EPILOG
- Kupimy gwiazdki? – zapytała drobna
blondyneczka, podnosząc w rączkach pudełko pełne szklanych, złotych gwiazdek,
które mieniły się pięknie w świetle lamp. Uśmiechnęła się w stronę mężczyzny
stojącego kilka metrów dalej. – Tatusiu? – zapytała. Jej ciemnoniebieskie oczka
potrafiły zmiękczyć każdego… tak samo jak spojrzenie rzucane spod długich
jasnych rzęs.
- Kochanie, ale przecież mamy podobne
w domu. – powiedziała kobieta, podchodząc do dziewczynki. Obok niej kroczył
czteroletni chłopczyk, który co chwila odgarniał rączką swoje długie włoski z
czoła, które wyraźnie mu przeszkadzały. Jego czujne jasnozielone tęczówki
bacznie przyglądały się wszystkiemu wokół.
- Ale te są inne. – wygięła usta w
podkówkę. – Nasze są czerwone, a te są złote. Proszę, mamusiu. – skierowała
swoje smutne spojrzenie w stronę blondynki stojącej obok, a widząc, że nic nie
wskóra, odwróciła się w stronę mężczyzny. – Tatusiu? – zapytała.
- No dobrze, kochanie. – uśmiechnął
się do niej ciepło. Niemal w podskokach podbiegła do niego i rzuciła mu się na
szyję. Przytulił ją mocno do siebie. – Ale uważaj, bo w końcu potłuczesz te
bombki, zamiast je kupić. – mrugnął do niej, śmiejąc się. Jej dźwięczny śmiech
rozniósł się po pomieszczeniu. Zeskoczyła z ramion ojca i tanecznym krokiem
spacerowała wokół sklepowych półek. Blondynka podeszła do męża, dotknęła lekko
jego ramienia.
- Nie możemy na wszystko jej
pozwalać, Paddy… Następnym razem może sobie zażyczyć konia. Wybudujesz wtedy
stajnię? – jej ton głosu był lekko pobłażliwy… Tak naprawdę wcale nie była na
niego jakoś specjalnie zła.
- Czemu nie? Przynajmniej dzieciaki
nauczyłyby się jeździć konno. – odpowiedział całkiem poważnie. Poczuł
delikatnie uderzenie w ramię, a za jego uchem zabrzmiał radosny śmiech. –
Żartowałem, Jo. – powiedział przygarniając żonę do siebie. Pocałował lekko jej
policzek… Jej skóra nadal była tak samo satynowa, jak w dniu ich ślubu. A
przecież minęło już tyle lat… Tyle wspaniałych lat. Spojrzał na dwójkę dzieci,
kroczących obok nich. Ośmioletnia dziewczynka o prostych blond włoskach i
granatowych oczach. Pierwszy owoc ich związku. Edith Patricia Kelly. Dobrze
pamiętał ten dzień… To był 18 grudnia, tuż przed świętami… Pamiętał te nerwy,
kiedy czekał na szpitalnym korytarzu i moment kiedy ją zobaczył… Tę
najpiękniejszą istotkę w ramionach mamy. Obie były wtedy tak cholernie
zmęczone… ale dla niego były najpiękniejsze na świecie. Łzy zaszkliły się delikatnie
w jego ciemnych oczach… Odwrócił głowę lekko w prawo, ogarniając spojrzeniem
swoją żonę, trzymająca rączkę małego chłopczyka... Obok Joy kroczył niespełna
czteroletni Daniel Patrick Kelly. Jego syn. Był tak niesamowicie do niego
podobny… Te same usta, nos, te same długie ciemne włoski… nawet gesty
odziedziczył po nim… w ten sam sposób marszczył brwi… tylko oczy miał tak
soczyście zielone jak jego mama. Nie mógł uwierzyć, że ich historia tak właśnie
się skończyła… Gdy pojechał wtedy ostatni raz do Meg… Jego myśli nadal toczyły
zażartą walkę… Dopiero będąc tam, na miejscu, patrząc w jej oczy… zrozumiał, że
szuka w nich tych samych iskierek, co u Joy, że szuka cienia zieleni w jej
tęczówkach, że szuka tego ciepłego uśmiechu, którym obdarowywała go Joy… I go
nie znalazł. Właśnie wtedy, zrozumiał, że wróci do swojego nowego życia… Że ich
miłość, mimo tego, że była piękna… jednak się skończyła, ich drogi się
rozeszły… I on miał już swoją własną. Jego obecne życie wcale nie było jedynie
pasmem szczęść i radości… Nie raz bywało różnie… Kłócili się jak każde stare,
dobre małżeństwo, ale jednak zawsze byli razem, zawsze się wspierali. Potem
pojawiły się dzieci… Najpiękniejsze dary, jakie mogli otrzymać od losu. Poczuł
szarpnięcie za nogawkę spodni… Spojrzał w dół na swojego synka, który wyciągał
do niego swoje drobne rączki. Pochylił się, a następnie wziął go w ramiona.
Pocałował delikatnie czółko dziecka. Chwilę później, jedna z jego dłoni
powróciła z powrotem do kobiecej dłoni. Uniósł ją do ust, a potem delikatnie
pocałował palec, na którym tkwiła prosta obrączka z białego złota. Spojrzała na
niego ciepło, splatając jeszcze mocniej palce ich dłoni.
- Kocham Cię. – powiedział do niej.
- Ja też Cię kocham, Paddy. –
odpowiedziała.
- A mnie, mnie? – zapytał malec,
wymachując drobną rączką. Jego skrzywiona minka mówiła wyraźnie, że za chwilę
się rozpłacze.
- Ciebie też, kochanie. –
odpowiedziała Joy, trącając nosem, zadarty nosek synka. – Najbardziej na
świecie. – srebrzysty śmiech dziecka, najpiękniejszy dźwięk, jaki rodzic może
usłyszeć. Ich życie toczyło się ostatnio swoim własnym, wyjątkowo spokojnym
torem… Byli już 9 lat po ślubie… Tak wiele miesięcy spędzonych razem… czasem na
śmiech, czasem na płaczu, czasem po prostu w ciszy. Znowu zaczął koncertować…
Tym razem solowo, już bez braci i sióstr, ale było to dla niego niesamowite
doświadczenie, mimo początkowych obaw… I jedyne czego żałował to, tego że
tracił niektóre dni z życia własnych dzieci… Nie słyszał pierwszego słowa
Danny’ego… nie widział, jak jego ukochana córeczka idzie na pierwszą lekcję w
szkole. To były te ulotne chwile, których nikt nie był mu w stanie zwrócić, ale
i tak był szczęśliwy… Tak jak nigdy. I nawet jeżeli czasem wracał do wspomnień,
wracał do myśli o dawnym życiu… to było to już zupełnie coś innego. Tylko w tym
roku… może myślał trochę więcej. Minęło już dziesięć lat… Odkąd ostatni raz
widział Meg… Obiecała wtedy, że się spotkają, właśnie za 10 lat w Święta Bożego
Narodzenia… Ale nie wróciła… I chyba nawet nie miał jej tego za złe… Może
faktycznie tak było lepiej? Oboje mieli przecież już swoje życie, swoje
rodziny… i tak było dobrze. Tak po prostu. Na jego twarzy zakwitł ciepły
uśmiech...
Pierwszy raz czytałam u Marty w domu w obecności mojej Ani....która ze szczęścia 😊 płakała jak dziecko....ja się starałam nie płakać, bo wolałabym Meg na miejscu zielonej tęczówki..... Epilog na szóstkę....tak jak i całe opowiadanie.....a teraz muszę się napić drinka......Marta nam zrobiła....Zdrówko
OdpowiedzUsuńSuper zakończenie :) Brawo Marta! Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńAaawww... Mimo ze to zielona teczowka wygrala, to epilog super. Bylam przekonana, ze Paddy wspomni swojego nienarodzonego synka z Meg. Jeeej! Piekny epilog! Na zakonczenie idealny! Super! Martus, niech to już tak zostanie, niech to tak się zakonczy, niech już nic nie bedzie o Meg i Joy. Tak jest dobrze. Tak jest idealnie!!! Suuuuuper!
OdpowiedzUsuńPięknie !!!!!! Przeczytalysmy z Kamilla :) jest pięknie ! Tak miało byc !! Wiecej pózniej !!! Teraz czekamy na kontynuację !!!!
OdpowiedzUsuńEch....ja nie wiem, może ja jestem dziwna, ale mi się nie podobało.....Nie czekałam nawet na ten epilog, bo nie chciałam na samym końcu dowiedzieć się, że Paddy żyje sobie długo i szczęśliwie....Liczyłam na moment, w którym opiszesz spotkanie P i M po 10 latach ..i w momencie spotkania jemu skręci kichę do bólu, ...bólu, gdyż uświadomi sobie, że dokonał złego wyboru ! :-\ ..No nie mogę przeboleć jego wyboru..Ale jego życie, jego akwarium i jego zielonooka ryba, której nie trawię :-[
OdpowiedzUsuńech....Beato Czajkowsko;-) nie jesteś dziwna! czuję się dokładnie tak samo ! ! !paulinee911
OdpowiedzUsuńxD super....nie jestem całkiem sama w tym powalonym świecie ;)
UsuńCzytam i czytam i chyba juz na pamięć sie nauczyłam :) to teraz juz drukujemy :) ... Piekniejszego epilogu niemoglam sobie wymarzyć :) oczywiście od zawsze kibicuje Joy i Padzikowi <3 tak wlasnie wyobrażam sobie prawdziwa , szczera i trwała milosc :)
OdpowiedzUsuńNo i żyli długo i szczęśliwie ale czy tak to miało wyglądać? nie wiem ! Dziękuję za każdą chwilę za każde wzruszenie i łzę wyłania do poduszki ,za każdy uśmiech i złość która mnie czasami ogarniala ale było warto! !!! Jesteś wielka Marta i z wielką chęcią przeczytam cos twojego ponownie DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE EMOCJE KTÓRE TU POZOSTAWIAM!
OdpowiedzUsuńPrzeczytane w 2dni wszystko. 2 noce zerwane Ale było warto. Super opowiadanko. 😀
OdpowiedzUsuń