LXXV
Siedzieli
wszyscy w salonie Patricii, patrząc po sobie trochę zaskoczonym wzrokiem.
Przyglądali się uśmiechniętemu Paddy’emu, który aż palił się do pomocy... Cały
czas biegał w tą i z powrotem...To zdecydowanie nie było normalne. Tylko Joy
wydawała się być wtajemniczona w całą sytuację... I to dawało do myślenia.
- Paddy, możesz nam w końcu
powiedzieć o co chodzi? - wtrącił się już lekko zirytowany Jimmy. Siedzieli tu
już prawie godzinę i nadal nic z tego nie wynikało. Do tego nawet nikt go nie
zapytał, czy napiję się kawy... a on miał wrażenie, że zaraz uśnie na tym
stole. Był na nogach od szóstej rano i miał już serdecznie dość. Do tego ta
radość Pada zaczynała być powoli wkurzające... Westchnął jeszcze raz ciężko...
Daje mu najwyżej pół godziny i zwyczajnie idzie do domu... Trudno... Jednak
właśnie w tym momencie Paddy podniósł się ze swoje krzesła, ciągnąć również za
sobą Joy, która wyraźnie się przed tym wzbraniała. Zaśmiał się pod nosem... Co
też ten jego braciszek znowu wymyślił?
- Cierpliwości Jim... odrobinę
cierpliwości. - powiedział.
- Cierpliwy to ja byłem 10 lat temu,
a teraz co najwyżej chciałbym się porządnie wyspać bo padam na pysk. -
odpowiedział zgryźliwie. Paddy zaśmiał się, słysząc jego słowa.
- No dobrze... Tak więc... Ja i
Joy... - zaczął nadal z tym radosnym uśmiechem.
- Wyprowadzacie się na Alaskę? -
zapytał Joey, a cała rodzina jak na zawołanie wybuchła śmiechem.
- Nie jeszcze nie, na razie co
najwyżej do Berlina... - odpowiedział Paddy - Ale to nie o tym akurat
chcieliśmy Wam powiedzieć. Chociaż to też jest niewątpliwie istotną kwestią. -
dodał.
- W takim razie o co chodzi Paddy? -
zapytała Patricia.
- Będziecie mieli dziecko? -
wybuchła Maite. - Jejku, zostanę ciocią! - wrzasnęła uradowana.
- Też jeszcze nie... - odpowiedział,
śmiejąc się Paddy. - I może dalibyście mi wreszcie skończyć, co? Bo nigdy się
nie dowiecie o co chodzi. - dopowiedział. Nadal trzymał dłoń Joy w swojej
dłoni, a na jednym z jej palców skrzył się delikatnie pierścionek w kolorze
srebra.
- No to mów! - powiedziała Maite.
- Wczoraj poprosiłem Joy o rękę...,
a ona się zgodziła. Bierzemy ślub! Nie mamy jeszcze żadnej daty, ani nic, ale
chcieliśmy się podzielić z Wami naszą radością. - Jak na zawołanie w całym pokoju
wybuchły głośne gratulacje. Wszyscy nawzajem zaczęli się przekrzykiwać, składać
najlepsze życzenia, oglądać pierścionek zaręczynowy zdobiący szczupły palec
świeżo upieczonej narzeczonej. Tylko Patricia siedziała na swoim miejscu, była
uśmiechnięta, ale... W głosie nadal miała głos matki Meg. Obiecała wtedy, że
powie mu o dziecku... nie zrobiła tego. Nie potrafiła... Nie, kiedy przyjechał tutaj z
Joy... nie kiedy mówił o tym, jak bardzo ją kocha i jak jest szczęśliwy. A tym
bardziej teraz, gdy poprosił ją o rękę...Nie mogła mu tego popsuć... Nie miała
do tego prawa... Skoro Meg nie chciała go poinformować o tym, że wkrótce
zostanie ojcem, to ona też tego nie zrobi. Powoli podniosła się ze swojego
krzesła i podeszła do młodszego brata i jego narzeczonej, którzy nadal
odbierali gratulacje od całej rodziny.
- Gratulują braciszku. - powiedziała
z ciepłym uśmiechem. Przytuliła go mocno do siebie. - Cieszę się, że układasz
sobie życie na nowo... Naprawdę bardzo się cieszę... Wiem, że będziesz
szczęśliwy... Joy to naprawdę wspaniała dziewczyna...
- Wiem, jestem szczęściarzem. I
dziękuję siostrzyczko. - Potem odwróciła się do Joy i ją również wyściskała.
- Witaj w rodzinie. - powiedziała z
uśmiechem. - No i pokaż wreszcie ten pierścionek, który Ci dał... - zaśmiała
się. Joy wyciągnęła w jej stronę dłoń. Chwyciła ją i przyjrzała się misternej
robocie złotnika. Delikatną obrączkę zdobiły kwiaty, w których oprawione były
drobne diamenciki. - Piękny. - powiedziała. - Nie posądzałam Cię nigdy, Paddy o
taki gust... - zaśmiała się. - Dobra robota. - mrugnęła do brata, a potem
pozostawiła ich wraz z Angelo i Kirą, którzy akurat w tym momencie do nich
podeszli.
- Myślisz, że to wypali, Pat? -
zapytał, Jimmy, który podszedł do niej niezauważenie i stanął obok, opierając
się o półkę z książkami.
- Nie wiem, Jim, ale mam szczerą
nadzieję, że im się uda. Zasłużył sobie na to po tym wszystkim... Nawet na to
głupie „i żyli długo i szczęśliwie” - powiedziała, a potem wolnym krokiem udała
się w stronę kuchni.
...
Gdy
usłyszała budzik, miała wielką ochotę trzasnąć nim porządnie o ziemię, żeby się
wreszcie zamknął. Była szósta rano, za oknem było zimno i ponuro, i tylko
latarnie przy drodze rozświetlały odrobinę ten szaro-bury krajobraz. Wyciągnęła
rękę i wyłączyła irytujące urządzenie, a następnie bardzo powoli podniosła się
z łóżka. Ziewając szeroko i przecierając zaspane oczy, udała się w stronę
kuchni. Najpierw włączy ekspres, a potem pójdzie się doprowadzić do stanu
użyteczności publicznej. W mieszkaniu było cicho, bardzo cicho, Paddy jeszcze smacznie
spał, pochrapując lekko. Gdyby nie zajęcia, bardzo chętnie nadal zostałaby w
ciepłym łóżeczku... Niestety przed ósmą już musiała być na uczelni... Nie
lubiła poniedziałków... Zimne płytki chłodziły jej stopy, gdy przechodziła
przez kuchnią, próbując dostać się do blatu, na którym stał ekspres. Z szafki
wyjęła puszkę kawy i wsypała kilka łyżeczek do urządzenia, następnie wlała wodę
i przycisnęła odpowiedni przycisk. Nadal ziewając wróciła do sypialni. Pierwszy
raz cieszyła się ze swojego perfekcjonizmu, bo jej rzeczy leżały pięknie
ułożone na krześle, przygotowane do włożenia. Przez chwilę przyglądała się
śpiącemu, Paddy’emu... Dopiero teraz, powoli zaczynało do niej to wszystko
docierać... Jest jego narzeczoną, mieszkają razem... zaczynają wspólne życie...
tym razem już we dwoje... To wszystko było nierealne niczym sen. Przepiękne
marzenie, które właśnie się dla niej spełniało... Uśmiechnęła się ciepło...
- Co mi się tak przyglądasz? - jego
głos był jeszcze zachrypnięty. Musiał właśnie się obudzić. Na jego twarzy
widniał lekki zarost, który tylko dodawał mu tego niesamowitego męskiego uroku.
- Tak jakoś... - uśmiechnęła się do
niego, rumieniąc się lekko. Byli ze sobą już jakiś czas, była jego narzeczoną,
a ona nadal zachowywała się przy nim jak zauroczona nastolatka. Motyle w jej
brzuchu odstawiały niemiłosierne harce. - Chyba nadal w to nie wierzę... -
dodała cicho.
- Chodź tu do mnie... - powiedział,
wyciągając w jej stronę dłoń. Przez chwilę się wahała. Spóźni się, jak nic się
spóźni... Zajęcia, zajęcia! Krzyczało coś w jej mózgu, ale bardzo szybko
zagłuszyła ten głos, jak irytujący dźwięk budzika. Jakie znaczenie mają
zajęcia? Żadne! Uśmiechnęła się więc tylko, i niemal wskoczyła z powrotem na
łóżko. Czuła jak jego ramiona obejmują ją mocno, a usta muskają delikatnie jej
nagie ramię. - W co nie wierzysz, kochanie? - zapytał, przesuwając ustami po
jej skórze. Pod jego dotykiem powstała gęsia skórka, a ona sama zadrżała
wyraźnie.
- W to że tu jestem... w to, że ty
tu jesteś... że jesteśmy razem, że... - spojrzała na pierścionek, który tkwił
na jej serdecznym palcu i błyszczał się delikatnie. - W to, że jestem Twoją
narzeczoną... To jest dla mnie jak jakaś... magia czy coś... - pokręciła głowę.
Dotknął dłonią podbródka i odwrócił jej twarz w swoją stronę.
- Kochanie... tu i teraz... to
najprawdziwsza prawda... - powiedział patrząc wprost w jej błyszczące tęczówki.
Uśmiechnął się do niej i pocałował czule jej usta, jednocześnie trzymając jedną
dłoń na jej karku. Przytuliła się mocno do niego, przesuwając dłońmi po jego
klatce piersiowej. To był ich moment... Oderwał usta od jej ust i przez chwilę
po prostu delikatnie gładził ją po zarumienionym policzku... Ona również
podążyła swoją dłonią do jego nieogolonej twarzy... Wpatrywali się w siebie,
zatapiając się we własnych spojrzeniach... Tak po prostu... Ale dla nich, ta
chwila była magiczna... - Moja Joy... - powiedział niemal szeptem.
- Tylko Twoja... - odpowiedziała,
przeczesując palcami jego ciemne włosy. - I ta Twoja Joy właśnie się spóźnia na
zajęcia... - zaśmiała się. - A ja sobie nadal leże z Tobą w łóżku... -
westchnęła. - Ale tak mi dobrze, że nie mam ochoty wstawać... - przymknęła
lekko oczy.
- To nie wstawaj... - powiedział, śmiejąc się.
- Muszę... bo znowu się spóźnię... a kwadrans
studencki, jednak trwa tylko kwadrans... - powiedziała i powoli podniosła się z
łóżka. W ostatnim momencie chwycił jej drobną dłoń i przyciągnął ją mocno do
siebie, aż całym ciałem opadła na niego. - Paddy! - zapiszczała.
- Myślałaś, że tak łatwo Cię wypuszczę? - spojrzał
na nią przebiegłym wzrokiem. - Najpierw buzi. - powiedział.
- Już dostałeś. - powiedziała i już miała ponownie
podnosić się z posłania, ale znowu ją zatrzymał.
- Tylko tyle? - spojrzał na nią, robiąc smutną
minkę, a ona zaśmiała się. Pochyliła głowę i musnęła delikatnie jego policzek,
najpierw jeden... potem drugi, aż wreszcie dotknęła swoimi wargami jego ust. Jeden
pocałunek, drugi, trzeci... Czuła jego dłonie na swoich plecach... Jego język
połączył się z jej własnym, rozpoczynając tylko im znany taniec... Jeszcze
jeden dotyk jego gorących warg... czuła, jak temperatura staje się coraz
wyższa, a ona zaczyna coraz mniej logicznie myśleć... Jej wzrok utonął gdzieś
za lekko mgiełką, a zmysły wyostrzyły się na bodźce wywoływane dotykiem jego
skóry.
- Paddy, ja naprawdę muszę... - westchnęła. Czuła
jego dłonie na swoich biodrach. Jego usta zachłannie wpiły się w jej wargi...
Wplótł jedną dłoń w jej długie włosy... Druga błądziła gdzieś w okolicach jej
talii, raz po raz, zjeżdżając niżej...
- Nie teraz... - powiedział między kolejnymi
pocałunkami. - Proszę... - westchnął, przyciągając ją mocniej do siebie.
Wtuliła się w jego ramiona... - Jeszcze chwilkę... - dodał, jego dłoń
powędrowała pod jej koszulkę...
- Muszę, Paddy... już jestem spóźniona. - westchnęła
ciężko, odrywając się od jego gorącego ciała. Powoli podniosła się z łóżka i
zgarnęła z krzesła przygotowane dzień wcześniej ubranie. On również wstał zaraz
po niej. Przeciągnął się, mrucząc jak kot, a potem udał się w stronę kuchni. Joy
tymczasem weszła do łazienki i odkręciła kran z ciepłą wodą.
- Ta kawa to już zimna! - krzyknął do niej. - Zrobić
świeżą? Ta to już się do niczego nie nadaje... - jego głos niemal echem
roznosił się po całym mieszkaniu.
- Jak możesz! - odkrzyknęła z łazienki, niewyraźnym
głosem. Musiała właśnie myć zęby, bo w sumie nic nie zrozumiał, ale uznał, że
tak czy siak i tak zaparzy nową kawę. Przynajmniej będzie gorąca... Umył
ekspres, a następnie wsypał do niego świeżą porcję kawy oraz wodę, a potem
włączył urządzenie. Ziewając, oparł się o blat kuchenny. Na dworze dopiero
zaczynało się robić szaro, dochodziła siódma... a przynajmniej tak pokazywał
zegar wiszący na ścianie. W pomieszczeniu powoli zaczął roznosić się zapach
mielonych ziaren... zapach espresso... zapach, którego chyba nigdy nie zapomni.
Matko po raz kolejny się przekonałam, że z tą Joy jest faktycznie coś nie tak!!!!!!!!!!! To już nawet nie chodzi o to, że ją nie lubię, ale która normalna Kobieta potrafiła by się Mu oprzeć w takiej chwili i ... wybrać zajęcia... Ja pierdziele... brak mi słów .... Patricia a Ty działaj, a nie myśl tyle... ;) super część Martulka :*
OdpowiedzUsuńsuper część Marta :):)\
OdpowiedzUsuńale ja jak poprzedniczka uważam, że wszystko wszystkim, ale w pewnym momencie ciężko powiedzieć nie, a ona oczy za mgłą juz i mówi nie, a Paddy to już na pewno nie tylko oczy za mgłą... Ja rozumiem, ze ona ma zasady, ale ... no nie ważne zobaczymy co Marta wymyśliła.
A Patricia, hm ja jej sie nie dziwię, że nie chce mówic mu, nie dziwię się...
Edytko...podpisuję się wszystkimi kończynami pod Twoim komentarzem....nie chce mi się wierzyć w tą ich miłość.....ona może go i kocha, ale jak brata....wyraźnie ją męczą wszystkie próby, gdy Paddy chce się do niej zbliżyć Po policzkach to faktycznie brata można wycałować albo wymuskać.....a on....wciąż czuje zapach świeżo mielonych ziaren kawy wydobywający się z kuchni Meg...ta miłość zdecydowanie jest silniejsza. Patricia nic nie powie....tu ją nawet rozumiem. Zobaczymy co będzie dalej......
OdpowiedzUsuńJak Patricia mu nie powie, to kurczaczek ! Ja to zrobię !
OdpowiedzUsuńJa to się wogóle dziwię, że oni nic na temat sexu nie gadali....Albo przegapilam fragment, w którym mówiła, że mu ulży dopiero po ślubie =-O
I on tak jakoś nie myśli, że to dziwne? Że pozwala mu tylko na muskanie i nawet cycka nie da pognieść!? Bo już o zamoczeniu nie wspomnę....Że jego to nie ruszyło? Żeby zapytać o co kaman....Przecież to facet, jego męskie ego zapewne ucierpiało...Już dawno powinna mu się zapalić czerwona lampka z napisem ERROR ....bo może on jej nie podnieca =-O
Nie wiem....serio, pojęcia nie mam, dlaczego z Paddyego taka miękka faja jest...Ale widać , że na jej widok bokserki mu nie sterczą 3:-)
ooo idealne podsumowanie...
UsuńO wlasnie, Betsy, racja! Ze nie rozmawiali na ten temat nic a nic i ze jego to nie zastanawia. Az mi się przypomniala rozmowa Paddyego i Oli w Fulfilled Dreams na ten temat-haha!
UsuńJoy moze ma jakas traumę ?;) nie no żartuje ;) na wszystko przyjdzie odpowiednia pora ... Taka juz jest ;) dziewczyny wam tylko sex w głowie ;) dla mnie rozdział super ... Kocham ich ! Ale numer 1 Jimmy !!!! Nikt nie zaproponował mu kawy ...;) jimmy the best ! Marta pięknie ;) jedno jest pewne Padzik ja kocha i jest szczesliwy !
OdpowiedzUsuńWiedzialam, ze ten moment o kawie jest specjalnie po cos. Kawa u Meg, espresso... Wiedzialam! Troche mnie irytuje ciagle podkreslanie szczuplosci dloni i palcow, sorki Martus. No i obrzydliwe dla mnie calowanie się z rana bez umytych zebow, no fujka totalna. I wiecie, co mnie teraz zastanawia? Prolog! Tam jest wspomniane,ze Paddy nie moze o Meg zapomniec,a już kilkanascie czesci w ogole o niej nie mysli. Tzn moze i mysli,ale nie w taki sposob,jak jest napisane w prologu. Jeju, już się zastanawiam, co i jak dalej bedzie i nie mogę się doczekac, serio! Riri, mi to nie tyle o seks chodzi, co o jakakolwiek bliskosc. Skoro ma zasaday (dziwaczne swoja droga), to niech chociaż petting uprawiaja. Już się nie mogę doczekac, co dalej!!!
OdpowiedzUsuńno włąśnie,...czyli jednak myśli o Meg....!świetnie, hehe każdy o interpretuje jak chce, super Autorko nas zakręciłaś;Dpaulinee911
OdpowiedzUsuń