XLIX
Obudziła się, gdy na dworze dopiero zaczynało
wstawać słońce. Przez kilka minut nie otwierała oczu, wsłuchując się w jego
równomierny oddech, w bicie jego serca. A jednak to nie był sen, ani wymysł jej
chorej wyobraźni. Był tu. Prawdziwy on. Czuła ciepło jego ramienia, które
otulało jej ciało. Wzięła głęboki oddech, wdychając zapach jego skóry. Wolno
wypuściła powietrze z płuc. Rozwarła swoje powieki. Uśmiechnęła się delikatnie.
Odchyliła lekko koc i uwalniając się z jego objęć, podniosła się z sofy, starając
się robić to jak najdelikatniej i jak najciszej, aby go nie obudzić. Przykryła
go ponownie i wolnym krokiem udała się w stronę kuchni. Przetarła zaspane
jeszcze oczy i ziewnęła szeroko. Przeciągnęła się niczym kotka, stojąc na
środku kuchni, mrucząc przy tym. Podeszła do szafki i wyjęła z niej kawę, którą
wsypała do ekspresu. Już po chwili w całej kuchni rozszedł się aromatyczny
zapach świeżo zmielonych ziaren. Westchnęła głęboko, zaciągając się mocnym,
drażniącym zmysły zapachem. Po kilku minutach gorąca, parująca ciecz trafiła do
kubka, a ona objęła go swoimi dłońmi. Ciepło kawy kontrastowało z chłodem
kafelków na podłodze. Usiadła na krześle, podwijając nogi. Upiła łyk kawy.
Przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele. Uśmiechnęła się lekko. Od razu wszystko
nabrało jaśniejszych barw. Nawet kuchnia, do której powoli zaczynało zaglądać
słońce, tworząc piękne abstrakcyjne wzory na bieli ścian. Wpatrywała się w
widok za oknem, w świat budzący się do życia, nie zdając sobie zupełnie sprawy
z kogoś, kto wpatrywał się w nią, stojąc w drzwiach i opierając się o framugę.
...
Obudził się cały połamany. Do tego w pierwszym
momencie nawet nie wiedział gdzie jest. Przez chwilę rozglądał się po pokoju,
aż w końcu sobie przypomniał. Jest u Meg. W jej mieszkaniu. Przeciągnął się,
czując ból niemal we wszystkich mięśniach. Spojrzał w bok, ale Meggie już nie
było. Musiała wstać przed nim. Do jego nozdrzy dotarł wyraźny zapach świeżo
parzonej kawy. Mocna czarna kawa o poranku. Miał wrażenie, że to jakieś déjà
vu. Jakby cała ta historia z
rozstaniem, z zakonem... z Joy, nigdy nie miała miejsca. Jakby cały czas był z
Meggie. To były jego najpiękniejsze poranki. Kiedy budził się, tuląc ją w
swoich ramionach, zanurzając twarz w jej pachnących włosach. Do tego mocny
aromat dolatujący z kuchni wzmacniał wszystkie te wspomnienia. Tylko Meg zawsze
piła tą samą kawę, co on. Poranne espresso po wspaniałej nocy. To było coś,
czego chyba nigdy nie zapomni. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. Powoli
odsunął koc i podniósł się z posłania. Poskładał koc w kostkę i położył w roku
kanapy. Wolnym krokiem przeszedł przez korytarz i stanął w drzwiach kuchni.
Oparł się o framugę. Meg siedziała z podwiniętymi nogami na krześle, trzymając
w rękach kubek z kawą. Widział jak wpatruje się w okno i niebieszczące się
powoli niebo. Już dawno nie miał okazji tak jej się przyglądać. Właściwie
niewiele się zmieniła. Jej włosy nadal były długie i falowane. Jej oczy tak
samo błękitne. Może tylko była znacznie szczuplejsza niż wcześniej. Ta
sytuacja... była trudna dla nich obojga. I tak naprawdę oboje byli jej winni.
Przecież powinien dużo wcześniej zauważyć, że coś jest nie tak, że... coś ją
gryzie. Znał ją..., a przynajmniej tak mu się wydawało i nie dostrzegł, że ona
sobie nie radzi, że... A teraz wszystko wywróciło się do góry nogami. Nic już
nie było tak, jak powinno.
-
Paddy... - powiedziała cicho - Wstałeś już. - zobaczył na jej twarzy blady
uśmiech.
-
Wstałem. - odpowiedział tylko. Nie wiedział kompletnie co w tej sytuacji mógłby
powiedzieć. To wszystko było tak nierealne.
-
Kawy? - zapytała, a uśmiech na jej twarzy stał się trochę wyraźniejszy.
-
Poproszę. - powiedział i podszedł do stołu. Usiadł na krześle i przyglądał się
jak Meg otwiera szafkę, z której bierze kubek, a następnie nalewa do niego
gorącej jeszcze kawy. Nadal uśmiechnięta, podeszła do niego i wręczyła mu go.
Ich dłonie delikatnie się zetknęły, a on miał wrażenie, że jej ręka wręcz parzy
jego skórę.
-
Dzięki - odpowiedział.
-
Dziwnie nie? - zapytała. Spojrzał na nią odrobinę zaskoczony, bo właśnie
wypowiedziała jego myśli. Tak, ta sytuacja zdecydowanie była dziwna. To, że
siedzieli w tej samej kuchni, pijąc taką samą kawę, całkiem sami.
-
Chyba masz rację - odpowiedział cicho.
-
Zawsze tak będzie? - ponownie zapytała, wpatrując się intensywnie w jego oczy.
Nie potrafił się odwrócić, jej tęczówki przyciągały go jak magnes. Błękitne jak
letnie niebo, do tego z milionem iskierek, które błyszczały we wpadającym przez
okno słońcu.
-
Jak? - zapytał cicho.
-
Tak... dziwnie? - zapytała. - Nigdy nie będziemy potrafili normalnie rozmawiać?
Tak jak kiedyś? W końcu przyjaciółmi też byliśmy, prawda?
-
Nie wiem, Meg - odpowiedział szczerze. - Po prostu nie wiem. - Ich historia
była tak dziwna. I właściwie nawet nie miała końca z prawdziwego zdarzenie.
Zawsze były tylko jakieś niedomówienia. To wszystko nadal w nich żyło, mimo, że
oboje starali się jakoś od nowa ułożyć sobie życie. Przynajmniej on próbował. Umoczył
usta w ciepłym, gorzkim napoju.
-
Wiesz... - zaczęła powoli - myślałam nad tym, co mi ostatnio mówiłeś. I
chyba... chyba masz rację. Teraz... teraz i tak by się nie udało. Nie dlatego,
że kogoś masz, ale... nie potrafiłbyś mi zaufać... z resztą, nawet Ci się nie
dziwię. - te słowa zadawały jej wręcz fizyczny ból, jakby nie potrafiły przejść
przez jej gardło. - Przyjaźń... to chyba nie taki głupi pomysł. - miał ochotę
się roześmiać.
-
Naprawdę sądzisz że to by się udało? - zapytał, patrząc jej prosto w oczy. -
Myślisz, że skończyłoby się tylko na przyjaźni?
-
Nie wiem, Paddy, ale... nie chcę żeby tak było... żebyśmy się całe życie
mijali, jakbyśmy się w ogóle nie znali. Jesteś dla mnie... kimś naprawdę
ważnym, nie chcę tego tracić. Nawet jeżeli jedyną opcją jest przyjaźń.
-
Wiesz, że to się nie uda.
-
Dlaczego? - zapytała. - Jeżeli byśmy oboje... ja wiem, że to nie będzie łatwe
po tym wszystkim, ale... - widział błaganie w jej jasnych tęczówkach.
- Cii
- powiedział, kręcąc głową, położył jej palec na ustach. Zadrżała wyraźnie pod
wpływem tego lekkiego dotyku. Rozchyliła usta, wydychając ciepłe powietrze.
Przejechał delikatnie palcem po jej wargach. - Widzisz sama. Oboje reagujemy
cały czas tak samo. To się nie skończy na przyjaźni. Przynajmniej nie teraz.
-
To po co tu przyjechałeś? - zapytała otwarcie.
- Właściwie
to sam już nie wiem. - odpowiedział zgodnie z prawdę, spuszczając wzrok na blat
stołu. Nie wiedział, nic już nie wiedział. Z jednej strony stała Megan, do
której nadal coś czuł. I było to, to samo chore, obezwładniające uczucie. To
samo szaleństwo. Ten sam przyspieszony oddech i niesamowite gorąco, kiedy była
w pobliżu. Przełknął głośno ślinę. Z drugiej strony stała Joy. Jej radość, jej
pogoda. To, że mógł jej ufać, to że był jej pewny. Tego, jak się zachowa, tego,
że nie ucieknie. Był pewny jej siły i... stabilności. I sam już nie wiedział co
jest dla niego ważniejsze. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, nie mogąc, za
nic odwrócić wzroku.
- W
ogóle... - zaczęła - nawet nie zapytałam jak się czujesz. Jak nos? Nadal boli?
- starała się jakoś zmienić temat na odrobinę łatwiejszy.
-
Nie jest tak źle. - odpowiedział, właściwie dopiero teraz przypominając sobie o
bólu. Wcześniej nawet nie zwrócił na niego uwagi.
-
Na pewno? - zapytała. Przyglądała się sceptycznie zaczerwienieniom widniejącym
na jego twarzy.
-
Jasne - uśmiechnął się do niej. Delikatnie dotknęła skrzydełek jego nosa, jakby
sprawdzając czy znowu jej nie oszukuje. Jednak on nie czuł bólu, czuł tylko jej
niesamowicie ciepłe dłonie i miękkość opuszków jej palców. Przymknął delikatnie
powieki, upajając się tym dotykiem. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
-
Opowiedz mi o tej swojej Joy. - poprosiła go cichutko. Chciała za wszelką cenę
udowodnić mu, że potrafi. Że umie powstrzymać własne emocje. Że jest w stanie
pogodzić się z jego nowym życiem, bez względu na to, jak bardzo to będzie
bolało. Otworzył szeroko oczy, patrząc na nią wyraźnie zaskoczony. Ostatnio,
jak tylko o niej wspomniał, skończyło się to ogromną awanturą.
-
Naprawdę chcesz tego słuchać? - zapytał.
-
Naprawdę. - odpowiedziała pewnie, uśmiechając się do niego.
-
Joy... poznałem ją przez przypadek, w bibliotece. Pisała jakąś pracę. I tak
jakoś... potem spotykaliśmy się coraz częściej... polubiliśmy się. Dużo
rozmawialiśmy... co ja mam Ci jeszcze powiedzieć?
-
Zakochałeś się, prawda? - jej uśmiech zbladł lekko, ale nadal starała się
zachować kamienną twarz, mimo, że jego słowa bolały. Dowodem na to, były jednak
tylko jej zaciśnięte dłonie.
- Tak,... chyba tak.
-
Jest inna, niż ja, prawda? - patrzyła intensywnie w jego oczy, próbując z nich
wyczytać coś jeszcze, coś czego nie chciał mówić. - To znaczy... nie chodzi mi
o to, że jest blondynką, albo, że ma inny kolor oczu.
- A
o co? - zapytał, chociaż wcale nie musiał.
-
Nie byłbyś z nią, gdybyś nie był jej pewny. Gdybyś miał jakiekolwiek
wątpliwości... nie po tym, co... nie po tym, co ja zrobiłam. Musisz naprawdę jej
ufać. - już się nie uśmiechała, ale nadal starała się nie dać nic po sobie
poznać. Nie chciała żeby po raz kolejny widział, jak płacze. - Jaka ona jest? -
zapytała, a on miał ochotę się roześmiać, bo przed oczami stanęła mu Joy, która
kiedyś zadała mu takie samo pytanie. Jaka ona jest? I nadal pamiętał dokładnie
co jej wtedy odpowiedział. Wtedy wiedział co powiedzieć, a teraz... Teraz już
nie był pewny. Z jednej strony nie chciał jej oszukiwać, a z drugiej tak bardzo
nie chciał jej zranić. Nie, kiedy widział jak bardzo ze sobą walczy.
-
Jest... lubię ją. Zależy mi na niej. Bardzo. - odpowiedział. - Jest... miła,
sympatyczna. Dużo się uśmiecha. Jest takim promyczkiem. - uśmiechnął się sam do
siebie - Sam nie wiem. I... tak, chyba masz rację, ufam jej. - słyszał ja
wzdycha ciężko.
-
Naprawdę mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. - powiedziała cicho, kładąc dłoń
na jego dłoni. Chociaż raz czuła, że powiedziała prawdę, chciała, żeby przynajmniej
on nie cierpiał, żeby był szczęśliwy. Nawet jeżeli ona nie mogła mu tego szczęścia
dać. Przecież liczył się tylko on. Uśmiechnęła się do niego ciepło. Splótł
lekko jej palce z własnymi, odwzajemniając jej uśmiech. Przez chwilę tak
siedzieli, wpatrując się w siebie, ze splecionymi dłońmi. Potarł delikatnie
kciukiem wierzch jej dłoni. Była tak ciepła, tak miękka, tak... Lekko
przechylił się nad stołem i musnął swoimi wargami jej usta. Delikatnie, niemal
niezauważalnie. Nie było już w tym tej samej namiętności, co ostatnio. Było coś
zupełnie innego... Oparł własne czoło o jej, zatapiając oczy w błękitnych
tęczówkach. Widział w nich te ciepłe iskierki. Byli tak blisko siebie, że mógł
nawet policzyć drobne piegi na jej nosie. Uśmiechnęli się tylko do siebie. Ostatni
pocałunek...
ach... piękne
OdpowiedzUsuńpowinni już dawno porozmawiać, w teorii tylko, ale teraz dopiero byli na to gotowi, trudno cokolwiek powiedzieć, co dalej, ciężko...
ciężka sytuacja, wszyscy zamieszani w to mogą cierpieć, ciężka sytuacja...
i ten delikatny ostatni(?) pocałunek...
dobrze ze Meg rozumie już co zrobiła, cieszy mnie to
To prawda, taka sytuacja jest ciężka, bo właściwie w którą stronę by nie poszli, to ktoś będzie cierpiał, albo oni, albo ktoś obok, ale niestety tak już bywa. Takie są konsekwencje niektórych decyzji. ja też uważam, że już dawno powinni tak porozmawiać, ale jakoś im było z tym nie po drodze, i dopiero teraz się tak naprawdę udało, i cieszę się z tego. Potrzebowali tych słów, potrzebowali tego, żeby sobie niektóre rzeczy wyjaśnić. Wyszło dużo romantyczniej, niż chciałam, ale jeżeli się podoba, to bardzo się cieszę. A czy ostatni pocałunek? Na chwilę obecną, na pewno tak. Ich historia jest skomplikowana, zdali sobie z tego sprawę, ale też z tego, że nie potrafią sobie tak naprawdę szczerze spojrzeć w oczy, bo coś zawsze siedzi w środku. Ale co będzie dalej? Chyba sama nie jestem pewna. Ta historia kompletnie się zmieniła odkąd zaczęłam ją pisać, bo ja zaczęłam ją inaczej rozumieć i widzieć, może trochę dojrzalej, sama już nie wiem. Ale zakończenie już nie jest dla mnie takie jasne, ale mam nadzieję, że kiedyś się takie pojawi, i wtedy będę wiedziała, że to właśnie o to chodziło :)
UsuńO mamo... to dopiero jest piękna część... aż mi się płakać chciało, a czytając opisane emocje Meg serce mi ściskało... Świetnie się zachowała, chociaż zdaje sobię sprawę, że w środku musiało w niej wszystko wrzeć. Szkoda mi jej... Coś czuje, że oni jednak ze sobą nie będą....
OdpowiedzUsuńJejku, strasznie się cieszę, że ten rozdział wzbudził aż takie emocje, to dla mnie naprawdę ważne :) A Meg ... rzeczywiście przeżywa, i walczy ze sobą,starałam się to jakoś pokazać, bo w sumie dla niej ta sytuacja jest nawet trudniejsza. On już właściwie znalazł kogoś, a ona nadal tkwi w tym uczuciu i zdaje sobie sprawę, że skreśliła swoje szanse, że przegrywa. A czy będę razem? Jak już pisałam, sama nie wiem. Pewnie to dziwnie brzmi, że piszę, a nie wiem o czym, ale ja z tą historią się zżyłam, zrozumiałam wiele rzeczy, które nie było dla mnie do końca jasne na początku, a przez to się okazało, że jasne przestało być zakończenie, ale liczę na to, że jeszcze się wyjaśni :)
UsuńPięknie ..... Napisane :) naprawdę czapka z głowy :) pięknie opisane uczucia :) i nawet Meg mnie trochę pozytywnie zaskoczyła ;)Ta rozmowa była in potrzeba , wolałabym zeby odbyła sie przez telefon :) ale potrzebowali tego . Moze jestem jedyna ale ja widzę jego uczucie do Joy;) i wierze w nich . Powinni spróbować , z Meg teraz i tak by nie wyszło - ja tak uważam
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki, aż sama nie wierzę, jak czytam tyle ciepłych słów :) Cieszę, że zaczynacie lubić Meg, bo ta postać jest ze mną od początku, czy jest podobna czy nie do mnie, nie ma znaczenie, i tak się z nią zżyłam i stała mi się w jakiś sposób bliska, jej emocje, uczucia. Rozmowa była Padowi i Meg zdecydowanie potrzebna, i właśnie teraz do niej dojrzali. Także wreszcie im się udało porozmawiać, tak jak to powinni zrobić już dawno. Uczucie Pada do Joy, dla mnie jest jasne, nawet jeżeli Meg gdzieś nadal w nim jest, to Joy zajmuje już swoje własne miejsce, tym jaka jest, tym ciepłem, radością... dojrzałością, której jemu potrzeba. I dlatego ja też myślę, że bez względu na koniec, to spróbują, bo oboje tego chcą, nawet jeżeli nie dają do końca tego po sobie poznać :)
UsuńPiękna, wzruszająca część.....Doszło do upragnionej rozmowy....niby wszystko wyjaśnione....ale tylko niby. Meg oszukuje samą siebie :( Emocjonalnie nie wytrzyma próby przyjaźni ;( Ona go kocha! A on w głębi duszy kocha Meg. Sam zauważył, jak na siebie reagują...on wątpi w przyjaźń tak , jak ja. Wie, że prędzej czy później zapragnie jej nie tylko duszą ale i ciałem!
OdpowiedzUsuńKurcze... Sama nie wiem co napisać...Piękna część i przepięknie opisałaś ich uczucia, ale te pytania Meg o Joy i odpowiedzi Paddiego... To było straszne. W sensie, że oni się kochają, powinni chyba spróbować jeszcze raz, a nie poddawać sie i wymyslać przyjaźń. Samej przyjażni miedzy nimi nigdy nię będzie, zawsze będzie ich łączyło coś wiecej. Meg się poddała, a moim zdaniem nie powinna. Wystarczyłoby wyraźnie Padzikowi powiedzieć, że jej zależy,że go kocha i cała Joy poszłaby w zapomnienie. A tak to znowu oboje będą sie dołować...
OdpowiedzUsuńJejku, jak mnie by tak zalezało na facecie, nie pytałabym się cichutko jaka jest Joy! Powiedziałabym, że mi zalezy, że moze trzeba spróbować jeszcze raz. Czemu Mego tego nie zroibła? Ja jej nie rozumiem.
A mnie z kolei się wydaje, że to uczucie wielkiej miłości między nimi wygasło. Miłośc oczywiście dalej jest... ale bardziej w relacji jako brat - siostra. Przynajmniej ja tak to odbieram. Meg dla Padda zawsze będzie kruchą i bezbronną dziewczyną, którą boi się zranić. Wygasła ta iskierka namiętnej miłości... Teraz z takiej perspektywy, nawet biorąc pod uwagę prolog ( w którym Pad leci do Meg - siostry, ratując ją przed złym światem ) cała historia zaczyna mieć inny sens...
OdpowiedzUsuńAle to są tylko moje wrażenia i przypuszczenia i apeluję do autorki: Drogi Pani Autorko proszę się nie sugerować naszymi wypowiedziami i pisać opowiadanie wedle własnych odczuć. Bo tylko wtedy czytelników można jeszcze bardziej zaskoczyć :D
A ja się z tym nie zgodzę...Między nimi nic nie wygasło...nawet sam Paddy tak uważa --> " Zadrżała wyraźnie pod wpływem tego lekkiego dotyku. Rozchyliła usta, wydychając ciepłe powietrze. Przejechał delikatnie palcem po jej wargach. - Widzisz sama. Oboje reagujemy cały czas tak samo. To się nie skończy na przyjaźni. Przynajmniej nie teraz. "
UsuńOni oboije wiedzą, że ich do siebie ciągnie...!
Zacznijmy od tego, że nie na pani, wystarczy Marta :P Poza tym, to nie jest tak, że piszę pod kogoś, gdyby tak było, to mam wrażenie, ze tego opowiadania by już nie było, bo albo by się skończyło, albo ja miałabym go serdecznie dość, a jednak nadal piszę. Ale przyznam, że wszystkie komentarze dają mi do myślenia, w sposób taki pozytywny, że czasem mogę zobaczyć coś z innej perspektywy, i to jest fajne :) Z wrażeniami, z częścią się zgadzam, z tą namiętnością, trochę tak jest, że to w jakimś stopniu wygasło, może nie do relacji brat-siostra, ale jednak, ta ich miłość się zmieniła, bo po czymś takim, nie mogła pozostać taka sama. Oboje zaczęli szukać czegoś innego, na zastępstwo, i okazało się, że znaleźli innych siebie, a nie tylko innych ludzi, dostrzegli jak może być inaczej, i przynajmniej dla Pada to nie okazało się takie złe :) I bardzo serdecznie dziękuje za komentarz :)
UsuńBeato - dlatego napisałam, że takie są moje odczucia, a wiadomo, że każdy może uważać inaczej :)
UsuńMarto - ciesze się, że jednak to nie będzie relacja brat - siostra :D :P A jeśli chodzi o sugestie czytelniczek w komentarzach zawsze jakoś pośrednio wpływają na autorów :) Pozdrawiam :)
Wasze komentarze przeczytam jutro. Mój komentarz napiszę jutro. Ledwo co widzę przez łzy... Pociekły...
OdpowiedzUsuńJa całkowicie zgadzam się z Betsy, nie ma mowy o wygaśnięciu uczuć, Wg mnie oboje są dla siebie przeznaczeni, w przeciwnym razie nie jechał by do Meg, nie było by tej całej rozmowy. Najmniejszy jej dotyk, czy muśnięcie powoduje, że Padzikowi sztywnieją mięśnie i taka sama jest jej reakcja. Meg zamiast iść spać do sypialni, wtuliła się w niego.... /na na pewno nie jak brata/, w opowiadaniu zatoczą koło, spotykając po drodze mniejsze i większe sympatie ale koniec będzie korzystny dla Meg i Pada. Będą razem. No nic, zobaczymy cóż będzie dalej, ciekawi mnie bardzo postać nowej bohaterki....
OdpowiedzUsuńNo nareszcie mam chwilke na komentarz. Piekny rozdzial! Przepieknie pokazane uczucia. I to,ze oni tak reaguja na siebie, to wiaodmo,ze cos czuja. Ale moim zdaniem teraz nie potrafiliby odbudowac tego uczucia. No i mysle,ze Paddy nie zakochal się w joy. On sam nie wie, co czuje, o co mu chodzi, ale mysle, ze to jeszcze nie jest zakochanie.
OdpowiedzUsuń