LXXXVI
Widziała
własne dziecko tonące we krwi... Za wszelką cenę starała się zamknąć, ale ten
obraz był wszędzie... Widziała go na wszystkich przedmiotach, widziała, go
niczym wyryty w umyśle... Nie mogła odwrócić wzroku, jakby coś, na stałe
przytwierdziło jej oczy do tego jednego punku. Krzyczała... Ale nawet to nic
nie dawało... Szloch wydobywał się z jej gardła...
- Nie, błagam! - jej rozdzierający
krzyk. Spływające po policzkach łzy. - Zabierz to ode mnie! Nie chcę! - szloch
rozchodził się w jej żyłach niczym ogień.
- Cii... - raptownie poczuła na
swoich ramionach, czyjeś ciepłe dłonie. Przez kilka minut bała się otworzyć, by
jeszcze raz nie zobaczyć tej przerażającej wizji. - To tylko sen, Meggie... - wyszeptał,
głaszcząc jej miękkie włosy. Jej łzy moczyły jego koszulkę. - Cii... cichutko,
Meggie. Jestem tutaj... To tylko sen.
- To wcale nie sen. - wybąkała,
pomiędzy spazmami wstrząsającymi jej ciałem. Wtuliła się w niego, najmocniej
jak potrafiła. Mimo, że ten dotyk, jednocześnie sprawiał ból... ale dawał też
ukojenie. Dawał ciepło i poczucie, że jednak ktoś jest obok... Kolejna łza
spłynęła po jej brodzie, niknąc w materiale jego koszulki.
- Cichutko, nie płacz... - szeptał
słowa do jej ucha. - Nie płacz, Meggie... - czuła jego dłonie na swoim ciele,
jego ciepło... Był obok... Czuła jego ciało obok swojego... I było to, coś
niemal nierealnego... Że po tym wszystkim, co się stało, że po wszystkich jej
błędach, mimo wszystko jest obok, tuli ją w swoich ramionach. Gdyby tylko
jednocześnie nie wzbudzał wspomnień... Gdyby tylko potrafiła zapomnieć, pewnie
nawet cieszyłaby się z tego, że tu jest... ale nie potrafiła. W swoim sercu
nadal czuła tę cholerną pustkę, samotność... Czuła to, że teraz brakuje jakiegoś
bardzo ważnego, może najważniejszego elementu... Brakuje kogoś, kto powinien tu
być... Kogoś maleńkiego, kogoś kto swoim płaczem, rozproszyłby tą ciszę, która
ciążyła na niej, niczym głaz... Niczym mur, który wali się na nią bez
zapowiedzi. Czuł, jak drży w jego ramionach... Mocniej przyciągnął ją do
siebie, chociaż było to już niemal niemożliwe. Nie było już między nimi żadnej
przerwy, nawet papier nie byłby w stanie wcisnąć się między ich zranione serca.
- Nie płacz, Meggie... Ciii... Ciii.... Proszę... - jednak jego słowa tonęły w
jej szlochach, nie będąc nawet słyszane. - Jestem z Tobą...
- Nie zostawiaj mnie... -
wyszeptała. Tylko na tyle było ją stać. Położył ją na poduszce i usiadł obok
niej. Ułożyła głowę na jego kolanach, a
on głaskał delikatnie jej włosy, przesuwając palce pomiędzy długimi,
jedwabistymi pasmami. Nie potrafił patrzeć na ból w jej oczach... Czuł się
przez to jeszcze bardzie winny... Bo nadal się taki czuł, bez względu na
wszystkie słowa, które słyszał od Joy, od rodziny... nadal czuł, że była w tym
jego wina... Że to właśnie on popełnił o jeden błąd za dużo, który kosztował
życie jego własne dziecko. Zrobiłby wszystko, gdyby mógł cofnąć czas... Gdyby
mógł, nie wróciłby wtedy do Berlina... Poczekałby jeszcze aż emocje bardziej
opadną... Może wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej? Lepiej...
Gorzej... Czuł, jak jej oddech powoli się uspokaja. Jak jej ramiona przestają
się trząść. Spała. Powoli wyswobodził się z jej ramion, ułożył jej głowę na
swojej poduszce i przykrył kołdrą. Następnie zaś, cicho wyszedł z sypialni i
swoje kroki skierował w stronę kuchni. Z lodówki wyjął sok pomarańczowy. Nalał
go do szklanki i wypił jednym haustem. Przetarł dłonią usta.
- Coś się stało? - usłyszał cichy
głos od strony drzwi. O framugę stała Joy, przecierała oczy... Musiała się
przed chwilą obudzić... A może obudził ją płacz? Koszulka, którą miała na
sobie, podwinęła się lekko, tak, że widział jej szczupłe uda.
- Nie, nic się nie stało. -
odpowiedział, odstawiając szklankę na blat stołu. Powoli podeszła do niego,
stąpając bosymi stopami po zimnych kafelkach. Czuł na sobie jej uważny wzrok,
który prześwietlał go na wylot.
- Na pewno? - zapytała, kładąc dłoń
w miejscy gdzie szybko biło jego serce. Jej zielone tęczówki niemal błyszczały
w ciemności.
- Na pewno. - odpowiedziała, a
widząc jej nadal sceptyczny wzrok, dodał. - Po prostu Meg miała jakiś
koszmar... Słyszałem jej krzyk i poszedłem sprawdzić, czy coś się jej nie
stało. Rozpłakała się... Nie mogłem po prostu wyjść.
- Tak teraz będzie? - zapytała...
Tylko tyle, nic więcej, ale on przecież i tak wiedział, o co pytała. - Będziesz
biegł do niej, za każdym razem jak będzie miała zły sen? Może będzie łatwiej,
jeżeli będziesz spał z nią... Szybciej się obudzisz... - w jej głosie słychać było
nutkę żalu i jakiejś, takiej goryczy.
- O czym ty mówisz, Joy? - zapytał,
przyglądając się jej uważnie. Jeszcze nigdy nie słyszał się z jej ust takich
słów... Nigdy nie miał okazji słyszeć, czy też widzieć, by była w stosunku do
kogoś złośliwa.
- Nieważne. - odpowiedziała i
odwróciła się w stronę przedpokoju.
Chciała wrócić do swojej sypialni, i jak najszybciej zamknąć się na klucz...
Wypłakać to wszystko z siebie... Meg była tu dopiero trzeci dzień, a ona już
czuła się kimś obcym we własnym domu. Miała serdecznie dość tego, że pierwsze
pytanie, jakie słyszy, gdy Paddy wraca do domu, jest „Jak się czuje, Meg?” Ani
razu przez ostatnie kilka dni nie spytał o nią... Nie spytał o jej egzamin na
uczelni, a przecież mówiła mu, że to dla niej najważniejsze zaliczenie w tym semestrze.
Jakby zupełnie straciła dla niego znaczenie. I bolało ją to... Cholernie
bolało. Za wszelką cenę chciała ukryć się za własną maską, ale ona była dobra
tylko do czasu... Niemal z godziny, na godzinę, czuła, jak miłość ucieka jej
przez palce. Czuła jak męska dłoń zaciska się na jej ramieniu, skrzywiła się
lekko, czując jak obraca ją w swoją stronę.
- Joy? - zapytał, przyglądając się
jej bystrymi granatowymi oczyma. - Masz do mnie żal? - nie mógł uwierzyć, że
musi to mówić. Przecież jeszcze kilka dni temu...
- Nie. - odpowiedziała. - Mam żal do
siebie, że byłam taka naiwna. - po jej policzku spłynęła samotna łza.
- O czym ty mówisz, Joy? -
kompletnie nic z tego nie rozumiał. Miał wrażenie, że rozmawia z zupełnie obcą
osobą... Że to nie jest jego dobra, kochana Joy, która chce pomóc wszystkim,
którzy tej pomocy potrzebują. Podniósł jedną dłoń i przejechał kciukiem po jej
bladej twarzy, ścierając opuszkiem palca spływającą słoną kroplę.
- O czym ja mówię? - zapytała,
patrząc prosto w jego oczy. I był to wzrok ostry, przeszywający. - Przecież ja
w ogóle już się dla Ciebie nie liczę. - powiedziała z żalem. - Liczy się tylko
Meg, ja jestem na drugim planie.
- Wcale tak nie jest, Joy. -
odpowiedział, nadal trzymając jej dłoń w swojej dłoni.
- Kiedy ostatnio zapytałeś mnie o
cokolwiek? O uczelnię, nie wiem, jak się czuję, chociażby? - zapytała. W jej
głosie wyraźnie odznaczała się nutka goryczy. - Kiedy? - powtórzyła swoje
pytanie.
- Ja... - zaczął.
- Kiedy? - ponowiła. - Wczoraj, trzy
dni temu, tydzień? Kiedy? Wtedy, kiedy jeszcze nie było całej historii z Meg?
Odkąd ona wróciła, zawsze cały czas mówisz o Meg. Pierwsze pytanie, jak słyszę
ostatnio od Ciebie, to „jak się czuje Meg?”. Nie widzisz tego, Paddy? -
zapytała.
- Joy, to naprawdę nie jest tak. -
powiedział. - Może faktycznie ostatnio... zrobiło się trochę dziwnie. Ja wiem,
że cała ta sytuacja dla wszystkich z nas, nie jest prosta, ale... proszę Cię,
zrozum mnie, ja musiałem jej pomóc. Była kimś ważnym w moim życiu, to było moje
dziecko... przecież nie mogłem jej zostawić. Musiałem coś zrobić, Joy. I wcale
nie jesteś dla mnie mniej ważna.
- Ale właśnie tak się czuję. -
odpowiedziała, próbując wyrwać dłoń z jego mocnego uścisku, ale nie miała dość
siły, aby to zrobić.
- Nie powinnaś. - odpowiedział. -
Nadal jesteś moją narzeczoną, nic się między nami nie zmieniło, Jo. Nadal
jesteśmy razem. Meg niczego nie zmienia, kochanie. - mówił to, patrząc prosto w
jej zielone, błyszczące od łez oczy. Nie potrafiła mu nie wierzyć... ale też jego
słowa zupełnie przeczyły jego czynom. Robił zupełnie co innego, niż głosiły
jego usta. Ich związek bardzo się zmienił, odkąd w ich domu pojawiła się Meg. To
już nie było to samo, co jeszcze na początku... To nie było to samo uczucie,
gdy się zaręczali, nie to samo, gdy siedzieli razem przy Wigilijnym stole, nie
to samo, gdy zamieszkali razem... To wszystko się zmieniło, a ona zupełnie nie
miała na wpływu. I to bolało ją najbardziej...
- Paddy, tak po prostu jest... -
powiedziała.
- Nie jest, Joy! - lekko podniósł
głos. Nie wiedział, co powiedzieć, aby ją przekonać... Była mu potrzebna. Bez
niej, nie będzie się potrafił pozbierać. Tylko ona miała zdolność, poskładania
go do jednej części. Tylko ona potrafiła skleić to, co on sam zburzył jednym
swoim słowem, jednym swoim gestem.
- Jest Paddy, i ty też wkrótce to
zrozumiesz. - jej głos roznosił się echem w ciszy korytarza. - Pytanie tylko,
co ty z tym zrobisz. - dodała. Spojrzał na nią z zaskoczeniem w oczach. Do
czego ona zmierzała. Co takiego chciała mu dać do zrozumienia... Miał wrażenie,
że ma to gdzieś na końcu języka... Że ta myśl czai się gdzieś w jego gardle,
już czuł jej smak w ustach.
- O czym ty mówisz, Joy? - po raz
kolejny tej nocy, pytanie odbiło się od ściany, uderzając w nich niczym kamień.
Jego pytający wzrok, niemal przeszywał ją na wylot. Spuściła lekko głowę... Nie
potrafiła już spojrzeć mu prosto w oczy.
- O tym, że pora na Twoją decyzję. -
powiedziała ciszej.
- Jaką decyzję, Joy, do cholery? -
jego krzyk kontrastował z jej szeptem.
- Albo ja, albo Meg... -
powiedziała. - Bo ja już tak nie potrafię... Bardzo chciałam pomóc, ale
zwyczajnie nie mam już siły walczyć z niemym wrogiem... Nie mam siły walczyć
jednocześnie ze sobą, z Tobą i z Meg. - powiedziała. - Pora na Twoją decyzję...
Przykro mi...
- Joy? - spojrzał na nią z
zaskoczeniem w oczach. Pierwszy raz... Pierwszy raz usłyszał od niej takie
słowa... Pierwszy raz postawiła mu ultimatum... A on nie potrafił podjąć
decyzji... Jego wzrok wyłapał jej zielone tęczówki... Widział w nich ból i miał
wrażenie, że nie jest w stanie nic na to poradzić.
- Rozumiem, że cisza to Twoja
odpowiedź... W porządku. - wyrwała rękę z jego dłoni. Po jej policzku spłynęła
kolejna łza.
Uła! Trafiłam! Buaha! W końcu tęczówka pokazała swoją jędzowatą twarz! I dobrze, Paddy zobaczyl w niej tę zmianę! Wyszło szydło z worka 3:-)
OdpowiedzUsuńNie mógł odpowiedzieć....ale jego oczy zdradziły prawdę. Joy już to wie. Po kiego diabła się łudziła? Myślała, że on zapomni o Meg? Biedne, naiwne dziewcze.
Ciekawa jestem czego Joy się spodziewała zapraszając Megg do trójkąta???? Powinna się tego spodziewać..... Żal mi strasznie Padzika....został ścierką do obcierania łez jednej i drugiej księżniczki....a nic złego nie zrobił... jest między młotem a kowadłem. Wzrok Padda powiedział odpowiedział jej na pytanie....bo...czy te oczy mogą kłamać, dobrze odczytała....wybieram Megg...czyli miłość swojego życia.......ale znając dość dobrze autorkę opowiadania, przypuszczam, że Padzik w następnej części...otworzy paszczę i powie......z Tobą Joy......coby była równowaga.....Martusiu...jestem dumna, że mam taką córcię :)
OdpowiedzUsuńno trochę się uspokoiłam....ale i tak mam nerwice po przeczytaniu...na miejscu Joy wywaliłaby ich z predkościa błyskawicy....oboje mnie wkurzają!!!Padzik książe jeszcze zdziwony ,że Joy czuje się odsunięta i ma dość tego egzotycznego trójkątu!!Brawo dla postawy Joy....za odwage i normalność...dobrze.,że kazała mu wybrać ...choćby miała zostać sama....lepiej samemu niż uczestniczyć w tym cyrku!Bo oczywiście Meggy się nie wyprowadzi gdzie jej będzie lepiej ,gdzie będzie miała taka szanse być blisko Padzika....To już nawet nie chodzi o JOy oni oboje jej do pięt nie dorastają.....tylko o nieogarnięta Meggy ...siedzi u nich,przecież Joy nie odbiła jej faceta ,na samym początku doradzała mu żeby walczył o tą miłość ....uważam ,ze nie zasługuje na taki cyrk.....ale ok nabieram dystansu już.....luz.....Padzik i tak będzie z Meg tak czuje....nieumiem sobie wyobrazić ,że można wrócić do takiej kobiety jak Meggy ....JA powiem tylko tyle dziekuje Marta za taką bohaterke jak Joy dla mnie zawsze będzie numer 1 ,i najbardziej mi bliska;)
OdpowiedzUsuńwszem i wobec przepraszam, ale ja tak nie cierpię tej baby-Joy ! ! ! ! jak dla mnie totalnie bez charakteru, zbawicielka wszystkiego i wszystkich...niech zbawi mnie i spada z tego cudownego opowiadania....
OdpowiedzUsuń