Rozdział LVI
LVI
Obudził
się dosyć wcześnie. Ale tym razem, był już pewny gdzie jest. Widok salonu, w
którym wczoraj tyle się wydarzyło, walające się wszędzie ubrania... Jej bluzka
wisiała na lampie, a jego spodnie zatrzymały się na oparciu fotela. Cała reszta
leżały gdzieś rozrzucone po
podłodze. Czuł się... dziwnie. To, co stało się wczoraj... To... Było z
pewnością niesamowite. Już tak dawno nie miał okazji czuć jej tak blisko
siebie. Ta noc... Westchnął ciężko na wspomnienie wczorajszej nocy. Już tak
dawno nie miał okazji tak się czuć. Tak wolny... jakby stracił wszelką
kontrolę... nie tylko nad swoim ciałem, ale także umysłem. Wczoraj istniała
tylko ona. Wczoraj istniało zapomnienie i rozkosz, jaką tylko oni potrafili
sobie dać. Dopiero dzisiaj zaczynał myśleć, zaczynał analizować. Przeczesał
ręką włosy, które sterczały na wszystkie możliwe strony. Czuł jak jego głowa
zaczyna pulsować ostrym bólem. Jeszcze jeden głęboki oddech i powoli podniósł
się z sofy. Zgarnął z podłogi wczorajsze ubranie i przeszedł wolnym krokiem w
stronę łazienki. Spojrzał w lustro. Zobaczył podkrążone oczy, jego policzki
zdobił zaś dwudniowy zarost. No tak, nawet nie miał kiedy się ogolić. Odkręcił
kran i włożył ręce pod lodowatą wodę, a następnie ochlapał nią lekko twarz. Od
razu poczuł się lepiej. Następnie szybki prysznic i ubranie się. Wyszedł z
łazienki i przeszedł do kuchni. Z szafki wyjął puszkę kawy i wsypał kilka
łyżeczek do ekspresu. Następnie wlał wodę i włączył urządzenie. Oparł się o
blat kuchenny. Przez kilka minut wpatrywał się we wschodzące słońce. Kolejny
dzień, który był jakby odbiciem jego poprzedniego życia. Spojrzał na zegarek,
dochodziła 6:00. Było wcześnie, nawet bardzo wcześnie. Usłyszał jak ekspres
bulgocze, a kawa powoli spływa do kubka. Po chwili chwycił naczynie w obie
dłonie, wdychając mocny zapach, który rozszedł się po całej kuchni. Przełknął
łyk gorzkiego napoju, który rozlał się niesamowitym ciepłem w jego ciele. Kolejny
dzień rozpoczęty dokładnie tak samo. Kolejny powrót do przeszłości. Brakowało
tylko Meg, która właśnie w tym momencie powinna wkroczyć zaspana do kuchni,
uroczo przecierając oczy. Spojrzał w stronę drzwi, ale nikt nie stał w progu.
Nikt nie opierał się o futrynę. Nie słyszał cichego głosu, „Ja też poproszę”.
Kolejny łyk gorącej kawy. Z jednej strony tak podobnie, a jednocześnie tak
zupełnie inaczej niż kiedyś. Usiadł przy stole, opierając się plecami o ścianę.
Próbował ułożyć jakoś w swojej głowie to, co wczoraj się stało. To wszystko
było tak nagle... tak niespodziewanie. Pamiętał jak wracał tu z jednym
zamiarem. Wziąć torbę i wyjść. Tylko tyle. A jednak został... Został na całą
noc. Znowu. Wypuścił powietrze z płuc. Nie rozumiał tego. Przecież potrafił.
Potrafił się powstrzymać, gdy pojawiła się ta dziennikarka, nie zadzwonił, ale
gdy chodził o Meg... Ona była. Była zawsze. To, jak zobaczył wczoraj jej łzy.
Już wtedy wiedział, że zostanie. Że nie zmusi się do wyjścia. I został. Oparł
łokcie na stole, na nich spoczęła jego głowa. To było zbyt wiele. Do tego ten
sen. Tylko zielone oczy. Płaczące. Ale on doskonale wiedział, do kogo należą.
Tylko ona miała tak niesamowicie błyszczące tęczówki. I wiedział, że ją zranił,
nawet jeżeli ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Ale on wiedział, i czuł się
winny, czuł, że powinien ją przeprosić, czuł, że... Podniósł się szybko ze
swojego miejsca i przebiegł przez przedpokój, prosto do salonu. Chwycił leżący
na stoliku telefon. Nawet nie myślał, co robi. Numer wybrał z automatu, bojąc
się, że się rozmyśli. Jeden sygnał, nic. Drugi sygnał, też nic. Już bał się, że
nie odbierze, a nie miał ochoty na tłumaczenie się maszynie. Jednak po trzecim
sygnale usłyszał jej zaspany głos.
-
Co się stało, Paddy? - miał wrażenie, że ziewa przeciągle.
- Obudziłem Cię, prawda? Przepraszam. -
odpowiedział. Dopiero teraz dotarło do niego, jak wczesna jest godzina.
Przecież mógł poczekać tą godzinę czy dwie. To i tak nic by nie zmieniło.
- W
porządku, i tak niedługo powinnam wstawać. Uczelnia wzywa.
- Chciałem
Cię przeprosić. - powiedział cicho. Nie chciał niepotrzebnie przedłużać. I tak
czuł się koszmarnie. Wolał mieć to za sobą. Nie chciał mieć przed nią żadnych
tajemnic.
-
Za co? - zapytała równie cicho jak on.
-
Najpierw za to, że wyjechałem tak bez pożegnania.
-
Przecież to było oczywiste, że do niej pojedziesz. - powiedziała sucho. Miał
wrażenie, że słyszy w jej głosie jakiś żal. I poczuł się jeszcze bardziej
winny. Przełknął głośno ślinę i zacisnął dłoń mocniej na telefonie.
-
Joy... ja... - nie potrafił wydobyć z siebie słów. Czuł, że nie umie... że się
boi... boi się jej reakcji. Wiedział, że nie zacznie płakać,
że nie zrobi mu awantury... ale nie chciał słyszeć w jej głosie zawodu. A był
pewny, że ją zawiódł. Tak jak zawiódł samego siebie. - Przepraszam - powiedział
jeszcze raz.
- To już mówiłeś. Tylko ja nadal nie
wiem za co. - powiedziała. Skłamała, była już pewna co się stało, ale chciała
to usłyszeć z jego ust. Wiedziała to od momentu, kiedy wyjechał. To po prostu
musiało się tak skończyć. Kilka łez spłynęło po jej bladych policzkach. Nigdy
nie chciała tak bardzo z nim być, jak teraz, gdy już nie miała na to żadnych
szans. Chciała czuć jego ramiona wokół siebie, wtedy, kiedy one otaczały inną.
Tylko czekała na słowa, że zostaje w Berlinie, z Meg.
- Ja... - zaczął jeszcze raz.
Brakowało mu słów. Nie potrafił jej powiedzieć, że przespał się ze swoją byłą.
Przecież to samo w sobie brzmiało idiotycznie. Wrócił tu po to, żeby skończyć
całą sprawę, a skończył z Meg w łóżku. To nie tak miało być. Nie to jej
obiecywał.
- Paddy, powiedz to wreszcie. -
powiedziała, nadal cicho. - Miejmy to za sobą.
- Spałem z nią. - powiedział na
jednym wydechu. Słowa odrobinę zlały się w jedno, ale i tak je zrozumiała.
Jeszcze kilka łez spłynęło po jej twarzy. Mimo, że wiedziała, to i tak
zabolało. Przez chwilę milczeli oboje, wsłuchując się tylko we własne oddechy. -
Przepraszam - powiedział jeszcze raz.
- W porządku - powiedziała. Przez
chwilę miał wrażenie, że jej nie zrozumiał. W porządku? Powiedział jej, że spał
z inną, a ona mówi „w porządku”. Przecież to nie miało sensu.
- Joy? - zawahał się.
- Wiedziałam, że tak będzie. Nie
potrafiłbyś inaczej. - powiedziała. Słyszał jak drży jej głos. A może to tylko
telefon zniekształcał głos? - Więc w porządku. W takim razie, zostajesz w
Berlinie, prawda?
- Nie zostaję w Berlinie, Jo. -
odpowiedział stanowczo.
- Dlaczego? - już nic z tego nie
rozumiała. Dla niej było oczywiste, że zostaje z Meg. Co on takiego znowu
wymyślił?
- Wracam do Francji. - odpowiedział.
Mało co nie wypuściła telefonu z ręki. Wraca? Po co? Przecież...
- Rozumiem, że wracasz po rzeczy,
tak? - spróbowała to jakoś logicznie ułożyć sobie w głowie, ale nic jej z tego
nie wychodziło. To przecież nie miało żadnego sensu.
- Nie.
- odpowiedział. - Wpadnę tylko na trochę do rodziny w Kolonii i wracam do
Francji. - odpowiedział.
- Nic z tego nie rozumiem, Paddy. -
powiedziała cicho. Przetarła jedną ręką
oczy, ścierając pojedyncze łzy, które nadal wypływały spod jej przymkniętych
powiek.
- Po prostu wracam. Wracam tam,
gdzie moje miejsce. - powiedział już odrobinę ciszej. Trochę niepewnie. Ale już
po chwili zrozumiał, że właśnie tak jest, że teraz dokładnie tam powinien być,
z nią.
- Paddy... - zaczęła cicho. - Ja nic
nie rozumiem.
- Wracam do Ciebie, Jo. To był błąd,
że tu przyjechałem. Teraz to wiem. A jeszcze większym było to, że tu zostałem. Przy
Tobie nie popełniam tylu błędów. Przy Tobie wiem, co jest słuszne,... co
powinienem robić. A tu zaczynam się gubić. Zaczynam żyć wspomnieniami, staję w
miejscu. We Francji, z Tobą, idę do przodu. Wiem, że to brzmi idiotycznie Jo, ale
ja naprawdę... ja...
- Nie obiecuj, proszę. Jeżeli coś ma
nam wyjść, to nie obiecuj, bo... bo wtedy na pewno się nie uda. - słyszał jej
odpowiedź, ale jej słowa były... tak inne niż to, co mówiła wcześniej. Zawsze
zasłaniała się Meg, a teraz... teraz była gotowa spróbować. Nie wiedział, co
jest tego przyczyną, ale wiedział, że nie może tego zmarnować. Normalnie, gdyby
dziewczyna dowiedziała się, że jej facet spał z inną, od razu urwałaby kontakt,
a ona... ona po raz pierwszy zachowała się kompletnie nieracjonalnie. I nie był
pewny, czy powinien się cieszyć, czy zacząć coś podejrzewać. Może nie
powiedziała wprost, że chce z nim być, ale i to, co powiedziała, wiele dla
niego znaczyło.
- Naprawdę jesteś gotowa spróbować?
- zapytał. Bał się, że jednak zmieni zdanie, że odpowie nie. Że się rozłączy,
że...
- W końcu jednak zadzwoniłeś. -
powiedziała. - Powiedziałeś przepraszam. To znaczy, że Ci zależy. Gdyby tak nie
było, nawet byś sobie o mnie nie przypomniał. A ty zadzwoniłeś. I żałujesz.
Paddy,... to nie tak, że ja nie chciałam. Ja po prostu... bałam się... z resztą
nadal się boję. Ale bez Ciebie jest tak cholernie pusto. Brakuje mi naszych
rozmów. - jej słowa. Nie spodziewał się, że usłyszy od niej coś takiego. Nie,
po tym, co jej powiedział. - Tęsknie za Tobą. - powiedziała jeszcze ciszej.
Tak, że ledwo co, zrozumiał jej słowa. Uśmiechnął się mimowolnie.
- Ja też. - odpowiedział czule. -
Niedługo wrócę.
- Przepraszam, ale muszę już
kończyć, Paddy. Powinnam się zbierać, bo nie zdążę na zajęcia. Do zobaczenia. -
powiedziała.
- Do zobaczenia - odpowiedział i
rozłączył się. Czuł jakąś taką nieopisaną radość. Taką wszechogarniającą, ale
taką, której nie widać na pierwszy rzut oka. Po prostu czuł się szczęśliwy. Tak
po prostu. Odłożył telefon na stolik i wrócił do kuchni. Kawa była już zimna,
ale to przecież i tak nie miało znaczenia. Bo przecież świat był piękny i bez
tego.
oł noł, mój koszmar powrócił ;D paulinee911
OdpowiedzUsuńNieeeee...to nie tak miało być! Nie tak.....kochał się z Meg...Tak, kochał się, bo to nie było zwykłe pieprzenie się na kanapie;/ On tego chciał...pragnął jej :(
OdpowiedzUsuńA Joy? Wybaczyła mu ot tak? Czy ona jest aż taka naiwna i wierzy w to, że on znowu nie poleci do Meg? Głupia baba z niej....Nie kumam jej, jest wyjątkowo nieogarnięta;/ Paddy...znielubiłam go;/ Odegrał się na Meg..może nieświadomie, ale zrobił to w bardzo brutalny sposób...przeleciał i ma zamiar ją zostawić....Na chwilę obecną mam na niego focha jak stąd do Płocho ;/ >;[ Osobiście pragnę nakopać mu w ten barani zad i wychłostać ten jego ponton, który mu się robi na brzuchu w miejscu sześciopaka ;/ Idiota 3:-[
Halo! Betsy, co to za używanie mojej nazwy własnej? Hahaha! Padłam jak to przeczytałam! Ja w tej części też nie kumam Joy. No nie kumam jej. Tak o! Fajnie, że się przespałeś, nic nie szkodzi, wracaj, bo chcę Cię przytulić i tęsknię za Tobą?
UsuńWiedziałam,że zauważysz :P
UsuńNo ja właśnie o takim zachowaniu Joy piszę....nienormalna jakaś !
No nie rozumiem tej Joy za cholerę... Jakby mi facet taki numer wywinął to dawno bym go wysłała na drzewo!!! A ta jak gdyby nigdy nic, ok, było minęło, a ja tu czekam na Ciebie powoli z rozłożonymi nogami, wracaj jak najszybciej.... Nie wiem czy ona tak naiwna, czy to poprostu jej głupota :o A Pad zachowuje się jak dupek do potęgi entej!
OdpowiedzUsuńDrogie Panie po co te nerwy --po sexie i po sprawie , wraca tam gdzie jego miejsce do Joy ;) on juz dawno wybrał ...Joy . Przeciez Meg sama mu powiedziała ze teraz im nie wyjdzie , proponowała przyjaźń itd zostawiła go kiedyś !!! Wg mnie sama mu sie wpakowala !!! A Pad za długo sam ,,;) wiem , ze posypia sie na mnie gromy ;) ale to ja przez chyba 5 rozdziałów płakałam ;) resztę juz powiedziałam na forum , Marta rozdział piękny !!
OdpowiedzUsuńDziwna sytuacja....
OdpowiedzUsuńnic nie kumam, ale ok, zaskakujące - Joy faktycznie nigdy sie tak nie zachowała, hm...
w normalnym życiu w stosunku do przecietnego mężczyzny żadna z nas nie zachowałaby się w ten sposób, pytanie brzmi jkaby było gdyby chodziło o Padd'ego....ale ogólnie mało realistyczne.I dziwi mnie też postępowanie Pada,bo przecież wiedział co robi, był trzeźwy i tego chciał, wiec nie rozumiem, że tak bez wahania dzwoni sobie do tej cnoty Joy.
OdpowiedzUsuń