czwartek, 25 września 2014

Rozdział XC


XC


Było parę minut po siódmej, kiedy wsiadał do swojego samochodu. Czekała na niego dosyć długa droga, a jego jedynymi przyjaciółkami były, gorąca kawa i muzyka w radiu. Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. To wszystko było takie kompletnie nierealne. Jechał do Mülheim… znowu. Chciał… Musiał tam jechać. Musiał z nią porozmawiać… Musiał poukładać wszystko po raz ostatni, tak już na dobre. Nie lubił rozgrzebywać starych ran, ale nie było innego wyjścia. Musiał jeszcze raz się z nią spotkać, bez względu na to, jak bardzo to będzie bolało. I raz na zawsze podjąć właściwą decyzją… Teraz w jego głowie było jeszcze zbyt wiele myśli, zbyt wiele niewyjaśnionych kwestii, aby mógł pójść dalej. Musiał zamknąć pewien rozdział w swoim życiu na zawsze… albo ponownie go otworzyć. Z kompletnie nową rzeczywistością… Ale podjąć wreszcie jedną konkretną odpowiedź… miał na to całą drogę, a potem jej o tym powiedzieć…
Podjechał pod bramę sporego domku jednorodzinnego na obrzeżach miasta. Zgasił silnik, ale jeszcze przez kilka dobrych minut nie wychodził z samochodu. Liczył na to, że decyzja przyjdzie sama…, ale jej nadal nie było. Nadal był natłok myśli, wspomnień… żali. To nadal było skomplikowane. Wziął kilka głębokich wdechów, a potem wolnym ruchem otworzył drzwiczki samochód. Wysiadł na żwirowaną ścieżkę… pod podeszwami butów czuł przesuwające się drobne kamyczki. Pchnął furtkę, a następnie przeszedł kilkanaście metrów do drzwi domku. Nacisnął dwukrotnie dzwonek. Przez kilka minut nic się nie działo… A potem usłyszał szuranie butów po drugiej stronie, następnie szczęk zamka… Jeszcze nigdy, tak jak teraz, nie czuł, że drzwi otwierają się zdecydowanie zbyt wolno. Za nimi stała Kate. Była ubrana w jakiś szary dres… nawet nie zwrócił na niego specjalnej uwagi, myśląc zupełnie o czym innym.
            - Paddy. – powiedziała. To było stwierdzenie, nie pytanie. Przecież bardzo dobrze wiedziała, że się tu dzisiaj zjawi. Uprzedził ją… Mimo tego, że wiedząc, mogła utrudnić mu wszystko…
            - Cześć. – powiedział. – Mogę wejść? – zapytał, uprzejmie. Wypadało przynajmniej udawać, sprawiać jakieś pozory.
            - Przecież i tak tu wejdziesz… Albo przez najbliższą dobę będziesz czatował pod drzwiami. – powiedziała, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając go do środka. – Rodziców nie ma. – uprzedziła jego pytania. – Przy nich, nawet byś tu nie wszedł. – dodała.
            - Dziękuję, Kat. – powiedział, zaskoczony. Tego zupełnie się nie spodziewał.
            - Jak już się uparłeś, to możesz z nią pogadać… Ale potem stąd wyjdziesz i więcej nie wrócisz. Nie chcę żeby po raz kolejny płakała. Już i tak sporo się nacierpiała. Dopiero powoli zaczyna funkcjonować.
            - Obiecuję. – powiedział.
            - Jest w swojej sypialni. Drogę znasz. – powiedziała i skierowała swoje kroki do kuchni. Dopiero, gdy usłyszał brzęczenie naczyń, otrząsnął się, a następnie wspiął po schodach na pierwsze piętro, gdzie mieściła się sypialnia Meggie. Drugie drzwi po lewej. Zapukał w nie cicho, ale nie słysząc żadnej odpowiedzi, powoli nacisnął klamkę. Wszedł do pomieszczenia. Siedziała przy komputerze, odwrócona do niego tyłem… Nawet nie zauważyła tego, że ktoś właśnie wszedł do pokoju. Przez chwilę rozglądał się wokół… Nic się nie zmieniło, odkąd był tu lata temu. Kolor ścian nadal był tak soczyście błękitny, jak jej oczy. Ta sama biała komoda stała pod przeciwległą ścianę. Jakby na chwilę przeniósł się w czasie…
            - Cześć, Meggie. – powiedział cicho, nie chcą niszczyć tej spokojnej atmosfery panującej w pokoju. Odwróciła się gwałtownie, słysząc swoje imię. Swoje imię wypowiadane tym głosem. Głosem, który poznałaby zawsze i wszędzie. Był tak silnie zakodowany w jej umyśle… głos jej anioła. Anioła i diabła. Wroga i jednocześnie przyjaciela. Gdy się odwróciła, jej źrenice były mocno rozszerzone.
            - Paddy… - nawet nie potrafiła krzyknąć z zaskoczenie. Z jej gardła wydobył się jedynie ledwo słyszalny szept. – Co ty tu robisz? – zapytała, nadal kompletnie zdezorientowana.
            - Chciałem się dowiedzieć, jak się czujesz. – powiedział, podchodząc bliżej niej. Usiadł na kanapie stojącej obok biurka, tuż pod oknem. Przez chwilę oboje przyglądali się sobie, wsłuchując się w bicie własnych serc.
            - W  porządku. – odpowiedziała, odwracając wzrok. Była wycofana, zdystansowana… jakby wszystko wokół, działo się gdzieś obok niej. Ale była spokojniejsza… może jeszcze nie tak do końca, wszystko na pewno musiało być w niej jeszcze żywe, ale widział, że przynajmniej stara się jakoś wrócić do życia. Na razie po prostu przyglądając mu się z boku, ale jednak… Rodzina, tutejszy spokój, zdecydowanie musiały mieć na to wpływ… Niemal żałował swojej decyzji, aby została z nimi na kilka dni w Berlinie. Może gdyby przywiózł ją tu od razu, może wtedy wszystko byłoby łatwiejsze? Może właśnie jej byłoby dużo łatwiej poskładać te wszystkie kawałki swojego serca, które się rozprysły?
             - Lepiej wyglądasz, Meggie. – powiedział, kładąc dłoń na jej dłoni, która spoczywała na blacie biurka. – Niż…
            - Niż wtedy u… - zawiesiła głos. Chciała powiedzieć „u Ciebie”, ale to nie byłoby zgodne z prawdą. – u Was. – dokończyła. – Tu powoli zapominam. Może nie tak szybko, jakbym chciała, ale… Jakoś się udaje.
            - Bardzo się cieszę, Meggie. – powiedział cicho, uśmiechając się do niej. A ona, po raz pierwszy od tygodni odwzajemniła jego uśmiech. – Z resztą… zobaczysz, jeszcze wszystko będzie tak jak być powinno. Będziesz jeszcze szczęśliwa… zasługujesz na to, pewnie dużo bardziej niż niektórzy.
            - Ja już nie chcę być szczęśliwa… Szczęście kiedyś się kończy, a ja już mogę nie dać sobie rady z kolejnym zaczynaniem wszystkiego od nowa.
            - Nie mów tak, Meg. Wszystko będzie dobrze. Znajdziesz kogoś, kto będzie Cię kochał dużo bardziej niż ja… Kogoś z kimś będziesz szczęśliwsza, niż ze mną, zobaczysz. – powiedział, patrząc prosto w jej błękitne oczy.
            - Tylko z Tobą, potrafiłam być szczęśliwa… Nigdy później się nie udało. Szkoda tylko, że tak późno zdałam sobie z tego sprawę. Gdybym wtedy zachowała się tak, jak powinnam, gdybym nigdy nie odeszła, to… Może mały Patrick byłby na świecie… i byłby szczęśliwym dzieckiem obojga rodziców. Coś po prostu poszło nie tak… Ale może tak właśnie miało być? Może potrzebna mi była taka lekcja? Żebym nauczyła się szanować to, co mam… Bo to zawsze może zniknąć. – pojedyncze łzy zaczęły skapywać z jej rzęs. Czuła jak się łamie… zbyt długo się trzymała. Spokój kiedyś musiał zniknąć… Żałowała tylko, że on po raz kolejny widzi, jak płacze. Przecież ostatnio tylko taką ją widział… A przecież za wszelką cenę, chciała mu pokazać, że jest silna… Odwróciła się od niego… Wzięła kilka głębokich wdechów, a potem dłonią otarła mokre policzki.
            - Przy mnie nie musisz udawać, Meggie. – powiedział. Podniósł się ze swojego miejsca i kucnął przed nią. Dłonie oparł na jej kolanach. – Możesz płakać… czasem trzeba, czasem łatwiej pozbyć się złych wspomnieć, a łzy na to pozwalają. – Te słowa sprawiły, że kolejne łzy spłynęły po jej twarzy. Podniósł się z ziemi… chwycił jej dłoń i przyciągnął jej wątłą postać do siebie. Już tyle razy wypłakiwała mu się na ramieniu… Tylko tyle mógł dla niej zrobić. – Obiecaj mi jedno… że jak spotkamy się za parę lat, to będziesz szczęśliwa… Będziesz miała męża, dzieci, dom, psa… Co tylko będziesz chciała. Daj sobie szansę na szczęście, Meggie.
            - Tylko dlaczego ja nie potrafię go znaleźć? – zapytała. – Dlaczego ono za każdym razem ode mnie ucieka? Dlaczego prześlizguje mi się między palcami? Dlaczego nie potrafię go utrzymać? – pytania niczym lawina spadły na niego, wyraźnie go przytłaczając… Nie miał na nie odpowiedzi. Słowa pocieszenia wydawały się mu być zupełnie nie na miejscu.
            - Znajdziesz. – powiedział tylko, jeszcze mocniej przytulając ją do siebie.
            - Bez Ciebie nie znajdę… - wydukała wprost w jego koszulę.
            - Ze mną tym bardziej nie, Meggie. – odpowiedział. – Jesteśmy już kompletnie innymi ludźmi. Oboje się zmieniliśmy. Dojrzeliśmy.
            - Przecież kiedyś mnie kochałeś! Tego się nie da tak po prostu wymazać z pamięci! A co by było gdyby, to dziecko się jednak urodziło? Czy wtedy też powiedziałbyś, żebym znalazła dla niego dobrego tatusia? – jej głos nabrał odrobinę ostrzejszych tonów.
            - Nie wiem co by było wtedy, Meg. – odpowiedział spokojnie.
            - Zostawiłbyś swoje dziecko? – zapytała otwarcie.
            - Wiesz, że nie… - powiedział.
            - Więc byłbyś ze mną tylko i wyłącznie ze względu na nie? – zapytała. Odsunęła się od niego, a następnie spojrzała prosto w jego oczy. Były ciemne jak nocne niebo. Tylko on miał tak czysto granatowe oczy… przepiękne. A jednocześnie tak głębokie, że mogłaby w nich utonąć, niczym w toniach oceanu. – Czy może byłbyś tylko jakimś weekendowym tatusiem, który przynosi drogie zabawki i płaci alimenty? – kolejne pytanie wymierzone w niego niczym policzek.
            - Nie wiem, Meg. – nadal usiłował zachować spokój, ale przychodziło mu to z coraz większą trudnością. Jej pytanie stawały się dla niego coraz bardziej niewygodne.
            - Już nic Cię w ogóle nie obchodzę? – zapytała.
            - Gdyby tak było, to nie było by mnie tutaj. Tylko właśnie planowałbym własne przyjęcie weselne. – powiedział ostrzej.
            - Co się z nami stało, Paddy? – zapytała. Nie spodziewała się, że zada właśnie takie pytanie… Mimo, że tak bardzo chciała znać na nie odpowiedź. Czy była kiedyś szansa, że ich historia mogła się potoczyć zupełnie inaczej… Czy gdyby wróciła wcześniej… później, czy była szansa, aby żadne z nich nie musiało mówić „Żegnaj”?
            - Chyba po prostu się wypaliliśmy… - powiedział. Sam już nie wiedział. Gdy był z Joy, wiedział, że to ona jest tą właściwą. Że to właśnie ona jest kobietą, z którą mógłby stworzyć normalny związek, normalną rodzinę. Ale gdy wracał tutaj… gdy stał obok swojej pierwszej miłości… wszystko się zmieniało. Ich miłość, związek… zawsze było serią wzlotów i upadków. Także z jego winy… Ale mimo to przez lata jednak potrafili w nim trwać. Potrafili być sobie wierni… W trudnych chwilach zawsze wiedzieli, że mogą na siebie liczyć… A potem ich historia się nagle ucięła. Stłamsił w sobie wszystkie uczucia… strącił tą miłość na skraj swojego umysłu, ale ona nadal gdzieś tam była i co jakiś czas przypominała o sobie. Potem pojawiła się Joy, a wraz z nią... taka prosta, zwyczajna radość. Z nią właściwie od początku było łatwiej… Wiedział, jaka jest, potrafił przewidzieć co powie, co zrobi… Poza tym jednym momentem, kiedy kazała mu wybierać… W pierwszym odruchu zwyczajnie się wystraszył… Że może coś stracić… Jego decyzja była szybka.. podjęta niemal automatycznie. Jakby wyrwana z jego świadomości. Wiedział, że była dobra… Taka, jaką powinno się podjąć… Jedyna prawidłowa, jedyna bezpieczna. Bo ich związek właśnie taki był… bezpieczny, spokojny, bez wzlotów i upadków.
            - Ale jednak tu jesteś… - powiedziała.
            - Może to sposób aby powiedzieć, żegnaj? – bardziej chyba zapytał, niż stwierdził.
            - Już tyle razy to mówiliśmy, a zawsze wracaliśmy w to samo miejsce.
            - Teraz też wrócimy… ale wtedy, gdy oboje będziemy mieli już normalne rodziny. – powiedział, wypuszczając ją ze swoich ramion. – Za 10 lat… W Berlinie, na Święta Bożego Narodzenia… - dodał. Jakiś czas później, zamykając za sobą drzwi, wiedział, że podjął jedyną właściwą decyzję. Wiedział to w momencie, gdy spojrzał w jej oczy... i pierwsze o czym pomyślał było to, że nie mają koloru zieleni. Że nie mają tych ciepłych iskierek, ani, że jej włosy nie mają koloru blond. To nie była Joy... to nie była też jego miłość... ona była wspomnieniem. Pięknym... ale tylko wspomnieniem.


I w tym miejscu mogę powiedzieć jedno… to już jest koniec… To był ostatni normalny rozdział tego NWR, po nim będzie jeszcze jeden, epilog. Mam nadzieję, że spędziliście na czytaniu tego opowiadania całkiem miłe chwile i nie żałujecie czasu, który na to wykorzystaliście. Może nie zawsze było idealnie, ale mogę szczerze powiedzieć, że w tą opowieść włożyłam całe swoje serce, całą swoją duszę i wszystkie swoje umiejętności. Dzięki NWR wiele się nauczyłam, i to nie tylko pisarsko, ale także życiowo… Zaczęłam postrzegać niektóre sytuacje życiowe w zupełnie innym świetle, niż do tej pory.

Dziękuję Wam czytelnikom… Tym, którzy komentowali, dzieląc się swoimi wrażeniami, ale także tym cichym, którzy jednak śledzili losy głównych bohaterów. Za to, że przez te kilka długich miesięcy byliście ze mną. Dzięki Wam, wiem, że było warto. Jesteście najlepsi! Dziękuję Riri, Anetce, Ani, Edytce, Kamili, Betsy, Oli i Ani... Byłyście ze mną najdłużej, najwierniej, więc Wam należą się szczególne podziękowania.

Riri... ty wiesz... Tyle razy, ile mi pomagałaś, wspierałaś, dziękuję Ci baaardzo :* Jesteś niezastąpiona.

I tak na zakończenie… Kiedyś może jeszcze tu wrócę, trochę z tym samym, trochę z czymś innym... Ale na razie czeka nas dłuższa przerwa. Pewnie trochę zawodzę, trochę siebie, trochę Was... Że jednak zmęczenie wygrywa, ale mam nadzieję, że jak wrócę, to nowa energia, także ta, którą cały czas otrzymywałam od Was, przybędzie, aby stworzyć coś jeszcze lepszego niż do tej pory.
Tak więc, nie mówię na razie „Żegnaj”, ale „Do zobaczenia

Jeszcze raz dziękuje Wam wszystkim, kocham Was.

Wasza M.D :*

16 komentarzy:

  1. Chyba dobrze, że byłam przygotowana na to, że to się kończy, bo chyba bym tu padła. Jak wiadomo rozwiązanie nie jest po mojej myśli, ale może tak jest jednak lepiej? Czy Meg i Paddy byliby szczęśliwi teraz? Uważam, że nie, nie byliby. Może jednak będzie mu dobrze z Joy? Tego im życzę.

    Co do tego, co M.D napisałaś... Wzruszyłam się. Również pragnę Ci podziękować za tyle emocji w trakcie czytania tego opowiadania. Śmiech, łzy, wzruszenie, wkurzenie, złość... było wszystko! Sama wiesz po moich komentarzach, które często były emocjonalne, no i ta Ola taka jest, że pisze, co myśli... Nawet jak się wkurzałam na Joy ostatnimi czasy, nie gniewaj się. W ogóle, to ja już nie wiem, co piszę.

    Z jednej strony pusto będzie bez NWR, dlatego myślałam, że może zaczniesz pisać jakąś nową historię (na co namawiam), ale z drugiej strony cieszę się, że już się wyjaśniło, że nie ma dwustu części o tym jak to Paddy raz z jedną raz z drugą. Tak jest lepiej, ciekawiej...

    Dziękuję raz jeszcze i jak to napisałaś 'do zobaczenia'!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Niewiem co napisać ... Popłakałam sie ... Jesli chodzi o opowiadanie to cieszę sie z Jego wyboru ... Zawsze to wiedziałam , wierzyłam w ich milosc .... Ostatnie zdanie to o Joy poprostu mistrzostwo .... Paddy od dawna udawania , ze ja kocha ... Koniec NWR ..... Nie koniec jakiego etapu ... Bo obiecalas nam kontynuację i tylko dlatego jakos to przetrwam :) Sa opowiadania .., które pozwalają nam przenieść sie do innej rzeczywistości , pewne sprawy zrozumieć , maja sens , które żyją w nas i takie jest NWR .,, jesli chodzi o podziękowania to ja dziękuje jako czytelnik , przyjaciel .... Bo ja juz taka jestem jak sie przyczepie do czegos , kogos to RAZ NA ZAWSZE !

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie niesamowicie wzruszyło Marty podziękowanie....ryczę jak wół ilekroć to czytam....znam już te słowa prawie na pamięć. Jeśli chodzi o opowiadanie to....no cóż nie po mojej myśli...wiedziałam już o tym od poprzedniego rozdziału....Qszystkie wartości w które wierzyłam poszły się.... j%^$#@ć... ale dam radę.... od jutra z powrotem nabiorę wiary... Martusia...ja Ci strasznie dziękuję za to opowiadanie.....Ty wiesz, jesteś dla mnie Mistrzem przez duże M.....jestem niesłychanie dumna i szczęśliwa, że mam taką osobę jak Ty wśród swoich przyjaciół.... z ogromną przyjemnością Cię uściskam w sobotę....tylko uściskam...chociaż zasłużyłaś na duuuuużo więcej... Dzięki Martuś za NWR.... już nic nie piszę, bo i tak nie znajdę odpowiednich słów, żeby móc wyrazić zachwyt nad Twoją twórczością. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i ja wyję .....dziękuję Ci skarbie za wszystko! Z tym opowiadaniem przeszłam tak wiele, zaczynając od radości, śmiechu, płaczu, skończywszy na załamaniu nerwowym i ciężkim stanem depresyjnym. Wielokrotnie groziłam Ci śmiercią i pobiciem ( mam nadzieję, że nie zgłosiłaś tego na policję ) , przeklinałam, rwałam włosy z głowy, mdlałam ( no dobr, z tym ściemniam ...ale było blisko) ......a teraz? To tylko opowiadanie, które się skończyło.... a ja czuję się jakbym właśnie pochowała bliską sercu osobę :'( Najgorsze, że skończyło się to w taki sposób, który odrzucałam całą sobą...Nawet w tym momencie, gdy wiem , że on wybrał...pożegnał się ...nie przyjmuję tego do wiadomości. Jestem cholernie wściekła, ale cóż. Taki był Twój plan, pomysł na opowiadanie. Wiadomo, nie da się zadowolić każdej czytelniczki z osobna ( ale mnie mogłaś :-P ) .

    Wiem jedno - kiedyś, w momencie, o którym nawet nie śniłaś - dopadnę Cię zołzo 3:-)

    Nie przestawaj pisać, jesteś do tego stworzona! Dziękuję Ci za emocje, którymi mnie obdarzyłaś ( rachunki od psychiatry i koszta, poniesione na wykup leków antydepresyjnych wyślę pocztą )!

    OdpowiedzUsuń
  5. Juz sie ogarnelam i przeczytałam komentarz Betsy :) znowu płacze i sie śmieje :)!

    OdpowiedzUsuń
  6. po komentarzu Betsy.... płaczę i śmieję się na przemian....

    OdpowiedzUsuń
  7. też to przeczuwałam...ale Beata ma rację: każdej dogodzić się nie dało;-) od zawsze trzymałam z Meg...Meg uwielbiałam, Joy nie cierpiałam, a więc końcem końców cieszę się, że nie musiałam czytać paplaniny tej drugiej w ostatnim pięknym rozdziale ! paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  8. No dokładnie Paulinee911.... na całe szczęście, w tej części ani jednego słowa "wypowiedzianego" ustami tęczówki paskudnej 3:-) . Ale do jasnej ciasnej, na kogo teraz będę psioczyć? Kogo będę wyklinać? ŁoMatkoBosko :'( Where the fuck is Nemo?

    OdpowiedzUsuń
  9. Bedzie kontynuacja !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Marta piekna częśc...
    To dziwne, bo pamietam chcwilę gdy odkryłam twojego bloga, wtedy byłam za Joy, potem Meg, ale czy z Joy bedzie szczęśliwy nie wiem, ale z Meg też by nie był, trudna decyzja...
    Co do pisania, wiem jak bywa trudno i rozumiem Cię, równiez namawiam do czegos innego jak tylko odpoczniesz. trzeba odpocząć, trzeba zamknąć rozdział z Meg, Paddym i Joy, pożegnac się z nimi, co dla Ciebie bedzie zapewne teraz ciężkie, ale na pewno sie da... chyba każdy kto pisze musi przejśc to... tak sobie mysle... Moim zdaniem super, że dopisałaś do końca, a nie szarpanie się w jedna lub w drugą i tu chodzi o Ciebie równiez, bo mogłabyś się wypalić, a tak to pięknie zakończyłaś tę historię i dziękuje Ci za to.... a na pewno nie przestawaj pisać :):) rozwijaj to, rozwijaj swoje doświadczenie w tej sztuce, bo warto :)
    Pozdrawiam i czekam na nowe opowiadanie, po Twoim urlopie, który Ci sie należy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tzn. nowe :) nowe w sensie, ze bohaterowie będa starsi, bo jak rozumiem ma byc kontynuacja :) ale jednak nowe bo nowe rzeczy, sytuacje będa w ich zyciu ....
      Buziaki

      Usuń
    2. Aniu,pięknie napisałaś o tym urlopie i wypaleniu...

      Usuń
  11. Przeczytałam rano, ale powiem szczerze, że nie byłam w stanie napisać słowa.... łzy mi leciały ciurkiem.... teraz trochę się uspokoiłam, choć jak przeczytałam te podziękowania to znowu ryczę .....:( Martunia to, że jestes MISTRZEM już dawno wiesz.... Chcę Ci podziękować, za każdą łzę wylaną przy tym opowiadaniu, za każdy uśmiech, który się pojawiał na mojej twarzy przy czytaniu, za moją złość na Joy, za miłość do Meg.. Po prostu za wszystko :* Mimo, że nie skończyło się to po mojej myśli ( co czułam już od pewnego czasu i pewnie dlatego łatwiej mi się z tym pogodziło ;) ) nie wyobrażam sobie dalszego funkcjonowania bez NWR.... Kochana idź na zasłużony urlop i wracaj do Nas z nowymi pomysłami :* Kocham Cię Martulku <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Martula! Nadrobiłam. Napisze więcej jak sie uspokoję!!! Teraz widzę przez mgłę...

    OdpowiedzUsuń
  13. Przespałam się, przemyślałam i mogę "na chłodno" napisać. A więc tak, nie byłam z Tobą od początku, bo jak wiesz zaczęłam czytać NWR kilka dni temu, i muszę przyznać, że to były jedne z najlepszych dni w moim życiu, bo nie tak jak reszta czytelników żyłam tym, czekałam na kolejną część a pochłonęłam całość praktycznie na raz. Ja decydowałam kiedy przerywam i kiedy kontynuuje - owszem - jest to dużo łatwiejsze. Powiem Ci, że tak dobrego opowiadania nie czytałam nigdy! Kiedyś CTR było dla mnie taka perełką, opowiadaniem z najwyższej półki, ale bardzo szybko jego miejsce zajęło Twoje opowiadanie. Ciężko mi stwierdzić kogo wolałam bardziej czy Joy czy Meg, bo każda bohaterka miała coś w sobie, choć nie ukrywam myślałam, że wybierze jednak Meg, jakoś ta ich historia była no cóż piękna! Mimo ptylu przeciwności lodu ich drogi się zawsze przecinały, jakby ktoś im podpowiadał, ze jeszcze mają sznasę, że to prawdziwa miłość. Jeśli chodzi o Joy, nie ukrywam, że jest Ona przeciwieństwem mojej osoby i może dlatego gdzieś tam w głębi serca wierzyłam, że Paddy wybierze jednak Meg... No ale cóż.. Wczoraj przeczytałam ostatnią część i łezki mi ciekły. Jesteś mistrzem! Pięknie to opisałaś! Nie wiem co więcej mogę napisać, oprócz tego, że wystarczyło kilka dni abym zakochała się w bohaterach! Ukłony dla Ciebie!!! Opowiadanie powinnaś wydać i sprzedać, a uwierz mi, że jako pierwsza je kupię i jako pierwsza stanę w kolejce z książką po autograf!

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział mnie rozwalił rycze jak owieczka na hali 😢 widziałam że zielone tęczówki są góra i ze rozum wygra z sercem choć tak bardzo chciałam aby było po mojemu 💖 ja też wybrałam z rozsądku i czasami bardzo żałuję niespełnionej miłości ale teraz jest dobrze bezpiecznie ale nie ma motyli w brzuchu tej spontaniczności trudno coś za coś spokój za szaleństwo stabilizacja za spontan ale myślę że to tak naprawdę nie była prawdziwa miłość bo ją zostawiłam daleko w obcym kraju 😢 zrezygnowałam dla dobra innych Dziękuję że tu trafiłam opowiadanie cudne jak na razie mój Number one! !!!!!

    OdpowiedzUsuń