sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział LXXV

LXXV


Siedzieli wszyscy w salonie Patricii, patrząc po sobie trochę zaskoczonym wzrokiem. Przyglądali się uśmiechniętemu Paddy’emu, który aż palił się do pomocy... Cały czas biegał w tą i z powrotem...To zdecydowanie nie było normalne. Tylko Joy wydawała się być wtajemniczona w całą sytuację... I to dawało do myślenia.
            - Paddy, możesz nam w końcu powiedzieć o co chodzi? - wtrącił się już lekko zirytowany Jimmy. Siedzieli tu już prawie godzinę i nadal nic z tego nie wynikało. Do tego nawet nikt go nie zapytał, czy napiję się kawy... a on miał wrażenie, że zaraz uśnie na tym stole. Był na nogach od szóstej rano i miał już serdecznie dość. Do tego ta radość Pada zaczynała być powoli wkurzające... Westchnął jeszcze raz ciężko... Daje mu najwyżej pół godziny i zwyczajnie idzie do domu... Trudno... Jednak właśnie w tym momencie Paddy podniósł się ze swoje krzesła, ciągnąć również za sobą Joy, która wyraźnie się przed tym wzbraniała. Zaśmiał się pod nosem... Co też ten jego braciszek znowu wymyślił?
            - Cierpliwości Jim... odrobinę cierpliwości. - powiedział.
            - Cierpliwy to ja byłem 10 lat temu, a teraz co najwyżej chciałbym się porządnie wyspać bo padam na pysk. - odpowiedział zgryźliwie. Paddy zaśmiał się, słysząc jego słowa.
            - No dobrze... Tak więc... Ja i Joy... - zaczął nadal z tym radosnym uśmiechem.
            - Wyprowadzacie się na Alaskę? - zapytał Joey, a cała rodzina jak na zawołanie wybuchła śmiechem.
            - Nie jeszcze nie, na razie co najwyżej do Berlina... - odpowiedział Paddy - Ale to nie o tym akurat chcieliśmy Wam powiedzieć. Chociaż to też jest niewątpliwie istotną kwestią. - dodał.
            - W takim razie o co chodzi Paddy? - zapytała Patricia.
            - Będziecie mieli dziecko? - wybuchła Maite. - Jejku, zostanę ciocią! - wrzasnęła uradowana.
            - Też jeszcze nie... - odpowiedział, śmiejąc się Paddy. - I może dalibyście mi wreszcie skończyć, co? Bo nigdy się nie dowiecie o co chodzi. - dopowiedział. Nadal trzymał dłoń Joy w swojej dłoni, a na jednym z jej palców skrzył się delikatnie pierścionek w kolorze srebra.
            - No to mów! - powiedziała Maite.
            - Wczoraj poprosiłem Joy o rękę..., a ona się zgodziła. Bierzemy ślub! Nie mamy jeszcze żadnej daty, ani nic, ale chcieliśmy się podzielić z Wami naszą radością. - Jak na zawołanie w całym pokoju wybuchły głośne gratulacje. Wszyscy nawzajem zaczęli się przekrzykiwać, składać najlepsze życzenia, oglądać pierścionek zaręczynowy zdobiący szczupły palec świeżo upieczonej narzeczonej. Tylko Patricia siedziała na swoim miejscu, była uśmiechnięta, ale... W głosie nadal miała głos matki Meg. Obiecała wtedy, że powie mu o dziecku... nie zrobiła tego. Nie  potrafiła... Nie, kiedy przyjechał tutaj z Joy... nie kiedy mówił o tym, jak bardzo ją kocha i jak jest szczęśliwy. A tym bardziej teraz, gdy poprosił ją o rękę...Nie mogła mu tego popsuć... Nie miała do tego prawa... Skoro Meg nie chciała go poinformować o tym, że wkrótce zostanie ojcem, to ona też tego nie zrobi. Powoli podniosła się ze swojego krzesła i podeszła do młodszego brata i jego narzeczonej, którzy nadal odbierali gratulacje od całej rodziny.
            - Gratulują braciszku. - powiedziała z ciepłym uśmiechem. Przytuliła go mocno do siebie. - Cieszę się, że układasz sobie życie na nowo... Naprawdę bardzo się cieszę... Wiem, że będziesz szczęśliwy... Joy to naprawdę wspaniała dziewczyna...
            - Wiem, jestem szczęściarzem. I dziękuję siostrzyczko. - Potem odwróciła się do Joy i ją również wyściskała.
            - Witaj w rodzinie. - powiedziała z uśmiechem. - No i pokaż wreszcie ten pierścionek, który Ci dał... - zaśmiała się. Joy wyciągnęła w jej stronę dłoń. Chwyciła ją i przyjrzała się misternej robocie złotnika. Delikatną obrączkę zdobiły kwiaty, w których oprawione były drobne diamenciki. - Piękny. - powiedziała. - Nie posądzałam Cię nigdy, Paddy o taki gust... - zaśmiała się. - Dobra robota. - mrugnęła do brata, a potem pozostawiła ich wraz z Angelo i Kirą, którzy akurat w tym momencie do nich podeszli.
            - Myślisz, że to wypali, Pat? - zapytał, Jimmy, który podszedł do niej niezauważenie i stanął obok, opierając się o półkę z książkami.
            - Nie wiem, Jim, ale mam szczerą nadzieję, że im się uda. Zasłużył sobie na to po tym wszystkim... Nawet na to głupie „i żyli długo i szczęśliwie” - powiedziała, a potem wolnym krokiem udała się w stronę kuchni.
...
Gdy usłyszała budzik, miała wielką ochotę trzasnąć nim porządnie o ziemię, żeby się wreszcie zamknął. Była szósta rano, za oknem było zimno i ponuro, i tylko latarnie przy drodze rozświetlały odrobinę ten szaro-bury krajobraz. Wyciągnęła rękę i wyłączyła irytujące urządzenie, a następnie bardzo powoli podniosła się z łóżka. Ziewając szeroko i przecierając zaspane oczy, udała się w stronę kuchni. Najpierw włączy ekspres, a potem pójdzie się doprowadzić do stanu użyteczności publicznej. W mieszkaniu było cicho, bardzo cicho, Paddy jeszcze smacznie spał, pochrapując lekko. Gdyby nie zajęcia, bardzo chętnie nadal zostałaby w ciepłym łóżeczku... Niestety przed ósmą już musiała być na uczelni... Nie lubiła poniedziałków... Zimne płytki chłodziły jej stopy, gdy przechodziła przez kuchnią, próbując dostać się do blatu, na którym stał ekspres. Z szafki wyjęła puszkę kawy i wsypała kilka łyżeczek do urządzenia, następnie wlała wodę i przycisnęła odpowiedni przycisk. Nadal ziewając wróciła do sypialni. Pierwszy raz cieszyła się ze swojego perfekcjonizmu, bo jej rzeczy leżały pięknie ułożone na krześle, przygotowane do włożenia. Przez chwilę przyglądała się śpiącemu, Paddy’emu... Dopiero teraz, powoli zaczynało do niej to wszystko docierać... Jest jego narzeczoną, mieszkają razem... zaczynają wspólne życie... tym razem już we dwoje... To wszystko było nierealne niczym sen. Przepiękne marzenie, które właśnie się dla niej spełniało... Uśmiechnęła się ciepło...
            - Co mi się tak przyglądasz? - jego głos był jeszcze zachrypnięty. Musiał właśnie się obudzić. Na jego twarzy widniał lekki zarost, który tylko dodawał mu tego niesamowitego męskiego uroku.
            - Tak jakoś... - uśmiechnęła się do niego, rumieniąc się lekko. Byli ze sobą już jakiś czas, była jego narzeczoną, a ona nadal zachowywała się przy nim jak zauroczona nastolatka. Motyle w jej brzuchu odstawiały niemiłosierne harce. - Chyba nadal w to nie wierzę... - dodała cicho.
            - Chodź tu do mnie... - powiedział, wyciągając w jej stronę dłoń. Przez chwilę się wahała. Spóźni się, jak nic się spóźni... Zajęcia, zajęcia! Krzyczało coś w jej mózgu, ale bardzo szybko zagłuszyła ten głos, jak irytujący dźwięk budzika. Jakie znaczenie mają zajęcia? Żadne! Uśmiechnęła się więc tylko, i niemal wskoczyła z powrotem na łóżko. Czuła jak jego ramiona obejmują ją mocno, a usta muskają delikatnie jej nagie ramię. - W co nie wierzysz, kochanie? - zapytał, przesuwając ustami po jej skórze. Pod jego dotykiem powstała gęsia skórka, a ona sama zadrżała wyraźnie.
            - W to że tu jestem... w to, że ty tu jesteś... że jesteśmy razem, że... - spojrzała na pierścionek, który tkwił na jej serdecznym palcu i błyszczał się delikatnie. - W to, że jestem Twoją narzeczoną... To jest dla mnie jak jakaś... magia czy coś... - pokręciła głowę. Dotknął dłonią podbródka i odwrócił jej twarz w swoją stronę.
            - Kochanie... tu i teraz... to najprawdziwsza prawda... - powiedział patrząc wprost w jej błyszczące tęczówki. Uśmiechnął się do niej i pocałował czule jej usta, jednocześnie trzymając jedną dłoń na jej karku. Przytuliła się mocno do niego, przesuwając dłońmi po jego klatce piersiowej. To był ich moment... Oderwał usta od jej ust i przez chwilę po prostu delikatnie gładził ją po zarumienionym policzku... Ona również podążyła swoją dłonią do jego nieogolonej twarzy... Wpatrywali się w siebie, zatapiając się we własnych spojrzeniach... Tak po prostu... Ale dla nich, ta chwila była magiczna... - Moja Joy... - powiedział niemal szeptem.
            - Tylko Twoja... - odpowiedziała, przeczesując palcami jego ciemne włosy. - I ta Twoja Joy właśnie się spóźnia na zajęcia... - zaśmiała się. - A ja sobie nadal leże z Tobą w łóżku... - westchnęła. - Ale tak mi dobrze, że nie mam ochoty wstawać... - przymknęła lekko oczy.
- To nie wstawaj... - powiedział, śmiejąc się.
- Muszę... bo znowu się spóźnię... a kwadrans studencki, jednak trwa tylko kwadrans... - powiedziała i powoli podniosła się z łóżka. W ostatnim momencie chwycił jej drobną dłoń i przyciągnął ją mocno do siebie, aż całym ciałem opadła na niego. - Paddy! - zapiszczała.
- Myślałaś, że tak łatwo Cię wypuszczę? - spojrzał na nią przebiegłym wzrokiem. - Najpierw buzi. - powiedział.
- Już dostałeś. - powiedziała i już miała ponownie podnosić się z posłania, ale znowu ją zatrzymał.
- Tylko tyle? - spojrzał na nią, robiąc smutną minkę, a ona zaśmiała się. Pochyliła głowę i musnęła delikatnie jego policzek, najpierw jeden... potem drugi, aż wreszcie dotknęła swoimi wargami jego ust. Jeden pocałunek, drugi, trzeci... Czuła jego dłonie na swoich plecach... Jego język połączył się z jej własnym, rozpoczynając tylko im znany taniec... Jeszcze jeden dotyk jego gorących warg... czuła, jak temperatura staje się coraz wyższa, a ona zaczyna coraz mniej logicznie myśleć... Jej wzrok utonął gdzieś za lekko mgiełką, a zmysły wyostrzyły się na bodźce wywoływane dotykiem jego skóry.
- Paddy, ja naprawdę muszę... - westchnęła. Czuła jego dłonie na swoich biodrach. Jego usta zachłannie wpiły się w jej wargi... Wplótł jedną dłoń w jej długie włosy... Druga błądziła gdzieś w okolicach jej talii, raz po raz, zjeżdżając niżej...
- Nie teraz... - powiedział między kolejnymi pocałunkami. - Proszę... - westchnął, przyciągając ją mocniej do siebie. Wtuliła się w jego ramiona... - Jeszcze chwilkę... - dodał, jego dłoń powędrowała pod jej koszulkę...
- Muszę, Paddy... już jestem spóźniona. - westchnęła ciężko, odrywając się od jego gorącego ciała. Powoli podniosła się z łóżka i zgarnęła z krzesła przygotowane dzień wcześniej ubranie. On również wstał zaraz po niej. Przeciągnął się, mrucząc jak kot, a potem udał się w stronę kuchni. Joy tymczasem weszła do łazienki i odkręciła kran z ciepłą wodą.
- Ta kawa to już zimna! - krzyknął do niej. - Zrobić świeżą? Ta to już się do niczego nie nadaje... - jego głos niemal echem roznosił się po całym mieszkaniu.

- Jak możesz! - odkrzyknęła z łazienki, niewyraźnym głosem. Musiała właśnie myć zęby, bo w sumie nic nie zrozumiał, ale uznał, że tak czy siak i tak zaparzy nową kawę. Przynajmniej będzie gorąca... Umył ekspres, a następnie wsypał do niego świeżą porcję kawy oraz wodę, a potem włączył urządzenie. Ziewając, oparł się o blat kuchenny. Na dworze dopiero zaczynało się robić szaro, dochodziła siódma... a przynajmniej tak pokazywał zegar wiszący na ścianie. W pomieszczeniu powoli zaczął roznosić się zapach mielonych ziaren... zapach espresso... zapach, którego chyba nigdy nie zapomni. 

9 komentarzy:

  1. Matko po raz kolejny się przekonałam, że z tą Joy jest faktycznie coś nie tak!!!!!!!!!!! To już nawet nie chodzi o to, że ją nie lubię, ale która normalna Kobieta potrafiła by się Mu oprzeć w takiej chwili i ... wybrać zajęcia... Ja pierdziele... brak mi słów .... Patricia a Ty działaj, a nie myśl tyle... ;) super część Martulka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. super część Marta :):)\
    ale ja jak poprzedniczka uważam, że wszystko wszystkim, ale w pewnym momencie ciężko powiedzieć nie, a ona oczy za mgłą juz i mówi nie, a Paddy to już na pewno nie tylko oczy za mgłą... Ja rozumiem, ze ona ma zasady, ale ... no nie ważne zobaczymy co Marta wymyśliła.
    A Patricia, hm ja jej sie nie dziwię, że nie chce mówic mu, nie dziwię się...

    OdpowiedzUsuń
  3. Edytko...podpisuję się wszystkimi kończynami pod Twoim komentarzem....nie chce mi się wierzyć w tą ich miłość.....ona może go i kocha, ale jak brata....wyraźnie ją męczą wszystkie próby, gdy Paddy chce się do niej zbliżyć Po policzkach to faktycznie brata można wycałować albo wymuskać.....a on....wciąż czuje zapach świeżo mielonych ziaren kawy wydobywający się z kuchni Meg...ta miłość zdecydowanie jest silniejsza. Patricia nic nie powie....tu ją nawet rozumiem. Zobaczymy co będzie dalej......

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Patricia mu nie powie, to kurczaczek ! Ja to zrobię !
    Ja to się wogóle dziwię, że oni nic na temat sexu nie gadali....Albo przegapilam fragment, w którym mówiła, że mu ulży dopiero po ślubie =-O
    I on tak jakoś nie myśli, że to dziwne? Że pozwala mu tylko na muskanie i nawet cycka nie da pognieść!? Bo już o zamoczeniu nie wspomnę....Że jego to nie ruszyło? Żeby zapytać o co kaman....Przecież to facet, jego męskie ego zapewne ucierpiało...Już dawno powinna mu się zapalić czerwona lampka z napisem ERROR ....bo może on jej nie podnieca =-O
    Nie wiem....serio, pojęcia nie mam, dlaczego z Paddyego taka miękka faja jest...Ale widać , że na jej widok bokserki mu nie sterczą 3:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo idealne podsumowanie...

      Usuń
    2. O wlasnie, Betsy, racja! Ze nie rozmawiali na ten temat nic a nic i ze jego to nie zastanawia. Az mi się przypomniala rozmowa Paddyego i Oli w Fulfilled Dreams na ten temat-haha!

      Usuń
  5. Joy moze ma jakas traumę ?;) nie no żartuje ;) na wszystko przyjdzie odpowiednia pora ... Taka juz jest ;) dziewczyny wam tylko sex w głowie ;) dla mnie rozdział super ... Kocham ich ! Ale numer 1 Jimmy !!!! Nikt nie zaproponował mu kawy ...;) jimmy the best ! Marta pięknie ;) jedno jest pewne Padzik ja kocha i jest szczesliwy !

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedzialam, ze ten moment o kawie jest specjalnie po cos. Kawa u Meg, espresso... Wiedzialam! Troche mnie irytuje ciagle podkreslanie szczuplosci dloni i palcow, sorki Martus. No i obrzydliwe dla mnie calowanie się z rana bez umytych zebow, no fujka totalna. I wiecie, co mnie teraz zastanawia? Prolog! Tam jest wspomniane,ze Paddy nie moze o Meg zapomniec,a już kilkanascie czesci w ogole o niej nie mysli. Tzn moze i mysli,ale nie w taki sposob,jak jest napisane w prologu. Jeju, już się zastanawiam, co i jak dalej bedzie i nie mogę się doczekac, serio! Riri, mi to nie tyle o seks chodzi, co o jakakolwiek bliskosc. Skoro ma zasaday (dziwaczne swoja droga), to niech chociaż petting uprawiaja. Już się nie mogę doczekac, co dalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. no włąśnie,...czyli jednak myśli o Meg....!świetnie, hehe każdy o interpretuje jak chce, super Autorko nas zakręciłaś;Dpaulinee911

    OdpowiedzUsuń