sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział LXXXI

LXXXI


Wbiegł do szpitala, potrącając przy tym kilku ludzi, których mijał w drzwiach. Rozejrzał się po pomieszczeniu, rejestrując, co, gdzie, jest, a potem szybkim krokiem podszedł do recepcji. Ręce nadal mu się trzęsły... I miał wrażenie, że tylko cudem udało mu się tu dojechać w jednym kawałku, bo złamał po drodze chyba wszystkie możliwe przepisy.
            - Przed chwilą przywieźli tu kobietę. Krwawienie. Jest w ciąży. Gdzie mogę ją znaleźć? - zapytał, łapiąc łapczywie oddech. - Co jej jest?
            - Przykro mi, ale nie udzielamy informacji o naszych pacjentach, osobom postronnym - odpowiedziała formalnie brunetka, która stała za ladą, wypełniając jednocześnie jakieś formularze. Nawet na niego nie spojrzała. Wściekłość niemal rozsadziła go od środka... Osoba postronna? Osoba postronna? - Jest pan kimś z rodziny? - zapytała, podnosząc wreszcie na niego wzrok.
            - Ja... - zaczął niepewnie. Tylko, że tym razem nie miał czasu na niepewność. Musiał wymyślić w miarę wiarygodną historyjkę, inaczej niczego się nie dowie od tej służbistki. - To moja narzeczona. - odpowiedział już pewnym tonem, patrząc kobiecie prosto w chłodne, brązowe oczy. Tego przynajmniej nie będą mu w stanie udowodnić.
            - Jest w tej chwili na sali operacyjnej. Na razie niestety nic więcej nie mogę panu powiedzieć. - odparła, tym razem jej formalny uśmiech, przekształcił się w smutny grymas. - Dopiero za kilka godzin będzie coś wiadomo, ale jeżeli Pan bardzo chce, może Pan iść na drugie piętro, i tam można poczekać. - uśmiechnęła się do niego niepewnie. - Na pewno wszystko będzie dobrze. - jej pocieszający ton wcale mu nie pomógł.
- Dziękuję. - powiedział tylko i skierował się szybkim krokiem w stronę schodów. Wspiął się po nich na drugie piętro i poszedł szarym korytarzem w prawą stronę, gdzie na ogromnych drzwiach widniał napis BLOK OPERACYJNY. Na moment usiadł na krześle, opierając głowę o zimną ścianę, ale gdy tylko przymknął oczy, od razu zobaczył plamę krwi na prześcieradle łóżka... Chyba nigdy nie zapomni tego widoku. Jej blada twarz, białe prześcieradło... i ta niesamowita czerwień odcinająca się na tym tle. Otworzył oczy i zamrugał szybko powiekami. Podniósł się z niewygodnego krzesła i zaczął spacerować wzdłuż korytarza... to w jedną, to w drugą stronę. Zaczął obwiniać siebie... Może gdyby tu był... Może gdyby wtedy wyszedł normalnie, a nie zostawiając ją bez słowa... Może wtedy ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca. A potem przypomniał sobie o kimś jeszcze... Nick! Jak teraz był potrzebny, to oczywiście go nie było... A może? Może to jego wina, może faktycznie on jej coś zrobił... Nie widział co prawda siniaków na jej ciele, ale... Co jeżeli ona straci... Nie potrafił sobie tego nawet wyobrazić. Meg potrafiła być twarda, ale tak naprawdę była cholernie krucha... wiedział to. Raz po raz wydeptywał ścieżkę wzdłuż szarych ścian i zielonych, plastykowych krzeseł. Nie wiedział ile czasu minęło... Nie miał zegarka na ręku, a telefon zostawił w samochodzie. Nie był teraz ważny... Nie, tak bardzo jak ona. Po raz kolejny okrążył cały korytarz. Na chwilę zatrzymał się przed drzwiami, wpatrując się w jaśniejący napis u góry. Potem odwrócił się i po raz kolejny skierował swoje kroki w przeciwną stronę długiego szarego pomieszczenia. Usłyszał jak drzwi za nim otwierają się. Odwrócił się natychmiast... W progu stał starszy mężczyzna, ubrany w biały fartuch... było na nim widać plamy krwi. Podbiegł do lekarza i niemal brutalnie chwycił kołnierzyk jego ubrania.
- Co z Meggie? - zapytał, jego głos zdradzał niepewność, niemal paniczny strach.
- Pan z rodziny? - zapytał lekarz. Kolejne kłamstwo...
- Jestem jej narzeczonym. - odpowiedział pewnie. - Niech mi pan powie, co z nią? Operacja się udała? - nieskładne pytania. - Panie doktorze, niech mi pan powie co jej jest. Błagam! - łzy stanęły mu w oczach.
- Z pańską narzeczoną wszystko w porządku. - powiedział lekarz. Paddy odetchnął z ulgą słysząc słowa mężczyzny.
- A co z...? - nie potrafił dokończyć pytania. Chyba już podświadomie wiedział, jaką odpowiedź usłyszy. Tak samo, jak wiedział dzisiejszej nocy, że coś się wydarzy... Po prostu to czuł. Mimo tego, że tak bardzo tego nie chciał...
- Przykro mi... - powiedział ciszej, mężczyzna. - Ale dziecka niestety nie udało się uratować. Nie miało jeszcze do końca wykształconych płuc... Nic nie mogliśmy zrobić. Przykro mi... - jeszcze raz dodał lekarz. Paddy jeszcze mocniej złapał poły jego fraka.
- To jakim Pan, do cholery jest lekarzem, skoro nie potrafi Pan ratować ludzi? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Nie mogliśmy nic zrobić. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Panu jest przykro? Panu jest przykro? Wie Pan, jaki to dla niej będzie cios? Wie Pan, jak ona czekała na to dziecko? Wie, Pan? Nie! Więc, niech mi pan nie wmawia, że Panu przykro! Nic pan nie wie! - mówił, szarpiąc mocno lekarza. W jego oczach widoczne było szaleństwo.
- Ja rozumiem Pański żal, ale naprawdę zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby ich uratować...Nie zawsze się udaje. - odpowiedział lekarz. Nawet się nie bronił, po prostu stał, czując jego pięści na swoim ciele. - Proszę się uspokoić. - powiedział. - Niech Pan sobie usiądzie, przyniosę Panu wody. - powiedział lekarz, prowadząc powoli opadającego z sił Paddy’ego ku stojącym pod ścianą krzesłom. - I coś na uspokojenie... - dodał cicho. Posadził go na zielonym krześle, a następnie odszedł w stronę dyżurki. Oparł głowę o ścianę, a po jego policzkach nadal spływały słone krople. Po raz kolejny otwarły się drzwi bloku operacyjnego... koła łóżka wolno toczyły się po smutnej, szarej podłodze. Podniósł się szybko ze swojego miejsca i dopadł do niego, chwytając jednocześnie jej drobną, niemal białą dłoń.
- Meggie! Meggie! - jego krzyk rozniósł się echem po korytarzu. - Jestem przy Tobie, obiecuję Ci, wszystko będzie w porządku. Obiecuję! Zrobię wszystko...
- Proszę się uspokoić, jest jeszcze nieprzytomna... Działanie narkozy ustąpi dopiero za jakiś czas. Na razie i tak pana nie usłyszy. Odwozimy ją teraz na oddział. - odpowiedział młody mężczyzna.
- Meggie! - jeszcze jedno echo jego cierpienia... a potem puścił jej rękę... i znowu został sam na korytarzu. Znowu czuł tą cholerną pustkę... Przez kilka minut wpatrywał się w zamknięte drzwi, przez które ją wywieźli. Była taka blada, taka nieruchoma... Przełknął głośno ślinę. Nadal była kimś, kto miał ważne miejsce w jego sercu... Zawsze będzie je miała, bez względu na to, jak potoczy się ich życie. Nigdy nie zapomni... Pogrążony we własnych myślach, nawet nie zauważył, jak podszedł do niego lekarz, wyciągając w jego stronę papierowy kubek. Wziął go w swoje ręce, a następnie połknął, podaną mu przez mężczyznę tabletkę. Nawet nie pytał, co to jest. Mogli go nawet uśpić, było mu i tak wszystko jedno... Może wtedy łatwiej byłoby mu znieść ten ból, który rozrywał go od środka.
...

Obudziła się, gdy na dworze było jeszcze ciemno. Ziewnęła szeroko, przeciągając się jednocześnie. Tak jak codziennie, obróciła się, aby przyjrzeć się śpiącemu obok niej Paddy’emu... ale jego nie było. Przesunęła dłonią po chłodnym prześcieradle, jakby dzięki temu, miał się nagle zmaterializować... ale nic takiego się nie stało. Podniosła się z łóżka, założyła szybkim ruchem jego koszulkę i przeszła szybkim krokiem w stronę kuchni, ... ale tu również go nie było. W pomieszczeniu nie rozchodził się tak charakterystyczny zapach zmielonych ziaren kawy. W łazience również nie paliło się światło. Jeszcze raz przeszła przez wszystkie pomieszczenia... Nie było go. Wróciła do sypialni i z szafki nocnej zgarnęła swój telefon. Wybrała jego numer... Jeden sygnał... nic, drugi sygnał... nic, trzeci... również nic. Odłożyła telefon z powrotem na stolik... Gdzie on może być? A co, jeżeli coś się stało? W jej oczach pojawił się strach... Ponownie wzięła telefon w swoje ręce i wybrała jego numer, ale znowu odpowiedziała jej tylko głucha cisza. Bała się... Coraz bardziej się bała, raz za razem wybierając numer jego telefonu... Była piąta na ranem... Gdzie on mógł się podziać o tej godzinie? Co się stało? Czyżby wczorajsza noc... Zostawił ją samą, ona tak wiele mu oddała, a budząc się, miała obok siebie tylko zimne prześcieradło... Niemal od razu pojawił się strach, że był z nią tylko i wyłącznie po to... Jednak ze wszystkich sił próbowała odrzucić tą myśl od siebie... Nie mógłby, nie on... Mimo to, pojawił się jakiś irracjonalny żal, i poczucie winy... że złamała własne zasady, że zrobiła, coś, czego nie powinna, i Ktoś ją właśnie za to ukarał... Raz za razem wybierała jego numer telefonu... Jednak cały czas tylko słyszała ten sam tekst.
            - Tu, Paddy Kelly, nie mogę w tej chwili odebrać telefonu. Jeżeli to coś ważnego, po sygnale zostaw wiadomość. Oddzwonię najszybciej, jak będę mógł. - potem charakterystyczny pisk. I nic więcej... Po jej policzku spłynęła samotna łza.
...

Nie pozwolili mu nawet wejść do środka. Cały czas ktoś się kręcił wokół niej, co rusz podłączali jej jakieś kroplówki... Już nie potrafił nawet na to patrzeć, a przecież na ogół był silny.
            - Niech Pan idzie do domu, czekanie tu naprawdę nie ma sensu. - powiedziała, podchodząc do niego pielęgniarka. Uśmiechała się do niego pokrzepiająco.
            - Nigdzie się stąd nie wybieram. - powiedział, nadal wpatrując się intensywnie w szybę, za którą leżała Meggie. - Poczekam aż się obudzi. - dodał pewnie.
            - To naprawdę może trochę potrwać... Straciła sporo krwi. - powiedziała pielęgniarka zmartwionym tonem.
            - I tak tutaj zostaję. - powiedział. Dłońmi opierał się o szybę. Przyglądał się urządzeniom monitorującym pracę jej serca. Niemal słyszał ich pikanie przez zamknięte drzwi. Leżała nieruchomo, niemal nie odznaczając się na tle białej pościeli. Była taka krucha... I bał się o nią... Bał się, czy sobie poradzi... Z tym, że straciła swoje dziecko... Była przecież tak cholernie delikatna, a to zdecydowanie będzie dla niej ogromny cios. Z sali wyszedł lekarz, który wcześniej ją operował.
            - Jak ona się czuje? - zapytał.
            - Jej stan jest stabilny. - odpowiedział lekarz.  Ale z pewnością będzie ją czekała bardzo długa rekonwalescencja. Trzeba będzie pomyśleć o opiece psychologa. Pierwszy okres będzie dla niej wyjątkowo trudny. - dodał mężczyzna.      
- Rozumiem. - odpowiedział Paddy. - Czy mogę do niej wejść? - zapytał z nadzieją w głosie. Lekarz kiwnął nieznacznie głową.
- Proszę. - odpowiedział. - Ale tylko na chwilę. - dodał.
- Dziękuję. - powiedział starszemu mężczyźnie, a następnie chwycił klamkę i nacisnął ją. Przekroczył próg i zamknął drzwi za sobą. Podszedł wolnym krokiem do łóżka. Wokół słyszał nieustające brzęczenie urządzeń. Usiadł na taborecie, który stał obok. Wziął jej dłoń, leżącą na białej kołdrze w swoją i ścisnął ją delikatnie, nie chcąc jej zadać nawet najmniejszej porcji bólu.

- Meggie... - zaczął. - Pewnie nawet mnie nie słyszysz, ale... - kolejny głęboki wdech. - Obiecuję Ci, że wszystko będzie dobrze. Pomogę Ci przez to przejść. Nie zostawię Cię samej, rozumiesz? Przejdziemy przez to razem. Ty i ja. Obiecuję. Wszystko będzie dobrze. - powiedział, a potem pochylił się nad nią i pocałował delikatnie jej czoło. Teraz nie mógł zrobić nic więcej.  

9 komentarzy:

  1. o Boże! wiedziałam
    Meg tak mi przykro.... cholera no...
    Paddy ciekawe co on dalej postanowi, nie ma dziecka, jest Joy i jest Meg do której dalej coś czuje...
    Joy, jej tez mi żal, jej pierwszy raz a ona budzi się sama, no to niezbyt fajne uczucie i do tego jej facet nie odbiera od niej telefonu... ach
    ciekawe co dalej...
    super część Marta...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mistrzu moj ... Pięknie piszesz , niewiem juz jak Cię chwalić bo juz chyba wszystko napisałam :) ale Ty wiesz <3no płacze , płacze , placze .... Zal mi Meg .... Zal mi mojej Joy ....ta wzmianka o Joy mistrzowska !!! Pięknie opisalas jej uczucia ... Padzik ... Mam focha na Niego , usprawiedliwia go tylko to , ze jest w szoku !!! Narzeczona !!! To została w domu !!! I przejdziemy przez to razem ty i ja ! Nie moj drogi PadZiku przyjdziecie przez to razem ty , Meg i Joy !!! Bo ona napewno tez pomoże !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. no niee.....trzymałam za Meg....i jak widzę chyba nic tu po mnie;/bo raczej nic dobrego z tego nie wyjdzie;(paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  4. No i ku*wa się stało ;/ No jak mogłaś autorko bloga, którego kocham miłością nie do opisania?
    Biedna Meg ;-( Tak się zryczałam w drodze na wesele, że musiałam poprawiać make up :P
    Spodziewałam się, że coś może się wydarzyć ...ale nie tego, że straci dziecko...Dziecko, na które tak czekałam ;-( Paddy w końcu się dowiedział....ale co z tego, jak już za późno? Ech, masakra jakaś totalna :-(
    Ciekawe, jak Meg to przeżyje? Mała cząstka mężczyzny, którego kocha nad życie.....Dzieciątko, które straciła...boshe....smutek do potęgi entej * . * Bez psychologa się nie obejdzie.
    Podoba mi się postawa Paddy'ego. Że czeka w szpitalu, że w dupie ma rozmyślania na temat przebytego nocnego orgazmu ( o ile jakiś był, bo zero wzmianki...przyszło mi się e). Że jest przy Meg! Ciągle mam nadzieję, że to dało mu coś do myślenia....I mam nadzieję, że menda weźmie to głęboko do serca...fakt, że być może w jakiejś części jest winien poronienia;/ No rzesz Ku&wa jego mać ;-/

    OdpowiedzUsuń
  5. Marta....Ty wiesz, że morze łez już wylałam czytając Twoje opowiadanie, wylam ja P skakał z okna, jak szedl do klasztoru nawet jak dostal w nos od Nicka....ale to co przeżyłam czytając ten rozdział nie da się opisać.....musiałam czytać małymi kawałkami....nie dalam rady na jeden raz.....powiem tylko tyle....jest mi w ch*j przykro, że tego dzieciatka nie będzie....teraz jest mi wszystko jedno czy P będzie z Joy, Meg czy ze Świętą Teresą.....

    OdpowiedzUsuń
  6. Żal, naprawdę żal, że Meg straciła dziecko. Żal mi bardzo Joy, żadna z nas nie chciałaby się znaleźć w takiej sytuacji, jak ona teraz. Pierwszy raz i budzi się sama, no to jest paskudne na pewno uczucie. Postawa Paddy'ego - bardzo dobra moim zdaniem w tym przyoadku. No nie zostawi samej biednej Meg. Ona nie ma nikogo. Oczywiście, że powiedział narzeczona, co miał powiedzieć? W zyciu by mu nie uwierzyli w inną bajkę. A jeszcze jak to przeżywał, tylko pomogło lekarzom uwierzyć w tę narzeczoną. Ta narzeczona, co w domu jest, to jest taka 'felerna narzeczona' bym powiedziała. On tego nie czuje. Nie to, co czuł do Meg, o nie nie. Serce mi się ścisnęło, ale nie płakałam. Nie tym razem. Marta, genialnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  7. :( no i się ubeczałam teraz strasznie.... :( dlaczego to biedne dzieciątko... :( tak mi żal Meg... Jak Ona się dowie co się stało to się załamie totalnie... Nie wiem tylko jak zareaguje na widok Paddy'ego jak się obudzi i dowie co się stało.... Boję się, że Go wyrzuci za drzwi i nie będzie chciała Go oglądać... Ale wierzę, że Padzik na tyle mądry, że zrozumiał już, że miłość do Meg wygrywa z zauroczeniem Joy, bo nie wiem jak to inaczej nazwać ... I będzie walczył o Nią.... Mimo całej mojej niecheci do Joy :P też mi Jej żal w tym rozdziale... Nie chciałabym być na Jej miejscu... O nie.... Martunia, powtarzam się pewnie... Ale jesteś MISTRZ :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Anetko-mam dokładnie tak samo;(smutna Joaanna

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieee czemuś to im zrobiła 😢😢😢😢to nie tak miało być! Ja już tak pokochałam tą kruszynke 😢 nie wiem co będzie dalej z moją ukochaną parą ale za dałaś mi cios prosto w serce jeszcze tele nie płakałam co przy tym rozdziale 😢😢😢

    OdpowiedzUsuń