wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział LXXVI

LXXVI


Przekręciła zamek w drzwiach mieszkania, a następnie cicho weszła do środka. Nadal odrobinę dziwnie się tu czuła... nasze mieszkanie. To było dla niej trochę... nierealne. Dziwne... Mimo tego, że bardzo dobrze się tu czuła, że wszędzie były jej rzeczy, to we własnych myślach trudno jej było uniknąć słów „mieszkanie Paddy’ego”, jednak na głos nigdy tego nie mówiła. Rozpięła zamek kurtki, odwinęła z szyi szalik, a potem odwiesiła zdjęte rzeczy na wieszak, następnie zdjęła buty i przeszła do salonu. Przemierzyła go szybko kilkoma krokami i stanęła w kuchni... Rozejrzała się po niej, przez moment zastanawiając się nad tym, co przygotować na obiad. Była pewna, że Paddy wróci niedługo, miał tylko kilka rzeczy do załatwienia. Środa to był właściwie jedyny dzień, oprócz weekendu, kiedy mieli okazję zjeść obiad razem. Ona miała zajęcia zwykle w tak dziwnych godzinach, ze nie miała właściwie żadnych szans, aby wrócić do domu w porze obiadowej. Otworzyła lodówkę, a następnie wyjęła z niej piersi z kurczaka. Podstawa już jest. Uwielbiała gotować... zwłaszcza, gdy miała dla kogo. Gdy podsmażała na patelni mięso w przyprawach, usłyszała, jak drzwi do mieszkania się otwierają, a wraz z nimi rozszedł się głos
            - Wróciłem! - ktoś krzyknął. Odwróciła się od kuchenki i zobaczyła w progu Paddy’ego, który nawet nie zdążyła jeszcze zdjąć kurtki.
            - Co tu tak pachnie? - zapytał, pociągając śmiesznie nosem, wciągając roznoszące się po kuchni zapachy ziół prowansalskich. Odłożył kurtkę i szalik na krzesło.
            - Obiad. - odpowiedziała, uśmiechając się do niego.
            - Świetnie! - powiedział. - Jestem głodny jak wilk. - podszedł do niej i objął ją od tyłu, muskając delikatnie ustami jej kar, mrucząc przy tym cicho.
            - Paddy... - skuliła się lekko, śmiejąc się przy tym - Bo zamiast obiadu, będziesz miał co najwyżej spalone mięso.
- Trudno, jakoś przeżyję. - odpowiedział, odwracając ją w swoją stronę, a następnie wpił się w jej usta. Objął ją mocniej, jedną ręką wyłączając jednocześnie palnik. Oderwała się od niego, śmiejąc się głośno.
- Bo dostaniesz gotową pizzę, obiecuję! - powiedziała, uderzając go lekko w ramię.
- Pizza? - mrugnął do niej. - Uwielbiam pizzę. - dodał, ponownie wpijając się w jej usta. Odwzajemniła jego pocałunek. Objęła dłońmi szyję, lekko unosząc się na palcach, aby jeszcze bardziej wczuć się w pocałunek. Jego dłonie powoli przesuwały się po jej plecach, schodząc coraz niżej, by po chwili powrócić do jej karku i długich jasnych włosów. Przejechała dłonią po jego policzku, czując buchające od niego niesamowite gorąco, które otulało całe jej ciało, wprawiając w drżenie, mimo tego, że jego dłonie były zimne od mrozu panującego na zewnątrz. Wtuliła się mocniej w jego ramiona. Czuła jak chwyta jej talię i unosi do góry, jakby była nic nieważącym piórkiem. Posadził ją na kuchennym blacie, a sam stanął pomiędzy jej udami. Widziała jak jego oczy ciemnieją z każdym pocałunkiem, z każdym kolejnym dotykiem spragnionych dłoni, których dotyk czuła niemal ze zdwojoną wrażliwością. Jego dłonie rysowały niezidentyfikowane wzory na jej plecach, raz po raz wsuwając się pod jej bluzkę. Czuła jak budzi się w niej cos, czego nigdy aż tak wyraźnie nie czuła... Tylko przy nim... To był pierwszy moment, kiedy miała ogromną ochotę olać wszystkie swoje zasady i zwyczajnie dać się ponieść emocjom. Jej ciało wręcz krzyczało o więcej. Czuła jego twardość na swoim brzuchu i... mimo wszystko wiedziała, że to nie jest dobry moment. Nie dlatego, że go nie kochała, nie dlatego, że go nie pragnęła... ale zwyczajnie..., bo rano zrozumiałaby, że to nie tak powinno być. Była pewna, że byłaby to niezapomniana noc, tylko, że później nie potrafiłaby... tak zwyczajnie spojrzeć sobie samej w oczy i powiedzieć, że to co robi, jest właściwie... bo nie było, nie było zgodne z zasadami, którymi się w życiu do tej pory kierowała. Bo to nie był odpowiedni czas... Oderwała usta od jego ust i zsunęła się z blatu, stając bosymi stopami na chłodnych płytkach. Spojrzał na nią zaskoczonym, ale przede wszystkim podnieconym wzrokiem, niemal czarnych tęczówek. Pokręciła tylko przecząco głową, a on jęknął ciężko.
- Joy... - jedno słowa, a słyszała w nim błaganie, zawód, pragnienie i wszystkie te inne uczucia, których siła sprawiała, że miała ochotę zmienić zdanie. Ponownie przyciągnąć go do siebie, wsunąć dłonie pod jego koszulkę, przejechać dłońmi po jego ciele, wprawiając drżenie mięśnie, rysujące się wyraźnie pod cienkim materiałem.
...

- Jak dasz mu na imię? - usłyszała pytanie, którego znacznie dotarło do niego dopiero po dobrej chwili. Spojrzała na siedzącą naprzeciwko Debbie, która uśmiechała się do niej życzliwie znad ekranu swojego komputera.
- Nawet nie wiem czy to chłopiec, czy dziewczynka, Deb - odpowiedziała.
- No ale na pewno masz jakieś pomysły... Jakie imiona Ci się podobają? - spojrzała na Meg uważnie. - Przecież nie wierzę, że nie masz żadnego pomysłu.
- Naprawdę nie wiem, Debbie. Trochę na to... jakby Ci to powiedzieć... za wcześnie. - powiedziała.
- Meg, to już czwarty miesiąc... To już najwyższa pora abyś zaczęła przeglądać kalendarze. - zaśmiała się. - Może... - zawahała się, patrząc na monitor - Camille? Ładnie brzmi, prawda? - zapytała.
- Czy ja wiem...
- Nie podoba Cię się?... A co myślisz o... Adele? - zapytała. - Też fajne.
- Debbie, ja naprawdę nie mam pojęcia. - spojrzała na nią wymownie. To zdecydowanie nie był ani czas, ani miejsce na tego typu rozmowy. Teraz powinna zająć się pracą, myśleć o kolejnym projekcie.
- No dobra... a dla chłopca? - nie zdążyła nawet do końca zarejestrować kolejnego pytanie, a jej głos niemal automatycznie wypowiedział jedyne właściwe imię.
- Patrick. - odpowiedziała pewnie, a potem natychmiast zasłoniła usta dłonią.
- Patrick? - Deb spojrzała na nią lekko zdziwionym wzrokiem. - Czemu akurat Patrick? - zapytała.
- Bo tak się nazy... - zaczęła, ale nie dokończyła... Bo tak się nazywa ojciec - Bo podoba mi się to imię.
- A Twój były tak się czasem nie nazywał? - zapytała, mrużąc swoje zielone oczy, odrobinę podejrzliwie, rudowłosa.
- Tak... - odpowiedziała cicho, niepewnie, jakby teraz ta odpowiedź zwyczajnie nie mogła jej przejść przez gardło. Jej gwałtowność zdecydowanie wszystko komplikowała. Zbyt wiele razy mówiła znacznie więcej, niż powinna.
- Czemu chcesz nadać dziecku imię swojego byłego faceta? - Debbie jeszcze mocniej zmrużyła swoje powieki, a jej brwi powędrowały do góry.
- Już Ci mówiłam... Podoba mi się imię Patrick. - odpowiedziała, krzywiąc usta w udawanym uśmiechu.
- Nie umiesz kłamać, Meggie. - powiedziała, a je j usta opadły tworząc podkówkę. - Zaczęłaś... bo tak się nazy... Bo tak się nazywa? Kto się tak nazywa? - zapytała, przyglądając się jej uważnie. - Bo tak się nazywa ojciec? - zapytała ponownie. - On jest ojcem tego dziecka, Meggie? - spuściła głowę, nie mówiąc ani słowa... wiedziała, że brak odpowiedzi będzie i tak jednoznaczny. - Meggie? - ponownie usłyszała swoje imię, ale nadal uparcie wbijała wzrok w podkładkę leżącą na biurku. - Naprawdę Meg? To on jest ojcem? - kolejne pytanie które poczuła niemal jak wymierzony w nią policzek. - Meggie! Odpowiedz... To on jest ojcem? - nawet nie podniosła głowy.
- Tak! - odpowiedziała znacznie głośniej niż zamierzała. - I możemy już skończyć ten temat? - zapytała. Nie chciała kontynuować tej rozmowy, nie miała ochoty na wysłuchiwanie kolejnych kazań na temat swoich życiowych błędów.   

...

            - Proszę, Paddy... - powiedziała, a jej głos drżał od przyspieszonego oddechu.
            - Ja też... - odpowiedział chropawym głosem. Widziała płomienie w jego oczach. - Nie każ mi... - nie dokończył, ponownie zatapiając się w jej czerwonych i spierzchniętych od pocałunków ustach. Jego dłonie błądziły gdzieś po wewnętrznej stronie jej ud, powodując przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Ostatkiem silnej woli odepchnęła go od siebie.
            - Nie teraz... - powiedziała, oddychając ciężko. Minęła go i stanęła przy oknie. Widziała, jak opiera się o blat, próbując się uspokoić i przywrócić oddech do normalnego rytmu. Widziała, że to nie jest dla niego łatwe... Jej było zdecydowanie prościej... Ona jeszcze nie czuła... ona nie przeżyła, jakkolwiek idiotycznie to brzmiało... nie wiedziała co traci, i była jeszcze w stanie się powstrzymać.... Użyć zdrowego rozsądku, przypomnieć sobie wszystkie swoje zasady, wszystkie swoje postanowienia... Przynajmniej na razie... Ale było coraz trudniej... Coraz trudniej było nie czuć, coraz trudniej było nie pragnąć go tak cholernie mocno... I wiedziała, że to tylko kwestia czasu, kiedy już nie będzie potrafiła powiedzieć nie... Bez względu na zasady...
            - Dlaczego? - zapytał cicho, jego głos był jeszcze mocno zachrypnięty. - Powiedz mi dlaczego... - odwrócił się w je stronę, jego oddech nadal był ciężki. - Czy ze mną, do cholery jest coś nie tak? Rozumiem... nigdy z nikim nie byłaś, ale...
            - Paddy to nie tak... tu nie chodzi o Ciebie... tylko o mnie. - odpowiedziała. Podeszła do niego i dotknęła delikatnie jego ramienia. Czuła jak spinają się jego mięśnie. - Ja wiem, że to staromodne, ale... kiedyś obiecałam sobie, że nie... że poczekam... żeby wszystko było tak, jak być powinno. Jeżeli Ci to przeszkadza, to... - przełknęła głośniej ślinę. Nie chciała żeby odszedł, żeby znalazł kogoś, kto da mu to, czego ona nie potrafi... Wiedziała, że wystarczy jedno skinięcie jego palca, żeby pojawiło się piętnaście takich dziewczyn... Widziała, jak przez jego twarz przebiega jakiś cień, a on zaciska mocniej powieki. Stała tak blisko, że czuła jego oddech na swoim policzku. To był ten moment, kiedy mógł odejść... Ale on po chwili przyciągnął ją mocniej do siebie i zwyczajnie przytulił, głaszcząc jej jasne włosy. Tak jak wiele razy wcześniej...
            - Zależy mi na Tobie, Jo... Kocham Cię... - powiedział, nie odrywając ust od jej czoła. - I jeżeli tak bardzo Ci na tym zależy, to... - powiedział. - Poczekam na Ciebie... - uśmiechnął się do niej czule, mimo, że jego oczy płonęły jeszcze mocnym blaskiem. - Ale teraz... Chyba lepiej będzie jak wezmę zimny prysznic... - mrugnął do niej. - A potem zabieram Cię do jakiejś restauracji na obiad, bo to... - wskazał na mięso nadal tkwiące na patelni. - Chyba nie za bardzo nadaje się już do zjedzenia. - dodał. Zaśmiali się oboje, ale po chwili znowu spoważnieli.
- Dziękuję... - powiedziała, całując jego policzek. - Dla mnie to też wcale nie jest łatwe... - powiedziała cicho. - Mówić nie...
- No ja mam taką nadzieję... - zaśmiał się, kiedy wychodził z kuchni, kierując swoje kroki w stronę łazienki. To nie było łatwe... To było dla niego cholernie trudne... I to był pierwszy moment zawahania... Czy da radę... Czy podoła jej ideałom... Czy podoła własnym ambicjom... A może właśnie teraz łatwiej byłoby odejść...? Pokręcił głową, wzdychając ciężko... 

...

Czuła zimno na swoim brzuchu... Na ekranie monitora widziała czarno białe przesuwające się elementy... Jej dziecko... Jej maluszek... Słyszała bicie maleńkiego serduszka, które rosło w niej z dnia na dzień, coraz bardziej dając o sobie znać. Czuła delikatne ruchy rączek i nóżek... Zobaczyła jak starszy mężczyzna uśmiecha się do niej ciepło, odwzajemniła więc uśmiech.
            - Wszystko wygląda w porządku. Dziecko rozwija się prawidłowo. - odpowiedział. - Chce pani poznać płeć? - zapytał. Przez chwilę zastanawiała się czy woli wiedzieć już teraz, czy też może woli otrzymać piękną niespodziankę od Boga przy porodzie.
            - Tak... - powiedziała cicho, zagryzając wargi w oczekiwaniu.

            - Proszę tu spojrzeć... - powiedział lekarz, przesuwając urządzenie po jej brzuchu, a drugą dłonią wskazując obraz na monitorze. - Gratulację, to chłopczyk. Będzie miała pani syna... - mężczyzna coś jeszcze do niej mówił, ale ona już nic z tego nie rozumiała... Jej myśli pobiegły już własnym torem... Chłopiec... Patrick... Kilka łez szczęścia spłynęło po jej zaróżowionych policzkach. 

15 komentarzy:

  1. Paddy uciekaj gdzie pieprz rośnie.... jak najszybciej... Tu się nie ma nad czym zastanawiać.... :P Martunia cudny rozdział, jak zawsze zresztą :* Wiesz, że kocham Twoje opowiadanie za te wszystkie emocje, które u mnie wywołuje :* Jesteś MISTRZ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Otworzyła lodówkę, a następnie wyjęła z niej piersi "- Ha HA HA HA ! Jak już wspomniałam, piersi wyciąga się ze stanika.....3:-)
    Ech........Marta...Marta....i co ja mam z Tobą zrobić? Tą częścią prawie doprowadziłaś mnie do omdlenia! Ale uratowałaś swój tyłek.....ponownie :P W poprzedniej części miałam mnóstwo pytań...a teraz po części sie co nieco wyjaśniło. Po pierwsze dowiedziałam się, że Padzikowi jednak coś tam na dole twardnieje...bo już zaczynałam mieć wątpliwości. Po drugie, już jej nie muskał...a się w nią wpijał xD Po trzecie, w końcu zareagował jak facet i zapytał się o co ku*wa jej chodzi hahahahaha xD To było mega!

    Meg......jejjjjjjj.......kocham ją <3 Zawsze marzyłam o synku imieniem Patrick...ale niestety, swojego nazwać tak nie mogłam ;(
    Dobrze, że Debbie wie, kim jest ojciec dziecka. Może ona zrobi z tym porządek...może ją przekona, że Paddy ma prawo wiedzieć!

    OdpowiedzUsuń
  3. hm piękna częśc Marta
    Betsy już napisała i zgadzam się...
    ach ... faktycznie jej może łatwiej powiedzieć 'nie' ale on moze sobie nie poradzić :( i tu mam obawy...

    OdpowiedzUsuń
  4. świetnie, swietnie, świetnie-jak zwykle z resztą ! ! ! ach, moje komentarze są takie nuuuuudne.....paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  5. Why why why?????porzucalam złością i miesem juz na grupie ;) Co mam napisać .....Dla mnie jest tylko jedna para w Twoim opowiadaniu ..Joy i Padzik....
    Nie zwrcam uwagi wogole na Meg.Ale boje się,ze Paddy zostawi Joy ...nie wierze ze poczeka ,sex nie jest najważniejszy w związku to prawda ale jakoś nie wierze w szlachetnego rycerza Paddiego Kelly na białym koniu ani żadnego innego....najbardziej wkurza mnie to ,ze Paddy naprawdę pokochał Joy,stara się,tworzą fajny związek,zamknął ten etap z Meg....a może nic z tego nie wyjść ....Joy tez powinna o tym pomyśleć ...Paddy dużo zrobił żeby ja przekonać do swojej miłości ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seks nie jest w zwiazku najwazniejszy, ale jest bardzo, bardzo wazny!!!

      Usuń
  6. A i najważniejsze rozdział piękny,napisany doskonale Mistrzu Mój

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeważnie czytam po dwa razy;) psychofan ;) to dzisiaj odopuszczam cos mi ten rozdział uświadamia ;):

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się ten rozdzial. Syn-Patrick,ojej! Slodko! Mysle,ze Debbie nic nie powie. Ale niestety coraz mniej lubie Joy. Nie sprawdzic towaru przed slubem? Kamon! Cale zycie niby z nim i nie wiedziec czy się nadaje? Eee, nie... Nie przemawia to do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. a ja czekam kiedy ten Paddy w końcu dostrzeże,że to jednak bez charakteru osóbka;D

    OdpowiedzUsuń
  10. 15 dziewcząt czeka...wystarczy, że kiwnie palcem.....myślę, że większa liczba. Ten rozdział jest dokładnie taki jak się spodziewałam. Byłam pewna, że Joy nie złamie swoich zasad....Ta dziewczyna to takie trochę flaki z olejem.....można by się zanudzić na śmierć w jej towarzystwie.... Padziki drogi...posłuchaj Edytki Śliwki i wiej, gdzie pieprz rośnie....nie czekaj, nie zostawaj tylko dlatego, że będzie Ci jej żal....wkrótce zostaniesz ojcem mały Patrick będzie Cię potrzebował a i tak kochasz tylko Meg....po co się dłużej oszukiwać...... Marta nasz mistrzu....piszesz profesjonalnie ....

    OdpowiedzUsuń
  11. dobrze prawisz Anetko;D
    pamiętam jak pierwszy raz odkryłam tego bloga....było już wtedy chyba z 8 części opowiadania...pamiętam jak czytałam i jaka zła byłam, że na ósmej się wtedy skończyłam. W pierwszym momencie-nie zrozumiałam chyba zasady jaką nasza Pisarka sobie wprowadziła....a teraz wiem---średnio co trzeci dzień-coś tu na mnie czeka.. i mimo, że niby wiem, że zawsze trzeba trochę poczekać-to i tak jestem tu codziennie;D pozdrawiam wszystkie zwolenniczki Meg...i pozostałe też ;-D paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  12. Lepiej jest dwa dni poczekać i mieć kolejną, niż mieć dwie części pod rząd, a potem tydzień przerwy ;) A niestety na ogół więcej części nie daję rady pisać czasowo, nawet teraz, gdy są wakacje, to i tak jest go mało, bo co rusz wyjeżdżam gdzieś jako wychowawca, teraz zaczynam praktyki zawodowe i znowu czasu nie będzie... Tak więc system co 3-4 dni, myślę nie jest taki zły, nawet jeżeli trzeba trochę poczekać :P Jeżeli zaś chodzi o profesjonalizm to... no cóż, na pewno jest lepiej niż było na początku, ja widzę różnicę w stylu pomiędzy tym, co było, a tym, co jest teraz, więc Wy pewnie też :) Ale to wcale nie leży koło profesjonalizmu i mistrzostwa... do tego mi nadal wiele brakuje :( Ale bardzo, bardzo się cieszę, że to opowiadanie się podoba, że wciąga czytelnika, bo po komentarzach czy to tu, czy to na grupie na FB, widać to wyraźnie. Dziękuję za wszystkie miłe słowa, za wszystkie komentarz, jesteście naprawdę niesamowite :* Bardzo, bardzo dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja wierze , ze Joy ulegnie namiętności ;) wkoncu zasady sa po to aby je łamać :)

    OdpowiedzUsuń