środa, 9 lipca 2014

Rozdział LXVIII

LXVIII

Siedzieli całą piątką przy stole, który wręcz uginał się od stojących na nim talerzy i półmisków pełnych smakowitych potraw. Atmosfera jednak nadal nie należała do najlżejszych. Nieustannie czuł na sobie spojrzenie stalowoszarych zimnych oczu, które śledziły każdy jego ruch. I zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie. Żadne pochrząkiwanie czy karcące spojrzenia Joy i jej mamy nie potrafiły tego zmienić.

                   - Panie Kelly... - ponownie zaczął Thomas. - Może opowiedziałby pan nam coś o sobie? - zapytał, patrząc na Paddy’ego. Niby zwyczajnie pytanie, ale było zadane takim tonem, że miał ochotę zwyczajnie na to pytanie nie odpowiadać.

                   - A co chciałby Pan wiedzieć? - zapytał jednak uprzejmie, patrząc z uśmiechem w stronę jego żony, która wyraźnie była mu bardziej przychylna. Cały czas się uśmiechała. Dopytywała czy wszystko mu smakuje. Sprawiała, że czuł się tu, niemal jak we własnym domu.

                   - Jest pan muzykiem... i to dosyć znanym muzykiem. To chyba nie sprzyja stałym związkom.

                   - Moje rodzeństwo jakoś całkiem nieźle daje sobie radę. Większość z nich jest już dawno po ślubie i mają również dzieci. Nie przeczę, że to nie jest trudne... ale wcale nie awykonalne. - dodał. - Z resztą ja już nawet ostatnio nie występowałem tyle, co wcześniej. Nie oszukujmy się, pewne lata już minęły... teraz raczej to są bardziej kameralne występy... i jestem pewien, że da się to pogodzić z życiem rodzinnym.

                   - Ach tak... - odpowiedział Thomas, ale nie odezwał się nic więcej, wyraźnie zirytowany tym, że gość raczył nie zgodzić się z jego zdaniem.

                   - Może opowiesz trochę o swoim rodzeństwie, Patrick? Właściwie to znamy ich chyba tylko ze sceny, a jestem pewna, że to przemili ludzie. - Edith uśmiechnęła się do niego ciepło, łagodząc surowość wcześniejszej wypowiedzi męża. - Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się ich poznać. - dodała.

                   - Mamo, proszę. - powiedziała surowo, ale i z uśmiechem Joy. Mama była zdecydowanie zbyt bezpośrednia, nawet jeżeli była przy tym taka urocza.

                   - Jestem pewien, że bardzo chętnie by państwa poznali. - odpowiedział z uśmiechem Paddy, patrząc na starszą kobietę. - Czy są przemiłymi ludźmi... to chyba nie mnie oceniać. Spędziliśmy ze sobą całe życie... Ale nie wyobrażam sobie, że miałoby ich nie być... jesteśmy ze sobą naprawdę bardzo blisko... tacy prawdziwi przyjaciele. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć, cokolwiek by się nie działo.

                   - To właśnie najważniejsze w rodzinie. Móc na sobie polegać. - odpowiedziała Edith. - Prawda, kochanie? - zwróciła się w stronę swojego męża. Przez chwilę udawał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.

                   - Oczywiście, kochanie. - odpowiedział jednak, ale jego głos był jakiś suchy.

                   - No dobrze, moi drodzy, bardzo miło się siedzi, ale musicie już być zmęczeni. Jest już dobrze po jedenastej. Ja tu sobie spokojnie posprzątam i też się położę. - powiedziała z uśmiechem Edith.

                   - Pomogę Ci, mamuś. - odpowiedziała.

                   - Ale ja sobie dam radę kochanie... - zaczęła spokojnie.

                   - Mamuś... - Joy spojrzała na nią wymownie. Sprzątanie było tylko i wyłącznie pretekstem. Chciała pogadać z mamą, tak zwyczajnie. Chciała się dowiedzieć, co myśli o Paddym, czy go polubiła. No i przy okazji porozmawiać o tacie...

                   - No dobrze, skarbie. - uśmiechnęła się ciepło do córki. - To zaprowadź Patricka do pokoju, a ja już powoli zacznę wynosić naczynia do kuchni. - dodała, podnosząc się z miejsca.

                   - W porządku, zaraz przyjdę. - odpowiedziała i również podniosła się ze swojego krzesła, jednocześnie chwytając dłoń Paddy’ego i prowadząc go w stronę korytarza, a następnie schodami do góry, do jej pokoju. Otworzyła drzwi.

...

                   - Bardzo sympatyczny ten Twój Paddy. - usłyszała, gdy tylko kilkanaście minut później wkroczyła do przestronnej, jasnej kuchni.

                   - Tata chyba tak nie uważa. - dodała z lekkim przekąsem.

                   - Nie przejmuj się nim, skarbie. Po prostu musi się przyzwyczaić i na pewno mu przejdzie. Zawsze byłaś jego małą księżniczką, i chyba dopiero teraz zaczyna docierać do niego, że ta mała księżniczka już jest dorosła.

                   - Może... - powiedziała sceptycznie Joy, biorąc z rąk mamy talerz, i wycierając go w kraciastą ścierkę. Następnie odłożyła naczynie na blat. - Ale nie chcę żeby każda ich rozmowa kończyła się awanturą, a gdybyś dzisiaj nie weszła do salonu, to dokładnie tym by się ta urocza pogawędka skończyła. Nie lubię takie atmosfery, gdy siekierę można powiesić w powietrzu.

                   - Pogadam z nim, skarbie i jestem pewna, że już się to więcej nie powtórzy. - uśmiechnęła się do Joy, pokrzepiająco. - On się po prostu martwi o Ciebie...

                   - Ja wiem, ale nie musi być przy tym taki... - nie dokończyła, ale Edith zrobiła to za nią.

                   - Złośliwy? - bardziej chyba zapytała, niż stwierdziła.

                   - Tak. - odpowiedziała Jo.

                   - Daj mu kilka dni, po prostu. Jestem pewna, że przekona się do tego Twojego Patricka. To naprawdę bardzo miły młody człowiek. Może trochę... zdystansowany. No ale przy jego trybie życie, przy tej całej jego karierze i jej skutkach to chyba nic dziwnego. Najważniejsze jest to, że się kochacie. A wierz mi, widać to w każdym Waszym spojrzeniu. Aż miło patrzeć... - uśmiech mamy wyraźnie poprawił jej humor. Chociaż ona jedna nie była przeciwna. - Z resztą Louie też go polubił. - dodała, śmiejąc się pod nosem, Edith.

                   - No tak, prawie nie odstępował go na krok. - również się zaśmiała.

                   - Także, niczym się nie martw, kochanie. - dodała, Edith. - A teraz już zmykaj, bo mi tu zaraz zaśniesz na stojąco. - powiedziała ze śmiechem. - Ja już dam sobie radę. No już! - dodała, widząc, że Joy chce jeszcze coś wtrącić.

                   - Dobranoc mamuś. - powiedziała. Odłożyła ścierkę, którą nadal miała w dłoniach i wolnym krokiem wyszła z kuchni, ziewając przeciągle. To prawda, była zmęczona. Nie tylko dzisiejszą podróżą, była zmęczona całą tą atmosferą, która wyraźnie ciążyła wszystkim domownikom, była zmęczona dopiero, co zakończoną sesją. Weszła powoli po schodach na górę i skierowała się w stronę swojego pokoju. Otworzyła cicho drzwi i przekroczyła próg, równie bezszelestnie zamykając je za sobą. Paddy spał na sofie, oddychając równomierne. Uśmiechnęła się lekko na ten widok. Był taki spokojny, na jego policzkach widoczne były delikatnie rumieńce. Cicho przemierzyła pokój i z komody wyjęła swoją ulubioną piżamę w żabki. Zabrała ją ze sobą i swoje kroki skierowała w stronę łazienki. Przez chwilę przyglądała się bladej twarzy, która patrzyła na nią z lustra. Przemyła ją czystą, chłodną wodą. Od razu lepiej, pomyślała. Wzięła szybki prysznic, przebrała się w swoją piżamę umyła zęby, i wolnym krokiem wróciła do pokoju. Przez kilka minut przyglądała się jeszcze śpiącemu Paddy’emu, który pochrapywał cicho, a potem położyła się na swoim łóżku, opatuliła szczelnie kołdrą i niemal natychmiast, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, zasnęła.

...

Usłyszała dźwięk telefonu, który uporczywie wdzierał się do jej uszu. Spojrzała na zegarek, ale ten wskazywał dopiero szóstą rano. To była zdecydowanie zbyt wczesna pora na telefony. Mimo to, sięgnęła po aparat. Na wyświetlaczu zobaczyła kompletnie sobie nieznany numer. Przez chwilę miała ochotę zwyczajnie odrzucić połączenie, ale jednak odebrała, wciskając zieloną słuchawkę.

                   - Słucham? - powiedziała, nadal zaspanym głosem, w którym pobrzmiewała lekka chrypka.

                   - Odczep się od niego. - usłyszała tylko w słuchawce. Głos wyraźnie należał do kobiety. Wyjątkowo wkurzonej kobiety. Nic z tego nie rozumiała. Brała opcję jakiejś napalonej fanki, która jakimś cudem zdobyła jej numer telefonu i postanowiła zrobić jej głupi kawał. Szkoda tylko, że wybrała sobie taką wczesną porę, pomyślała.

                   - Nie rozumiem, od kogo mam się odczepić? - zapytała jednak, tylko. Nie miała ochoty na wdawanie się w niepotrzebne dyskusję. I bez nich miała wystarczająco dużo problemów. Nie chciała sama sobie tworzyć następnych.

                   - Czy ty naprawdę jesteś taka głupia? Myślisz, ze z Tobą zostanie? Skończysz dokładnie tak samo jak ja. - zimny i złośliwy głos mógł należeć tylko do jednej osoby.                                  

                   - Megan? - zapytała.

                   - A myślałaś, że kto? - zapytała osoba po drugiej stronie. - Daj sobie spokój, on i tak Cię oleje, prędzej czy później. Bez względu na to, ile razy będziesz go zapraszała na Święta. - śmiech Meg rozniósł się niemal echem po pokoju. - Wróci do Berlina. Wiesz o tym, prawda? 

                   - O co Ci chodzi? - zapytała, czując jak pod jej powiekami zbierają się łzy.

                   - Mnie? Kochanie, po prostu jest mi Cię żal. Pakujesz się w związek bez przyszłości. On i tak Cię zostawi, zobaczysz. - kolejna salwa śmiechu. - Dokładnie tak , jak ostatnio. Nie powstrzymasz go... Wróci do mnie. Zawsze wraca.

                   - Bo ty tak chcesz? - zapytała, próbując odeprzeć jej atak podobną złośliwością.

                   - Nie. Dlatego, że on nie wytrzyma z zakonnicą taką, jak ty. - zaśmiała się. - Zobaczysz, że do mnie wróci. I to już niedługo, skarbie. - dodała jeszcze i rozłączyła się.

                   - Nie! - krzyknęła tylko, a jej własny krzyk wyrwał ją ze snu. Usiadła gwałtownie na łóżku, oddychając ciężko. Po jej policzkach gęsto spływały łzy. Spojrzała w stronę okna. Nocne niebo co chwila przecinały błyskawice. Silny grzmot sprawił, że zadrżała. Panicznie bała się burzy.

                   - Coś się stało, Jo? - usłyszała zaspany głos Paddy’ego. Jej krzyk musiał go obudzić. Przecierał właśnie ręką oczy. Spojrzała w stronę zegarka. Było dopiero parę minut po trzeciej. Jeszcze jeden głęboki, drżący oddech.

                   - Po prostu miałam zły sen, i... i boję się burzy. - wychlipała, obejmując się wątłymi ramionami. O nic nie zapytał, po prostu wstał, podszedł do jej łóżka, usiadł obok niej, i przytulił mocno. Wtuliła się w niego, mocząc jego koszulkę swoimi łzami.

                   - No już, cichutko, kochanie. To tylko zły sen, nic więcej. - szeptał uspokajająco, głaszcząc ją przy tym po jej jasnych włosach. - Nie płacz, to tylko sen. - jego głos przynosił jej ukojenie. Po kilku minutach przestała szlochać, i tylko pojedyncze łzy spływały po jej zarumienionych policzkach. - Zostać z Tobą? - zapytał, cicho. Nie odpowiedziała, pokiwała tylko potakująco głową, jeszcze mocniej wtulając głowę w jego klatkę piersiową. Ułożył ją na boku na łóżku, a sam położył się za nią, nadal mocno trzymając ją w ramionach. Przykrył ich kołdrą. Czuł, jak jej oddech powoli się uspokaja, a jej serce wraca do normalnego rytmu.  Zasnął niedługo po niej, czując na twarzy dotyk jej jedwabistych włosów. 

7 komentarzy:

  1. Marta I kill you :P Zawału omało nie dostałam... myślałam, że przestanę lubić Meg za to, że zadzwoniła do zakonnicy :P a to tylko zły sen ufffff... kamień serca :P bardzo dobrze, niech ją straszy przez sen "upiór Meg" jak to szanowna koleżanka Riri mówi :P może w końcu się odczepi od Niego.... Rodział świetny, jak każdy z resztą, widzę, że Edith drugie imię to "dobra rada" :P coś w tym jest :P BOMBA :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleeee czad !!! Meg jako koszmar senny. ! No i dobrze ! Niech wie, co ją czeka! Pi*da z niej a nie dobra partia........O Boshe ! Nie wiem czemu jej tak nie lubię......

    OdpowiedzUsuń
  3. ach ja też prawie nie dostąłm zawału, a to sen...
    fajny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Betsy ja też nie lubię tej....P.. nawet nie wiem dlaczego......co będzie dalej? Chodzi mi o poranek, wiadomo....sex z rana jak śmietana.... Ale mam nadzieje, że jednak do niczego nie dojdzie. Ojciec jak Kargul...nie Pawlak...drzwi wystawi, bo duchota....

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha! A potem przyjdzie i będzie naprawiał radio :D Hahaha!

    No, ale co do rozdziału, to fajny był. Wiedziałam od razu, że to sen, bo to nie było w stylu Meg. I myślałam, że albo się naćpała i dzwoni do Joy albo to sen Joy. Hahaha! Żal mi Joy. I nie wiem czy Marta to słusznie pokazuje, czy ja to może inaczej rozumiem, ale tamta miłość z Meg była zupełnie inna, a ta z Joy jest inna. Jakby hmm... Jakby nieprawdziwa i nie 'ta', rozumiecie, o co mi chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  6. Paddy-----wracaj natychmiast do Meg!!!!! teraz, natychmiast.amen.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero teraz .... Super rozdział , tatuś no naprawdę ...nie pomaga .Biedna Joy ...upiór jej sie śnił to mozna zawału dostać ! Teraz mam nadZieje Padzik rozgoni demony .. Juz czekam na następny rozdział,Joy i PadZik musza sie wyluzować a na to najlepszy sposób ... ;) wiadomo jaki !super !

    OdpowiedzUsuń