sobota, 5 lipca 2014

Rozdział LXVII

LXVII

                   - Witam Pana, Panie Kelly. - odpowiedział mężczyzna surowym tonem, mocno ściskając wyciągniętą w jego stronę, dłoń  Paddy’ego. Jej spojrzenie krążyło pomiędzy dwojgiem mężczyzn, którzy wyraźnie mierzyli się wzrokiem. Czuła jak atmosfera w pokoju robi się coraz gęstsza. Błagalnie spojrzała w stronę drzwi, licząc, że pojawi się w nich mama, ale niestety nikt nie pojawił się w korytarzu, a z kuchni nadal dobiegało pobrzękiwanie naczyń. Chwyciła trzęsącą się rękę Pada i spojrzała z uroczym uśmiechem na swojego ojca.

                   - Może byśmy tak usiedli, co? Przecież nie będziemy stać tak cały wieczór. - zaśmiała się, próbując jakoś rozładować tą niezręczną sytuację. Paddy uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, ściskając jej ciepłą dłoń. Cała trójka rozsiadła się wygodnie. Paddy wraz z Joy zajęli kanapę, natomiast Thomas zajął miejsce naprzeciwko nich, w fotelu.

                   - W takim razie, panie Kelly... - zaczął.

                   - Wystarczy Patrick. - powiedział cicho Paddy, a widząc surowy wzrok ojca Joy, niemal natychmiast zaczął żałować własnych słów.

                   - Panie Kelly... - zaczął surowo. - To może opowie mi pan, jak poznał moją córkę.

                   - Tato, proszę... - powiedziała Joy. - Musisz od razu zaczynać od wywiadu? -zapytała, a Paddy aż wzdrygnął się na samo słowo wywiad.

                   - Pan Kelly chyba jest przyzwyczajony. - odpowiedział złośliwie. Joy spojrzała na ojca wyraźnie zaskoczona. Nigdy się tak nie zachowywał. To prawda, że nigdy jakoś specjalnie nie przyprowadzała do domu chłopaków, ale jego dzisiejsze zachowanie było zwyczajnie z jego strony niegrzeczne. Spojrzała na ojca surowo, lekko potrząsając głową. Zdecydowanie jej się to nie podobało. Nie chciała, żeby pierwszy jej wieczór w domu, po tak długiej nieobecności, zakończył się koszmarną awanturą, a wszystko na to wskazywało. Przez chwilę mierzyła się wzrokiem z ojcem, ale ten, po chwili odwrócił wzrok i z powrotem spojrzał na chłopaka swojej córki. To, czy był gwiazdorem, nie miało dla niego właściwie żadnego znaczenia. Istotne było to, jakie ma zamiary wobec jego ukochanej księżniczki. Bał się, że to ten typ faceta, który spotyka się z dziewczyną tylko i wyłącznie po to, żeby zaciągnąć ją do łóżka, a Joy była... Była ufna, łatwowierna i uważała, że wszyscy ludzie na świecie są dobrzy. Takiemu facetowi jak ten... rockman od siedmiu boleści mogło to przyjść, więc z wyjątkową łatwością. Przecież widział jak na niego patrzyła. Była zakochana, jej oczy mówiły to wyraźnie. A kogoś takiego najłatwiej jest skrzywdzić. I on nie miał zamiaru na to pozwolić. Tylko nie jego ukochana córeczka...

                   - Poznaliśmy się, jak jeszcze byłem w zakonie. - odpowiedział cicho Paddy, usiłując nie uciec przez szarymi tęczówkami, które patrzyły na niego groźnie. - Joy akurat pisała referat w bibliotece zakonnej. Szukała tam jakichś materiałów.

                   - I pan, miłosierny braciszek, postanowił jej pomóc. - dopowiedział zgryźliwie starszy mężczyzna.


                   - Tato, proszę! - tym razem już nie wytrzymała i podniosła swój głos, patrząc surowym wzrokiem na ojca.

                   - Ale córeczko, ja się chcę tylko dowiedzieć czegoś o Twoim znajomym. - powiedział, uspokajająco. Mimo wszystko, nie chciał się kłócić.

                   - Tak, dokładnie, postanowiłem jej pomóc, ale myślę, że to ona zdecydowanie bardziej pomogła mnie. - powiedział odważnie, zwracają oczy w stronę blondynki i uśmiechając się do niej ciepło. Ich dłonie splotły się jeszcze mocniej.

                   - Ach tak... - rzucił z powątpiewaniem Thomas. Do salonu wkroczyła ubrana w fartuszek Edith. W jej ręku tkwiła jakaś ścierka.

                   - Kochanie, ja wiem, że na pewno macie ciekawsze zajęcia, ale może jednak przetransportowalibyście te bagaże, bo można się o nie zabić w przedpokoju. - Joy uśmiechnęła się do niej szeroko. Nigdy tak szczerze nie pragnęła wziąć się za jakąś robotę, byle tylko nie musieć siedzieć w salonie. Czym prędzej podniosła się sofy, ciągnąc za sobą lekko zdziwionego Paddy’ego.

                   - Jasne, mamuś, już idziemy. - odpowiedziała wesoło, lekkim krokiem przemierzając salon. Na moment zatrzymała się w holu i odwróciła się w stronę mamy. - A właśnie, tak a propos, to Paddy śpi w gościnnym, prawda? Bo nie wiem, gdzie bagaże zostawiać. - Widziała jak mama lekko się krzywi. - Coś nie tak? - zapytała.

                   - Nie, nie, tylko, że... tak jakby Ci to powiedzieć. Jutro z samego rana ma przyjechać ciocia Anne... Uparła się, że zajrzy na dwa dni, jeszcze przed Świętami. Bo to przecież akurat po drodze. - przewróciła oczami. - No i naszykowałam już dla niej pokój gościnny, więc... Paddy przynajmniej te dwie noce będzie musiał spać u Ciebie. Przestawiliśmy z pokoju Louie tą sofę... Wiem, że nie jest może najwygodniejsza, ale niestety nie mamy innego wyjścia. - Joy spojrzała na Paddy’ego, ale jego wzrok był jakiś taki nieobecny, że nawet nie była pewna, czy w ogóle coś z tej rozmowy do niego dotarło. Odwróciła się z powrotem w stronę mamy.

                   - W porządku. - uśmiechnęła się do niej uspokajająco. Przecież to nic takiego. Mogą spać w jednym pokoju. To nic takiego. To po co tak usilnie przekonujesz o tym samą siebie, coś mówiło w jej głowie. Potrząsnęła głową, odganiając wątpliwości. To tylko wspólny pokój. Delikatnie dotknęła dłonią ramienia Paddy’ego, który stał obok niej.

                   - To idziemy na górę? - zapytała, patrząc na niego z ciepłym uśmiechem. Przez chwilę spojrzał na nią zdziwiony, jakby zbudzony z letargu. - Zanieść bagaże. - dodała, patrząc na jego zszokowaną minę.

                   - Aaa... Tak jasne. - odpowiedział i wziął na ramię jedną torbę, a drugą wziął w rękę. Joy podniosła z podłogi futerał z jego gitarą i poprowadziła go schodami na pierwsze piętro. Minęła pierwsze drzwi, pokój Louisa, potem łazienkę i otwarła ostatnie drzwi, prowadzące do jej królestwa. Właściwie nic tu się nie zmieniło. Te same jasne meble, ta sama zielona pościel na łóżku. Uśmiechnęła się. Nawet zdjęcia stały dokładnie tak samo na komodzie. Wszystko było dokładnie tak, jak to sama zostawiła przed wyjazdem na uczelnię. Tylko sofa stojąca pod oknem burzyła ten wystrój.

                   - Ładnie tutaj. - powiedział, z uśmiechem na ustach, rozglądając się po pokoju. Przy łóżku postawił torby i usiadł na nim.

                   - Przepraszam za tatę. - powiedziała, siadając obok niego na pachnącej świeżością pościeli. Lawenda. - On zwykle taki nie jest... naprawdę.

                   - Po prostu martwi się o Ciebie... - odpowiedział, patrząc na nią. - I może ma rację. Życie z muzykiem nie jest łatwe, kochanie, wierz mi. Przecież już zdążyłaś się o tym przekonać... te artykułu, fanki... to jest tylko początek... wierzchołek góry lodowej.

                   - Wiedziałam na, co się piszę, Paddy. - odpowiedziała pewnie, patrząc mu prosto w oczy. Wsunęła swoje szczupłe palce między jego.

                   - Wiem, ale... - zawahał się. Nie chciał wracać znowu do tematu Megan. Już tyle razy to wałkowali. Kolejny raz był bez sensu. Oboje wiedzieli, jak było. Tylko, że...

                   - Meg też? - wypowiedziała jego myśli na głos. - Nie jestem Meg, Paddy, pamiętaj o tym. Ja się tak łatwo nie poddaje. - dodała, ściskając mocniej jego dłoń. - Nie boję się fanów, dziennikarzy... nie, kiedy jesteś obok. - powiedziała, trochę ciszej, ale z ciepłym uśmiechem na ustach. Odwzajemnił, trochę niepewnie ten uśmiech.

                   - Przepraszam... - dodał obejmując ją jednym ramieniem. - Chyba dopiero powoli stres ze mnie schodzi.  A to, że Twój ojciec, już z samego założenia, że jestem muzykiem, ma o mnie najgorsze zdanie... no cóż. To wcale nie pomaga.

                   - Wiem, pogadam z nim jutro. - powiedziała. - Ale na razie... - dodała i opadła plecami na łóżko. - Jestem wykończona i najchętniej już bym tu została. - powiedziała, wtulając głowę w kołdrę. Przymknęła swoje powieki. Położył się obok niej, swoje ramię, podłożył pod jej głowę, a ona wtuliła się w jego klatkę piersiową. Czuła wyraźnie bicie jego serca. Kreślił jakieś niezidentyfikowane kształty na jej plecach. Przez kilka minut żadne z nich nie odezwało się ani słowem, a jedyny dźwiękami, jakie słychać było w pomieszczeniu, były ich mieszające się oddechy i równomierne bicia serc. Czuł łaskotanie jej włosów na policzku. Położyła dłoń na jego bijącym sercu. Czuła bijące od niego ciepło i... bezpieczeństwo. Delikatnie przejechała dłonią, po jego klatce piersiowej. Zadrżał lekko pod wpływem ciepła jej palców, mimo, że dzielił go od nich gruby materiał swetra. Uśmiechnęła się odrobinę zawadiacko.

                   - Czegoś sobie pani życzy? - zapytał, również się uśmiechając. Uniósł się, opierając się na swoich przedramionach. Jego twarz była tuż nad jej twarzą. Zmrużył lekko swoje oczy, patrząc w jej roześmiane tęczówki.

                   - Pocałuj mnie. - powiedziała, a jej policzki przybrały wręcz purpurową barwę. Nigdy tak nie mówiła... nie miała odwagi, tak zwyczajnie powiedzieć, czego pragnie. To zdecydowanie nie było w stylu starej Joy...  Pochylił się nad nią i musnął delikatnie jej wargi. Jedną dłonią błądził gdzieś w okolicach jej biodra. Dotknęła jedną dłonią jego policzka, natomiast druga powędrowała na jego plecy. Ich języki złączyły się ze sobą w subtelnym tańcu. Wsunęła dłoń pod jego sweter. Zrozumiał od razu. Podniósł się szybko, pozbył się go niemal natychmiast i rzucił gdzieś w kąt pokoju, zostając tylko w czarnej koszulce. Ona w tym czasie przesunęła się w głąb łóżka, opierając głowę na poduszce. Powolnym krokiem podszedł do łóżka, najpierw jedno kolano, potem drugie i znów pochylał się nad nią, całując zachłannie jej usta. Błądziła dłonią po jego plecach, raz po raz, wsuwając dłoń pod jego koszulkę. Czuła jego przyśpieszony oddech na swojej szyi. Jego usta, jego dłonie... potrafiła myśleć tylko o tym... wszystko inne było gdzieś obok. Co z tego, że piętro niżej był jej młodszy brat, byli jej rodzice. To teraz nie miało dla niej żadnego znaczenia. Liczyło się tylko tu i teraz. Czuła jego dłonie błądząco gdzieś po jej brzuchu. Jej serce było szaleńczym rytmem... i miała wrażenie, że zaraz wyleci z jej piersi. Ponownie zatopił swoje wargi w jej czerwonych już ustach. Dopiero, gdy usłyszała dosyć głośne kroki na korytarzu, otrząsnęła się i odepchnęła Paddy’ego od siebie. Dyszał ciężko. Usiadła na łóżku, próbując również własny oddech przywrócić no dawnej równomierności, jednak przyszło jej to z niemałym trudem.

                   - Ja... - zaczęła cicho, a jej głos drżał jeszcze. - To za wcześnie... ja... ja nigdy...ja nie... - język jej się plątał, niemiłosiernie. - Przepraszam, ja...

                   - To chyba ja powinienem Cię przeprosić. - powiedział.

                   - Nie, to moja wina, sama chciała. - odpowiedziała.

                   - Ale to ja... - zaczął.

                   - Chodźmy już na dół, dobra? Rodzice pewnie już się zastanawiają dlaczego tak długo nas nie ma. - odpowiedziała i szybko podniosła się z łóżka, a on zaraz po niej. Patrzył na jej drobną postać... Chyba pierwszy raz zaczął się bać... Tak naprawdę. I to nie tylko był stres... A wspólny pokój zdecydowanie nie pomagał.  

7 komentarzy:

  1. Mamma mia! No dziekuje Ci bardzo za ten rozdzial! Dziekuje! Nareszcie! Bo już myslalam, ze cos nie tak z Patrick'a glowa. No swietnie, swietnie! Podobalo mi się bardzooooo! Bardzooooo! Odruchy czlowieczenmstwa nareszcieeeeee! Super! Haha! Fajnie! Extra! Git!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, doczytalam. Tak, zaczal się bac, ino nie wiem czego. Nie rozumiem.

      Usuń
    2. To ja znów na końcu.... Padzik się boi, że nie utrzyma swojego ogiera na wodzy, to niech weźmie śpiwór i idzie spać do wanny....coby jakiejś kiły nie załapali..... Rozdział pięknie napisany....mistrzowski, ale nie lubię scen miłosnych z wyłupiastą w roli głównej. Zakochałam się jednak od pierwszego wejrzenia w cudownym ojcu biologicznym Joy.....zaje..sty gość. Edith we fartuszku....na pewno sexi.... Nie mogę doczekać się sylwestra...

      Usuń
  2. rockman od siedmiu boleści...Buahahahaha xD taki z niego rockman jak z koziej %*%&* trąbka :-P
    No nie wiem....nie wiem, co napisać.....lubię czytać tego typu części...ale nie wtedy, gdy muszę czytać o Joy..Moje uprzedzenie zaczyna mnie przerażać O__o Serio! Aż się we mnie gotuje, gdy w takich momentach widzę tę rybę ...szok!

    Paddy zaczyna się bać? Super! Niech stamtąd zwiewa..zanim się czymś zarazi 3:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. cholera napisałam komentarz i zniknał...
    fajny rozdział, ale nie wiem co mysleć...
    rozumiem Joy że nie chciała, bo to nie czas ani miejsce na pierwszy raz jesli chodzi o nią i o nich razem...
    a Paddy zachował się jak facet, hm... ale nie rozumiem czego się boi- jej ojca? innej kobiety niż Meg? tego, że nie była z facetem? hm

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow tatuś :)no zapowiada sie ciekawie ,Joy sie rozkręca .Mam wrażenie,ze jeszcze nie raz Nas zaskoczy i wcale nie jest ciepła klucha !!!!Piekna scena w Joy pokoju , czekam na wiecej bo niewierze i nieuwierze ze beda grzecznie spać na osobnych łóżkach ;)I tak czytam i czytam z uśmiechem na twarzy i na końcu prawie udlawilam sie pestka !!No czego On sie boi ???;) Da Pan radę Panie Kelly ;) super Marta jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  5. Beata-dobrze prawisz, gdy tylko widzę,że pojawia się nowa część-radość i uśmiech!ale mimowolnie na pierwszy rzut oka od razu szukam w tekście Meg....a kiedy nie ma...-to znowu czekam, i czekam, i czekam....paulinee911

    OdpowiedzUsuń