XLVII
Trochę taki zaczęty głupio, ale Paddy nie chciał ze mną współpracować. W każdym razie akcja tego rozdziału jest dzień później :P
P.S. Mam nadzieję, że fanki Joy nie będą zawiedzione ;)
Czuł
się dziwnie, wysiadając na lotnisku w Berlinie. Wszędzie wokół niego kłębił się
bezimienny tłum, a on stał pośrodku, właściwie nawet nie wiedząc, w którą
stronę powinien się udać. Do tego co chwila ktoś go potrącał. Wziął głęboki
oddech i szybkim krokiem udał się w stronę postoju taksówek. Bagażu nie miał ze
sobą żadnego, poza podręczną torbą, którą trzymał na ramieniu. Poprawił kaptur,
który skrywał jego twarz przed tłumem wokół niego. Wyciągnął z kieszeni telefon
i wybrał numer Maite. Odebrała już po dwóch sygnałach, jakby wręcz czekała na
jego telefon.
- Cześć, braciszku - usłyszał jej
ciepły głos.
- Cześć. Ja… - przerwał na moment -
Znasz adres, Meg? - zapytał otwarcie. Nie chciał owijać w bawełnę, z resztą to
i tak nie miałoby sensu.
- Ten nowy? W Berlinie? - zapytała.
- Tak.
- Chcesz tam jechać? - zapytała
wyraźnie zaskoczona.
- Chyba powinienem. - odpowiedział
krótko.
- Po co?
- Bo nasza ostatnia rozmowa nie
skończyła się najlepiej.
- No i co z tego? Paddy, jesteś
pewny, że tego chcesz? - zapytała Maite.
- Nie - odpowiedział szczerze - Ale
powinniśmy sobie… oboje, parę rzeczy wyjaśnić.
- Uważam, że to jest idiotyczny
pomysł. Wiesz, że nie chcę jej bronić, ale… nie wydaje mi się, żeby to było
dobre wyjście. Po tym artykule… to chyba nie jest dla niej najłatwiejsze.
Jeżeli teraz przyjedziesz, to narobisz jej tylko niepotrzebnej nadziei. Po co?
Odpuść. Przynajmniej na razie.
- Nie. Powinna wiedzieć.
- Ale co powinna wiedzieć? Że masz
kogoś? O tym, to akurat ona już bardzo dobrze wie, a jeżeli nawet, to
dziennikarze cały czas jej to uświadamiają. Ty nie musisz tego robić.
- Naprawdę. Wiem, co robię, Maite.
Nie potrzebuje Twoich rad, chcę tylko ten adres.
- Paddy, proszę, przemyśl to
jeszcze.
- Podasz mi ten adres, czy mam sam
szukać? Wiesz, że i tak znajdę, skoro dziennikarze już wiedzą. To tylko kwestia
czasu. To co?
- Uparty jesteś, wiesz? - zapytała.
- Wiem. - odpowiedział pewnie.
- Niech Ci będzie, Rosenstrasse
12/25. Wiesz, gdzie to jest?
- Mniej więcej. Dzięki Maite -
odpowiedział i już chciał się rozłączyć, ale jeszcze raz mu przerwała,
- Paddy, zastanów się, proszę. Co ty
chcesz jej w ogóle powiedzieć? Że masz inną i co? Że się zakochałeś? Naprawdę
chcesz jej dokładać? Ja myślę, że ona już dostała swoją karę, i bardzo dobrze
wie, ile straciła.
- Ale ja… to nie tak. Po prostu… ona
myśli, że ją okłamałem.
- A okłamałeś?
- Nie. - odpowiedział - Ale nie
powiedziałem też całej prawdy - dodał po chwili.
- To ja już nic nie rozumiem.
Skłamałeś czy nie? - zapytała otwarcie.
- Wtedy, kiedy do mnie przyjechała.
Do zakonu. Ja… powiedziałem, że ją kocham, tylko, że potrzebuje czasu.
- I ona myśli, że już kogoś wtedy
miałeś, tak? Że dlatego… - westchnęła ciężko.
- Właśnie. - odpowiedział.
- Ale nadal nie rozumiem, co ty
chcesz jej powiedzieć. Kocham Ciebie, ale mam inną? Paddy… czy… czyś ty
zgłupiał? - zapytała. - Daj sobie spokój, proszę Cię. Lepiej będzie dla niej,
jeżeli zostaniecie przy tym, co jest. Dla Ciebie z resztą też.
- Nie chcę, żeby tak o mnie myślała.
- Kurde, Paddy, co Ci zależy? Jesteś
z Joy, to odpuść. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Ona nie będzie miała
nadziei, że do niej wrócisz, nie skrzywdzisz Joy. Z resztą, co ty chcesz w
ogóle tym osiągnąć?
- Po prostu chcę z nią porozmawiać.
- powiedział, a potem czym prędzej się rozłączył. Maite wykryła wszystkie jego
obawy, a one ujęte w słowa, sprawiały jeszcze gorsze wrażenie. Nie chciał
nikogo krzywdzić, ale bał się, że dokładnie to zrobi. Narobi nadziei komuś, komu
nie powinien, a zabierze ją tej, która jest dla niego ważna. Właściwie już to
zrobił. Westchnął ciężko. Już sam nie był pewny, co powinien zrobić. Wsiadł do
pierwszej mijanej taksówki.
- Rosenstrasse 12 - powiedział tylko
do mężczyzny, a potem odwrócił twarz w stronę szyby. Za oknem zaczynało się już
robić ciemno. Pierwsze gwiazdy pojawiały się na fioletowo-czerwonym jeszcze
niebie. Bał się. Mimo wszystko, bał się tej rozmowy. Bał się tego, co może z
niej wyniknąć. Ostatnia nie skończyła się zbyt dobrze. Czuł się w jakiś sposób
winny. Meg miała trochę racji. Niepotrzebnie powiedział wtedy te parę słów.
Niepotrzebnie. Nie skłamał, wtedy naprawdę ją kochał. Z resztą chyba nawet
teraz, mimo, że Jo stała się dla niego w jakiś sposób ważna, to w jego sercu
nadal swoje własne miejsce miała Megan. Nie potrafił tego zmienić. Tak po
prostu było. Była jego pierwszą prawdziwą miłością, a tej się przecież nigdy
nie zapomina. Westchnął ciężko.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział
taksówkarz. Poczuł się jak wyrwany z transu. Uregulował szybko rachunek i
ponownie zakładając na głowę kaptur kurtki, wysiadł z samochodu. Przez chwilę
stał na krawężniku, rozglądając się wokół, ale nikogo nie było. Panowała
przejmująca cisza, która aż brzęczała w uszach. Spojrzał w stronę bloku, który
rzucał cień wprost na niego. Teraz już nie było odwrotu. Skoro już tu
przyjechał, to z nią porozmawia. Przeszedł kilka metrów, które dzieliło go od
wejścia. Drzwi na dole były na szczęście otwarte. Przeskakując po dwa stopnie
dostał się na trzecie piętro. Jeszcze raz spojrzał na zapisany na kartce adres,
a potem zadzwonił do drzwi. Przez chwilę nic się nie działo. Wewnątrz
mieszkania panowała cisza. A potem usłyszał cichy szczęk zamka i stanął oko w
oko z wysokim mężczyzną.
- Przepraszam, ale chyba pomyliłem
mieszkania - powiedział cicho.
- Zdecydowanie pan pomylił -
odpowiedział mu mężczyzna, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem. - Nie
powinno Cię tu być. - mężczyzna był wyraźnie wkurzony. Przez chwilę wpatrywał
się w jego postać, aż wreszcie zrozumiał.
- Nick, prawda? - zapytał, chociaż
właściwie sam nie wiedział po co. Był pewny, że to on. - Jest Meg?
- Na pewno nie dla Ciebie -
odpowiedział Nick. - Swoje już przez Ciebie płakała? Jeszcze Ci mało, i
musiałeś sobie robić zdjęcia z jakąś panienką? Masz tupet, że raczyłeś tu w
ogóle przyjechać.
- Chcę z nią porozmawiać. Wpuścisz
mnie? - zapytał. Starał się udawać dużo pewniejszego siebie, niż rzeczywiście
był. Nie chciał dać wyprowadzić się z równowagi, a ten facet zaczynał działać
mu na nerwy.
- Ale ona nie chce z Tobą rozmawiać.
Chyba wystarczająco jasno dała Ci to do zrozumienia, prawda? - Nick był
wyraźnie zirytowany. Już chciał zamknąć Paddy’emu drzwi przed nosem, ale on
postawił stopę między drzwi a framugę, nie pozwalając mu na to.
- Wpuść mnie - powiedział ostro.
Miał dość tej rozmowy, miał dość tego faceta.
- Nie - odpowiedział podniesionym
głosem, Nick.
- Nick, mało mnie obchodzi co sobie
o mnie myślisz. I nie mam zamiaru Ci niczego tłumaczyć. Chcę pogadać z Megan.
- Wyjdź! - powiedział Nick. Jego
głos zabrzmiał złowieszczo.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. -
powiedział pewnie. Starał się za wszelką cenę nie podnosić głosu. To była jego
siła. Widział furię w oczach mężczyzny. Widział jak podnosi dłoń, zwiniętą w
pięść, a mimo, to nawet na milimetr się nie odsunął. Poczuł tylko silne
uderzenie na nosie. Usłyszał zgrzyt kości. Ciepło. Gorąca ciecz powoli spływała
po jego twarzy. Zachwiał się lekko do tyłu, ale zdążył złapać się barierki.
Podniósł dłoń do twarzy. Na palcach zobaczył spływające strużki krwi. Przełknął
głośno ślinę. Widział wredny uśmiech na twarzy Nicka. A potem zobaczył za nim
wątłą postać o długich ciemnych włosach. Była ubrana na biało.
- Nick, co tu się dzieję, do
cholery? - usłyszał, jak zza mgły jej głos. - Jezu, Paddy! Co Ci się stało? -
krzyknęła, gdy tylko go zobaczyła. Widział szok malujący się na jej delikatnej
twarzy. Widział ból wymalowany w jej jasnych oczach. Wyminęła szybko Nicka i
podeszła do niego. - Nick, odbiło Ci? - krzyknęła, patrząc na Nicka. Złapała go
delikatnie pod ramię. Poczuł ciepło jej dłoni.
…
Leżała na swoim łóżku, gdy ktoś zadzwonił do
mieszkania. Było już późno i nie spodziewała się żadnych gości.
-
Otworzę - krzyknął Nick z salonu. Poprosiła go, żeby z nią dzisiaj został. Bała
się. To co ostatnio się wydarzyło, ta cała historia z tym artykułem. Potem
dziennikarze koczujący pod jej blokiem. Była przerażona. Nie chciała być sama.
Potrzebowała kogoś, kto ją obroni, nawet przed nią samą. Przyłożyła głowę do
poduszki, próbując zasnąć. Cały czas w jej głowie szumiały jego słowa. Bolało
ją to, co sama mu powiedziała. Nie potrafiła sobie wybaczyć tych kilku słów,
nie potrafiła wybaczyć sobie, bólu, na który po raz kolejny sobie pozwoliła. W
korytarzu usłyszała podniesiony głos Nicka, który przywrócił ją do
rzeczywistości. Szybko wyskoczyła z łóżka, i nawet nie zakładając kapci wyszła
do przedpokoju. Starała się szybko rejestrować fakty. Nick stał w drzwiach, a
naprzeciwko niego stał Paddy. Paddy zakrwawiony. Zakryła usta dłonią. Usłyszała
jakby z oddali, własny krzyk. Widziała jak przesuwa dłonią po twarzy, zostawiając
na niej czerwone ślady. Czym prędzej wyminęła Nicka, nawet nie zwracając uwagi,
że na klatce jest wyjątkowo zimno, a ona ma bose stopy i krótką jasną piżamkę. Wpatrywała
się tylko w jego wyjątkowo bladą twarz, lekko zamglone oczy i ślady krwi
widoczne na policzkach.