poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział LX

LX

Only you're the one

PS. Rozdział dla wszystkich fanek Joy :D

Przez chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa. Jak mógł pomylić te cholerne numery. Był aż tak ślepy? Wziął głęboki oddech, a następnie bardzo powoli wypuścił powietrze przez usta. Dopiero wtedy się odezwał.

                   - Przepraszam, ale pomyliłem numer - wydukał trochę nieskładnie. Język trochę mu się plątał od nadmiaru alkoholu we krwi.

                   - Czyżby? - usłyszał jej śmiech. - W takim razie do kogóż dzwonił Pan o tak nieludzkiej porze, panie Kelly?

                   - Myślę, że to nie jest Pani sprawa. Jeszcze raz przepraszam. - powiedział ponownie i przycisnął czerwoną słuchawkę. Włożył telefon z powrotem do kieszeni. Przez chwilę oddychał głęboko, nadal opierając się o barierkę, a potem wrócił do salonu, gdzie nadal siedzieli bracia. 

                   - Żyjesz, jeszcze? - zaśmiał się Joey.

                   - Owszem. - odpowiedział już całkiem pewnie. Niemal momentalnie wytrzeźwiał po tym telefonie. Jak mógł zrobić z siebie aż takiego idiotę. Usiadł na swoim miejscu przy stole. Podniósł pełny kieliszek do ust.

                   - Pijecie? - zapytał, a wszyscy twierdząco kiwnęli głowami. Opróżnił kieliszek jednym haustem. Poczuł palące ciepło w gardle, które chwilę później rozlało się przyjemną falą w jego organizmie. Na jego twarz wypłynął uśmiech, a policzki znowu przyozdobiły krwiste rumieńce, które na chwilę jakby odrobinę przyblakły. Przez chwilę rozglądał się po pokoju, właściwie niewiele się tu zmieniło odkąd wyjechał. Może tylko kilka nowych zdjęć stało na komodzie. I dywan też wyglądał na jaśniejszy, niż poprzednio... A może to jego pamięć już zawodziła? Miał ochotę zaśmiać się z toku własnego myślenia.

                   - Dobra, nie wiem jak wy, ale ja idę spać, chłopaki - powiedział, podnosząc się ze swojego miejsca przy stole.

                   - Już wymiękasz, braciszku? - zapytał Jim śmiejące się.

                   - Nie, ale nie widzę powodu, żebym miał się nie wyspać, a chcę wracać do Francji. - odpowiedział, patrząc na młodszego brata. Ten uśmiechnął się do niego. Przecież on i tak wiedział, że wyjedzie.

                   - Już chcesz wracać? - zapytał zszokowany Joey, patrząc na niego trochę niewyraźnym wzrokiem. - Przecież jak zostaniesz jeszcze kilka dni, to nic się nie stanie. No chyba, że już tak bardzo stęskniłeś się za tą swoją panną, co? - przez chwilę milczał, nie chcąc odpowiadać na to pytanie.

                   - Dobra, dajcie już mu spokój - wtrącił się Angelo, mrugając porozumiewawczo w stronę starszego brata. Ten uśmiechnął się do niego w podziękowaniu.

                   - W takim razie, dobranoc wszystkim. - powiedział i wolnym krokiem wyszedł z salonu. Niemal po omacku, bo nie chciał zapalać światła wspiął się po schodach i skierował się w prawą stronę. Minął pierwsze drzwi, drugie trzecie, aż wreszcie dotarł do ostatnich. Szarpnął delikatnie klamkę i otworzył drzwi. Zawsze, kiedy był u starszej siostry, to nocował właśnie w tym pokoju. Czuł się tutaj jak u siebie. Właściwie nic tu się nie zmieniło. Na łóżku nadal była ta sama granatowa pościel, co zwykle. W oknach wisiały te same białe firanki, a na szafce przy łóżku stało to samo zdjęcie. Wziął je w dłonie i przyjrzał się odrobinę zakurzonej szybce. Ta sama fotografia, która w znacznym powiększeniu wisiała na ścianie w jego salonie. Złożył podstawkę ramki, otworzył szufladę i włożył zdjęcie do środka. Zamknął ją szybkim ruchem. Przyszła pora na to, aby wreszcie poszedł do przodu, a nie wiecznie cofał się do tego, co było. Meg już dawno powinna być zamkniętym etapem jego życia. A teraz nadszedł ten moment, kiedy się nim stała. Zrozumiał, gdzie teraz powinien być, z kim teraz powinien być. I wiedział, że jego decyzja jest słuszna. Położył się na łóżku i przyłożył głowę do poduszki. Nawet, nie pamiętał, kiedy zasnął.

...

Wpatrywał się w zegarek tkwiący na jego nadgarstku. Była już prawie siedemnasta. Oparł głowę o zagłówek fotela i przymknął oczy. Niespecjalnie lubił latać samolotami, mimo, że dosyć często to robił. Pociągi były dużo ciekawszym środkiem transportu. Miały ten swoisty klimat, którego samolotom zwyczajnie brakowało. Wolał prostotę siedzeń i przedziałów. Tą atmosferę, która była tylko tam. To, że ludzie dużo łatwiej potrafili nawiązywać ze sobą rozmowy. Nie było tego odgradzania się od innych. Tej całej nowoczesności, która zabierała to, co było najpiękniejsze.

                   - Prosimy o nieopuszczanie swoich miejsc oraz o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Powoli zbliżamy się do lądowania. Dziękujemy państwu za wybranie usług naszej linii lotniczej oraz życzymy miłego pobytu. - usłyszał komunikat i uśmiechnął się do siebie. Był już we Francji, tam gdzie powinien być. Wyjrzał przez okno. Budynki stawały się coraz wyraźniejsze i nie były już tylko malutkimi plamkami, które trudno było zidentyfikować. Był w domu.

...

Przez chwilę rozglądała się po ludziach, stojących w hali przylotów. Właściwie nawet nie wiedziała dlaczego tu jest. Wcale mu nie obiecywała, że tu przyjedzie, ale czuła jakąś dziwną potrzebę, aby tu stanąć. Przez chwilę nawet zastanawiała się, czy nie zrezygnować, czy nie wyjść i nie wrócić z powrotem do akademika, ale coś ją tutaj trzymało. Rozglądała się po pomieszczeniu. Właściwie bardzo rzadko tu bywała. Nienawidziła samolotów i unikała ich jak ognia. Panicznie bała się wysokości. Wolała pociągi. Wolała przyglądać się mijanym miastom i wioskom. Przyglądać się drzewom i kwiatom, które nawet zimą miały swój urok, przykryte masą białego puchu, wyglądając przy tym niczym panny młode w śnieżnobiałych sukniach. Ponownie obróciła głowę, szukając tej jednej twarzy, ale nigdzie go nie było. Przełknęła ciężko ślinę, a serce zaczęło bić szybszym rytmem. A co jeżeli jednak nie przyleciał? Co jeśli uznał, że zostaje w Niemczech? Że tutaj nie ma już po co wracać? Czuła jak ręce zaczynają jej drżeć, a dłonie robią się lodowato zimne i wilgotne. Strach, paniczny strach. Paraliżujący. Przymknęła oczy, próbując uspokoić własny oddech licząc do dziesięciu. Po kilkunastu sekundach ponownie rozwarła powieki. Zobaczyła go na końcu korytarza, a jej oczy rozbłysły niesamowitym blaskiem. Uśmiechnęła się delikatnie, a policzki przyozdobiły rumieńce. On też ją zauważył, bo również się uśmiechnął. Przez chwilę, myślała, czy zwyczajnie do niego nie podbiec. Tak bardzo tego chciała, tak bardzo chciała poczuć jego ramiona wokół swojej talii. Chciała poczuć jego ciepło. Ale stała nadal, jak wmurowana w podłogę, nie mogąc się ruszyć. Podszedł do niej i stanął naprzeciwko.

                   - Witaj. - powiedział miękko.

                   - Paddy... - nic więcej nie była w stanie wydusić z siebie. Jakby nagle zupełnie odebrało jej mowę. Uśmiechnęła się tylko delikatnie, a spod jej powiek wypłynęły dwie pojedyncze słone kropelki. Wyciągnął w jej stronę dłoń i starł kciukiem łzy, spływające po policzkach. Spojrzała na niego swoim błyszczącymi oczyma. Przytulił ją mocno do siebie. Wtulił twarz w jej miękkie, pachnące włosy. I cieszył się..., że jest właśnie tu, teraz... z nią. Tak po prostu.

...

3 tygodnie później

                   - Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytał. Siedzieli właśnie u niej w akademiku. Za oknem powoli zaczynało się ściemniać. Z nieba spadały puszyste płatki śniegu, tworząc tę magiczną zimową atmosferę. Uśmiechnęła się do niego radośnie.

                   - Jestem. - odpowiedziała stanowczo, patrząc na niego roziskrzonymi tęczówkami. Oparła się o ścianę, wtulając się jeszcze mocniej w leżącą za nią poduszkę. Siedzieli naprzeciwko siebie na jej łóżku. Tak jak właściwie prawie codziennie. To był taki ich rytuał. Kiedy wracała z zajęć, on na ogół już na nią czekał. Czasami gdzieś wychodzili, a czasami tak jak dzisiaj, zwyczajnie byli razem. Rozmawiali o tym, co robili cały dzień. Albo po prostu milczeli, bo zwyczajnie nie potrzebowali słów. I nie była to żadna z tych niezręcznych cisz, którą każdy chce przerwać.

                   - Na pewno? - był zdecydowanie sceptycznie nastawiony do jej pomysłu, nie był pewny czy jest już na to gotowy. Czy oni są...

                   - Tak, Paddy. - odpowiedziała. Chwyciła jego rękę, która leżała na prześcieradle i ścisnęła ją mocno. Odwzajemnił ten uścisk, splatając jej palce z własnymi. Uśmiechnął się do niej ciepło. Uniósł jej dłoń do twarzy i musnął delikatnie ustami jej szczupłe palce.

                   - Cieszę się, że jesteś. - powiedział cicho, prawie szeptem, tuż przy jej skórze. Nie chciał przerywać magii tej chwili zbyt głośnym słowem, czy zbyt szybkich ruchem. Naprawdę znowu czuł się szczęśliwy i był tym wyraźnie zaskoczony. Spotykali się już kilka tygodni, ale dopiero teraz zaczynał dostrzegać jak bardzo ta dziewczyna go zmieniła. Kiedy wyjeżdżał do Berlina, wtedy jeszcze się wahał. Będąc z Meg, czuł, że coś jest inaczej, ale wspomnienia tego uczucia, które między nimi było, nadal jeszcze płonęły żywym ogniem. Ale teraz... Gdy już był we Francji, zrozumiał, że to właśnie tu powinien być. Że uczucie do Meg w jakimś stopniu się wypaliło i to właśnie dzięki Joy. Zrozumiał, że dla tego człowieka, którym był teraz, to właśnie ona jest idealna. Meg była przeszłością, kimś, kto pasował do jego poprzedniego życia, ale do tego... już zwyczajnie nie pasowała. Tak po prostu było.

                   - Ja też. - odpowiedziała równie cicho jak on. Widział uśmiech rozjaśniający jej twarz, jej oczy. Przesunął delikatnie opuszkiem kciuka po jej dłoni, nadal nie luzując uścisku. Nie potrzebowali nic więcej. Po prosto byli razem. To nie było to wypalające uczucie, to nie była ta niesamowita siła, która łączyła go z Meg, ale... mimo, że ich uczucie było tak zwyczajnie, to wcale nie traciło nic na uroku. Oni po prostu cieszyli się tym, co mają, nie próbując tego zmieniać. To tak jakby porównać uśmiech ze śmiechem. Joy była jego uśmiechem, jego radością. Taką prostą... bez zawirowań, bez niewiadomych, bez niespodzianek. Wiedział, czego może po niej oczekiwać i tak było dobrze. Nie bał się. Nie czuł lęku, że nagle coś się wydarzy. Był to związek oparty na przyjaźni, na zrozumieniu.

                   - Już się nie mogę doczekać. - powiedziała, nie patrząc na niego. Przez chwilę przyglądała się wypalającej się świeczce zapachowej z nutą cynamonu. Wręcz czuła atmosferę zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, które zawsze tak bardzo kochała. Kochała Wigilię, kochała śpiewać kolędy w gronie rodzinnym, kochała to wszystko, co miało z tym związek. Świeżą, pachnącą choinkę ubraną co roku w te same kolorowe bombki. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Do mamy, która zawsze krzątała się w kuchni, przygotowując różne potrawy, aby każdy miał na stole coś, co akurat lubi. Do taty, który rano w Wigilię wnosił do domu ogromną choinkę, która ledwo co mieściła się w drzwiach. Do brata, który uparcie wspinał się na wszystkie stołki, aby sięgnąć czubka świątecznego drzewka i założyć na nim prześliczną srebrną gwiazdę, którą kiedyś sama zrobiła.

                   - Gdzie tak odpłynęłaś? - jego głos wyrwał ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze szerzej. 

                   - To będę moje najpiękniejsze Święta. - powiedziała, a on odwzajemnił jej uśmiech. Tak, to będą piękne Święta. Dla niego też. 

7 komentarzy:

  1. Ech...jaki on jest durny ;/ No ale cóż..jego życie, jego wybór :(

    OdpowiedzUsuń
  2. On? Jaka ona jest durna! Przeszła sobie do porządku dziennego nad tym, że on się był bzyknął ze swoją byłą! Dla mnie - niebywałe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja bym tak jeszcze nie przesadzała, że przeszła do porządku dziennego, kiedyś to jeszcze wyjdzie :P

      Usuń
  3. Jak pięknie się czyta ....o Joy,o Padzie i Joy.Wystarczy jedno słowo Nareszcie !!!nie powiem bo Pad mnie wkurza tym swoim nieogarnieciem...ale juz zmierza w dobrym kierunku;)rozdzial jak zawsze pięknie opisany,czytalam 2 razy.Jestem ciekawa jak będzie się rozwijać ich związek,uczucie.Bo mam nadzieje,ze będzie.Marta tak pięknie piszesz,ze ja każda scenę widzę przed oczami.A wiec Pad nie spieprz tego!

    OdpowiedzUsuń
  4. mi też to nie pasuje....;/paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  5. No to trzy do jednego....póki ci.... zdecydowanie kibicuje Meg... Ale Padzik ma się dobrze, gdzie nie wyląduje.... tam już jakaś laska czeka z otwartymi ramionami.... Trochę obawiam się tych świąt.... będą się na pewno po raczkach głaskać przy blasku choinki.... a biedna Meg....

    OdpowiedzUsuń
  6. ach... no zobaczymy, co Marta mam przygotowała, zobaczymy... jestem ciekawa

    OdpowiedzUsuń