poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział XL



XL

Poważnej rozmowy ciąg dalszy :P Dodam więc tylko, ENJOY! :)




- Nie chcesz tego - odpowiedziała, nawet na niego nie patrząc. Potrzebowała chwili na zebranie myśli. Ta rozmowa coraz mniej jej się podobała. Nie miała pojęcia do czego może doprowadzić i zwyczajnie bała się tego. 


- Skąd możesz wiedzieć? - zapytał, łapiąc ją za ramiona i odwracając w swoją stronę. Spojrzał w jej jasnozielone tęczówki. Jedną dłonią delikatnie uniósł jej podbródek, aby nie mogła spuścić wzroku. 


- Paddy,… ty kochasz Meg. - odpowiedziała, ale jej głos wcale nie brzmiał tak pewnie, jak by tego chciała. Przez chwilę zapanowała między nimi cisza. Cisza, która ciążyła.


- Nawet jeżeli, to… - zaczął, ale przerwała mu niemal natychmiast.


- Paddy, posłuchaj… nie będziesz ze mną szczęśliwy. Kochasz Meggie, nie mnie. Co chcesz udowodnić? Że jej nie potrzebujesz? Przecież wiesz, że tak jest. Nie chcę… - przerwała, by wziąć głębszy oddech - Nie chcę się zaangażować, bo wiem, że to się prędzej czy później skończy. Przykro mi. - powiedziała i uśmiechnęła się do niego smutno. - Lubię Cię, bardzo i dlatego… może faktycznie zapomnijmy. 


- Ale ja nie chcę zapomnieć - powiedział pewnie. 


- Chcesz. - stwierdziła.


- To ja miałem podejmować, decyzje, prawda? - szukał potwierdzenia nie tylko w jej słowach, ale także w jej smutnych oczach. 


- Tak… - zawahała się odrobinę. Kompletnie nic z tej rozmowy nie rozumiała. 


- Więc daj mi ją podjąć. - widziała błaganie w jego ciemnych oczach. 


- Paddy… - spróbowała jeszcze raz.


- Nie. - odpowiedział na nieme pytanie jej oczu. - Joy, jednego jestem pewny. Tego, że nie chcę Cię stracić. Jesteś dla mnie naprawdę ważna.


- Nie tracisz. Zawsze będę Twoją przyjaciółką - uśmiechnęła się do niego. 


- Więc mi pomóż. - powiedział cicho. Tak bardzo chciał, żeby została. Nie potrafił zrozumieć sam siebie. Czuł jak jej osoba staje się dla niego coraz ważniejsza. Nie rozumiał tego, ale…


- Ale jak? - słyszał jak jej głos drży.


- Pomóż mi o niej zapomnieć.


- Ty nie chcesz zapomnieć. 


- Chcę. Ale sam tego nie potrafię. Musisz mi pomóc. Dzięki Tobie… Dzięki Tobie już jest lepiej. Jest łatwiej. Nie zabieraj mi tego. Proszę. - mówił cicho, ale pewnie. Przez chwilę wpatrywała się w jego tęczówki. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie chciała pakować się w relację, której koniec już właściwie znała. Dla niego zawsze będzie tylko Meggie i nawet jeżeli na chwilę o niej zapomni to, to i tak wróci. A ona wtedy zostanie, sama, ze złamanym sercem. Nie chciała tego.


- Paddy - znowu zaczęła - To nie jest najlepszy pomysł, wierz mi. Kiedyś i tak do siebie wrócicie, a ja nie chcę być tą drugą. 


- Nie będziesz.


- Będę. Bo to Meggie kochasz, a ja… ja po prostu jestem. - spojrzał na nią przenikliwie - Taka jest prawda, Paddy. Potrzebujesz kogoś, bo jej nie ma obok. Nie oszukujmy się. A ja… ja po prostu stanęłam na Twojej drodze. W nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Tylko tyle. - widział jak w jej oczach zaczynają błyszczeć łzy. - Chcę być Twoją przyjaciółką, ale… nie wymagaj ode mnie więcej, bo to i tak się nie uda. 


- Dlaczego tak wszystko przekreślasz? - zapytał.


- Bo nie chcę, żebyś podejmował złe decyzje. Nie chcę żebyś później żałował. 


- A skąd masz pewność, że nie będę żałował, tego, że nie spróbujemy? - patrzył w jej oczy, dopóki nie spuściła głowy. Nie wiedziała co odpowiedzieć, albo może po prostu nie chciała tego mówić. Bała się powiedzieć, że to ona może żałować, że spróbowała. Bo jeżeli on kiedyś odejdzie, to ona … ona zostanie sama. Polubiła go, bardzo…, może nawet bardziej niż bardzo. Był facetem, w którym mogła się zakochać. Uniósł jej podbródek, by spojrzała mu w oczy, ale ona uparcie patrzyła gdzieś w bok.


- Joy, spójrz na mnie - powiedział cicho. Uniosła powoli twarz, szukając swoimi zielonymi oczami jego niebieskich tęczówek.


- To się nie uda, Paddy. - powiedziała cicho, ale stanowczo. Westchnął ciężko. Nie mógł jej do niczego zmusić. - Przepraszam, ale muszę już iść. - powiedziała już głośniej i wyrwała dłoń z jego uścisku. Nie potrafił jej zatrzymać, mimo, że tak naprawdę mógł to zrobić. Nie chciał stawiać jej żadnych granic. Nie teraz, kiedy tak wiele od niej zależało. - Zadzwonię do Ciebie. - dodała jeszcze i odeszła w stronę kampusu uczelni. Znowu zostałem sam - pomyślał. I miał wrażenie, że za każdym razem to boli coraz bardziej. Przez chwilę siedział jeszcze na ławce, a potem wyciągnął z kieszeni telefon. Przewijał listę kontaktów, zastanawiając się do kogo mógłby właściwie zadzwonić. John? Nie, zdecydowanie nie. Od niego się tylko nasłucha, że powinien wracać. Od Joeya też to samo. Maite? Nie Maite też nie, od razu zacznie paplać coś o Meggie. Angelo? Z Angelo rozmawiał już ostatnio i miał wrażenie, że młodszy brat wie znacznie więcej od niego i nie miał ochoty po raz kolejny wysłuchiwać o swoich błędach, które sam doskonale widział. Wybrał ostatni numer, wziął głęboki oddech i przyłożył telefon do ucha. 


- Cześć Paddy, co się stało, że dzwonisz do starszej siostry? - zaśmiała się Patricia.


- A musiało się coś stać? - odpowiedział jej pytaniem.


- Czy ja wiem… nie odzywasz się kilka tygodni. Ostatnio tylko coś Angelo wspominał, ze raczyłeś odebrać jak dzwonił. Poza tym nie mamy właściwie kontaktu. Więc tak. Uważam, ze coś się stało, bo inaczej nadal byś milczał. Co jest? - skończyła tą swoją trochę przydługą przemowę Patricia. 


- Angelo pewnie i tak już Ci mówił.


- Coś tam przebąkiwał, ale wolałabym to usłyszeć od Ciebie. 


- A co byś chciała usłyszeć? - zapytał.


- Nie wiem, ty mi powiedz. W końcu po coś dzwonisz, prawda?


- Chciałem… to znaczy… potrzebuję Twojej rady. - powiedział. 


 - Rady? - zapytała.


- Tak, ja… Pat, ja… poznałem… kogoś - przerwał na chwilę, ale zaraz kontynuował - Dziewczynę. Lubię ją. I… - brakowało mu słów. Czuł się jak dziecko, które tłumaczy się z jakiejś psoty przed mamą. - I ja… - nie umiał dokończyć zdania.


- Zakochałeś się? - zapytała otwarcie. 


- Nie wiem, Patricia. - odpowiedział szczerze. - Nie wiem co się ze mną dzieje.


- A co się dzieje? 


- Ja… - zaczął - pocałowałem ją - dodał już znacznie ciszej.


- I?


- I… Patricia ja… ja nie rozumiem.


- Ale czego nie rozumiesz, Paddy? Poznałeś dziewczynę, spodobała Ci się, więc ją pocałowałeś. Co tu jest do rozumienia? - ta rozmowa była co najmniej dziwna. 


- Pat, bo… ja… lubię ją, naprawdę.


- To chyba dobrze, prawda? Powinieneś sobie kogoś znaleźć, Paddy. To nic złego. - starała się go jakoś pocieszyć. 


- Ale… ja… co z Meggie? - dodał już ciszej, że ledwo co mogła usłyszeć wypowiadane przez niego słowa.


- Meggie Cię zostawiła, Paddy. - powiedział ostro Patricia. - Powinieneś sobie ułożyć życie bez niej. 


- Tylko, że… ja nadal coś do niej czuję. Nie wiem co to jest. Nie wiem czy to jeszcze miłość, ale… Ona tu była. I… powiedziała, że… powiedziała, że nadal mnie kocha i… ja już sam nie wiem co mam robić, Patricia. - jego głos załamał się przy ostatnich słowach. 


- Paddy, posłuchaj. Nikt nie każe Ci nagle się żenić, ale… wiesz… nie strać czegoś, co może być wartościowe. Jeżeli teraz odejdziesz, to… może już nie być do czego wrócić. Spróbuj… tak po prostu. Ani sobie, ani jej nic nie obiecuj. Po prostu spróbuj.  


- Tylko, że ona nie chce. Nie chce spróbować.


- Zależy Ci na niej? - spytała prosto z mostu.


- Tak - odpowiedział. Miał wrażenie, że to jedyna rzecz, której jest prawie pewny. 


- To ty zrób pierwszy krok. Wiesz… z jej strony to… wygląda chyba jeszcze gorzej. Poznała faceta po przejściach, który… który nadal ma w głowie byłą dziewczynę, jest w zakonie, a do tego jest gwiazdą muzyki. Boi się, że po prostu pewnego dnia odejdziesz. Musisz jej pokazać jej, że się myli. 


- Ale ja nie wiem czy się nie myli. Nie wiem co będzie jutro. Nic już nie wiem. 


- Ale nie dowiesz się póki nie spróbujesz. - odpowiedziała. - Przepraszam braciszku, ale muszę kończyć. Umówiłam się z Tanyą. Obiecałam, że pomogę jej wybrać jakieś ubranka dla małego. 


- W porządku. I… dzięki. 


- Nie ma za co, braciszku. W końcu od tego są starsze siostry.


- Mimo to, i tak dziękuję. 


- Proszę bardzo - miał wrażenie, że widzi jej ciepły uśmiech. - Na razie, braciszku. - on też się uśmiechnął.


- Na razie - odpowiedział i nacisnął czerwoną słuchawkę.

7 komentarzy:

  1. Wspaniała część. Smutna taka...daje wiele do myślenia. Współczuję Joy i z pewnością nie chciałbym być na jej miejscu. Rozumiem jej obawy....To naturalne, że się boi zaryzykować. ..
    A rozmowa z Patką świetna!

    OdpowiedzUsuń
  2. No i Paddy ma dylemat... to trudne do ogarnięcia..
    Rozumiem Joy nie chce się wiązać, bo nie wie tak naprawdę na czym stoi, ach, a rozmowa z Patricią super :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No bo on się jakiś taki niezdecydowany zrobił :P Tu niby jeszcze kocha Meg, ale jednak Joy też już jakieś miejsce w jego życiu powoli zajmuje, chociaż ona się uparcie będzie przed tym bronić. Zobaczymy co jej z tego wyjdzie :P I w ogóle super, że się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze tak czytam i odżyły wspomnienia, mialam podobny dylemat jak Paddy, wybrałam tego któremu bardziej ufałam i nie pomyliłam się. A co zrobil Paddy? Zobaczymy. Ciekawe co Joy do niego tak naprawdę czuje? Tak między wierszami to się wyczuwa, że jest trochę zazdrosna o Meg. A może się mylę.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem cz zazdrość? W sumie trochę tak, ale nie wiem czy konkretnie o Meg, chyba bardziej chodzi o samo uczucie jakim Paddy darzy Meggie. O to, że można kogoś kochać aż tak mocno, tak całym sobą, nawet jeżeli zostało się zranionym :)

      Usuń
  5. Czytałam wczoraj, od razu, z komentarzem się wstrzymałam. Zacukanie Patricka jak się patrzy - super napisane! No i moim zdaniem Joy ma jak najbardziej rację. On sam nie wie, czego chce i z kim tego chce. Jak już pisałam wcześniej, teraz rany są zbyt świeże, żeby byli razem z Meg, nie będą szczęśliwi. Ale z Joy myślę, że mógłby być przynajmniej pozornie szczęśliwy i na pewno przez jakiś czas. Zobaczymy, co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zobaczymy :P Ale chyba nawet Paddy zaczyna widzieć, że mógłby być z Joy szczęśliwy, bo ona daje mu radość,daje uśmiech. Może nie ma tam motylków, ale jest właśnie zaufanie i jakaś taka trochę irracjonalna pewność, że ona go nie zrani :)

      Usuń