piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział LXV

LXV

Jason Mraz - Long Ride

Przyglądała się szybko przesuwającym się chmurom na słonecznym niebie, które jednak bladło oglądane przez zabrudzone szyby pociągu. Śnieg lekko skrzył się w jaskrawych promieniach. Zdecydowanie wolała jechać tą drogą wiosną, latem, kiedy kwitły wszędzie kwiaty, kiedy drzewa zieleniły się od świeżych liści. Uśmiechnęła się, patrząc na mijane domy, na dzieci biegające po zaśnieżonych podwórkach, na lepione przez nich bałwany... W sumie to ta zimowa też miała swój urok.

                   - Nad czym tak myślisz? - usłyszała lekko zaspany głos Paddy’ego. Musiał się właśnie obudzić, bo jak patrzyła na niego kilka minut temu, to jeszcze smacznie chrapał. Zasnął właściwie w tym samym momencie, kiedy usiadł na swoim miejscu w przedziale. Wyglądał przy tym tak niesamowicie uroczo. Głowę przytulił do swojej bluzy polarowej, jego policzki zaróżowiły się delikatnie, a włosy rozdmuchiwał ciepły oddech.

                   - Nad niczym. - odpowiedziała, uśmiechając się w jego stronę. - Wyspałeś się chociaż, królewiczu? - zapytała z lekkim przekąsem.

                   - Przespałem całą drogę? - zapytał, krzywiąc się odrobinę i patrząc na nią błagalnym wzrokiem.     

                   - Prawie. Za jakieś trzydzieści minut powinniśmy już być na miejscu. - miała ochotę wybuchnąć śmiechem, patrząc na jego zdezorientowaną minę.

                   - Przepraszam. - powiedział. - W ogóle nie spałem w nocy i tak jakoś... no niezbyt fajnie wyszło.

                   - Coś się stało? - zapytała, przysuwając się bliżej niego i kładąc dłoń na jego dłoni. Była taka ciepła...

                   - Nic się nie stało. Po prostu jakoś nie mogłem zasnąć. - powiedział wsuwając swoje palce między jej splatając ich dłonie w ciasnym uścisku. Podniósł je i pocałował delikatnie wierzch jej dłoni. - Myślałem jak to będzie... teraz? Te święta...Chyba trochę zacząłem się stresować... - zaśmiał się trochę jakby sztucznie.

                   - Czym? - zapytała.

                   - W końcu poznam Twoich rodziców. - odpowiedział.  

                   - Ale oni nie gryzą. - zaśmiała się. - Nie masz się czym martwić. To tylko moi rodzice... nie jedziesz na spotkanie z Królową angielską. - spojrzała na jego sceptyczną minę i ścisnęła mocniej jego dłoń - Zobaczysz... To fakt, że moja rodzinka jest lekko zwariowana, ale pewnie nie bardziej niż Twoja. - dodała, a on szturchnął ją lekko w ramię, ale chwilę później dołączył do niej, śmiejąc się głośno.

...

                   - Po co ty chcesz tam iść? - zapytał otwarcie, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem. - Znowu masz zamiar się katować? To bez sensu, Meggie! - Spojrzała na niego wyjątkowo pewnie.

                   - A czemu? Nie bój się, nie będę płakać przez cały występ. - powiedziała, z powrotem odwracając się w stronę kolejki, w której stała. Na szczęście udało się dotrzeć wystarczająco wcześnie, aby nie stać na jej szarym końcu i liczyła, że uda jej się zdobyć jakieś w miarę logiczne miejsce. - Nie musisz tam ze mną iść. Nie proszę Cię o to... ale wiedz, że bez względu na Ciebie, i tak tam pójdę.

                   - Jak dla mnie to jest idiotyczny pomysł. - stwierdził.

                   - Jego i tak tu nie będzie. - powiedziała. - Jest we Francji z tą swoją panienką, i nie w głowie mu świąteczne koncerty.  - powiedziała z nutką żalu w głosie. Właściwie do ostatniego momentu liczyła, że jednak zmieni zdanie, że jednak ukaże się w gazecie jakiś artykuł, że jednak wystąpi, że przyjedzie... ale nic takiego się nie stało.

                   - To po co my tu właściwie stoimy? - zapytał zdziwiony. Jeżeli Paddy by śpiewał, potrafiłby jakoś wytłumaczyć jej chęć byciu właśnie w tym miejscu, ale tak... Skoro on i tak jest wiele kilometrów stąd...To już kompletnie nie miało sensu.

                   - Po prostu... chciałam być na tym koncercie. - odpowiedziała. - Chcę posłuchać świątecznych piosenek w ich wykonaniu. Tyle. Z resztą... to taka tradycja. Przyjeżdżałam tu, nawet wtedy, kiedy nie byliśmy jeszcze z Paddy’m parą. Na ogół przyjeżdżała ze mną Katie...

                   - A czemu teraz jej nie ma?

                   - Ma jeszcze jakieś egzaminy i nie dała rady się wyrwać... Zwłaszcza, że to jest środek tygodnia. - Przesunęła się kilka kroków do przodu. - Ale mogę iść sama, skoro tak bardzo jest Ci to nie na rękę. - z powrotem odwróciła się do stojącego za nią Nicka.

                   - Oj, pójdę, pójdę... to chyba żadna frajda iść samemu na koncert. Nie będziesz miała z kim potańczyć. - zaśmiał się, a ona spojrzała na niego jak na idiotę. Taniec?

                   - Nick... to jest koncert świąteczny... Wiesz, śpiewa się kolędy, pastorałki... takie tam.

                   - Przecież żartowałem. - szturchnął ją lekko w ramię. - Twoja kolej - powiedział, popychając ją lekko do przodu. Poprosiła o dwa bilety, a następnie podała mężczyźnie wyliczoną kwotę. Był to jakiś starszy, siwawy mężczyzna, którego nigdy tu nie widziała. Przeliczył pieniądze, a następnie podał je dwa zapisane kartoniki papieru.

                   - Miłego koncertu. - dodał jeszcze na koniec. Podziękowała mu i szybkim krokiem odeszła od kasy.

                   - Mamy jeszcze parę godzin. - powiedziała, gdy wróciła do Nicka. - Możemy pójść jeszcze na jakąś kawę czy coś. - dodała chwytając go pod ramię. Znowu widziała na jej twarzy radosny uśmiech i po raz kolejny zastanowił się dlaczego on nigdy nie był jego powodem. To zawsze był ktoś inny, zawsze coś innego, ale nigdy on... Westchnął ciężko, a następnie poprowadził ją zaśnieżonymi uliczkami w stronę małej kawiarenki na rogu ulicy.

...

Wysiedli z taksówki, wprost w gęsto padający śnieg. Kierowca otworzył im bagażnik, a Paddy wyciągnął z niego futerał z gitarą, jedną wielką torbę oraz drugą, znacznie od niej mniejszą. Jedna zawisła na jego ramieniu, a drugą trzymał mocno w ręce. Przez chwilę przyglądał się stojącej obok niego dziewczynie. Wyglądała przepięknie na tle zimowego krajobrazu. Jej długie blond włosy wiatr rozdmuchiwał na wszystkie możliwe strony. Czerwona wełniana czapka zasłaniała jej zielone oczy. Widział silne rumieńce na jej policzkach. Ręce skrzyżowała na swojej klatce piersiowej, próbując ochronić się jakoś od chłostających podmuchów mroźnego wiatru. Widział jak przygląda się pokrytym bielą drzewom, jak z miłością wpatruje się w dom. W okna ozdobione świątecznymi światełkami i czymś, co przypominało jakieś papierowe wycinanki w kształcie gwiazdek, bałwanków i świątecznych drzewek. Gdy torby zaczęły mu już ciążyć, podszedł bliżej niej i dotknął wolną dłonią jej ramienia.

                   - Kochanie, może wejdziemy do środka, co? - zapytał, patrząc na nią z uśmiechem. Widział jak mocno potrząsa głową.

                   - Przepraszam, zamyśliłam się. - dodała, założyła na ramię futerał, który jej podał i szybkim krokiem przemierzyła ścieżkę prowadzącą do niewielkiego piętrowego domku. Jednak po chwili przystanęła raptownie, tak, że niemal na nią wpadł. Kochanie? Powiedział do niej kochanie? Pierwszy raz mu się to zdarzyło. Potrząsnęła mocno głową. Musiało jej się zwyczajnie przesłyszeć. To wszystko. Pewnie tak bardzo chciałaby usłyszeć, że ją kocha, że już jej podświadomość podsuwała jej mylne sygnały. Wzięła głęboki oddech i bardzo powoli wypuściła powietrze ustami.

                   - Wszystko w porządku? - zapytał.

                   - Tak, pewnie. - uśmiechnęła się do niego przepraszająco i ponownie ruszyła chodnikiem w stronę masywnych drewnianych drzwi. Weszła po kilku stopniach i stanęła na ganku, a następnie, nacisnęła klamkę. Na początku myślała o tym, czy nie zadzwonić, ale przecież nigdy tego nie robiła. Otworzyła drzwi na oścież. Niemal od razu poczuła unoszący się w powietrzu zapach palonego drewna z kominka i świeżo pieczonego cytrynowego ciasta. Przekroczyła powoli próg domu. Paddy wszedł tuż za nią. Przy komodzie stojącej w ciasnym korytarzu, postawili bagaże. Zdjęli swoje kurtki, które Jo następnie powiesiła na wieszaku, stojącym tuż obok drzwi, po prawej stronie. Uśmiechnęła się do Paddy’ego, widząc jego lekko wystraszoną minę.

                   - Przecież Cię nie zjedzą. - powiedziała, ciągnąc go za rękę w stronę przestronnej, jasnej kuchni, z której dochodziło brzęczenie garnków i bulgotanie różnych potraw stojących akurat na kuchence. Przy blacie, odwrócona do nich tyłem, stała jej mama, która zawzięcie coś kroiła na drewnianej desce. Joy, uśmiechnęła się do siebie, wciągając głęboko wszystkie zapachy tłoczące się w pomieszczeniu.

                   - Joycee. - usłyszała pisk tuż za sobą, a potem rzuciło się nią coś dużego i ciężkiego. Przytuliła mocno do siebie młodszego braciszka. Tak bardzo się za nim stęskniła. Nie było jej tu przecież ładnych kilka miesięcy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo urósł odkąd we wrześniu wyjechała z domu.

                   - Luie. - zaśmiała się radośnie. - Stęskniłam się za Tobą braciszku. - dodała, nadal tuląc go mocno w swoich ramionach. Po kilku dobrych minutach, dopiero odkleili się od siebie. Jednak już po chwili mama, przygarnęła ją mocno do siebie.

                   - Jesteś już córciu. Stęskniliśmy się za Tobą. Luie tylko non stop nawijał, że już niedługo przyjedziesz. A dzisiaj, to od samego rana siedział przy oknie, wyglądając na taksówkę. No i wreszcie się doczekał, kochanie. No pokaż ty się. - okręciła ją wokół własnej osi. - Schudłaś coś na tych studiach. - powiedziała, zmartwionym tonem. - Pewnie nic nie jesz. Nie masz czasu? Zgadłam? A z resztą, nieważne, podtuczymy Cię tu trochę. - dodała, uśmiechając się do Joy. Następnie odwróciła się do stojącego, obok niej, Paddy’ego. - A pan to zapewne, Patrick. Miło mi pana poznać. - dodała, patrząc na niego z przyjaznym uśmiechem.

                   - Dzień dobry... znaczy, dobry wieczór,... tak właściwie. - zaśmiał się trochę nerwowo. Uniósł dłoń kobiety do swoich ust i pocałował delikatnie. - Również bardzo miło mi panią poznać. Joy, bardzo wiele o pani mówiła. Oczywiście wszystko, co najlepsze. - dodał trochę niezgrabnie.   

                   - Gentleman. - powiedziała, mrugając okiem do córki, na co ta odwzajemniła jej uśmiech. - No dobrze, kochani. My tu gadu, gadu, a kolacja sama się przecież nie zrobi. Idźcie sobie do salonu, usiądźcie. Taty jeszcze nie ma, ale powinien być za jakąś godzinkę. Dzwonił, że przedłużyła mu się jakaś narada.

                   - Może Ci coś pomóc, mamuś? - zapytała Joy.

                   - Nie, nie, dam sobie radę, słoneczko. Ty zajmij się swoim gościem. - odpowiedziała, a następnie niemal siłą wypchnęła ich oboje z kuchni.  

10 komentarzy:

  1. no Meeeeg....nareszcie coś się dzieje;D paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, dzięki! Wreszcvie się dowiedzialam, co u Meg. Jakoś mnie to niezmiernie ciekawilo. Ale z niecierpliwoscia czekam, az bedzie opis jej uczuc, co czuje do Paddy'ego itp. Fajna czesc, taka radosna, pozytywna i w ogole ... Fajna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy Meg stała w kolejce po bilety na stille nacht? Tak jakoś mi się nasunęło ....Cieszę się że w końcu pojawiła się jakaś wzmianka o niej !
    Joyceeee........niech się nażre jak świnia w święta i niech utyje hehehe.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Pieeekniiiee!!!Paddy mi się podobał ,widać ze jest z odpowiednia osoba!!!!Świąteczny nastrój;) Tylko Meg ,czy ona potrzebuje psychiatry ??? Nie ma juz innych koncertów ??? Mogę ja zabrać na Rihannę,mogłaby sie juz kogoś innego uczepic wrrrrprzez Nią mam stany lękowe ;) Piekny rozdział mój Mistrzu

    OdpowiedzUsuń
  5. Betsy love you i Twoje komentarze ;) wiedziałam,ze odpowiesz;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ochhh Riri Riri, dobrze, że idziesz dzisiaj na tego Paddy'ego, może przez ten koncert Ci się światopogląd zmieni i zaczniesz patrzeć na "ciepłą kluchę" jak my :P bo ja zachwilę będę mieć stany lękowe, ale przez Twoje komentarze :P :P ale i tak Cię love <3

    A wracając do opowiadania... Martuś ślicznie,super część.... dziękuje za Meg.... w końcu.... tęskniłam..... ale wkurza mnie ten Nick... jenyyy On to by się dogadał z wspomnianą wcześniej "ciepłą kluchą" na bank :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, że go zabrała na święta, może Joy przestanie się bac bo jak widze ona się tak boi, że może zepsuc sobie wszystko...
    a Meg jesli miała ochote zobaczyc koncert, niech zobaczy, jej wybór
    fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja tak na koniec..... Przepiękna cześć.... bo Meg się pojawiła, oby jej bylo jak najwięcej... Widzę po komentarzach, że większość jej kibicuje..... i dobrze, Joy jest taka idealna....z dobrego domu, że aż nie realna..... Ze wszystkich sił próbuje ją polubić, ale się nie da..... nawet nie chciałabym jej jako koleżanki, .....Martusiu rozdział przepiękny..... tylko to "kochanie" było niepotrzebne.....wiem, tak Ci się przypadkowo napisało..... wybaczam. Czekam na ciąg dalszy.....

    OdpowiedzUsuń