środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział XLVII



XLVII

Trochę taki zaczęty głupio, ale Paddy nie chciał ze mną współpracować. W każdym razie akcja tego rozdziału jest dzień później :P
P.S. Mam nadzieję, że fanki Joy nie będą zawiedzione ;)




Czuł się dziwnie, wysiadając na lotnisku w Berlinie. Wszędzie wokół niego kłębił się bezimienny tłum, a on stał pośrodku, właściwie nawet nie wiedząc, w którą stronę powinien się udać. Do tego co chwila ktoś go potrącał. Wziął głęboki oddech i szybkim krokiem udał się w stronę postoju taksówek. Bagażu nie miał ze sobą żadnego, poza podręczną torbą, którą trzymał na ramieniu. Poprawił kaptur, który skrywał jego twarz przed tłumem wokół niego. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer Maite. Odebrała już po dwóch sygnałach, jakby wręcz czekała na jego telefon. 


            - Cześć, braciszku - usłyszał jej ciepły głos.


            - Cześć. Ja… - przerwał na moment - Znasz adres, Meg? - zapytał otwarcie. Nie chciał owijać w bawełnę, z resztą to i tak nie miałoby sensu.


            - Ten nowy? W Berlinie? - zapytała.


            - Tak. 


            - Chcesz tam jechać? - zapytała wyraźnie zaskoczona. 


            - Chyba powinienem. - odpowiedział krótko.


            - Po co?


            - Bo nasza ostatnia rozmowa nie skończyła się najlepiej.


            - No i co z tego? Paddy, jesteś pewny, że tego chcesz? - zapytała Maite. 


            - Nie - odpowiedział szczerze - Ale powinniśmy sobie… oboje, parę rzeczy wyjaśnić.


            - Uważam, że to jest idiotyczny pomysł. Wiesz, że nie chcę jej bronić, ale… nie wydaje mi się, żeby to było dobre wyjście. Po tym artykule… to chyba nie jest dla niej najłatwiejsze. Jeżeli teraz przyjedziesz, to narobisz jej tylko niepotrzebnej nadziei. Po co? Odpuść. Przynajmniej na razie. 


            - Nie. Powinna wiedzieć.


            - Ale co powinna wiedzieć? Że masz kogoś? O tym, to akurat ona już bardzo dobrze wie, a jeżeli nawet, to dziennikarze cały czas jej to uświadamiają. Ty nie musisz tego robić. 


            - Naprawdę. Wiem, co robię, Maite. Nie potrzebuje Twoich rad, chcę tylko ten adres.


            - Paddy, proszę, przemyśl to jeszcze.


            - Podasz mi ten adres, czy mam sam szukać? Wiesz, że i tak znajdę, skoro dziennikarze już wiedzą. To tylko kwestia czasu. To co?


            - Uparty jesteś, wiesz? - zapytała.


            - Wiem. - odpowiedział pewnie.


            - Niech Ci będzie, Rosenstrasse 12/25. Wiesz, gdzie to jest? 


            - Mniej więcej. Dzięki Maite - odpowiedział i już chciał się rozłączyć, ale jeszcze raz mu przerwała,


            - Paddy, zastanów się, proszę. Co ty chcesz jej w ogóle powiedzieć? Że masz inną i co? Że się zakochałeś? Naprawdę chcesz jej dokładać? Ja myślę, że ona już dostała swoją karę, i bardzo dobrze wie, ile straciła.


            - Ale ja… to nie tak. Po prostu… ona myśli, że ją okłamałem. 


            - A okłamałeś?


            - Nie. - odpowiedział - Ale nie powiedziałem też całej prawdy - dodał po chwili.  


            - To ja już nic nie rozumiem. Skłamałeś czy nie? - zapytała otwarcie. 


            - Wtedy, kiedy do mnie przyjechała. Do zakonu. Ja… powiedziałem, że ją kocham, tylko, że potrzebuje czasu.


            - I ona myśli, że już kogoś wtedy miałeś, tak? Że dlatego… - westchnęła ciężko.


            - Właśnie. - odpowiedział.


            - Ale nadal nie rozumiem, co ty chcesz jej powiedzieć. Kocham Ciebie, ale mam inną? Paddy… czy… czyś ty zgłupiał? - zapytała. - Daj sobie spokój, proszę Cię. Lepiej będzie dla niej, jeżeli zostaniecie przy tym, co jest. Dla Ciebie z resztą też. 


            - Nie chcę, żeby tak o mnie myślała. 


            - Kurde, Paddy, co Ci zależy? Jesteś z Joy, to odpuść. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Ona nie będzie miała nadziei, że do niej wrócisz, nie skrzywdzisz Joy. Z resztą, co ty chcesz w ogóle tym osiągnąć?


            - Po prostu chcę z nią porozmawiać. - powiedział, a potem czym prędzej się rozłączył. Maite wykryła wszystkie jego obawy, a one ujęte w słowa, sprawiały jeszcze gorsze wrażenie. Nie chciał nikogo krzywdzić, ale bał się, że dokładnie to zrobi. Narobi nadziei komuś, komu nie powinien, a zabierze ją tej, która jest dla niego ważna. Właściwie już to zrobił. Westchnął ciężko. Już sam nie był pewny, co powinien zrobić. Wsiadł do pierwszej mijanej taksówki.


            - Rosenstrasse 12 - powiedział tylko do mężczyzny, a potem odwrócił twarz w stronę szyby. Za oknem zaczynało się już robić ciemno. Pierwsze gwiazdy pojawiały się na fioletowo-czerwonym jeszcze niebie. Bał się. Mimo wszystko, bał się tej rozmowy. Bał się tego, co może z niej wyniknąć. Ostatnia nie skończyła się zbyt dobrze. Czuł się w jakiś sposób winny. Meg miała trochę racji. Niepotrzebnie powiedział wtedy te parę słów. Niepotrzebnie. Nie skłamał, wtedy naprawdę ją kochał. Z resztą chyba nawet teraz, mimo, że Jo stała się dla niego w jakiś sposób ważna, to w jego sercu nadal swoje własne miejsce miała Megan. Nie potrafił tego zmienić. Tak po prostu było. Była jego pierwszą prawdziwą miłością, a tej się przecież nigdy nie zapomina. Westchnął ciężko. 


            - Jesteśmy na miejscu - powiedział taksówkarz. Poczuł się jak wyrwany z transu. Uregulował szybko rachunek i ponownie zakładając na głowę kaptur kurtki, wysiadł z samochodu. Przez chwilę stał na krawężniku, rozglądając się wokół, ale nikogo nie było. Panowała przejmująca cisza, która aż brzęczała w uszach. Spojrzał w stronę bloku, który rzucał cień wprost na niego. Teraz już nie było odwrotu. Skoro już tu przyjechał, to z nią porozmawia. Przeszedł kilka metrów, które dzieliło go od wejścia. Drzwi na dole były na szczęście otwarte. Przeskakując po dwa stopnie dostał się na trzecie piętro. Jeszcze raz spojrzał na zapisany na kartce adres, a potem zadzwonił do drzwi. Przez chwilę nic się nie działo. Wewnątrz mieszkania panowała cisza. A potem usłyszał cichy szczęk zamka i stanął oko w oko z wysokim mężczyzną.


            - Przepraszam, ale chyba pomyliłem mieszkania - powiedział cicho.


            - Zdecydowanie pan pomylił - odpowiedział mu mężczyzna, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem. - Nie powinno Cię tu być. - mężczyzna był wyraźnie wkurzony. Przez chwilę wpatrywał się w jego postać, aż wreszcie zrozumiał.


            - Nick, prawda? - zapytał, chociaż właściwie sam nie wiedział po co. Był pewny, że to on. - Jest Meg? 


            - Na pewno nie dla Ciebie - odpowiedział Nick. - Swoje już przez Ciebie płakała? Jeszcze Ci mało, i musiałeś sobie robić zdjęcia z jakąś panienką? Masz tupet, że raczyłeś tu w ogóle przyjechać. 


            - Chcę z nią porozmawiać. Wpuścisz mnie? - zapytał. Starał się udawać dużo pewniejszego siebie, niż rzeczywiście był. Nie chciał dać wyprowadzić się z równowagi, a ten facet zaczynał działać mu na nerwy. 


            - Ale ona nie chce z Tobą rozmawiać. Chyba wystarczająco jasno dała Ci to do zrozumienia, prawda? - Nick był wyraźnie zirytowany. Już chciał zamknąć Paddy’emu drzwi przed nosem, ale on postawił stopę między drzwi a framugę, nie pozwalając mu na to. 


            - Wpuść mnie - powiedział ostro. Miał dość tej rozmowy, miał dość tego faceta. 


            - Nie - odpowiedział podniesionym głosem, Nick. 


            - Nick, mało mnie obchodzi co sobie o mnie myślisz. I nie mam zamiaru Ci niczego tłumaczyć. Chcę pogadać z Megan. 


           - Wyjdź! - powiedział Nick. Jego głos zabrzmiał złowieszczo.


            - Nigdzie się stąd nie ruszam. - powiedział pewnie. Starał się za wszelką cenę nie podnosić głosu. To była jego siła. Widział furię w oczach mężczyzny. Widział jak podnosi dłoń, zwiniętą w pięść, a mimo, to nawet na milimetr się nie odsunął. Poczuł tylko silne uderzenie na nosie. Usłyszał zgrzyt kości. Ciepło. Gorąca ciecz powoli spływała po jego twarzy. Zachwiał się lekko do tyłu, ale zdążył złapać się barierki. Podniósł dłoń do twarzy. Na palcach zobaczył spływające strużki krwi. Przełknął głośno ślinę. Widział wredny uśmiech na twarzy Nicka. A potem zobaczył za nim wątłą postać o długich ciemnych włosach. Była ubrana na biało. 


            - Nick, co tu się dzieję, do cholery? - usłyszał, jak zza mgły jej głos. - Jezu, Paddy! Co Ci się stało? - krzyknęła, gdy tylko go zobaczyła. Widział szok malujący się na jej delikatnej twarzy. Widział ból wymalowany w jej jasnych oczach. Wyminęła szybko Nicka i podeszła do niego. - Nick, odbiło Ci? - krzyknęła, patrząc na Nicka. Złapała go delikatnie pod ramię. Poczuł ciepło jej dłoni.



Leżała na swoim łóżku, gdy ktoś zadzwonił do mieszkania. Było już późno i nie spodziewała się żadnych gości. 


            - Otworzę - krzyknął Nick z salonu. Poprosiła go, żeby z nią dzisiaj został. Bała się. To co ostatnio się wydarzyło, ta cała historia z tym artykułem. Potem dziennikarze koczujący pod jej blokiem. Była przerażona. Nie chciała być sama. Potrzebowała kogoś, kto ją obroni, nawet przed nią samą. Przyłożyła głowę do poduszki, próbując zasnąć. Cały czas w jej głowie szumiały jego słowa. Bolało ją to, co sama mu powiedziała. Nie potrafiła sobie wybaczyć tych kilku słów, nie potrafiła wybaczyć sobie, bólu, na który po raz kolejny sobie pozwoliła. W korytarzu usłyszała podniesiony głos Nicka, który przywrócił ją do rzeczywistości. Szybko wyskoczyła z łóżka, i nawet nie zakładając kapci wyszła do przedpokoju. Starała się szybko rejestrować fakty. Nick stał w drzwiach, a naprzeciwko niego stał Paddy. Paddy zakrwawiony. Zakryła usta dłonią. Usłyszała jakby z oddali, własny krzyk. Widziała jak przesuwa dłonią po twarzy, zostawiając na niej czerwone ślady. Czym prędzej wyminęła Nicka, nawet nie zwracając uwagi, że na klatce jest wyjątkowo zimno, a ona ma bose stopy i krótką jasną piżamkę. Wpatrywała się tylko w jego wyjątkowo bladą twarz, lekko zamglone oczy i ślady krwi widoczne na policzkach.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział XLVI



XLVI

Tym razem piosenki do wyboru, do koloru, jak kto woli. Ja jakoś nie mogłam się zdecydować, więc dałam wszystkie, które mi pasowały, bo każda ma coś w sobie i bardzo je lubię. No a poza tym to serdecznie zapraszam do czytania rozdziału, ENJOY! :)




Była pewna, że ma to już za sobą. Ominęła ją cała ta burza tuż po rozstaniu, bo dziennikarze nie zdążyli się dowiedzieć gdzie teraz mieszka. Kilka tygodni popisali tylko o tym, że Paddy jest w zakonie i właściwie cała historia na tym się skończyła. Nie miała wtedy pod mieszkaniem hordy dziennikarzy, ani nie odbierała telefonów co 5 minut, tak jak to miało miejsce teraz. Wręcz bała się wyjść z domu do pracy, żeby nie zostać stratowana przez rozszalały tłum. Wyjrzała lekko przez okno, chowając się za firanką. Nadal widziała kilkunastu ludzi z mikrofonami i tłoczących się za nimi kamerzystów. Westchnęła ciężko. Właśnie dlatego wyjechała. Żeby tego więcej nie musieć przeżywać. Niestety, nie udało się. Wydała przeciągły jęk, kiedy po raz setny tego dnia, usłyszała przeszywający dźwięk telefonu. Powinna chyba zmienić numer. Wzięła aparat do ręki, a widząc na wyświetlaczu imię, którego w ogóle się nie spodziewała, niemal natychmiast odebrała, mimo, że targały nią miliony sprzecznych emocji. 


            - Cześć, Meg - usłyszała po drugiej stronie. Jego głos był cichy, ale miała wrażenie, że jest wyraźnie wzburzony. 


            - Cześć - powiedziała równie cicho jak on. Jej głos drżał odrobinę.  


            - Przepraszam.


            - Za co? - zapytała. Jej oczy rozbłysły lekko nadzieją, że zaraz powie, że to zwykła pomyłka, że to tylko głupi fotomontaż, wymysł jakiegoś podrzędnego dziennikarzyny, a on właśnie wsiada do samolotu do Berlina. 


            - Za to, że Cię w to wplątali. - powiedział - Nie wiem po co to rozgrzebują. 


            - … - nic nie odpowiedziała, ale uśmiech zniknął z jej twarzy.


            - Naprawdę. W końcu… no... nie jesteśmy razem, i nie wiem po co wyciągają te stare artykuły. Postaram się to jakoś wyjaśnić, ale…


            - Dam sobie radę - powiedziała cicho, ale nadzwyczaj stanowczo.


            - Tak wiem, ale… to moja wina. Mogłem od razu powiedzieć, że się rozstaliśmy, a teraz wyszło jak wyszło. W każdym razie, postaram się coś zrobić, żebyś nie miała dziennikarzy pod domem, żebyś mogła normalnie funkcjonować. 


            - Nie jesteś w stanie nic zrobić. Wiesz o tym - powiedziała. - Powiedz mi tylko jedno. Kim ona jest? - odpowiedziała, a jej głos załamał się, przy ostatnich słowach. 


            - Kto? - zapytał, jakby kompletnie nie wiedział o co chodzi.


            - Ta dziewczyna. Ta ze zdjęcia. Kim ona dla Ciebie jest? - zapytała. Łzy powoli zaczęły spływać po jej policzkach. 


            - Joy? - chyba bardziej zapytał, niż stwierdził. - Sam chciałbym to wiedzieć - zaśmiał się trochę nerwowo. To zdecydowanie nie był temat, na który miał ochotę z nią rozmawiać.  To znaczy… koleżanka? Sam nie wiem. Lubię ją. 


            - Podoba Ci się? - kolejne pytanie, wymierzone w niego niczym policzek. 


            - Tak, chyba tak - powiedział otwarcie. Nie chciał jej okłamywać. 


            - W porządku - odpowiedziała tylko. Zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza. - Muszę kończyć. Powinnam… - zaczęła. 


            - Poczekaj - przerwał jej. - Ja… wiesz, że i tak by nam się teraz nie udało, prawda? Ty też powinnaś sobie kogoś znaleźć, Meggie. Jak poznałem Joy, to nie myślałem, że cokolwiek… Z resztą to fajna dziewczyna. Polubiłabyś ją. - gadał co mu ślina na język przyniesie i miał wrażenie, że pogrąża się coraz bardziej. 


            - Nie musisz mi się tłumaczyć ze swojego życia - powiedziała ostro. Nie  chciała już nic więcej słyszeć. Nie o niej. Wolałaby, żeby ta dziewczyna była tylko powietrzem. Przełknęła głośno ślinę. 


            - Po prostu… - zaczął jeszcze raz.


            - Nie chcę tego słuchać - powiedziała podniesionym głosem. Wzięła głęboki oddech. - Przepraszam, po prostu…


            - Tak wiem, to ja przepraszam. Niepotrzebnie o tym mówię. Masz rację, to nie jest dobry temat. - powiedział cicho. Na chwilę znowu zapanowała między nim cisza. 


            - Cieszę się, że jesteś szczęśliwy - powiedziała zaciskając mocno zęby, a gardło wręcz paliło od wypowiadanych słów. Nie! Nie była szczęśliwa. I miała cholerną ochotę wykrzyczeć mu co myśli o tej panience, co myśli o nim, ale zwyczajnie się bała. Że to zniszczy tą jedną jedyną wątłą nitkę, która ich jeszcze jakoś trzyma. Zacisnęła jedną dłoń w pięść, a drugą zacisnęła na telefonie. Poczuła ból, gdy paznokcie wbiły się lekko w skórę. Wzięła jeszcze jeden głęboki oddech. 


            - Taaak, ja też. - odpowiedział. Czuł, że ona wcale nie chciała tego powiedzieć. Że jest to tylko hołd złożony temu, co wypada. Niemal widział jak zaciska usta i dłonie, by powstrzymać krzyk. Krzyk… bólu? Rozpaczy? I zdawał sobie sprawę, że nie może nic zrobić. - Ty też będziesz - powiedział trochę ciszej. 


            - Nie! - powiedziała dużo głośniej niż on. - Nie chcę…


            - Meg, proszę… nie utrudniaj tego. Myślisz, że dla mnie to wszystko jest takie łatwe? 


            - Nieważne co ja myślę. Z resztą… rób co chcesz, nie powinno mnie to obchodzić. - chciała się schować za złością jak za tarczą. - To Twoja życie. 


            - Meg, proszę… nie… nie kłóćmy się bez sensu, dobra? - próbował ją jakoś uspokoić, ale ona już wcale nie miała ochoty na ciszę. 


            - Bez sensu? - powiedziała. - Bez sensu? Paddy powiedziałeś, że mnie kochasz, a parę dni później całujesz się z jakąś panienką! To jest bez sensu? Najpierw mówisz, że musisz coś przemyśleć, potem mnie całujesz, a potem lecisz do niej? Bo co? Bo jest lepsza w łóżku? Dlaczego, do cholery? Ja… myślałam, że… z resztą, mówisz co innego, robisz co innego. - zacisnęła mocno powieki, próbując powstrzymać potok łez - Ja wiem, popełniłam błąd, może wiele błędów, ale Cię nie okłamałam. Nigdy. A ty? Oszukałeś mnie w najgorszy możliwy sposób. Słowa „kocham” nigdy nie powinno się nadużywać, wiesz o tym. To nie jest coś, co mówisz do każdego. Chyba, że w Twoim przypadku tak jest, co? Powiedz! Powiedz mi, o co Ci tak naprawdę chodzi? Chcesz mnie ukarać? Proszę bardzo. - nie potrafiła powstrzymać szlochu wyrywającego się z jej gardła. 


            - Meggie, proszę Cię… - ta rozmowa zeszła zdecydowanie na złe tory. Miał ochotę zwyczajnie się rozłączyć, ale wiedział, że to tylko pogorszy całą sprawę. 


            - Co proszę? Co proszę? - jej krzyk odbijał się echem w pustych ścianach. - Kłamałeś Paddy, kłamałeś, mówiąc, że mnie kochasz, kłamałeś, całując mnie, kłamałeś. Zawsze! A może w ogóle nasz związek to było jedno wielkie kłamstwo?


            - Dobrze wiesz, że nie, Meg. - starał się mówić cichym, uspokajającym głosem. 


            - Ja już nic nie wiem, Paddy. I nie wiem, czy jeszcze w ogóle chcę coś wiedzieć. - wręcz czuł w jej głosie bezsilność - Może masz rację, że powinniśmy sobie ułożyć życie od nowa. Osobno. - Nie miał pojęcia co może jej powiedzieć. Dzwoniąc do niej, nawet przez myśl mu nie przeszło, że wywoła taką burzę.


            - Meg… - zaczął po raz kolejny.


            - Daj już sobie spokój i skończmy po prostu te rozmowę. Wracaj do tej swojej Joy. Życzę szczęścia na nowej drodze życia. - odpowiedziała ze złością, a może z żalem, a potem się rozłączyła. To było zdecydowanie ponad jej siły. Wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Usiadła ciężko na sofie. Odłożyła telefon ostrożnie na stolik, jakby był co najmniej zrobiony z kryształu, chociaż tak naprawdę miała wielką ochotę cisnąć nim o ścianę. Łzy spływały silnym strumieniem po jej policzkach, a szloch dławił w gardle. To bolało. Zwłaszcza jej własne słowa.



Potarł palcami skronie. Właśnie tego obawiał się najbardziej. Westchnął ciężko. To zdecydowanie nie było na jego nerwy. Wiedział, że to nie będzie jakaś przesadnie miła rozmowa, ale nie sądził, że zakończy się taką awanturą. Megan na ogół była spokojna i zrównoważona, a dzisiaj, rozmawiając z nią tylko przez telefon, miał wrażenie, że wstąpiła w nią furia. Ciskała słowami, jak piorunami. Ale nawet sam przed sobą, nie chciał przyznać że w jej słowach było trochę racji. Niepotrzebnie wtedy powiedział te kilka słów. Nie powinien mówić jej, że ją kocha. Mógł przecież poczekać. Nie wymagała zapewnień, a on mimo to, je dał. A tym samym, dał jej nadzieję, którą właśnie teraz zwiódł. Przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz telefonu, aż z letargu własnym myśli wyrwał go damski głos.


            - Właśnie o tym mówiłam - powiedziała cicho. 


            - Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. - odpowiedział, patrząc w jej zielone oczy. 


            - A może właśnie powinnam? - zapytała, ale nawet nie czekała na jego odpowiedź - Z resztą powinnam już wracać. Może jeszcze zdążę na wykład. -przerwała na moment - Paddy, posłuchaj… nadal nie rozliczyłeś się z przeszłością, a ja… ja nie chcę mieć w związku jeszcze trzeciej osoby. Tak nie powinno być. 


            - Ale jej nie ma. - powiedział, ale wcale nie był tego taki pewny.


            - Czyżby? - zapytała.


            - To był zwykły wypadek. Po prostu przez jakiś artykuł w gazecie, w którym było nasze zdjęcia, wyciągnęli parę starych tekstów i teraz mamy… ja mam mały problem. To wszystko. 


            - Chyba nie tylko ty. - odpowiedziała. - Daj znać, jak już przemyślisz wszystko, dobra? A na razie… na razie, niech będzie tak jak jest. - odwróciła głowę, próbując ukryć przed nim łzy, które zbierały się pod jej powiekami. To, że tu z nim przyszła, było błędem. Powinna o tym wiedzieć. 


            - Joy… - zaczął.


            - Cześć, Paddy - powiedziała tylko i odeszła w stronę budynku uczelni.

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział XLV



XLV

Ten rozdział dedykuję wszystkim nowym czytelniczkom, w szczególności Betsy, Anecie, Monice, Riri, no i Hani, która może do takich nowych nie należy, ale jako, że wygrała zakład na FB, to po prostu musiałam ją tu ująć. Gratulację! No i serdecznie zapraszam na nowy rozdział, ENJOY! :) 

P.S: Scen miłosnych to ja pisać nie umiem, ale może ta mała namiastka się spodoba :P




Dopiero parę godzin później, gdy została już w mieszkaniu sama, ponownie wzięła do ręki magazyn. Zanim otworzyła go na odpowiedniej stronie, wzięła jeszcze głęboki oddech. Potem przez chwilę wpatrywała się w zdjęcie, które zdobiło całą stronę. Nie było zbyt wyraźne, więc musiało być robione ze znacznej odległości, ale wystarczająco czytelne, aby nie było wątpliwości, kto jest na nim przedstawiony. Poczuła, jak znowu do jej oczu napływają pojedyncze łzy. Potem przesunęła wzrok na niezbyt długi artykuł. W oczy od razu rzucał się wielki nagłówek: 

ZAKOCHANY ZAKONNIK?



„Jeszcze nie opadły emocje po burzy, którą wywołało wstąpienie sławnego muzyka i frontmana kapeli The Kelly Family, Paddy’ego do zakonu, a już wszystko wskazuje na kolejną „aferę” z jego udziałem. Jeszcze do niedawna przykładny zakonnik, a dzisiaj? Jak wskazuje na to, obecna tu fotografia, nasz drogi znajomy już zdążył się zakochać. Jeszcze nie wiemy, kim jest tajemnicza blondynka, która zawróciła mu w głowie na tyle, aby zrezygnował z życia w celibacie, ale samo nasuwa się pytanie: Co na to była dziewczyna Paddy’ego, Megan Hoss? Przypomnijmy sobie wywiad, który w zeszłym roku zagościł w na łamach naszego magazynu, w którym to Paddy Kelly głosił wszem i wobec, że jest to kobieta jego życia i w przyszłości planują ślub i gromadkę dzieci. No cóż, jak widać miłość szybko blaknie, zwłaszcza, jeżeli jest się gwiazdorem. No i co na to fanki Paddy’ego, które będę musiały uświadomić sobie, że ich idol, to wcale nie ideał, a facet, który rzuca swoją dziewczynę, a potem szuka młodszej w dosyć niekonwencjonalnych miejscach. Rozczarowania bywają niestety bolesne. Już wkrótce więcej informacji na temat romansu kwitnącego pod francuskim słońcem.

Sterne, najlepsze źródło informacji o gwiazdach.”


Romans. To jedno słowo ciągle przelatywało przez jej myśli. Nie chciała wierzyć jakimś szmatławcom, ale zdjęcie mówiło samo za siebie. Widziała jak on obejmuje tę dziewczynę, jak przeczesuje jej włosy swoimi palcami. To nie mógł być żaden fotomontaż. Czuła jak pod jej powiekami zbiera się coraz więcej łez. Widziała jak ją całuje. I to bolało. Nawet, jeżeli nie miała do niego żadnych praw, to mimo wszystko czuła się… zdradzona… czuła się oszukana. Nawet jeżeli miał prawo ułożyć sobie życie bez niej, to… Miała cholerną nadzieję, że tego nie zrobi. Wychodząc wtedy z klasztoru, mimo wszystko miała nadzieję. Powiedział, że ją kocha. Pocałował ją, tak jak nie robił tego już dawno. Czuła w tym pasję, namiętność. To spragnienie warg, które szukają tych jednych, jedynych ust, aby się z nimi złączyć. Czyżby była aż tak głupia, że nie zauważyła, że emocję stoją tylko po jej stronie? Już sama nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Jeszcze raz spojrzała na fotografię. Przejechała palcem w miejscu, w którym widniała jego postać. Miała wrażenie, że czuje jego obecność, że czuje jego zapach, że czuje ciepło jego ciała. Przełknęła głośno ślinę, połykając tym samym łzy, które zdążyły już spłynąć do jej gardła. Odłożyła gazetę na stolik i skuliła się w kłębek na kanapie. Czuła takie przejmujące zimno w środku, mimo, że w mieszkaniu panowała całkiem przyjazna temperatura. Przytuliła głowę mocno do poduszki, pozwalając aby słone krople wsiąkały w nią niemal bezszelestnie.



Czuła ciepło jego dłoni na swojej twarzy i wiedziała, że teraz już nie będzie miała wystarczająco siły, by się powstrzymać. By ich powstrzymać. Delikatnie przymknęła powieki, gdy poczuła miętowy oddech na swoim policzku. Rozchyliła usta. Jednak on tylko delikatnie musnął wargami jej czoło. Czuła wręcz jak się uśmiecha. Gdy tylko odsunął się od niej, na odległość ramion, spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem w oczach. On jednak tylko się uśmiechnął, a potem wypuścił ją ze swoich ramion.


            - Chcę żebyś zapamiętała jedno - powiedział, nadal się uśmiechając - Nigdy do niczego nie będę Cię zmuszał. Poczekam. - odpowiedział, a potem chwycił delikatnie jej rękę, splatając razem ich palce. Westchnęła ciężko. Właśnie tego obawiała się najbardziej. Tego, że nie będzie chciał odpuścić, tego, że będzie walczył o coś, na czym mu nawet nie zależy. O coś, z czego i tak kiedyś sam zrezygnuje. Z jednej strony podobało jej się to, że jest uparty, ale… byłoby dużo łatwiej, gdyby za nimi nie stał cały bagaż jego poprzedniego życia, którego ona zwyczajnie się obawiała. Nie miała szans wygrać z wyidealizowanym obrazem Megan, utkwionym w jego umyśle. Z resztą nawet nie chciała się na to porywać.


            - Paddy… - zaczęła, ale on nawet nie dał jej dokończyć.


            - Nic nie mów - powiedział - Wiem co teraz sobie myślisz.


            - A co takiego myślę? - zapytała, patrząc intensywnie w jego tęczówki. Nadal czuła silny uścisk jego dłoni na swoich szczupłych palcach. 


            - Nie ufasz mi - powiedział cicho - I wiem dlaczego. - już się nie uśmiechał. - Ja wiem, że się boisz, a ja… nie potrafię Ci udowodnić, że bezpodstawnie. To prawda, nie wiem co będzie jutro. I chyba nie chcę wiedzieć. Boisz się o to, że kiedyś moja przeszłość wróci, prawda?


            - Co ja mam Ci powiedzieć, Paddy? Tak boję się? Pad, ja wiem, że ona kiedyś wróci, nawet nie materialnie, ale kiedyś zwyczajnie uświadomisz sobie, że nią nie jestem. Co wtedy? Powiemy sobie „żegnaj”, jakby nic nigdy się nie stało? Ja tak nie potrafię. Albo się w coś angażuję, albo odpuszczam na starcie. Nie potrafię inaczej.


            - Ale przecież… powiedziałaś, że coś do mnie czujesz. - wyszeptał.


            - I tak jest. I właśnie dlatego wolę zrezygnować. Bo później za bardzo będzie bolało. Dużo trudniej będzie mi odejść, a jeżeli tego nie zrobię, to…


            - Złamię Ci serce? To chcesz powiedzieć? - zapytał, wpatrzony w jej błyszczące jasne tęczówki, skryte w połowie za powiekami.


            - Tak. - odpowiedziała pewnie. - Wiesz, że tak będzie. Nie obiecuj, czegoś, czego nie będziesz w stanie dotrzymać. Proszę. - jej błagalny wzrok był w stanie zmiękczyć każdego. A tym bardziej jego. Zbliżył się do niej powoli i objął ją mocno swoimi ramionami. W nozdrzach czuł cytrusowy zapach jej szamponu. Przesunął kilkakrotnie palcami wśród prostych jasnych włosów. Wtuliła głowę w jego szyję, czując jego silny zapach. Tak bardzo chciał ją przekonać, że nie ma racji. Tak bardzo chciał jej pokazać, że jest dla niego kimś naprawdę ważnym. Że nie jest tylko opcją, ale w pełni świadomym wyborem. Odsunął ją od siebie delikatnie, a potem chwycił jedną dłonią jej podbródek i uniósł go lekko do góry, aby spojrzała prosto w jego oczy. Uśmiechnął się do niej ciepło. Przesunął dłoń na jej policzek, muskając opuszkami palców jej lekko zadarty nosek, na którym brązowiło się kilka uroczych piegów. Drugą dłoń położył na jej talii. Musnął jej usta, najpierw bardzo delikatnie niczym skrzydełkami motyla. Raz, drugi, trzeci. Miała wrażenie, że świat zaczyna wirować, i gdyby nie to, że była przyparta do pnia drzewa, już dawno by się przewróciła. Czuła jego dłonie wszędzie. Najpierw na biodrach, później na plecach, gdzie kreśliły jakieś niezidentyfikowane kształty, aż wreszcie w jej włosach, zwinięte w pięści tuż przy skórze. Jego gorące usta, przyprawiały ją drżenie całego ciała. Zacisnęła dłonie na kołnierzyku jego koszuli, trzymając go kurczowo blisko siebie. Bliżej, krzyczał jej umysł. Czuła jak jego język powoli prześlizguje się po jej czerwonych ustach. Westchnęła ciężko, rozchylając tym samym spragnione wargi. Oddech miała coraz bardziej przyśpieszony. Odsunął ją delikatnie od siebie, dysząc ciężko. Oparł głowę o jej czoło, nadal trzymając ją mocno w swoich ramionach. Miał mocno zaczerwienione policzki. Spojrzała w jego pociemniałe oczy. Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło, nie mogąc złapać tchu. Po chwili usłyszał jak w kieszeni jego spodni brzęczy telefon. Wyciągnął go pośpiesznie, a widząc na wyświetlaczu imię starszego brata, natychmiast odebrał.


            - No wreszcie raczyłeś odebrać. - ktoś po drugiej stronie był wyraźnie wzburzony.


            - Cześć, John. - odpowiedział Paddy, jego głos drżał odrobinę, a oddech ciągle był przyśpieszony po pocałunku. 


            - Tylko tyle? - zapytał John. Nic z tego nie rozumiał. Stało się coś? John był wyraźnie wkurzony. I to bynajmniej na niego, a on nie miał pojęcia co się dzieje. 


            - Stało się coś? - zapytał otwarcie.


            - Ty się pytasz? Kurde, Paddy, dziennikarze nie dają nam od wczoraj spokoju. Co chwila odbieram jakieś durne telefony. To ja się Ciebie pytam co się stało. - podniesiony głos Johna aż pulsował w jego uszach.


            - Czekaj… jacy dziennikarze? O co w ogóle chodzi? Ja nic nie rozumiem. - próbował się jakoś tłumaczyć, nawet nie wiedząc co tak naprawdę się stało. Jacy dziennikarze? To było zdecydowanie nie na jego głowę dzisiaj. 


            - O to, że podłożyłeś się jakiemuś nędznemu dziennikarzynie z podrzędnego brukowca, a teraz Twoje zdjęcia obiegają cały świat. Durniu, jak chciałeś sobie znaleźć jakąś panienkę, to Twoja sprawa, ale trzeba było uważać! 


            - Co? - podniósł głos.


            - Na jakim ty świecie żyjesz, Paddy? Die Sterne. Mówi Ci to coś? Wczoraj ukazał się artykuł o Tobie, a w nim piękne zdjęcie jak całujesz się z jakąś blondynką. Na całą stronę. - ciężko wciągnął powietrze do płuc. Tego się nie spodziewał. Był pewny, że tutaj nie czeka go nic takiego, że we Francji ucieknie przed hordami dziennikarzy, ale jak widać, przeliczył się. A potem dotarło do niego coś jeszcze. 


            - Wiedzą coś o niej?


            - O kim? - zapytał John.


            - O Joy?... O tej blondynce ze zdjęcia? Pisali coś o niej? Kurde, John, odpowiedz.


            - Nie, a przynajmniej na razie nie. Ale za to o Meg, nie zapomnieli wspomnieć. - odpowiedział starszy. 


            - Cholera - zaklął. Przełknął głośno ślinę. - Nie wiesz, co u niej? Byli tam?


            - Maite się do niej dodzwoniła. Najpierw nie bardzo chciała cokolwiek mówić, ale jakoś z niej wydusiła, że dziennikarze koczują od rana pod jej mieszkaniem, nawet nie mogła wyjść do pracy. Paddy nie wiem co chcesz z tym zrobić, ale radzę Ci to zrobić szybko. Bo komuś może to bardzo zaszkodzić.


            - Wiem. - powiedział nadal podniesionym głosem. - Kurde, nie sądziłem, że to…


            - Paddy, dobrze wiesz, że dziennikarze są wszędzie, nie mogłeś… nie wiem,  ogarnąć się jakoś. Przecież wiesz, jak jest. Oni z każdego gestu zrobią historię.


            - Wiem, ale byłem pewny, że tu to się nie zdarzy. Nawet o tym nie pomyślałem. Nie sądziłem, że może dojść do czegoś takiego. Zwłaszcza tutaj. 


            - To teraz radzę Ci pomyśleć. Bo coś trzeba z tym zrobić. Na razie postaram się to jakoś ogarnąć, ale i tak będziesz musiał w końcu coś powiedzieć. 


            - W porządku. - odpowiedział już znacznie ciszej. - Chyba powinienem przyjechać, prawda? Żeby jakoś to wyjaśnić? 


            - Jak uważasz, ale myślę, że tak byłoby najlepiej. 


            - Ok, dam Ci znać, jak podejmę decyzję, dobra?


            - Tylko szybko. Bo ja już mam dość odbierania telefonów do Ciebie, z resztą nie tylko ja. Maite miała wywiad wczoraj i zamiast pytać, o jej płytę, to pytali tylko o Ciebie i tę Twoją panienkę. Nie damy rady tak na dłuższą metę.


            - Zadzwonię jutro - powiedział, a potem rozłączył się i ponownie spojrzał we wpatrzone w niego zielone oczy.