środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział XXXVIII



XXXVIII

Dzisiaj tylko jedno, ENJOY! :P 


Gdy tylko stanęła na płycie lotniska i odebrała swój bagaż, obok niej od razu pojawił się Nick. Cieszyła się, że tu jest, bo mimo tego, że był jaki był, czasem zbyt szczery, czasem po prostu chamski, to jednak stał obok niej i wiedziała, że nawet jeżeli będzie to robił w sposób dosyć drastyczny, to zawsze ustawi ją do pionu i pomoże wrócić na właściwe tory.

- Dzięki, że po mnie przyjechałeś, Nick. - uśmiechnęła się do niego blado.

- Daj spokój, przecież nie musisz mi dziękować - odpowiedział. Widział w jakim jest stanie. Widział ślady zaschniętych na jej policzkach łez. Wyciągnął w jej stronę swoje ramiona, a ona wtuliła się w niego, wybuchając głośnym płaczem.

- No już - głaskał ją delikatnie po włosach - Cicho, maleńka, nie płacz. - trzymał jej drżące ciało mocno w swoich ramionach. Była taka drobniutka, taka maleńka, taka… słaba i bezbronna. Nie wiedział co się stało podczas tego wyjazdu, ale miał wielką ochotę wsiąść w pierwszy samolot do Francji, pojechać do tego faceta i porządnie obić mu mordę. Tylko dlatego, że ona po raz kolejny przez niego płakała. Po raz kolejny cierpiała, a on bał się, że nie uda mu się przywrócić jej do stanu, sprzed tej całej historii. Chciał żeby znowu była tą uroczą, uśmiechniętą Meggie, którą widywał jeszcze w Berlinie. Tą, która potrafiła się śmiać z byle czego, a przecież tak rzadko miał okazję ją taką widzieć. Przez tego faceta. - No już, cichutko. - szeptał jej uspakajające słowa wprost do ucha, głaszcząc przy tym jej plecy. Nadal drżała, wstrząsana spazmami. Jego koszula była już cała mokra od spływających po jej twarzy łez. - Cichutko, nie płacz już. Nie warto. - mówił cichym, uspokajającym głosem. 

- Skąd możesz wiedzieć? - wychlipała. 

- Bo to tylko facet, Meggie. Nie ma co przez niego płakać. 

- Ale on ma kogoś, Nick. Rozumiesz? - z trudnością rozróżniał wypowiadane przez nią słowa. 

- No to pora żebyś ty też sobie kogoś znalazła, prawda? - starał się ją rozbawić, ale ona wybuchła tylko jeszcze głośniejszym płaczem. - No już, maleńka, nie płacz. Proszę Cię, bo zaraz i ja zacznę płakać, a wtedy uznają nas za jakichś wariatów czy coś. - Zaśmiała się cichutko, ale łzy nadal płynęły po jej policzkach. - No już, Meggie. Cicho, cii… - Nadal delikatnie przesuwał palcami po jej długich brązowych włosach. 

- Ale ja nie potrafię już nikogo pokochać - powiedziała tak cichutko, że właściwie wyczytywał słowa z ruchu jej bladoróżowych warg.

- Potrafisz, Meggie, potrafisz. - odpowiedział, nadal trzymając ją w swoich ramionach. Jej ciało wciąż było wstrząsane przez silne dreszcze, ale powoli czuł, jak jej oddech się uspokaja. Głaskał delikatnie jej plecy, przejeżdżając opuszkami palców, niby piórkiem. Czuł na swojej klatce piersiowej, jak powoli jej serce wraca do swojego normalnego rytmu.  

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - odsunął ją od siebie na odległość ramion i spojrzał głęboko w jej jasnoniebieskie oczy, rozmyte przez płynące łzy. Dotknął ustami jej czoła, pozostawiając na nim lekki pocałunek. - Wszystko się ułoży - powiedział cicho, nadal nie spuszczając z niej wzroku.

- Mam nadzieję - powiedziała - Ale boję się, że to niemożliwe. Coraz bardziej się boję, Nick. - jej głos był wyjątkowo cichy.

- Obiecuję - odpowiedział pewnie. Spojrzała w jego ciepłe brązowe oczy. - Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby było dobrze. Żeby wszystko się ułożyło. - uśmiechnął się do niej delikatnie, a ona, mimo oczu, z których nadal płynęły łzy, również odwzajemniła mu się uśmiechem. Jeszcze bardzo wątłym, ale uśmiechem nadziei.

Wniósł ja po schodach, ale nawet się nie obudziła. Mruczała tylko coś pod nosem przez sen. Otworzył mieszkanie kluczem wyciągniętym z jej torebki, wniósł ją do mieszkania i od razu skierował się w stronę sypialni. Ułożył ja w ubraniu na łóżku. Nie miał serca jej budzić. Była wyczerpana po całej tej podróży i tylko długi, spokojny sen mógł przynieść, tak potrzebny jej, odpoczynek. Delikatnie pogładził ją palcem po policzku. Otwarła zaspane powieki.

- Nick, gdzie…  - ziewnęła przeciągle - gdzie jesteśmy?

- W domu, śpij spokojnie, Meggie. Dobranoc - uśmiechnął się do niej lekko i już miał wychodzić z pokoju, już kładł dłoń na klamce, ale jej głos go zatrzymał.

- Nie zostawiaj mnie dzisiaj…, proszę. - powiedziała cichutko. Spojrzał na nią niepewnie. - Nie chcę zostać sama, boję się - jej głos drżał odrobinę. - Boję się samotności. Boję się ciemności. Nie chcę zostać sama - powtórzyła.

- Meggie… to… to nie jest najlepszy pomysł - odpowiedział niepewnie, ważąc na szali każde wypowiadane słowo. 

- Proszę… - powiedziała błagalnie, a w jej oczach znów pojawiły się łzy. - Tylko dzisiaj. Nie zasnę sama Proszę… - jej głos drżał już wyraźnie. Westchnął ciężko i podszedł powolnym krokiem do jej łóżka. Usiadł koło niej, a ona położyła mu głowę na kolanach. Głaskał delikatnie jej włosy, przesuwając wśród nich opuszki swoich palców. Potem podniósł lekko jej głowę i położył się obok niej. Przyciągnął ją mocno do siebie, a ona wtuliła się w jego ramiona. Przesuwał rękę wzdłuż jej pleców, głaszcząc ją uspokajająco. Czuł jak szybko bije jej serce tuż przy jego klatce piersiowej. Jego koszula zaś była coraz bardziej mokra od jej łez.

- Wszystko będzie dobrze, maleńka. Tylko nie płacz. - jego głos był cichy, spokojny.

-  Obiecujesz? - zapytała przez łzy.

- Obiecuję - odpowiedział zdecydowanie. Musnął delikatnie ustami jej czoło. Czuł jak powoli jej oddech się uspokaja. Zasnęła, pomyślał i uśmiechnął się blado. Miał dość naprawiania tego, co ten palant spieprzył. Za każdym razem, gdy o nim myślała, to była później jakby odłączona od życia. Nawet już przestał liczyć litry łez, które przez niego wylała. Dzień w dzień składał jej serce, a wystarczyło jedno wspomnienie, jedno jego słowo, cokolwiek, i musiał zaczynać wszystko od nowa. Zacisnął dłonie w pięści. A przecież chciał tylko żeby była szczęśliwa. Z nim czy z tym idiotą, nieważne. Żeby była uśmiechnięta, żeby cieszyła się życiem, zamiast cierpieć. Był w stanie poświęcić własne szczęście dla jednego jej uśmiechu, dla jednego błysku w oku. Tylko dla niej. Bo… bo ją kochał. Potrafił się do tego przyznać. Kochał ją. I chciał dla niej jak najlepiej, a ten… nawet brakowało mu słów na tego… kogoś, za każdym razem wszystko niszczył. Ale był tym jedynym, który był w stanie ją poskładać i sprawić, że będzie szczęśliwa. On tego nie potrafił. Mógł ją pocieszać, mógł ją trzymać w ramionach, ale nie mógł mieć jej serca, a przecież właśnie o to chodziło.
                                                     

Obudził się późnym wieczorem. Przetarł rękoma zaspane jeszcze oczy. Przespał zaledwie kilkadziesiąt minut i wcale nie czuł się przesadnie wyspany. Przez chwilę zastanawiał się nawet dlaczego w ogóle się obudził, ale prawie od razu dotarł do jego uszu dźwięk telefon. Wziął komórką w dłonie, a gdy tylko zobaczył na wyświetlaczu zdjęcie uśmiechniętego młodszego brata, czym prędzej odebrał. 

- Hej, brat! - jak zawsze zadowolony z czegoś Angelo, prawie, że krzyczał do słuchawki. Z jednej strony uwielbiał ten jego optymizm, a z drugiej dzisiaj wybitnie go irytował. On wcale nie miał takiej radości w sobie, aby móc się cieszyć z niczego. 

- Cześć. - powiedział tylko.

- Oho, coś nie tak. - stwierdził Angelo - Co się stało, Paddy? Czyżby Meggie? Była u Ciebie? - zalał go potokiem pytań. Właściwie nie wiedział dlaczego o to pyta, przecież dobrze wiedział, że tam była, ale chyba na razie wolał ukryć przed bratem swój udział w tej wizycie. Był pewny, że Paddy miałby mu to za złe, że podał jej adres. A poza tym, chciał usłyszeć wersję brata, chciał wiedzieć jak on to przeżył, jak bardzo ta rozmowa na niego wpłynęła. Wiedział, że Paddy nadal ją kocha, ale… bał się o niego. Chciał wiedzieć, czy zamierza wrócić. Nawet nie teraz, ale  w ogóle.  

- Owszem, była.

- I? - zapytał młodszy.

- I nic. A co ma być?

- No nie wiem? Ciebie się pytam. 

- Była, porozmawialiśmy i pojechała. Tyle - powiedział sucho, ale jego głos drżał odrobinę. 

- No ale co Ci powiedziała? - nie był przygotowany na to, że aż tak bardzo będzie musiał wyciągać z niego wszystkie informacje.
- Właściwie nic konkretnego - odpowiedział Paddy.

- To znaczy? No chyba Ci powiedziała, dlaczego wyjechała, prawda?

- W sumie tak, to znaczy… powiedziała, że nie dawała sobie rady z.. presją, sławą. Sam nie wiem. I powiedziała, że przeprasza. I że mnie kocha. - dodał już znacznie ciszej. 

- A ty, co ty na to?

- … - nie potrafił dobrać słów. 

- Paddy, co jest? - zapytał.

- Nic. 

- Nie wygląda mi to na nic. Czego ty się boisz, czego nie chcesz powiedzieć? Jesteśmy braćmi, Paddy, pamiętasz? I możesz mi powiedzieć o wszystkim.

- Wiem, Angelo. Ja… powiedziałem, że ją kocham, ale… że potrzebuje czasu. Chociaż w sumie chyba sam już nie wiem, czego potrzebuje. 

- Naprawdę ją kochasz? Po tym wszystkim co Ci zrobiła?
 

- Miłości nie da się, ot tak, zapomnieć, Angelo. To nie takie proste. 

- Wiem, Paddy, ale…

- Kocham ją, nadal. I nie wiem… Nic już nie wiem. Nie potrafię bez niej, ale z nią jest jeszcze trudniej. Boję się, że… że ona może kiedyś odejść po raz drugi. Nie chcę przeżywać tego jeszcze raz, nie chcę znowu stać nad przepaścią. 

- Rozumiem Cię, Paddy, tylko, że… przemyśl to, dobra? Ja wiem, że pewnie nic innego nie robisz, ale… nie podejmuj decyzji, jeżeli nie będziesz pewny, dobra?

- Jasne. - odpowiedział. 

- A w ogóle to… opowiedz co słychać? Dobrze Ci tam? 

- Wystąpiłem z zakonu. - odpowiedział cicho.

- Co!? - wrzasnął Angelo.

- No tak, to znaczy… nie wracam na razie do domu, ale… święceń też nie przyjmuje. Muszę się ogarnąć, przemyśleć to wszystko.

- I nie możesz tego zrobić normalnie, w domu? Po co ty tam siedzisz? 

- Bo… bo tu jest łatwiej. W domu… w domu mogę ją spotkać. A nie chcę tego…, na razie.  

- Ale przecież ona wyjechała. - stwierdził Angelo.

- Z Kolonii, ale nie z Niemiec.

- Chłopie, nie przesadzasz troszkę?

- Proszę, Angelo, daj spokój, dobra? Na razie nie wracam. Jak zmienię plany, to dam ci znać - odpowiedział. 

- Ale będziesz tam sam siedział? - próbował go przekonać Angelo. - Tu masz przyjaciół, rodzinę.

- Nie jestem sam - odpowiedział pewnie.

- Dobra, wiem, że masz braci, i w ogóle, ale… - nie zdążył dokończyć.

- Poznałem kogoś - powiedział cicho.

- Dziewczynę? - głos Angelo nabrał dużo cieplejszego, ale i ciekawskiego tonu.

- Tak. Ma na imię Joy. Polubiłem ją. - powiedział, wahając się odrobinę. Nie był pewny, czy słowo „lubię” było dokładnym odwzorowaniem jego uczuć. 

- Ładna? - przez chwilę się zastanawiał. Czy Joy była ładna? Chyba nigdy tak naprawdę nie zwrócił na to uwagi. Była miła, pogodna, zawsze uśmiechnięta, mądra, ale czy była ładna? Gdyby ktoś go spytał, pewnie nawet nie umiałby przypomnieć sobie koloru jej oczu. 

- Nie wiem. - odpowiedział szczerze.

- Jak to nie wiesz? - zaśmiał się Angelo. 

- Wiesz… ja naprawdę… to znaczy… nie zastanawiałem się nad tym, chyba. Jest miła, radosna, pomaga mi… ja… chyba nie myślałem… tak… o niej. - Usłyszał jakiś inny głos w telefonie. Ktoś wołał. - Tylko, że… - chciał mu jeszcze powiedzieć o pocałunku, ale Angelo nie dał mu dokończyć. 

- Przepraszam, Paddy, ale to Kira mnie woła. Muszę kończyć, obiecałem, że pojadę z nią na zakupy. Odezwę się niedługo, dobra?

- W porządku, w takim razie, do usłyszenia. - powiedział do telefonu. 

- Do usłyszenia, brat - powiedział Angelo i rozłączył się. A on znowu został sam. Sam ze swoimi wspomnieniami, przemyśleniami. I pozostało mu tylko wpatrywać się w telefon, leżący w jego dłoniach, który zdecydowanie zbyt rzadko dzwonił.


12 komentarzy:

  1. Jednak dobrze zgadłam, ze to Meg prosiła Nicka :)
    Nick, może i ją kocha, może chce jej pomóc, a może sobie? Bo on się zakochał...
    Meg, ach nie wiem co ona sobie wyobrażała zostawiając kogoś, kogo podobno kocha... podobno...
    Paddy, zbierz sie wreszcie do kupy i zrób coś....chłopie

    Marta świetna część :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No co tu dużo pisać? Meggie płacze, ale nie przez tego faceta jak to NIck określa tylko przez samą siebie do cholery! Paddy przyznał się Angelo o Joy, o mamo, robi się ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  3. A piosenkę do tego rozdziału uwielbiam! Zapomniałam napisać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z Anią .Paddy zbierz się wreszcie do kupy bo ci Nick sprzątnie Meg sprzed nosa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko że Ani nie chodzi o Meg :) hehe
      stawiam na Joy

      Usuń
    2. Acha :) No to niech się ogarnie albo w jedną,albo w drugą stronę :)

      Usuń
  5. Super, że się podoba, to tak na początek :) Fakt Nick się w niej zakochał, a wiadomo facet zakochany patrzy trochę inaczej. On poznał dziewczyną po rozstaniu, widzi ją wiecznie smutną i zapłakaną i nie do końca patrzy na to czyja to była wina. Dziewczyna, którą kocha, cierpi i winą obarcza kogoś innego, bo jej przecież nie może. A że nie jest to logiczne? No cóż, nie zawsze wszystko takie bywa :P Że Paddy się przyznał? Tak poniekąd tylko, powiedział, że ją poznał, i w sumie tyle. Więcej komu innemu wyzna :P A ciekawie to się zrobi za chwilkę, bo chyba już w następnym. I Paddy weźmie się do roboty, nie wiem czy akurat takiej jakbyście chciały, ale jednak :P

    OdpowiedzUsuń
  6. O Boszzzzzz............Paddy ! Ogarnij się chłopie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kiedyś się ogarnie, tylko za efekty nie odpowiadam :P

      Usuń
  7. Że też Padzior dla świętego spokoju nie pojechał na lotnisko by się przekonać czy osóbką którą widział przez ułamek sekundy była Meg czy też nie Meg . Przecież musiał się domyślać ,że skoro to Ona to ich widziała. Ale nie ! Ma koło siebie pocieszycielkę i średnio potrafi wytężyć umysł by pomyśleć .Ech ...
    Kocham to opowiadanie ! Jest cudowne . Dużo w nim cierpienia przeplatanego miłością a to o czym ja lubię czytać najbardziej :) Sprzątam ,gotuję,kąpię się ,kładę się spać i ciągle w głowie mam sceny z tego opowiadania . Marta Twoje opowiadanie jest idealne i jesteś na dobrej drodze by stało się dla mnie tym wyjątkowym ... numerem jeden :) Gratuluję talentu ! Teraz już jak jestem na bieżąco postaram się w miarę regularnie dodawać komentarze , bo widzę jak dla Was piszących jest to przyjemne gdy one się pojawiają . Z niecierpliwością czekam na kolejne części . :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że autor czeka na komentarze, bo one mówią, że ktoś czyta, że ktoś się interesuje, a to bardzo ważne :) Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podoba, a do tego wzbudza takie pozytywne emocje, no i że ktoś, oprócz mnie, przeżywa je równie mocno :) Za komplementy bardzo, bardzo dziękuję :* I mam nadzieję, że następne części będą się również podobać, staram się jak mogę, żeby były jak najlepsze :)

      Usuń
    2. Moniko, masz rację! Autorzy czekają na komentarze, ale nie dlatego, żeby poczytać jak się im słodzi, ale dlatego, żeby w razie co móc coś poprawić, zobaczyć, w jaką stronę idą myśli czytelników. Czasem jest ciężko coś wymyśleć, więc i w takich wypadkach komentarze bywają pomocne. Ja uwielbiam opowiadanie Marty i jak czytam kolejne części, to muszę mieć ciszę, spokój, żebym mogła się skupić.

      Usuń