wtorek, 16 września 2014

Rozdział LXXXVII



Przez chwilę nie potrafił wydusić z siebie słowa. Jej słowa walnęły go niczym obuchem w głowę... Każe mu wybierać? Patrzył na nią przerażonym wzrokiem... Pierwszy raz była nieugięta. Pierwszy raz widział ją taką... stanowczą. „Albo ja, albo Meg” to zdanie tłukło mu się w głowie. Dopiero, gdy zobaczył jak odwraca się by odejść, chwycił ponownie mocno jej rękę, nie pozwalając jej na to.
            - Nie, do cholery! To wcale nie jest żadna odpowiedź, Joy! - jego głos przeszył tą przerażającą ciszę.
            - To jak ja mam to traktować? Ja już naprawdę tak nie potrafię... Zwyczajnie nie daję sobie z tym wszystkim rady. Jesteś ze mną, a tak jakbyś był zupełnie obok... Ile razy budzę się w nocy, Ciebie nie ma, to jak ja mam to traktować? Jeżeli... jeżeli Meg, jest dla Ciebie ważniejsza, to po prostu mi to powiedz... Zniosę każdą prawdę... Ale nie oszukuj, błagam Cię. Nie każ mi łudzić się nadzieją, której nigdy nie spełnisz... Czy proszę o tak wiele? O jedną Twoją decyzję? Jeżeli wybierzesz ją, to po prostu odejdę... Wyjadę i więcej mnie nie zobaczysz... Wiem, że będzie bolało, jak cholera, ale wolę to wiedzieć teraz, a nie za rok, za dwa... Może w ogóle po ślubie? Paddy, powiedz coś. - łzy skapywały z jej policzków na panele. - Ich głośne oddechy mieszały się ze sobą. - Wystarczy jedno Twoje słowo...
            - Nie chcę żebyś odchodziła. - powiedział, przyciągając szlochającą dziewczyną do siebie. Jego koszulka niemal natomiast przemokła od płynących strużkami po jej policzkach słonych kropli.
            - Ale nie chcesz też zostawić jej. - wyszeptała w jego koszulę.
            - Bo obiecałem jej pomóc... Kiedyś byliśmy też przyjaciółmi, i obiecałem, że bez względu na wszystko, zawsze będzie mogła na mnie liczyć. Nie mogłem jej zostawić... Straciła dziecko... Moje dziecko... Co miałem jej powiedzieć? Trudno, stało się, a teraz wracaj do swojego życia, a moje zostaw w spokoju? Widziałaś, w jakim była stanie... w jakim nadal jest? Ona sobie kompletnie z tym nie radzi... Nie jest tak silna, jak ty. Postaraj się też to zrozumieć, Joy.
            - Ja też sobie nie radzę... Tylko, że tego już niestety nie potrafisz zauważyć. - wyszeptała z nutką żalu w głosie.
            - Przepraszam, kochanie... Może faktycznie ostatnio trochę się wszystko pozmieniało.  Ta cała sytuacja miała ogromny wpływ na nas wszystkich... Pewnie nie powinna, ale tak się niestety stało. Ale obiecuję Ci, że wszystko wróci do normy... znowu będzie, tak jak było. - głaskał delikatnie jej lekko wilgotne włosy. - Obiecuję, Joy.
            - Ale ja nie chcę Twoich obietnic! Cały czas tylko je słyszę! Chcę jedną konkretną odpowiedź, ona czy ja? Przykro mi, Paddy, ale nie widzę już innego wyjścia.
            - Joy, proszę... Nie każ mi tego robić teraz. Meg to moja przyjaciółka... - skrzywiła się lekko, słysząc te słowa. - Nie mogę jej teraz tak po prostu olać. Ja sam cholernie źle bym się z tym czuł... I pewnie ty, po jakimś czasie, też... - powiedział. - Ale mogę obiecać Ci jedno... - spojrzała prosto w jego granatowe tęczówki. - Że jutro z nią porozmawiam i zawiozę ją do rodziców, w porządku? - zapytał, odwzajemniając jej spojrzenie. - To chyba faktycznie będzie lepsze wyjście. Tam będzie miała obok siebie bliskich ludzi, cały czas ktoś z nią będzie...
            - W porządku... - powiedziała. Może to nie rozwiązywało wszystkich jej problemów, ale jednak była to przynajmniej jakaś cząstka jego decyzji. Na więcej, na chwilę obecną, i tak nie miała, co liczyć. Przytulił ją mocniej do siebie, całując czubek jej głowy.
            - Chodźmy już spać, Joy... - wyszeptał w jej włosy. - Oboje jesteśmy wykończeni. - dodał, jednak ona nie odpowiedziała, wtuliła się w niego mocniej. Delikatnie wziął ją w ramiona, a ona kurczowo wczepiła się w jego koszulkę. Jej głowa opadła na jego ramieniu... To prawda, była wykończona... A jego ramiona dawały jej ukojenie, mimo, że czasem życie z nim było cholernie trudne, to jeszcze trudniejsze byłoby teraz wyjść z tego mieszkania, opuścić to życie, które dopiero tak niedawno zaczęła. Poczuła, jak kładzie ją na ciepłej pościeli, puściła więc jego szyję... Materac ugiął się lekko pod jego ciężarem, gdy kładł się obok niej. Przykrył ich kołdrą... Położyła głowę na jego klatce piersiową, a on nieustannie przeczesywał jej długie włosy szczupłymi palcami. Czuł, jak powoli jej oddech się uspokaja, a serce zaczyna być równomiernym rytmem. On jednak długo nie mógł zasnąć... Jego myśli krążyły wokół jej słów. Teraz właściwie jej nie odpowiedział... I nie był pewny, czy kiedykolwiek będzie w stanie to zrobić. Z jednej strony ją rozumiał... Meg to jego była dziewczyna... Która narzeczona, nie buntowałaby się przeciwko mieszkaniu z byłą z dziewczyną swojego faceta? Jej zachowanie było jak najbardziej naturalne... Raczej dziwił się, że aż tak długo wytrzymała, nic nie mówiąc... Przecież on, gdyby taka sytuacja miała miejsce z jej strony, już dawno wyrzuciłby gościa na zbity pysk, jeszcze dokładając mu parę siniaków... A ona zgodziła się... Ba! Nawet sama zaproponowała, aby Meg została z nimi jakiś czas. Nie miał do niej wcale pretensji, że tak się dzisiaj zachowała... To on to zachowanie spowodował... Miała rację... Ostatnio wiele się w ich życiu zmieniło... On sam przewartościował cały swój system moralny... I być może zrobił to kompletnie niepotrzebnie... To Joy powinna być dla niego najważniejsza, Meg była już historią... powinna nią być. Teraz miał swoje życie, nowe życie, w którym nie było miejsca na przeszłość... A jednak ta przeszłość do niego wróciła i powaliła go na kolana jednym ruchem... Tak nie powinno być. W swoim życiu popełnił już zdecydowanie zbyt wiele błędów, nie mógł pozwolić sobie na kolejne... Tylko pytanie, co tak naprawdę było jego błędem... Na to pytanie nie miał jednej dobrej odpowiedzi... Zasnął dopiero kilka godzin później, i przez całą noc nawiedzały go koszmary... Nawiedzała go jego przeszłość.
...
Obudziła się około siódmej... Paddy jeszcze spał, więc powoli wyswobodziła się z jego ramion i bosymi stopami przeszła do kuchni. Niemal automatycznie, nadal przecierając zaspane oczy, włączyła ekspres do kawy. Usiadła na krześle i oparła ręce na blacie stołu. Ułożyła na nich głowę, przymykając na chwilę oczy. Była niewyspana... Do tego wczorajsza rozmowa... Właściwie nadal nie wiedziała, na czym stoi... Nadal nie wiedziała, jaką podejmie decyzję... To, że Meg być może pojedzie do rodziców, wcale nie rozwiąże ich problemów... Wręcz przeciwnie, może być wtedy jeszcze trudniej... Już sama nie wiedziała, co jest lepsze... Już sama nie wiedziała, co jest właściwe, a co nie.
            - Już wstałaś? - do kuchni wszedł Paddy. On też nie wyglądał na przesadnie wyspanego. Pod jego oczyma nadal widoczne były cienie. Usiadł naprzeciwko niej, przy stole.
            - Dzień dobry. - powiedziała, spoglądając w jego stronę.
            - Dzień dobry. - odpowiedział. - Czemu tak wcześnie jesteś na nogach? Przecież jest sobota...Stało się coś? - zapytał.
            - Po prostu nie mogłam spać. - powiedziała. - A ty, dlaczego już nie śpisz? - zadała to samo pytanie, co on przed momentem. Wskazał dłonią na parujący ekspres na szafce... W kuchni już unosił się mocny zapach zmielonych ziaren.
            - Kawa. - powiedział. - Jej zapach zawsze mnie obudzi... - dodał ciszej.
            - No tak... - o tym zupełnie nie pomyślała. Zamyśliła się... On tymczasem podniósł się ze swojego miejsca, wyjął z szafki dwa kubki, a następnie nalał do każdego z nich gorący napój. Oba naczynia postawił na stole, a potem usiadł z powrotem na swoim krześle. Przyglądał się jak Joy ujmuje czerwony kubek w ręce i upija łyk gorzkiego trunku. I znowu tak jakoś nienaturalnie... zabrakło im tematów do rozmowy... Każde topiło własne smutki i żale w gorącej cieczy w kubkach w kształcie serc.
            - Naszykuję śniadanie. - powiedziała Joy, podnosząc się z krzesła.
            - Poczekaj chwilę... Nie możemy normalnie porozmawiać? - zapytał, łapiąc jej dłoń w swoją. Czuła ciepło jego palców.
            - Przecież rozmawiamy... - powiedziała.
            - Naprawdę tak uważasz? - zapytał. - Joy, usiądź jeszcze na chwilę... Śniadanie naprawdę może poczekać. Jest dopiero po siódmej... - dodał.
-  Jak uważasz... - powiedziała, ponownie zajmując swoje miejsce przy stole.
- Wczoraj... - zaczął.
- Paddy, proszę, nie wracajmy do tego... jeszcze nie. - powiedziała cicho, biorąc w dłonie kubek z kawą. Upiła kilka łyków.
- Chyba właśnie powinniśmy. - powiedział. - Mój związek z Meg zakończył się właśnie z powodu niedomówień... Z powodu jakiegoś nieporozumienia czy niezrozumienia... Nie chcę żeby to samo stało się z naszym. - jego oczy niemal przeszywały ją na wskroś.
- Ale ja naprawdę wszystko rozumiem... - nie miała ochoty na kontynuowanie tej rozmowy... Bała się, co też może z niej wyniknąć.
- Nie, nie rozumiesz. - powiedział. - Pewnie trochę też przeze mnie... To ja musiałem zrobić coś źle, skoro czujesz się aż tak niepewnie... Myślałem, że mi ufasz, że wiesz, że Cię kocham, że jestem z Tobą...
- To wcale nie tak, że Ci nie ufam, Paddy. - powiedziała, odwzajemniając trochę jego spojrzenie. - Ja tylko...
- Chyba jednak trochę tak jest, Joy... W porządku... To też trochę moja wina. Nie jestem z Tobą Joy dlatego, że nie mam innej opcji, czy dlatego, że próbuje się wyleczyć ze złamanego serca. Nie jestem z Tobą dlatego, że mi pomagasz, że mi radzisz, że mnie wspierasz... Jestem z Tobą, dlatego, że jestem z Tobą szczęśliwy... I nic tego nie zmieni. To prawda, że jesteś moją przyjaciółka, że Twoje rady są dla mnie naprawdę cenne, że wiem, że mogę na Ciebie liczyć, ale to jest już skutek, a nie powód... Meg była dla mnie kimś ważnym, nadal w jakimś stopniu jest... Dowiedziałem się kilka dni temu, że miała być matkę mojego dziecka... Dla mnie to też jest cholernie trudne. I może właśnie dlatego, trochę się w tym wszystkim pogubiłem... Zgubiłem coś, co powinno być dla mnie najważniejsze, ale wcale nie stałaś się dla mnie mniej ważna... Wręcz przeciwnie, dopiero teraz tak naprawdę zobaczyłem ile mi dajesz... jak wielką jesteś dla mnie pomocą. Może dlatego mniej o tym mówię, bo stało się to dla mnie czymś oczywistym. I byłem pewny, że o tym wiesz... Przepraszam, że się myliłem. - przez chwilę nie bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć... Jego słowa były piękne, ale... To były tylko słowa...
- Paddy, tylko, że... ja nadal nie wiem, na czym tak naprawdę stoję... Twoje słowa... Staram się w nie wierzyć, ale... Ja wiem, że gdy ona zapłacze, to pobiegniesz do niej, bez względu na wszystko... Oboje dobrze o tym wiemy...
- Joy, proszę... nie wracajmy znowu do punktu wyjścia. - westchnął ciężko.
- Ale musimy, Paddy. Ja tak nie potrafię na dłuższą metę... w końcu będzie trzeba coś zmienić... - powiedziała.  
- Kiedyś, kochanie... kiedyś... proszę. - powiedział, chwytając jej dłoń leżącą na stole. - westchnęła ciężko... Przecież on nigdy nie podejmie decyzji... To był scenariusz, którego obawiała się najbardziej.
- Ale ja nie chcę kiedyś. - powiedziała - Nie chcę przez kilka lat łudzić się nadzieję, tylko po to, żeby się dowiedzieć, że nic z tego... Że nadal kochasz Meg i właśnie do niej wracasz! Ja chcę być szczęśliwa... Może założyć kiedyś normalną rodzinę... Nie chcę mieć całe życie na głowie byłej dziewczyny, która w każdym momencie może wparować mi do domu... Nie tak to powinno wyglądać.
- Kochanie, proszę Cię... Nie każ mi teraz podejmować tej decyzji... To jest naprawdę najgorszy moment... - próbował jeszcze jakoś ominąć temat. Westchnęła ciężko... Pozostała jej tylko jedna opcja... Tylko jeden sposób, aby sprawdzić, ile tak naprawdę dla niego znaczy.

8 komentarzy:

  1. Oszzzz kurde mać!!!! To się narobiło..... coś czuję, że Paddy jej nie zatrzymie.... tzn chciałabym, żeby tak sie stało :P Ja pinkolę, az nie wiem co napisać :D Nie przypuszczałam, że Zakonnica będzie w stanie coś takiego powiedzieć ... Zaskoczyła mnie.... nie wiem czy na plus, ale zaskoczyła ;) Martula, wiem, że obiecałam, że nie będę już prosić o kolejną część szybciej :P ale nie wytrzymam nooo... :P Zdecydowanie Mistrzyni emocji to Twoje drugie imie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeeeeeee.....brak mi słów....po raz pierwszy zabrakło mi ku*wa słów O___o.
    Przyciśnięty do muru Paddy...tak to widzę....

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim momencie zakończyłaś.....i weź tu czekaj do soboty, nie dam rady....żadna z nas nie da.... pobiegnie za nią, czy w końcu się zdecyduje.... Albo znowu będzie patrzył ją udobruchać.... Padzik się trochę zdziwił....zawsze Meg była tą...o którą musiał zadbać i się zatroszczyć....a Joy w jego oczach to ta silna....ona da radę....a tu ...dupa.... teraz ma dwie płaczki....a co z nimi zrobi....zobaczymy...oby jak najszybciej.... Martusia ... One more song <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej czytałam z zapartym tchem aż mi gorąco i duszno jaaaakie emocje! Marta jak zwykle mistrzowsko to napisałaś.Joy w końcu sama podjęła decyzje albo albo i dobrze zrobiła przypierając Padda do muru bo on sam chyba do końca nie pojmuje co i do kogo czuje.Końcówka super mam nadzieję,że już w kolejnej części dowiemy się co postanowił Paddy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając pierwsze akapity byłam pewna, jak zakończy się ta historia i raczej dalej tak twierdzę choć zdanie Paddy'ego 'nie każ mi podejmować tej decyzji teraz' zasiało ziarnko zwątpienia. Joy - totalna dziecinada. I teraz tym bardziej wiem, za kim jestem jeśli chodzi o zakończenie. Idę zagłosować na grupie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty chcesz żebym ja zawału dostała ....nie wytrzymie do soboty...normlanie wyć do księżyca mi się chce ...Paddy kocha tylko JOy ...tak pięknie jej to powiedział powinna zostać...a teraz jak wyjdzie Meg wykorzysta okazje,mam focha na Joy...ale jestem z Nią całym sercem jest dla mnie najlepszą bohaterką forever!Mam nadzieje,że Paddy mówił szczerze i nie pozwoli jej wyjść.....

    OdpowiedzUsuń
  7. najgorsze, ze wydaje mi się, że Riri ma racje;/paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  8. NIe moge sie doczekac kolejnej czesci,jak idiotka sprawdzam stronke co pare godzin!!!!Najlepsze opowiadanie jakie czytalam,czytam i bede czytac!Ale mam nadzieje ze Joy odpusci bo wg mnie jeszcze za dziecinna dla tekiego Paddiego:P.pozdr

    OdpowiedzUsuń