu gdzieś? - zapytał, właściwie nawet nie oczekując od niej odpowiedzi - Bo ja widzę tylko Ciebie. - powiedział. Oczy rozbłysły jej delikatnie na te słowa. 


            - Ale Paddy…


            - Chociaż raz się zamknij - powiedział, robiąc pauzę po każdym słowie i położył jej palec wskazujący na ustach. Uśmiechnęła się delikatnie pod dotykiem jego ciepłej dłoni. - Od razu lepiej. - powiedział, przesuwając dłoń powoli na jej policzek.



Słysząc dzwonek do drzwi, powoli podniosła się z fotela. Spojrzała na zegarek stojący na szafce, była już prawie 21:00.


            - Kogo niesie o tej porze? - powiedziała do siebie na głos. Powoli poczłapała w stronę przedpokoju i pociągnęła za klamkę, otwierając tym samym drzwi. 


            - Cześć, Meg - usłyszała głos rudowłosej, który dzisiaj wyjątkowo nie był tak radosny, jak zwykle. Westchnęła ciężko. Lubiła tą dziewczyną, ale dzisiaj potrzebowała odrobiny spokoju. Potrzebowała paru dodatkowych godzin snu. Odkąd wróciła z Francji, nie mogła spać, jadła też niewiele. Wszystko było nie tak, jak powinno. Ona, przede wszystkim nie była taka jaka powinna być. 


            - Co Cię sprowadza o tak idiotycznej godzinie? - zapytała ostentacyjnie, wskazując dłonią, aby ta weszła do środka.


            - Oho, widzę, że nie mamy humorku. I chyba Ci go nie poprawię. - powiedziała smutno, patrząc na nią przenikliwie. Meg zaprowadziła ją do salonu, a gdy obie usiadły Debb od razu przeszła do rzeczy.


            - Dobra, nie będę owijać w bawełnę. Mój nowy facet… Wiesz, że pracuje w gazecie? No nieważne, w każdym razie… chciałam Ci coś pokazać. Nie chciałam, żebyś to zobaczyła jutro rano w kioskach. - wyciągnęła z torby egzemplarz jakiegoś szmatławca i otwierając na jednej z pierwszych stron, podała ją Megan. - Uważam, że powinnaś to zobaczyć. Ja wiem, że już nie jesteście razem, ale chyba… no… mówiłaś, że on jest w zakonie czy coś, a… no jakoś mi na to nie wygląda, więc wiesz. No nieważne. Nie jesteś na mnie zła, prawda? Megan? Powiedz coś. - Przez chwilę wpatrywała się w egzemplarz magazynu i w zdjęcie, które zajmowało prawie całą stronę. Para młodych ludzi, siedzących na ławce w jakimś parku. Całujących się. Przełknęła ślinę. Poczuła pieczenie pod powiekami. To była tam sama blondynka, którą widziała z nim wtedy w kawiarni. To bolało znacznie bardziej, niż to co zobaczyła tamtego dnia. Mimo wszystko jeszcze się łudziła, że to koleżanka, przyjaciółka… ktokolwiek. Ale teraz już nie miała wątpliwości. 


            - Megan? Odezwij się. - Debbie wpatrywała się w nią intensywnie. 


            - Ale co ja mam powiedzieć? - zapytała, a pierwsze łzy spłynęły jej policzkach. Usta jej drżały.


            - Niepotrzebnie z tym przyszłam. - stwierdziła.


            - Nie. Bardzo dobrze, że przyszłaś. Gdybym zobaczyła to jutro w drodze to pracy, to obawiam się, że nigdy bym tam nie dotarła. 


            - Ty nadal go kochasz, prawda? Liczyłaś, że do siebie wrócicie? Tak mi przykro, kochanie. - powiedział cicho Debb. Wstała z fotela i usiadła na sofie obok Megan, obejmując ją mocno ramieniem. - Nie płacz. - powiedziała uspokajająco. - To palant. I nie ma gustu. Popatrz na nią. To blondynka. Skoro poleciał na taką panienką, to nie był Ciebie wart. - starała się ją jakoś uspokoić na swój własny sposób. - Nie masz co przez niego płakać. Masz mnie, masz Nicka. Damy sobie radę. Zobaczysz. - głaskała ją delikatnie po plecach. 


            - Dzięki, Debb. Ty zawsze wiesz, co powiedzieć. - uśmiechnęła się do niej blado. 


            - Wiem - odpowiedziała dumna z siebie. - Ale nie smuć się tak, dobra? 


            - Postaram się. Po prostu… po prostu nie sądziłam, że aż tak szybko się pocieszy. Widziałam ich… wtedy. Siedzieli w kawiarni. Rozmawiali. Śmiali się. Czułam się jak idiotka, ale myślałam, że to nic takiego… że to koleżanka czy coś. Teraz wiem, że się myliłam i on już zwyczajnie kogoś ma. Dlatego powiedział, że potrzebuje czasu. Tylko… boli to, że powiedział, że mnie kocha. Boli to, że skłamał. Tylko tyle. 


            - Damy sobie radę, zobaczysz. - uśmiechnęła się do niej Debbie. 


            - Damy radę - powtórzyła jak papuga, nawet w to nie wierząc.

8 komentarzy:

  1. O ja pier...! Aaaaaleeeee! Wooooooooow! Calkowity galimatias!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że to jest genialne podsumowanie :P Normalnie kocham Twoje komentarze, Ola :*

      Usuń
    2. No co Wy mi dzisiaj z tymi komentarzami? Hahaha! Już trzeci raz czytam, że mam fajne komentarze, haha! Fajna jestem, to i komentarze fajne :)

      Usuń
  2. Ooo dobre! Fajnie to wymyśliłaś z tym zdjęciem w gazecie :-) Jestem wredna,ale cieszę się, że Meg to zobaczyła :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Clarissa ma rację... ale milość to potężna broń...
    piękny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam! Paddy durniu! Ogarnij się! Najpierw musisz raz na zawsze zakończyć związek emocjonalny z Meg....Oko w oko....a nie niema bitwa z mózgiem, który chyba gdzieś się zapodział O__o ;/ Szlag ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Suuuuppppeeerrrr,bardzo mi sie podoba.Pięknie piszesz .Oczywiście kibicuje Jo I Paddiemu ,mogłaby się juz trochę złamać i zaryzykować )))))Niestety o szczęście trzeba czasem zawalczyc )))

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na następna cześć )

    OdpowiedzUsuń