środa, 7 maja 2014

Rozdział L



L


Aurelie siedziała właśnie przy biurku w redakcji. Przeglądała swoje maile, na które w końcu powinna odpowiedzieć i popijała kawę z mlekiem, kiedy podszedł do niej naczelny magazynu. Był to sympatyczny straszy pan, który był mistrzem swojego fachu. Nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem ten facet, jest w stanie znaleźć te wszystkie tematy. I tak bardzo chciała mieć chociaż w połowie takiego nosa, jak on. Uśmiechnęła się do niego ciepło, odwracając głową od ekranu komputera. 

            - Witam, szefie - odpowiedziała radośnie, jakby było co najmniej południe, a nie ósma rano. Zastanawiała się co też może od niej chcieć. Czyżby czekał ją jakiś kolejny ciekawy artykuł? Aż uśmiechnęła się na samą myśl. Już nie mogła się doczekać. Nie pracowała tu od zbyt dawna, więc każda możliwość była jeszcze na wagę złota. 

            - Aurelie... twój ostatni artykuł. Dobra robota. - uśmiechnął się do niej - W związku z tym mam dla Ciebie nowe zadanie. Zadzwoń do tego gościa i umów się na jakiś wywiad. Od Artura dowiedziałem się, że od wczoraj jest w Berlinie, więc nie powinno być problemu. Dowiedz się czegoś więcej. Chcę mieć materiał o nim i tej jego nowej dziewczynie do numeru w przyszłym tygodniu. 

            - Jasne, szefie - zasalutowała niczym żołnierz i mało co, nie krzyknęła z radości. Bardzo chciała nadal nad tą sprawą pracować. Przez kilka ostatnich dni przegrzebywała się przez Internet, żeby wyssać z niego wszystko, co wie, o tej dziewczynie ze zdjęcia. Na szczęście panienka nie była aż taka anonimowa, na jaką wyglądała. Kilka konferencji naukowych wystarczyło, aby jej nazwisko figurowała na paru stronach. A dzięki niemu miała dostęp do wielu danych, które były przydatne, zwłaszcza teraz. Może nie było tego jakoś bardzo wiele, ale wystarczyło, żeby zmusić go do rozmowy. Uśmiechnęła się chytrze do siebie. Już nie mogła się doczekać tego wywiadu. Oblizała swoje czerwone wargi. To będzie bardzo... satysfakcjonujące spotkanie. Gdy tylko, szef wrócił do swojego gabinetu, wyszukała jego numer i wystukała go na klawiaturze telefonu.
...

Z tego transu wyrwał ich dzwonek jego telefonu. Szybko podniósł się z krzesła i przebiegł przez przedpokój, prosto do salonu. Podniósł telefon ze stolika, a widząc nieznany sobie numer, natychmiast odebrał. 

            - Pan Paddy Kelly? - usłyszał ciepły kobiecy głos. 

            - Tak - zawahał się lekko - A o co chodzi? - zapytał. Jej głos nie wzbudził w nim zbyt wielkiego zaufania. Był zdecydowanie zbyt miękki... sztuczny.
  
            - Cudownie - usłyszał wyraźną radość w jej głosie, ale radość podszytą jakąś ironią. Jakby była pewna, że ta radość jest tylko jej udziałem, a nie jego. - Nazywam się Aurelie Rose i jestem reporterką magazynu Die Sterne. - No tak. Tylko na to czekał. Jego usta wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu. Musiało przecież kiedyś do tego dojść. Szczerze to był pewny, że stanie się to dużo szybciej. Nie miał ochoty na pogawędki z dziennikarkami szukającymi taniej sensacji, takimi jak ta panienka, ale nie miał innego wyjścia. Jeżeli chciał, aby dali mu spokój, to musiał przynajmniej coś powiedzieć, żeby zaspokoić na jakiś czas ich ciekawość. 

            - Bardzo mi miło - powiedział z ironią.

            - Prawda - zaśmiała się radośnie - Widzi pan, jak mniemam, miał już pan okazję zapoznać się z artykułem, który został niedawno opublikowany na łamach naszego magazynu? 

            - Owszem, miałem tę przyjemność. - odpowiedział sucho. 

            - Podobał się Panu? - zapytała, ale nawet nie czekała na jego odpowiedź, tylko od razu kontynuowała - Jestem jego autorką, także bardzo się cieszę, że przypadł panu do gustu. Ale ja bynajmniej nie w tej sprawie.

            - Domyślam się. - odpowiedział. Ta baba już zaczynała go irytować i cieszył się, że nie rozmawia z nią twarzą w twarz. Była typową wścibską kobietą, która wszędzie szukała jakiejś historii, a kiedy jej nie znajdywała, to sama ją tworzyła. A do tego pewnie była inteligentna, z takimi na ogół bywał największy problem. Nie dawały się zbyć byle czym. Grzebały we wszystkim, co tylko znalazły i zawsze wyciągały potrzebne informację. Różnymi sposobami. Nawet tymi nie do końca właściwymi, a może zwłaszcza tymi. 

            - Coś nie bardzo ma Pan ochotę ze mną rozmawiać? - jej głosik zabrzmiał smutno, ale on miał wrażenie, że jedyne uczucie, jakie zmusza tą kobietę do działania jest czysta złośliwość i ambicja. Chęć dążenia do celu, nawet jeżeli po trupach. A on nie miał ochoty na bycie kolejnym umarlakiem na ścieżce jej kariery. 

            - Ależ skąd. - odpowiedział z ironią. - Po prostu chciałbym wreszcie wiedzieć o co chodzi. Nie bardzo mam czas na długie pogawędki, więc wolałbym już przejść do meritum. Jeżeli pani to nie przeszkadza, oczywiście - jego głos aż ociekał jadem. 

            - Oczywiście, że nie, panie Kelly - niemal widział jej złośliwy uśmiech. Była tak uprzejma, że to było aż nienaturalne i tylko czekał, kiedy się zirytuje i powie co tak naprawdę myśli. - Chciałabym przeprowadzić z panem wywiad. Ostatni artykuł... wymaga chyba jakiegoś dokończenia. Jestem pewna, że wiele czytelniczek chciałoby się dowiedzieć czegoś więcej na temat okoliczności opuszczenia przez pana zakonu. - No tak, wywiad. W sumie to i tak miał zamiar to zrobić. Co prawda na własnych zasadach, ale chyba właśnie stracił tą możliwość. Mimo to, miał nieprzepartą ochotę utrzeć tej kobiecie nosa.

            - A co jeżeli się nie zgodzę? - zapytał.

            - To jestem pewna, że pana urocza znajoma Joy Kennigan będzie dużo bardziej rozmowna. - jego oczy powiększyły się znacznie. Zacisnął dłoń mocniej na telefonie. Joy? Znają już Joy? Przełknął ślinę. Właśnie tego chciał za wszelką cenę uniknąć. Nie chciał wplątywać jej od razu w media. Za bardzo zależało mu na jej spokoju, na tym, żeby mogli spróbować na normalnych warunkach, bez wlokących się za nimi dziennikarzami. Bez tej całej nagonki. A jeżeli teraz oni zaczęliby do niej dzwonić, chodzić za nią... za nimi, to straciłby u niej jakąkolwiek szansę. Już i tak miała wystarczająco wiele wątpliwości, nie mógł pozwolić na to, aby zyskała kolejne. 

            - Widzę, że jest pani dosyć dobrze przygotowana - powiedział z ironią, nie dając po sobie poznać, jak wielkie wrażenie zrobiły na nim jej słowa. 

            - Taka moja praca - powiedziała i westchnęła ciężko, udając zmęczenie. - W każdym razie, wracając do sedna tej rozmowy,... to co z tym wywiadem? Zgodzi się pan? Oczywiście jeżeli chodzi o godzinę i termin to się dostosuję, ale... zależałoby mi bardzo, aby to miało miejsce w tym tygodniu. Słyszałam, że jest pan w obecnej chwili w Berlinie, więc...

            - A można wiedzieć skąd? - zapytał. Był już na tyle zirytowany, że ledwo co, potrafił się pohamować. Nie wygarnął tej babie, co o niej myśli, tylko dlatego, że nie chciał mieć z tego jeszcze większych problemów. Już widział te nagłówki.... Wziął głęboki oddech, próbując opanować własne nerwy. 

            - Nie mogę zdradzać tajemnic służbowych - powiedziała już bardziej oficjalnym tonem. - To jak będzie? - znowu zmieniła ton na znacznie miększy. - Da się pan namówić na ten wywiad? To tylko kilka pytań. - Miał ochotę się roześmiać. Już on znał te ich kilka pytań. Przemaglują go, wyciągając z niego wszystko, nawet to, czego nie chciał powiedzieć. Zawsze tak było, tylko jeszcze jedno pytanie, to już ostatnie pytanie, a kończyło się zawsze tak samo. Kilka jego zmarnowanych godzin. I to na coś, co nawet nie będzie miało w sobie żadnej zawartości jego prawdziwych słów. Wytną jak zwykle jakieś zdanie z kontekstu, dorabiając do niego całą historię, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. 

            - A mam jakiś inny wybór? - zapytał.

            - Oczywiście, ale tylko jedna odpowiedź jest prawidłowa. Pytanie czy zależy panu na wyniku. Jeżeli chce pan przegrać, to oczywiście może się pan nie zgodzić, ale, od razu uprzedzam, że ja i tak ten artykuł napiszę. Z panem czy bez pana. - zdecydowanie inteligentna, pomyślał. A to oznaczało problemy,... i to duże problemy. Zwłaszcza, że wiele wiedziała, zdecydowanie za wiele, jak na jego gust. I zdążył już zauważyć, że tą wiedzę potrafiła wykorzystać. Niebezpieczna. 

            - W porządku - powiedział cicho do telefonu. 

            - Słucham? Przepraszam, ale chyba nie dosłyszałam - słyszał już tą chorą satysfakcję w jej głosie.

            - Zgadzam się - powtórzył, chociaż był pewny, że bardzo dobrze wszystko usłyszała, ale nie miał już ochoty kontynuować tej idiotycznej rozmowy. I tak czekało go co najmniej jedno spotkanie z tą kobietą, na myśl, o której od razu podnosiło mu się ciśnienie. 

            - Wspaniale. Naprawdę, nawet pan nie wie, jak bardzo się cieszę - znowu wróciła do tego przymilnego tonu, który wręcz go drażnił. - To pozostało nam tylko ustalić termin i godzinę spotkania. Co pan proponuje? - zapytała uprzejmie. 

            - Może być dzisiaj? Nie mam zamiaru zostawać zbyt długo w Berlinie, więc wolałbym mieć to już z głowy. - odpowiedział pewnie. Nie chciał odsuwać tego w czasie. To i tak nie będzie dla niego przyjemność, więc im szybciej to będzie miał za sobą, tym lepiej. 

            - Oczywiście. Dla mnie to również będzie na rękę. Będę miała znacznie więcej czasu na przygotowanie artykułu. - No tak, będziesz miała więcej czasu na wymyślenie jakiejś w miarę wiarygodnej historyjki na mój temat, pomyślał. 

            - W takim razie do zobaczenie w restauracji Belrisso. Może być 16:00? - powiedział. Tak naprawdę to była jedyna restauracja, w której tutaj bywał i jedyna, której nazwę pamiętał. 

            - Wspaniale - odpowiedziała. - I do zobaczenia, panie Kelly. Już się nie mogę doczekać naszego spotkania. - odpowiedziała, a on miał wrażenie, że w jej głosie czai się jakaś groźba. 

            - Do widzenia, pani Rose - odpowiedział przez zaciśnięte zęby, a potem nacisnął czerwoną słuchawkę i odłożył telefon na niski stolik stojący obok sofy. 

            - Stało się coś? - usłyszał niepewny głos Meggie, która stała w drzwiach salonu, przyglądając mu się z uwagą. 

            - Nic, czego bym się nie spodziewał - odpowiedział tylko i mijając ją w drzwiach, przeszedł przez przedpokój i wszedł do łazienki, chcąc jak najszybciej zmyć z siebie wszystkie nerwy.

7 komentarzy:

  1. Ale mnie wnerwiła ta Aurelie...ach, ciekawe co ona wymyśli, bo jest niebezpieczna...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aurelia ... bedzie sie działo :) tak czuje.Nie moge doczekać sie wywiadu ...i powrotu do Joy :) świetny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  3. No pięknie, Aurelie będzie chyba mieszać,a Padalec już sam się pokręcił w swoich uczuciach.Świetna część brawo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta go rozrusza, już ma go w garści..... perfekcyjnie się przygotowała do rozmowy telefonicznej.... no to będzie zabawa, będzie się działo. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.... Padzik ta słodka ciamajda, wpadnie w sidła Aurelki.... Jeśli chodzi o powrót do Joy - to na pewno takowy będzie ale nie na długo..........

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już co prawda wypowiedziałam się na fb, ale pozwolę sobie i tu :)
    Aurelie jeszcze się nie zadomowiła w opowiadaniu, a już stała się moją ulubioną bohaterką. Oczyma wyobraźni widzę, jak tam namiesza i namąci i szczerze mówią, nie mogę się już doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie ona już denerwuje. Nie lubię takich bab :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja to widze,ze Carol, to tylko lubi jak się ciagle miesza w opowiadaniach-hehe!

    Ja ciekawa jestem czy Aurelie bedzie ostra babka i bohaterka tylko od strony dziennikarstwa czy zagnie parol na Paddy'ego? Hmm...

    OdpowiedzUsuń