wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział LXVI

LXVI

Wonderful Tonight

Usiadła na dywanie naprzeciwko kominka i wyciągnęła przed siebie ręce, ogrzewając je buchającym od ognia ciepłem. Uśmiechnął się na ten widok. On nadal stał jeszcze w drzwiach, patrząc na jej dłonie mieniące się refleksami czerwieni i pomarańczy.

                   - Będziesz tak stał? - zapytała, nawet się nie odwracając, ale niemal widział, że się uśmiecha. Czuł to w atmosferze jaka roznosiła się wokół nich. Ten dom wręcz napawał swoim ciepłem, jego mieszkańców. Powoli zrobił kilka kroków w jej stronę i usiadł tuż obok niej. Położyła głowę na jego kolanach, a on niemal bezwiednie zaczął przeczesywać palcami jej długie jasne włosy. Usłyszał jej ciche westchnienie. - Wreszcie w domu. - powiedziała szeptem. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - dodała.

                   - Wiem, widzę. - powiedział. - Oczy pięknie Ci się błyszczą. Jak gwiazdy. - dodał, mrugając do niej, a ona zaśmiała się radośnie. Czuła jego ciepłe dłonie, które raz po raz muskały delikatnie jej policzki. Nigdy nie czuła się tutaj tak dobrze...Nigdy nie było jej aż tak ciepło...I nic nie było w stanie zepsuć jej nastroju. Miała przy sobie wszystkich, na których jej  zależało, wszystkich, których kochała. To było najważniejsze. Przypomniała sobie jego słowa, kiedy szli do domu. Powiedział do niej kochanie. Czy to było tylko słowo, czy naprawdę tak myślał?

                   - Paddy... - zaczęła, odrobinę niepewnie.

                   - Tak? - zapytał, kładąc swoją dłoń na jej policzku i patrząc jej w oczy.         

                   - Wiesz... bo ja... - zaczęła. Nie potrafiła się wysłowić. I chyba tak naprawdę bała się jego odpowiedzi. Bała się, że to było jakieś przejęzyczenie... Zwykły wyraz, który dla niego nic nie znaczył, a dla niej przecież tak wiele. Zagryzła swoje bladoróżowe wargi.

                   - Stało się coś, Joy? - zapytał, przyglądając się jej uważnie. Widział, jak na jej policzkach pojawiają się silne rumieńce. 

                   - Powiedziałeś do mnie kochanie. - powiedziała cicho, odwracając wzrok w stronę kominka. Chyba zwyczajnie bała się mu spojrzeć w oczy. Bała się, że zobaczy w nich odpowiedź. - Pierwszy raz. - dodała. Jej głos zadrżał odrobinę. Czuła jak delikatnie, opuszkiem palca dotyka jej podbródka i odwraca jej twarz w swoją stronę, aby wreszcie spojrzała w jego ciemnoniebieskie tęczówki. Widziała na jego twarzy uśmiech.

                   - Nic się nie da przed Tobą ukryć, co? - zaśmiał się. Patrzyła na niego zdezorientowana. Zmrużyła swoje zielone oczy, a na twarzy pojawiły się cienie długich, ciemnych rzęs. Kompletnie nie miała pojęcia o co mu chodzi. Widział zdziwienie malujące się na jej twarzy. Pogłaskał ją delikatnie po policzku. - Kochanie... - dodał już ciszej, przesuwając palcem po jej rozchylonych wargach. Nic nie rozumiem, pomyślała, patrząc na własne dłonie.

                   - Czego nie rozumiesz? - zapytał, jakby czytał jej w myślach. A może to ona tak naprawdę powiedziała to na głos? Spojrzała ponownie w jego oczy, które tym razem miały w sobie to niesamowite ciepło... coś, czego nigdy aż tak wyraźnie u niego nie widziała, i wiedziała już co to jest. I co być może zawsze tam było, tylko ona pogrążona we własnych zmartwieniach, zwyczajnie tego nie zauważyła. Ale wreszcie zrozumiała. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Bo chyba właśnie tak było... - Kochanie? - zapytał, splatając jej palce z własnymi.

                   - Już nic. - powiedziała. Czuła jak z jej serca spada jakiś ogromny ciężar i nagle poczuła się tak lekka... tak radosna, wolna... Poczuła się kochana. Jak nigdy przez nikogo. Tak jak zawsze tego pragnęła.

                   - Kocham Cię, Joy. - powiedział, ściskając mocniej jej dłoń, a następnie uniósł ją do twarzy i pocałował osobno każdy opuszek jej palca. Czuła jak kręci jej się w głowie od nadmiaru wrażeń. Było jej gorąco... bardzo. Westchnęła cichutko. Widział jak jej spojrzenie zachodzi delikatną mgiełką, która jednak tylko dodawała uroku jej przepięknym zielonym tęczówkom. - Nic nie mówisz... - wyszeptał.

                   - Nie wiem co... - powiedziała, przełykając głośno ślinę.

                   - A takie dwa krótkie słowa? - zapytał, uśmiechając się do niej. I dokładnie wiedziała, o jakie słowa chodzi. Chciał usłyszeć to z jej ust jeszcze raz. Wypowiadane jej głosem i obdarzone jej uśmiechem miały dla niego tak ogromne znaczenie, że aż sam nie potrafił tego pojąć.

                   - Kocham Cię. - powiedziała, dotykając jedną dłonią jego policzka. Przymknął oczy, czując ciepło jej szczupłych palców na swojej skórze. Patrzyła wprost w jego rozświetloną ogniem uśmiechniętą twarz, nie mogąc uwierzyć, że wreszcie to usłyszała. To, na co tak bardzo czekała od dłuższego czasu. Czuła jego dłonie na swojej twarzy, we włosach. Pochylił się nad nią i musnął lekko jej wargi. Niemal widziała iskry, które wybuchły pod jej przymkniętymi powiekami, w momencie gdy ich wargi zetknęły się ze sobą. Nigdy aż tak wyraźnie nie czuła pocałunku... całą sobą, całym swoim ciałem i duszą. Uniosła głowę lekko do góry. Pogłębił pocałunek, splatając własny język z jej. Jedną dłoń trzymał na jej tali, natomiast drugą głaskał jej zarumieniony policzek. Wplotła swoje palce w jego włosy, zaciskając je w pięści tuż przy skórze.

                   - Blee - usłyszeli gdzieś za sobą. Oderwali się od siebie natychmiast. W progu stał dziesięcioletni chłopiec, mający na twarzy wyraz wyjątkowego zniesmaczenia. Ramiona zaplótł na klatce piersiowej. - To salon jest, Joyce. Masz swój pokój, to możecie tam iść, ale nie tu. Ja Cię proszę, siostra, tylko nie tu. Będę miał później koszmary. - Oboje zaśmiali się głośno, patrząc na jego oburzenie. Joy podniosła się z dywanu i podeszła do brata. Poczochrała go po jasnej czuprynie. Objęła mocno swoimi ramionami i pocałowała w czoło. Skrzywił się lekko.

                   -  W porządku. - uśmiechnęła się do młodszego braciszka. - W ogóle, to może mi opowiesz jak tam koledzy? Dawno nie rozmawialiśmy, co nie? Pewnie masz dla mnie mnóstwo nowin. - Przez chwilę nic się nie odzywał, ale potem uśmiechnął się do niej szeroko.

                   - Wiesz, że Dominique dostał na Gwiazdkę kota? - zapytał. - To znaczy, dostał przed Gwiazdką. Bo Gwiazdki jeszcze nie było. No ale on już dostał, wiesz? Rasowego. Jakiś... - próbował sobie przypomnieć dosyć skomplikowaną nazwę. - Nol... Noles... Nor... Norweski... i coś od lasu. - skrzywił się lekko. Nie chciał sobie robić wstydu przy gościu siostry. Jego zielone oczka zabłysły od tłumionych łez.

                   - Norweski Leśny? - zapytała.

                   - Tak. - uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. - I wiesz, jaki on jest śliczny Joycee... - widziała rozmarzenie w jego jasnych oczach, dużo jaśniejszych niż jej własne. - Bawiliśmy się z nim wczoraj. Jest jeszcze taki malutki. - pokazał dłońmi rozmiar kociaka. - Też bym takiego chciał, wiesz Joycee? Ale mama powiedziała, że jestem jeszcze za mały. Że muszę się nauczyć... - znowu brakło mu słowa.

                   - Odpowiedzialności? - podpowiedziała mu.

                   - No tak  - skrzywił się. - Ale może jak ty z nią pogadasz, to się zgodzi. Mama bardziej Ciebie słucha, niż mnie. - naburmuszył się.    

                   - Pomyślimy co da się zrobić. - mrugnęła do niego, a on uśmiechnął się do niej szeroko i wpadł w je ramiona, tuląc się mocno do jej ciała. Pocałował głośno jej policzek.

                   - Jesteś kochana, siostra. - powiedział, nadal uśmiechając się do niej. Jego oczy błyszczały niesamowicie. Patrzył na nich z boku. Mimo, że dzieliło ich ponad 10 lat, to więź między rodzeństwem była niemal namacalna. Nie mógł się na nich napatrzeć. Z jego twarzy, zaś nie schodził szczery uśmiech. Mrugnęła do niego, również uśmiechnięta, nadal tuląc w swoich ramionach młodszego brata. Oderwali się od siebie po kilku dobrych minutach. - I wiesz, co ja myślę?

                   - Nie wiem, ale pewnie mi powiesz. - powiedziała.

                   - Ten pan, - powiedział wskazując na siedzącego przed kominkiem Paddy’ego  - On chyba też tak uważa. - szczerość jego słów mogła być tylko zasługą jego kochającego dziecięcego serduszka. - Pan kocha moją siostrzyczkę, prawda? - zapytał, poważnym tonem „starszego” brata. Uśmiechnęła się do siebie, ciekawa jak odpowie na to konkretne pytanie postawione przez jej „obrońcę”.  

                   - Nawet bardzo. - powiedział, podnosząc się ze swojego miejsca. Podszedł do nich, objął Joy jednym ramieniem. - Ale nie pan. - spojrzał chłopcu prosto w jasne tęczówki. - Po prostu Paddy.

                   - Paddy? Dziwne imię. - opowiedział Louis.

                   - To taki skrót. Od Patrick.

                   - Aha. - dodał chłopiec, uśmiechając się w stronę Paddy’ego. Wyciągnął rękę w stronę Pada, a ten uścisnął ją mocno. - Ja jestem Louis. - powiedział. Poważnym tonem. 

                   - Twoja siostra dużo mi o Tobie opowiadała, wiesz Louie? - powiedział. - Mówiła, że bardzo Cię kocha. I że bardzo za Tobą tęskni.

                   - Ale o Tobie zbyt wiele nie mówiła. - powiedział Louis. Patrząc na niego z powagą.

                   - Widocznie jeszcze sobie nie zasłużyłem. - odpowiedział Paddy, śmiejąc się. Przyciągnął mocniej Joy do siebie. Usłyszeli jak otwierają się frontowe drzwi, a następnie kroki w korytarzu. Ktoś zdejmował kurtkę i buty.

                   - Tata! - wrzasnął chłopiec, i wystrzelił jak z procy. Paddy spojrzał z lekko obawą w oczach na śmiejącą się Joy. Ścisnęła mocniej, jego dłoń, która spoczywała na jej brzuchu. Uśmiechnęła się do niego ciepło, próbując dodać mu otuchy. Widziała, jak się stresuje. Czuła jak drży jego dłoń, złączona z jej własną. Czuła jego przyspieszony oddech na swoim karku.

                   - Paddy - powiedziała cicho. - Nie denerwuj się tak, nikt Cię tu nie zje.

                   - Ale ja chcę zrobić dobre wrażenie. - powiedział zbolałym tonem.

                   - I zapewniam Cię, że już zrobiłeś. Mama już jest Tobą zauroczona. - odpowiedziała.

                   - Czy Joy już jest? - usłyszeli lekko ochrypły męski głos w korytarzu. A chwilę później w drzwiach stanął wysoki, szpakowaty mężczyzna w garniturze z ciepłym uśmiechem na twarzy.

                   - Tatuś! - tym razem to Joy przebiegła przez korytarz i wylądowała wprost w jego ramionach. Wtuliła się w niego mocno. Jego ramiona zawsze kojarzyły się jej z poczuciem bezpieczeństwa, i nadal to się nie zmieniło. Głaskał ją lekko po plecach, szepcząc do ucha. Moja córeczka, moja kochana Joycee... Jak ja się stęskniłem za moją księżniczką. - pocałował ją w czoło, a następnie wypuścił ze swoich ramion. Joy odwróciła się w stronę Paddy’ego.

                   - Tato, - powiedziała, ponownie zwracając się stronę starszego mężczyzny. - To jest właśnie, Paddy. - dodała, wskazując dłonią na niego. Ciepły wzrok zastąpił surowe ojcowskie spojrzenie stalowych oczu. Przełknął głośniej ślinę. 

9 komentarzy:

  1. Eeej, on tego nie czuje, serio, serio, serio! Jako tak za szybko jak dla mnie. Zwłaszcza po tym wszystkim, co przeżył, po Meg. Kiedyś byłam bardzo za Joy, ale Marta potem tak poprowadziła rozdziały, że zmieniłam zdanie. Moim on tego nie czuje. I wierzcie mi, że jak facet nie kocha, nie czuje tego, to nie powie dziewczynie. Mój mąż nie powiedział swojej byłej (przez 2 lata), bo tego nie czuł. Mój były mi powiedział, tej po mnie nie powiedział, dopiero trzeciej powiedział, bo tak czuł. I niestety, ale moim zdaniem on tego nie czuje. No to tak nie działa. Najpierw jest zraniony jak młoda łania, cierpi katusze, a tutaj 4 tygodnie się z Joy spotyka, nawet za przeproszeniem pod bluzkę się nie dostał i już takie wyznania? No nie nie nie, serio nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dokładnie ! On tego nie czuje ! Za szybko ! Nie rozumiem tego =-O

      Usuń
  2. Nieeee, nieeeeeeeeee, nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!¡!!

    Raz......dwa.......trzy...........tysiąc!!!!!!! Ubiję cię w Gdańsku :'( Musiałam przerwać czytanie, by ochłonąć :-!

    OdpowiedzUsuń
  3. Boszzzzzzzcheeeeee :O :-[ nie, to nie tak miało być :-[

    OdpowiedzUsuń
  4. faktycznie, on tego nie czuje...
    kiedyś byłam za Joy, ale juz nie, ani za Meg też nie
    za nikim nie jestem :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehhhh... zgrzygam się zaraz... mówię NIEEEEE temu co się wydarzyło.... Nie uwierzę w to... i to już nie chodzi o to, że to Joy... ale uważam podobnie jak Ola, za szybko to wszystko poszło.... Ale pocieszam się, że tak szybko wypowiedziane słowa, nie wróżą długiej przyszłości temu związku.... i tego się trzymam :P Sam w sobie rozdział napisany jak zwykle super! Brawo Martula ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie ) jestem zachwycona .Wczoraj przeżywałam , zreszta moja reakcje znasz :)Wiedziałam , ze ja kocha i uważam ze czas kiedy mówimy te słowa jest zależny wyłącznie od nas, naszych uczuć .Co to znaczy , ze za szybko to trzeba jakas normę wyrobić ???? Albo sie to czuje albo nie . Zdaje sobie sprawę ze Meg powróci, ale narazie bardzo sie cieszę z ich związku !!!I zawsze bede im kibicować !! Tworzą fajny, normalny związek ! wszystko pięknie opisane !

    OdpowiedzUsuń
  7. o nieee.....mój koszmar się spełnia......Protestuję..................to nie tak ma być!!! on kocha Meg!!!paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  8. On na pewno tego nie czuje tego. S ona chce to na nim wymusić głupimi pytaniami. Jeszcze ten mamy brat....a pan ją kocha...no masakra, co miał mu powiedzieć...nie ja tylko tak sobie tu przyjechałem na święta....dla jaj. Niech chociaż sylwestra spędzi z Aurelią. Martusia...jak zwykle pięknie.....

    OdpowiedzUsuń