XXXVI
Serdecznie zapraszam na nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba :) I coby was za bardzo nie zanudzać, jak to ostatnio miałam w zwyczaju, ENJOY! :)
Gdy
tylko zatrzasnęły się za nią drzwi, poczuła jak po jej twarzy spływa coraz
więcej łez. Na chwilę przystanęła wpatrując się w szybę, szukając wzrokiem
pary, która nadal siedziała przy stoliku wewnątrz lokalu. Nie potrafiła
odwrócić wzroku, mimo, że to tak bardzo bolało. Miała wrażenie, że cały czas
słyszy ich śmiechy, widzi rozjarzone blaskiem oczy. Zacisnęła dłonie w pięści,
próbując jakoś opanować ich drżenie. To na nic.
- To na nic! - krzyknęła sama do
siebie, aż ludzie przechodzący obok niej spojrzeli na nią krzywo. Jakby była
wariatką. A może tak naprawdę nią była? Może Nick miał rację, że nie powinna tu
przyjeżdżać? Może mogła posłuchać Patricii i raz na zawsze zostawić Paddy’ego w
spokoju? Przyłożyła dłoń do szyby, jakby dzięki temu mogła być bliżej niego.
Widziała jego uśmiech. Ten, który kiedyś przeznaczony był wyłącznie dla niej.
Ten niesamowity, od którego zawsze miękły jej kolana. Tylko, że teraz to nie był
„jej” uśmiech, a blondynki siedzącej tuż obok niego. Uśmiechającej się do
niego, wpatrującej się w jego oczy. Przejechała szczupłymi palcami po lekko
przybrudzonej szybie, kreśląc na niej, odrobinę nieudolnie, kształt serca. Serca
przebitego strzałą. Czuła jak po jej policzkach spływają coraz większe ilości
łez, a wraz z nimi pozostałości po makijażu. To bolało, cholernie bolało. To,
jak ona trzymała jego rękę, leżącą tuż obok jej na stoliku, to jak ona paplała
coś radośnie z rumieńcami na policzkach, a on słuchał jej jak urzeczony. To
bolało. Zacisnęła mocno powieki, próbując odgrodzić się od tego obrazu, ale i
tak widziała go wyraźnie. Czuła jak spod zmrużonych powiek, wypływają kolejne
łzy. Odwróciła się szybko od okna. Nie potrafiła na to patrzeć, bo za każdym
razem miała wrażenie, że kolejne ostrze wbija się w jej serce, tworząc kolejne
rany. Wzięła kilka głębokich wdechów, powoli wypuszczając powietrze ustami. Jej
ciało drżało lekko od tłumionych szlochów. Stała na środku ulicy, popychana
przez kolejnych przechodniów, jednocześnie nie mogąc się ruszyć i tak bardzo
bojąc się zostać. W końcu otrząsnęła się na tyle, że była w stanie spojrzeć na
zegarek, tkwiący na przegubie jej lewej dłoni. Była prawie 11:00. Pora jechać na
lotnisko - pomyślała. Czekała ją jeszcze odprawa i cały stos formalności,
których szczerze nienawidziła. Jeszcze raz spojrzała w stronę kawiarni, w której
jeszcze przed chwilą piła kawę. Ujrzała jego ciemnoniebieskie oczy i czym
prędzej odwróciła twarz w drugą stronę, odchodząc pośpiesznie w stronę postoju
taksówek.
-
To znowu Pani. - uśmiechnął się do niej taksówkarz.
-
Owszem. - powiedziała cicho.
-
Znowu jedziemy na lotnisko? - zaśmiał się.
-
Tak, ale tym razem już nie zawracamy - odpowiedziała - Dzisiaj już na pewno
stąd wylecę - odpowiedziała pewnie. Była w stanie czekać na lotnisku tyle
godzin, ile trzeba, byle tylko nie musieć wracać do tego miasteczka. Nie
chciała widzieć ich po raz kolejny, razem, trzymających się za ręce,
uśmiechających się, bo to zdecydowanie zbyt mocno bolało.
-
Płacze Pani? - zapytał mężczyzna, patrząc na nią we wstecznym lusterku.
-
Nie. - odpowiedziała i otarła pojedyncze łzy dłonią.
-
Wczoraj jak panią wiozłem też pani płakała. Może tym razem mi pani powie, o co
chodzi? - starał się być uprzejmy, była tego pewna, ale właśnie to ją
irytowało. Nie miała ochoty na takie gadanie, nie miała ochoty w ogóle na
jakąkolwiek rozmowę. Potrzebowała ciszy, oswojenia się z całą tą sytuacją. I
nie potrzebowała wścibskiego taksówkarza.
-
A Pan co? W psychologa się pan bawi? - zapytała złośliwie, próbując ukryć za tą
fasadą swoje prawdziwe uczucia.
-
Nie, ale słyszałem, że ludzie lubią się zwierzać taksówkarzom. No i jeszcze barmanom
i fryzjerom. Co prawda, pani mi chyba nie wygląda na taką, która to lubi, ale…?
-
To skoro Pan wie, że tego nie lubię, to po co pan pyta? - zapytała.
-
Po prostu staram się okazać zainteresowanie. - odpowiedział mężczyzna.
-
Nie potrzebuje Pańskiego zainteresowanie. - odpowiedziała. - Z resztą to nie
jest krótka historia, więc nawet jeżeli chciałabym coś opowiedzieć, to i tak
brakłoby czasu. Więc po co w ogóle zaczynać. - spróbowała się uśmiechną, ale
wyszedł jej tylko jakiś dziwny grymas.
-
Pewnie o faceta chodzi, nie? Zawsze jak kobieta płacze to chodzi o faceta.
-
A skąd Pan to wywnioskował?
-
Powiedzmy, że z doświadczenia. - uśmiechnął się do niej - Wbrew pozorom mało
rzeczy jest w stanie doprowadzić kobietę do płaczu. Niby mówi się, ze to słaba
płeć, ale ja tam jakoś tego nie widzę. Gdyby tak faktycznie było, to faceci,
rodziliby dzieci, nie? - zaśmiał się z własnego żartu - A jednak ktoś tam u
góry wybrał na to kobietę. To silne istoty, i tylko facet jest w stanie sprawić,
żeby kobieta cierpiała. Trafiłem, prawda? - zapytał, właściwie nawet nie
oczekując odpowiedzi. W jej oczach był w stanie wyczytać wszystko.
-
Owszem - uśmiechnęła się smutno - I chyba ma pan rację. To znaczy z tymi
kobietami. Tylko nie wiem czy my czasem nie staramy się udawać silniejszych,
niż tak naprawdę jesteśmy.
-
No cóż, w to już aż tak bardzo nie wnikałem - powiedział taksówkarz. - To co
się tak właściwie stało? Zerwał z panią czy zdradził?
-
Ani to, ani to. - odpowiedziała wymijająco.
-
No to co takiego się stało?
-
Po prostu znalazł sobie inną.
-
Czyli jednak zdradził. Ale nie ma co się przejmować takim frajerem. Znajdzie
sobie Pani lepszego. Jest pani młoda, i do tego wyjątkowo ładna - uśmiechnął
się do niej. - Nie ma co wylewać łez na kogoś takiego. Nie warto. - Nie miała
ochoty już tłumaczyć, że tak właściwie znalazł sobie inną po tym, jak ona go
zostawiła. I tak nie był w stanie jej pomóc, a ta historia, którą sobie
stworzył, była znacznie łatwiejsza do zrozumienia. Uśmiechnęła się tylko do
niego blado i odwróciła twarz w stronę okna. Oparła lekko głowę o szybę i
przymknęła oczy.
…
Od
dłuższego czasu wyraźnie czuł na sobie czyjś wzrok. Początkowo nawet nie
zwracał na to uwagi, ale w pewnym momencie odniósł wrażenie, że zaczyna mu to
ciążyć. Odwrócił się w stronę wnętrza lokalu, ale poza nimi, nie było tu
zupełnie nikogo. A przynajmniej nikogo poza obsługą. Wyjrzał przez okno na
ulicę. Tuż za szybą zobaczył drobną dziewczynę o długich brązowych włosach.
Jednak gdy tylko na nią spojrzał, ona od razu odwróciła wzrok. Była podobna do
Meggie… - pomyślał. Ale to przecież niemożliwe, Meg wczoraj wyjechała. To
znaczy… miała wyjechać. A co jeśli nie?
-
Hej, stało się coś? - zapytała Joy, patrząc intensywnym wzrokiem wprost w jego
tęczówki.
-
Ja… Wiesz co ile odlatują samoloty do Berlina? - zapytał. Joy spojrzała na
niego niepewnie. Czyżby chciał jednak wracać do domu… do Meg?
-
Z tego co pamiętam to raz dziennie, ale nie jestem pewna. - odpowiedziała
szczerze. Nie miała pojęcia o co mu chodzi i co tak nagle sprawiło, że
interesują go loty do Niemiec.
-
A nie wiesz o której? Rano, wieczór? - patrzył na nią, wyraźnie
zdezorientowany, jakby próbował ułożyć jakieś fakty w jedną logiczną układankę.
-
W południe? Chyba? - właściwe bardziej zapytała, niż odpowiedziała na jego
natarczywe pytania.
-
Szlag! - krzyknął, aż barman spojrzał na niego zza lady.
-
Ale o co chodzi? - próbowała coś zrozumieć Joy. - Ja nic nie rozumiem, Paddy.
Jakie loty do Niemiec? Chcesz wracać do domu? Paddy, powiedz coś.
-
Meggie.
-
Ale o czym ty w ogóle mówisz? Co Meggie?
-
Ona tu była. Widziałem ją. Z resztą… Przepraszam, ale muszę… - podniósł się
szybko z krzesła i potrącając jakiegoś gościa, który właśnie wchodził,
przebiegł przez lokal i wybiegł prawie na sam środek ulicy. Rozglądał się
gorączkowo wśród przechodniów, ale nigdzie już nie widział długich, falowanych,
brązowych włosów. Nigdzie nie widział też ich drobnej właścicielki. Poczuł jak
ktoś dotyka jego ramienia. Odwrócił się jak oparzony, ale ujrzał przed sobą
tylko odrobinę przestraszoną Joy.
-
Paddy, co się stało? - pytała, łapiąc oddech.
-
Ja... wydawało mi się, że… widziałem Meggie. - wyszeptał. - Ale nie jestem
pewny.
-
Przecież ona wyjechała. Tak wczoraj mówiłeś. To nie mogła być ona, Paddy.
-
Ja… może masz racje. - westchnął ciężko. Meggie przecież wyjechała. Po co
miałaby tu zostawać? Po prostu mu się wydawało… Po prostu tak często o niej
myśli, że zaczyna widzieć ją w innych.
-
Na pewno wszystko w porządku? - zapytała Joy.
-
Na pewno - uśmiechnął się do niej blado. Jeszcze raz rozejrzał się wokół
niepewnie, szukając brązowych włosów.
-
Może lepiej wracajmy, co? Ja… głowa mnie rozbolała. - powiedział. Potarł lekko
palcami skronie. Czuł jak jego powieki robią się coraz cięższe, zacisnął je
mocno. Zaś pulsowanie w czaszce stało się wręcz nie do zniesienia.
-
W porządku - uśmiechnęła się lekko Joy. Nic nie rozumiała z całej tej sytuacji,
ale widziała, że dla Paddy’ego ten dzień już się skończył. Nie wiedziała
dlaczego, ale nie chciała go do niczego zmuszać. To miały być jego decyzje.
Wow! Paddy chcial jechac za nia na lotnisko,ale w sumie sam już nie byl pewny czy to byla prawdziwa Meg czy jawa... Joy nic nie rozumiala. A Meggie tym razem wspolczuje,ale czego się spodziewala? No czego? Sama się do tego przyczynila. Do calego tego galimatiasu. Kochana, ja jakoś wole tutaj komentowac, przyzwyczailam się. Caluje i czekam na wiecej. Biedny Paddy, zal mi go bardzo!
OdpowiedzUsuńNo niby sama się do tego przyczyniła, ale chyba z niektórych rzeczy nie zdawała sobie sprawy, np z tego, że dużo trudniej będzie wrócić i to ją chyba zgubiło :( No a Paddy oczywiście, że biedny i niestety nadal w niej zakochany, ale może Joy jakoś da sobie z tym radę :)
UsuńAż serce pęka z żalu gdy się to czyta. Oboje tak się męczą, że to nigdy nie może być bardziej prosto. Ciekawe co będzie dalej??? A może Paddy zatrzyma samolot i w ten sposób nie pozwoli jej odlecieć do Berlina. Nie wiadomo. Joy też nie ma lekko, nie wiadomo, czy już się zakochała w Paddy'm czy póki co to czysta sympatia. Polubiłam Joy, w Twoim opowiadaniu to pozytywna postać w przeciwieństwie do innych Kellyopowiadań. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. :)
OdpowiedzUsuńBo Joy to chyba jedyna postać, której nie ma co zarzucić :P Nie popełniła żadnych błędów jak na razie, jest po prostu dobrą duszyczką, która bardzo chce wszystkim pomagać, a na dodatek jej się to udaje :) A czy się zakochała? Chyba jeszcze nie, a przynajmniej nic takiego mi jeszcze nie powiedziała :P A co będzie dalej? Sama chciałabym to wiedzieć :P Pomysłów mam tyle, że nie ogarniam i boję się, że z tego Moda na sukces wyjdzie, przynajmniej jeżeli o ilość chodzi :P
UsuńZgadzam się niestety z tym, ze Meg sama do tego doprowadziła. Nie wiem czy mi jej żal, chyba bardziej Paddy'ego, ale również Joy, bo teraz może się w nim nie zakochała, ale jeśli tak się stanie będzie cierpieć jeśli on się nie odkocha...
OdpowiedzUsuńsuper część...
Aniu, no dokładnie tak! Bo ja uważam, że jemu ciężko będzie się odkochać w Meg, autentycznie! Że cały czas ona będzie gdzieś tam na dnie jego serca i Joy tego nie przysłoni. I wiecie co? Ja już czuję, że jak przyjdzie co do czego, to będę ryczeć czytając części. Marto - jam Twoja wielka fanka! Ukłony!
UsuńMoże aż tak płaczliwie nie będzie, ale lepiej się w chusteczki higieniczne zaopatrzyć :P Jeżeli o to odkochanie chodzi, to fakt, na pewno będzie mu trudno, i to bardzo, ale Joy ma poniekąd przewagę nad Meg, bo jest przy nim, i on zdaje sobie z tego sprawę, wie też, że jest w jakiś sposób "lepsza", a jeżeli Meg się teraz do niego odezwie, bo myśli, że on ma inną, to w sumie Paddy'emu pozostaje tylko jeden wybór, albo Joy, albo samotność. Ale zaraz się za bardzo rozwinę i zdradzę za dużo :P A tak poza tym, to jest mi strasznie miło, jak czytam te wasze komentarz, bo to znaczy, że żyjecie tą historią tak samo jak ja, a to dla mnie naprawdę wiele znaczy :) Także dziękuję bardzo, dziewczyny, jesteście najlepsze <3
UsuńNo szkoda mi ich i szkoda mi Joy,bo to. kwestia czasu kiedy się zakocha,a Paddy ,tak jak piszecie,gdzieś głęboko w sercu zawsze będzie miał Meg.A może będzie inaczej?Ciekawe,ciekawe...:-)
OdpowiedzUsuńCZyli jednak ją zobaczył! Niesamowite, że czuł na sobie jej wzrok! WOW!
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie !!!
OdpowiedzUsuń