LXXIX
- Cześć, Meg - powiedział Nick, stając
w progu jej mieszkania. Uśmiechał się do niej ciepło, opierając się o futrynę
drzwi. - Przyniosłem lody - dodał, porozumiewawczo, unosząc przy tym sporych
rozmiarów plastikowe pudełko, które trzymał w dłoniach.
- Wejdź. - odpowiedziała z
uśmiechem, wskazując gestem dłoni na salon. Nick zdjął buty, następnie kurtkę i
szalik, a potem powiesiwszy wszystko na wieszaku w przedpokoju, wszedł za nią
do salonu. W rogu pokoju paliła się lampa, na kanapie leżał rozłożony koc, a na
stole tuż obok kubka zielonej herbaty, leżała rozłożona książka. Usiadł na
fotelu, a Meg w tym czasie, przeszła do kuchni nałożyć lody do pucharków.
- Przyszedłeś tylko z wizytą
towarzyską, czy masz do mnie jakąś sprawę? - zapytała, gdy już wróciła do
salonu, jednocześnie podając mu naczynie i łyżeczką. Następnie sama usadowiła
się na swoim miejscu na kanapie, opatulając szczelnie kocem.
- Właściwie to... - zaczął powoli.
Nie bardzo wiedział, jak zacząć ten temat. Nie chciał jej zostawiać, obiecał,
że jej pomoże, a teraz złapał się pierwszej, lepszej okazji, aby uciec. Ale
zwyczajnie się bał, że nie podoła... Bał się, że pojawi się ten facet i
sprzątnie mu sprzed nosa wszystko, na czym mu tak zależało... I chyba wolał
odpuścić, wtedy, kiedy nie zdążył się jeszcze tak do końca zaangażować. -
Dostałem propozycję pracy... - powiedział, cicho, patrząc we własne dłonie
splecione na kolanach.
- To świetnie! - ucieszyła się. -
Opowiadaj, co to za praca? - zapytała, podekscytowana, zanim jeszcze zdążyła
przełknąć łyżkę lodów, którą przed chwilą włożyła do ust. - uśmiechnął się
blado, widząc ten gest. Normalnie pewnie wybuchnąłby śmiechem, ale nie dzisiaj.
Radość była ostatnio rzeczą, o której teraz by myślał.
- Na uczelni... Miałbym prowadzić
wykłady z prawa cywilnego... Niby nic specjalnego, ale spore możliwości,
wiesz... wyjazdy, jakieś konferencję... mógłbym wreszcie skończyć doktorat. -
powiedział, nadal na nią nie patrząc.
- A gdzie? - zapytała. To było
zdecydowanie pytanie, na które nie miał jeszcze ochoty odpowiadać. Chciał jak
najdłużej unikać tych słów. Na tyle daleko, abym w ciągu doby nie mógł do
Ciebie przyjechać? Nawet dla niego brzmiało to beznadziejnie. Przez chwilę
zapanowała między nimi cisza... Jedna z tych, ciążących, przykrych... - Nick? -
wypowiedziała jego imię... Jej słodki głos. Bał się czy będzie potrafił odejść
stąd z twarzą...
- W Stanach... Na Harvardzie. -
powiedział.
- Oh... - westchnęła. Nie tego się
spodziewała. Była pewna, że powie Kolonia, Berlin... Cokolwiek, ale nie coś na
niemal drugim krańcu świata. - To dla Ciebie duża szansa... - powiedziała,
uśmiechając się do niego blado. Znowu zostanie sama... Ze wszystkimi swoimi
problemami, troskami... Znowu ktoś ją zostawia. Czy to jakieś fatum? Życiowy
pech? Jakaś kara za to, że ona kiedyś uciekła?
- Tak wiem... - odpowiedział,
wzdychając ciężko.
- Podjąłeś już decyzję? - zapytała.
Dopiero wtedy podniósł oczy i spojrzał prosto w jej jasne tęczówki. Po co
właściwie pytała? Gdy zobaczyła jego wzrok, to było oczywiste. Wyjeżdża...
Pytanie tylko kiedy? I jak zbierał się, aby jej o tym powiedzieć? - Kiedy
wyjeżdżasz? - zapytała, ale uśmiech już nie gościł na jej bladej buzi.
- Dzisiaj w nocy mam samolot. -
powiedział. - Przepraszam, Meg, że nic nie mówiłem... Bałem się Twojej reakcji.
Wcześniej obiecałem, że z Tobą będę, że Ci pomogę, a teraz...Głupio to wyszło.
- powiedział.
- W porządku. To Twoja szansa, Twoja
praca. Nie możesz rezygnować ze wszystkiego, ze względu na mnie... Z resztą
jesteśmy tylko przyjaciółmi, nigdy Cię tu nie trzymałam i nie będę tego robić.
- powiedziała, przyglądając mu się uważnie. Sprawiał wrażenie nie tyle
smutnego, co zwyczajnie zrezygnowanego... Jakby się poddał... Tylko nie bardzo
wiedziała, jaka walka aż tak bardzo go wykończyła. - Powinieneś się rozwijać,
Nick. Ja... ja sobie poradzę, do tej pory sobie radziłam, to i teraz będę. O
mnie nie musisz się martwić.
- Przepraszam... - powiedział
jeszcze raz.
- Nie masz mnie za co przepraszać,
Nick. To Twoje życie, nie marnuj go ze względu na mnie. - powiedziała,
szczelniej otulając się kocem. Nawet na lody już straciła apetyt, a przecież
tak bardzo je uwielbiała. - O której masz ten samolot? - zapytała.
- O drugiej. - odpowiedział.
- Czyli przyszedłeś się pożegnać? -
zapytała. No tak, czego się niby spodziewała. Wiedziała, że odejdzie... Zawsze
wszyscy odchodzą, prędzej czy później. Chyba taki już jej los... Samotność. Spojrzał
na nią równie, co ona, smutnym wzrokiem i lekko skinął głową na potwierdzenie
jej słów. - To powiedz to wreszcie. - powiedziała. W jej głosie słychać było żal,
mimo, że tak bardzo pragnęła go ukryć.
- Do widzenia Meg. - powiedział.
- Nie obiecuj, jeżeli nie masz
zamiaru spełnić. - odpowiedziała. Zmieszał się wyraźnie na jej słowa. Podszedł
do niej wolnym krokiem.
- Mogę? - zapytał, wyciągając w jej
stronę ramiona. Widziała jak jego oczy błyszczą, nigdy nie widziała żeby
płakał... To był pierwszy raz... I ostatni, pomyślała.
- Jasne. - wymuszony uśmiech na jej
ustach. Przytulił ją mocno do siebie. Ten jeden ostatni raz mógł poczuć jej
ciało obok swojego. Mógł poczuć zapach jej włosów, dotyk ciepłych dłoni... Po
kilku dobrych minutach oderwała się od niego.
- Pa, Nick. - uśmiechnęła się blado.
Nie chciała mówić, żegnał. To byłoby całkowite zamknięcie jakiegoś etapu w jej
życiu... Kolejnego już przecież. Nie chciała spalić za sobą kolejnego mostu,..
a może już tak naprawdę to zrobiła, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Pa, Meggie. - wydukał. Jeszcze na
moment przyciągnął ją mocno do siebie, a potem pocałował jej sine usta. Nie
potrafił sobie tego odmówić. Ten jeden jedyny raz. Właściwie pierwszy i ostatni
pocałunek. Jedno wspomnienie. Jedno marzenie, które się spełniło. Wiedział, że
nigdy go nie pokocha, ale tyle mógł mieć. Jej usta, jej ciało, chociaż na ten
jeden krótki moment. Jej drobna postać w jego ramionach. Przez kilka
przepięknych minut. Oderwali się od siebie. Nie odezwała się nawet słowem, nie
chciała... Nawet jeżeli zrobił to wbrew jej woli. Tylko tyle mogła dla niego
zrobić. Dać mu to, czego tak bardzo pragnął. I tak wiedziała, że odejdzie.
Uścisnął jeszcze jej dłoń, a potem skierował swoje kroki w stronę korytarza.
Powoli ubrał buty, następnie szalik oraz kurtkę. Stanął jeszcze na moment w
progu, przyglądając się jej wątłej postaci, wyszeptał jeszcze tylko ciche...
- Kocham Cię... - a potem wyszedł,
zatrzaskując za sobą drzwi. Tym razem nie płakała, jej oczy były suche jak
pustynia. Było jej tylko trochę przykro, tak zwyczajnie, po ludzku. Tak jak
zawsze, gdy ktoś wyjeżdża gdzieś w dalszą podróż. Na nic więcej nie było jej
stać.
...
Umówił
się z ze swoim bratem na piwo w jakimś podrzędnym barze, w którym zdecydowanie
nikt się go nie spodziewał, jednak Jimmy jak zwykle się spóźniał. Spojrzał po
raz kolejny na zegarek na przegubie jego dłoni. Już dawno nie miał okazji tak
po prostu się napić i wyluzować. Poczuł, jak ktoś klepie go mocno w ramię, a
zaraz za tym gestem, pojawił się Jim.
- Sorry, stary, ale musiałem coś jeszcze
załatwić na mieście, skoro już się przywlokłem tyle kilometrów do Berlina. -
powiedział Jim, siadając obok niego na stołku barowym.
- W porządku. - powiedział,
przełykając łyk zimnego piwa, które stało przed nim w półlitrowej wysokiej
szklance. - Chcesz też? - zapytał brata, wskazując na naczynie.
- Właśnie... - skinął na barmana,
który krzątał się przy bardzo.- Duże piwo. - powiedział. - No to, opowiadaj,
braciszku, czemu tak bardzo chciałeś się ze mną spotkać, co? - zapytał.
- A musiał być jakiś powód? -
zapytał, Paddy. - Ostatnio raczej rzadko zdarzało nam się po prostu wyskoczyć
gdzieś do baru i postanowiłem to nadrobić. - uśmiechnął się do brata.
- Udam, że Ci wierzę. - zaśmiał się
Jimmy, a następnie upił spory łyk piwa, które barman właśnie przed nim
postawił. Przez chwilę nie odzywali się do siebie, sącząc alkohol. Taka
niekrępująca cisza, moment na przemyślenie niektórych spraw. - To, powiesz
wreszcie, o co chodzi? - zapytał ponownie.
- Po prostu... chciałem pogadać, nie
ma w tym jakiejś przesadnie skomplikowanej historii. - odpowiedział, Paddy.
- No to, mów, ja chętnie Cię
posłucham. - powiedział, Jim, przyglądając się uważnie młodszemu bratu. Tak
naprawdę wiedział dokładnie o co chodzi, Angelo już zdążył wspomnieć, że Paddy
nie radzi sobie z własną przeszłością, ale on chciał to usłyszeć od samego
zainteresowanego. Rozumiał brata... Naprawdę go rozumiał. Pamiętał, jak przeżył
rozstanie, to nagłe pójście do zakonu, potem jeszcze szybsze wyjście. Przyjazd
do Berlina, seks z byłą... Potem parę, właściwie tygodni później, zaręczyny z
inną... Miał wrażenie, że to desperackie pragnienie ułożenia sobie życia... Z
kimkolwiek, jakkolwiek, ale tylko po to, żeby po raz kolejny nie doświadczyć
tej parszywej pustki w sercu. Nie dziwił
mu się... Pragnienie bycia kochanym było czymś normalnym, ale nie za wszelką
cenę. - Problemy w raju? - próbował
jakoś rozładować napięcie, które zaczęło się zbierać gdzieś pod skórą.
- Nie... - odpowiedział odrobinę
niepewnie, Paddy.
- Coś chyba nie jesteś o tym
przekonany. Co jest grane? - zapytał.
- Naprawdę nic... Po prostu, chyba
zrozumiałem, że przeszłość nigdy nie daje o sobie zapomnieć... Nawet jeżeli
wyrzucimy ją z głowy na jakiś czas, to ona i tak kiedyś do nas wróci, i to ze
zdwojoną siłą. - powiedział otwarcie.
- Czyżby, Meggie? - zapytał,
Jim.
- Spotkałem ją jakiś czas temu...
Szukałem wtedy mieszkania dla siebie i Joy, no i akurat wpadliśmy na siebie w
centrum. Wychodziła z jakiegoś sklepu dziecięcego. Początkowo jakoś mi to
przemknęło, ale ostatnie kilka tygodni... Wiesz, jak jest... Ja już dawno
nie... Joy nie chce, ja wiem, ma swoje zasady i szanuję to... Staram się jak
mogę, ale to jest cholernie trudne. Mieć w łóżku dziewczyną i spać metr od
niej... Ja chyba tak nie potrafię. Zwłaszcza, że z Meg... Z Meg było zupełnie
inaczej. - westchnął ciężko, nie lubił mówić o swoich uczuciach, nawet własnemu
rodzeństwu. Czuł się wtedy taki słaby...
- Chyba nie ogarniam, o co Ci
chodzi. - powiedział, Jimmy, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Tu nie ma nic do rozumienia... od
kilku dni, śni mi się, że śpię z byłą dziewczyną... I to ze szczegółami,
łącznie z kolorem jej bielizny. Czuję się z tym parszywie, a z drugiej... Wiem,
że gdyby nie to, że Joy nie chce, nie byłoby tego problemu. Znaczy... ja nie
mówię, że to jest jej wina, to moja... Tylko, że ja sobie nie radzę z tym całym
czekaniem, ja tak nie potrafię.
- Ale jej nie zmusisz, Paddy. -
odpowiedział pewnie Jimmy. - Prawda? - zawahał się lekko przy tym pytaniu.
- Jasne, że nie. - odpowiedział od
razu, młodszy. Nie miał prawa, żeby ją do czegokolwiek zmuszać, a tym bardziej
do czegoś, czego zdecydowanie nie chciała, do czegoś, co było sprzeczne jej zasadom.
Nie mógłby... Nie?
Jestem w szoku tym Nickiem. No w szoku. Nie przypuszczalam,ze on gdzies wyjedzie. A problem Paddy'ego - normalka! Normalka! Teraz widac,ze to prawdziwy chlop. Super czesc!
OdpowiedzUsuńa ja powiem tak, czuje, że spektakularny finał już niebawem;-) paulinee911
OdpowiedzUsuńwitaj,z każdą kolejną częścią lubię postać Meg i jakoś bardziej widziałabym ją z nim na końcu,ale jakkolwiek nie postanowisz i tak będzie ciekawie;-DJoaanna
OdpowiedzUsuńPozbyliśmy się Nicka, pozbędziemy się i Joy 3:-) hehehe B-)
OdpowiedzUsuńA jednak to Jimmy...a stawiałam na Blondasa ;-)
Szkoda, że Nick nie zabrał Joy ze sobą..... Z rozdziału na rozdział coraz bardziej widać, jak bardzo Paddy kocha Meg i jak strasznie męczy się z Joy..... Biedny musi spać z Joy w jednym łóżku odgrodzony pleksą.... Czekam kiedy w końcu skończy się ten jego koszmar... chcę dla niego jak najlepiej...a tylko z Meg i synkiem będzie naprawdę szczęśliwy...
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział , nawet Nick ma dosc Meg i ucieka :) ha dobre ... Ale nie spodziewałam sie tego ... To teraz pewnie Meg pobiegnie do Padzika bo sama to ona napewno nie da sobie radę ! Wrrrrr coraz mnie mi sie podobają rozterki Padzika .... Rozmowa z Jimkiem super - wogole kochany Jimus :) chociaż jego mysli mi sie nie podobają ... Jednak jedno zdanie Padzika mnie uspokoiło - wiem , ze gdyby nie to , ze Joy nie chce nie byłoby tego problemu !!! I to mi wystarczy - kocha Joy tylko brak sexu sprawia ze miewa koszmary nocne !
OdpowiedzUsuńOJej, a ja się spodziewałam czegoś innego. Hehe! Ale no tak, wiadomo, że gdyby JOy chciała, to by nie było tego problemu. Ale co jeszcze Paddy powiedział? "Zwłaszcza, że z Meg... Z Meg było zupełnie inaczej." To mnie też nakierowuje w sumie. Hehe!
Usuń