LXXI
Gdy wróciła do domu, było
już dobrze po północy. Cicho otworzyła drzwi i przekroczyła próg mieszkania. W
kuchni paliło się światło. Wolnym ruchem zdjęła rękawiczki, płaszcz oraz szalik
i odwiesiła rzeczy na wieszak. Następnie zdjęła buty i przeszła do jedynego
jasnego pomieszczenia. Nick siedział przy stole, opierając głowę na stole. Był
wyraźnie zmęczony.
- Martwiłem się o Ciebie. - powiedział, powoli
podnosząc głowę i patrząc prosto w jej zapłakane błękitne oczy. - Gdzie
byłaś... I co się stało? Meggie? - patrzył na nią pytającym wzrokiem. Usiadła
przy stole, naprzeciwko niego. Oparła łokcie na stole i zwiesiła na nich głowę.
- Byłam u
lekarza. - powiedziała cicho, nawet nie patrząc w jego stronę.
- O tej godzinie? - zapytał.
- Potem byłam jeszcze w parku... Musiałam... sobie
ułożyć parę rzeczy w głowie. Nie sądziłam, że... Ja... nie rozumiem, Nick...
Boję się... Ja sobie nie poradzę... - wyraźnie plątała się we własnych słowach,
jakby stało się coś strasznego, a ona nie wiedziała jak to komuś uświadomić.
Jeszcze bardziej zaczął się o nią martwić.
- Jesteś chora? - zapytał przestraszony. - Jakoś
sobie poradzimy. Znajdziemy najlepszych lekarzy... i na pewno wyzdrowiejesz...
Nic się martw. Damy radę. Kto jak nie my? - mówił co mu ślina na język
przyniesie.
- Nie Nick... Nie jestem chora... Znaczy nie w
takim normalnym znaczeniu. - powiedziała, nadal na niego nie patrząc.
- To co się stało? Czego się dowiedziałaś?....
Meggie? No wyduś to z siebie. - dotknął jej ramienia, próbując zwrócić jej
uwagę na siebie. Ale ona nadal uparcie uciekała wzrokiem gdzieś w bok. - Meg,
powiedz to wreszcie... Skoro nie jesteś chora, to co?
- Jestem w ciąży, Nick... - wychlipała przez łzy,
które spłynęły jeszcze większym strumieniem po jej bladych policzkach. Oparła
głowę na stole, tak jak on wcześniej. Jej ciałem wstrząsały silne dreszcze.
Słone krople spływały na drewniany blat. - Będę miała dziecko, rozumiesz to?...
- jej głos drżał wyraźnie. - Bo do mnie to nie dociera... - była tak
zdezorientowana całą tą sytuacją. - Ja... nie dam rady, nie potrafię... -
wydukała nieskładnie. - Ja się nie nadaję... Ja... - nie potrafiła pozbierać
własnych myśli, a tym bardziej ubrać w
ich słowa.
- W ciąży? - wydukał. - Ale... Czy to jego? - z
ledwością powstrzymał wybuch gniewu. Nie krzyknął, tylko dlatego, żeby nie
sprawić jej bólu, aby nie dołożyć jej niepotrzebnych nerwów. Widział, że i tak
już jest załamana. Zacisnął mocno zęby, aż poczuł metaliczny posmak krwi na
języku. Dlaczego on ciągle gdzieś tu błądzi, mimo, że nie ma go obok.
Przyglądał się uważnie spływającym po jej twarzy łzom. Nie była w stanie
odpowiedzieć. Nie potrafiła wypowiedzieć tego jednego, jedynego słowa. Widział
jak wargi je drżą. Skinęła tylko lekko głową na potwierdzenie. No tak... czyje
mogłoby być? Zacisnął mocno pięści na stole, aż pobielały mu kłykcie. Przymknął
oczy i policzył do dziesięciu, oddychając głęboko. W ciąży... z tym, z tym...
idiotą, palantem, debilem, z tym, który tak cholernie ją zranił. Z tym, który
ma już nową panienkę... narzeczoną, z którą prowadza się gdzieś po francuskich
uliczkach. Tym razem to jemu zrobiło się niedobrze. Mimo to, otworzył oczy i
dotknął jej chłodnej dłoni. - Poradzimy sobie jakoś... - powiedział cicho. -
Wszystko się ułoży... na pewno. Pomogę Cię... Wiesz, że zawsze możesz na mnie
liczyć. Nie zostawię Cię z tym samej... - nadal głaskał opuszkami palców jej
delikatną dłoń.
- Ja się nie nadaję Nick... nie potrafię być
matką, nie umiem... Wiesz to, tak samo dobrze jak ja. Nie chcę być kolejną z
tych samotnych matek, na które patrzą ze współczuciem... Nie chcę dla tego
maluszka takiego życia... Z resztą...Wyobrażasz sobie, co będzie jak media się
dowiedzą? Nieślubne dziecko Paddy’ego Kelly...? Nie chcę zniszczyć mu życia już
na starcie... Nie zasłużył sobie na to... - cały czas łzy spływały po jej
policzkach, a szloch zniekształcał wypowiadane słowa. - Co ja mam robić, Nick?
- błagalny ton jej głosu, zadawał mu niemal fizyczny ból. Uścisnął mocniej jej
dłoń.
- Damy sobie radę, Meggie. - powiedział,
uśmiechając się do niej blado. Tak jakby również sam siebie próbował o tym
przekonać, a nie tylko ją. - Damy sobie radę. - powiedział jeszcze raz.
- Taa... - spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł
jej tylko jakiś grymas, który w niczym nie przypominał tego wyrazu radości.
Wcale nie czuła się szczęśliwa... Nie teraz.. Gdyby byli z Paddy’m nadal
razem.... to pewnie teraz skakałaby z radości i zastanawiała się jakiego koloru
buciki kupić, aby oznajmić mu tą cudowną wiadomość... A teraz? Teraz on był
gdzieś tam, we Francji, ze swoją narzeczoną, czy kimkolwiek ona dla niego była,
a ona była tu... w Niemczech. Tak cholernie daleko od niego... Nie tylko
fizycznie, ale też psychicznie... Ich związek skończył się już dawno, ale...
mimo, to miała teraz jego namacalny dowód... Dowód miłości... Ta krucha,
maleńka istotka, która zaczęła się w niej rozwijać, była jego częścią... Może
będzie miała te same ciemnoniebieskie oczka... może te same delikatne szczupłe
paluszki... ten sam uśmiech, lekko falowane włoski... Może... Ta myśl sprawiła
jej, mimo wszystko, jakąś radość... Nie ma szansy z nim być, to chociaż będzie
miała przy sobie kogoś, w kim był... Na jej twarzy wśród potoku łez, można było
zauważyć błyszczące radością oczy, a na ustach pojawił się nikły uśmiech. -
Będę mamą... - powiedziała jakimś takim ciepłym głosem, w którym zabrzmiała matczyna
duma. - Będę mamą... Mamą... - to słowa nagle nabrało dla niej kompletnie
nowego znaczenia. - Będę mamą... Mama. - powtarzała te słowa, jakby usłyszała
je po raz pierwszy w swoim życiu, albo jakby po raz pierwszy wreszcie
zrozumiała, co one oznaczają. - Mamusia. - mimo, że nadal po jej twarzy płynęły
słone krople, a wraz z nimi cały makijaż, jaki zrobiła tego poranka, to jednak
były to już łzy radości, a nie żalu.
...
Siedzieli właśnie przed
kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień. Choinka płonęła kolorowymi
światełkami, które przypominały o niedawno minionych Świętach. To wszystko było
nadal takie kompletnie nierealne.
- Kochanie... - zaczął, przeczesując delikatnie
palcami jej włosy. - Może pojechalibyśmy na Sylwestra do Kolonii? Patricia robi
jakąś imprezę... Dzwoniła do mnie wczoraj i pytała, czy byśmy nie przylecieli.
Pomyślałem, że to w sumie fajny pomysł... Nie byłem tam na Święta... a
chciałbym z nimi spędzić trochę czasu jeszcze w tym roku... No i ty wreszcie
miałabyś okazję poznać całe moje rodzeństwo... Co o tym myślisz? - zapytał.
Przez dobrą chwilę słyszał tylko jej spokojny oddech. Wyraźnie zastanawiała się
nad odpowiedzią, jakiej powinna udzielić. Widziała, że mu zależy...Nie mogła
tego nie widzieć... To było jego rodzeństwo, z którym pewnie pierwszy raz od
wielu lat nie spędził Świąt Bożego Narodzenia. To było normalne, że chce się z
nimi spotkać...
- Pewnie, czemu nie? - odpowiedziała, odwracając
się do niego z uśmiechem. - Bardzo chętnie ich poznam. - Odwzajemnił jej
uśmiech i musnął wargami jej czoło, odsuwając z niego jednocześnie kosmyki
włosów, które wysunęły się spod opaski, która je przytrzymywała przed wpadaniem
do oczu.
- Sylwester jest w sobotę, więc moglibyśmy
wyjechać w czwartek... na przykład. W piątek zrobilibyśmy sobie małą wycieczkę
po Kolonii. Pokazałbym Ci swoje ulubione miejsca... Co ty na to?
- A dostaniemy jakieś bilety? Jutro już wtorek,
Paddy.
- Pewnie... Pociągiem zawsze się dostaniemy... -
zaśmiał się.
- W takim razie, na Twoją odpowiedzialność. - odpowiedziała,
wtulając się w jego ramiona. Było jej wszystko jedno gdzie będzie, ważne było
tylko z kim tam będzie. A teraz już była tego pewna...
...
Była sama w
domu. Zrobiła sobie zieloną herbatę i usiadła na kanapie w salonie. Podkuliła
nogi i okryła się szczelnie kocem. W rękach trzymała gorący kubek, który niemal
parzył jej drobne dłonie. Na stole leżał album ze zdjęciami... Jakoś nigdy nie
potrafiła go wyrzucić, schowała go tylko gdzieś na dnie szafy... A teraz
właśnie przyszedł moment, kiedy postanowiła powspominać te najpiękniejsze
chwile. Początek jej związku z Paddy’m... zawsze kojarzył się jej ze słońcem,
ciepłem, radością... Dotknęła dłonią, nadal jeszcze płaskiego brzucha... Teraz
z ich związku pozostała tylko ta maleńka istotka, która się w niej rozwijała...
Może maleńki Patrick...Tak bardzo tego pragnęła.. Owszem... jej strach nadal
był paniczny... bała się, że sobie nie poradzi, że nie sprawdzi się w roli
matki... ale to wszystko bladło przy tym niesamowicie silnym instynkcie
macierzyńskim, który zaczął się u niej objawiać. Musi dać sobie radę... nie ma
innego wyjścia... Dla tego maleństwa, dla którego będzie jedynym rodzicem. Powoli
przekładała koszulki zapełnione zdjęciami z wakacji, koncertów, czy zwykłych
prostych dni, kiedy siadywali na kocu w parku, dzieląc się swoimi wrażeniami z
całego dnia. Zdjęcia, które robiła mu w studio, gdy nagrywali coś z całą
rodziną. Zdjęcia ich przyjaciół... ich wspólne wspomnienia. Usłyszała sygnał
swojego telefonu. Na wyświetlaczu pulsowała słowo, MAMA. Przez chwilę
zastanawiała się czy odebrać telefon. Jej świąteczna wizyta w domu zaczęła się
właściwie od potężnej awantury... Przypomniała sobie krzyk ojca, który klął na
czym świat stoi na tego rockamana, który ją przeleciał, a potem zostawił i to
jeszcze z dzieckiem. Na nic zdały się tłumaczenia, że on nic o nim nie wie. Dla
ojca to nie miało żadnego znaczenia... Był gotów dzwonić do Paddy’ego w
przeciągu pięciu minut, po tym jak się dowiedział o ciąży córki. Nie zgodziła
się... Nie chciała żeby było z nią tylko i wyłącznie z powodu dziecka... z
litości... Nie takiego życia chciała dla tej małej istotki, która w niej
była... Nie chciała wiecznych wyrzutów... Że zrobiła to specjalnie... Nie
dlatego, że on by jej to wypomniał... nie był taki, ale wiedziała, że sama ze
sobą czułaby się źle, rozwalając jego związek. Był szczęśliwy... widziała to...
na każdym zdjęciu na niemieckich forach... zawsze uśmiechnięty... a przecież
tylko tego dla niego chciała. Odeszła od niego... miał prawo ułożyć sobie życie
jeszcze raz... ona będzie musiała jakoś dać sobie radę... I na pewno nie zwróci
się do niego o pomoc... Tylko tego jednego była pewna... Nie zmusi go do bycia
razem, nie zmusi go do bycia ojcem... Bo zwyczajnie nie miała do tego prawa...
Sięgnęła po aparat i wyciszyła dźwięk... Nie chciała teraz z nikim rozmawiać...
Jej życie było tylko i wyłącznie jej życiem... jej i maleństwa... i sama będzie
musiała jakoś je sobie ułożyć. Jeszcze mocniej wtuliła się w koc i upiła łyk
herbaty. Przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele, a delikatny uśmiech
zagościł na jej bladej buzi... Nie ona pierwsza i nie ostatnia... Musi dać
sobie radę, dla niego...
Nielibię tego Nicka....ma szczęście, że nie robił jej wyrzutów i w miarę się zachował....najlepiej niech sobie idzie od Megg naj najdalej....czuję, że to przez niego będą kłopoty.... Strasznie się cieszę z tej ciąży....ale to chyba widać na FB..... A najważniejsze, że Megg też się cieszy....jaet pełna niepokoju - co będzie dalej....ale cieszy się.... Ona kocha Padzika....to oglądanie zdjęć... te myśli, jak będzie wyglądał dzidziuś..... srtasznie go kocha....a On ją, tylko wydaje mu się coś innego...... Martula jak Ty ślicznie piszesz....
OdpowiedzUsuńMasz rację Aneta, ja też nie lubię Nicka, wkurza mnie i mam co do niego złe przeczucia...
OdpowiedzUsuńBiedna Meg :( mimo ze ona zerwała z Paddy'm nie potrafi się od niego odciąć zupełnie :( ale jeśli ma taka możliwosc to niech mu powie o tym sama, bo w tej sytuacji niestety są paparazzi i jeśli będą pierwsi wiedzieć nim Meg mu powie, to bedzie gorzej. Paddy na pewno by jej pomógł, wspierał itd. bo on jest fajny...
a Joy i Pad zobaczymy co dalej i jak ją przyjmie jego rodzina, hm...
Rozdzial super, zwlaszcza ten watek z Meg, jak sama siebie przekonywala,ze bedzie mama-to bylo slodkie. Ja akurat doskonale ja rozumiem, bo tez się nie nadaje na matke, hehe. Ale ten Nick jak już napisalam na grupie-jakis cichociemny,s erio. On z nia mieszka w ogole czy tylko przesiaduje? Bo siedzi w jej domu jak ona wraca,a moze mi cos umknelo. Dobrze,ze już u Pada i Joy po Swietach, moze cos na tym Sylwestrze się zdarzy albo w Kolonii? Meg nie mieszka w Kolonii,prawda? Bo znowu cos zapomnialam. W sumie,to wspolczuje jej z calego serca,ze jest w tej ciazy,ze musi się borykac z takimi problemami jak: czy powiedziec o dziecku czy nie? Matko! Nie zazdroszcze.
OdpowiedzUsuńJeszcze napisze to,co na grupie. Moim zdaniem Paddy moze i kocha Joy,ale nie jest to tak silne i intensywne uczucie jakim darzyl Meg. Probuje byc obiektywna i w tym momencie czytania opowiadania nie stoje za żadna z nich. Dziekuje!
Ach! Och! Cudownie! Wybornie! Rewelacyjnie!!!
OdpowiedzUsuńNie lubię Nicka...dobrze, że nie jestem jedyna. Mam cichą nadzieję, ze w przypływie złości odniesie Paddyemu o ciąży. Bo czuję, że Meg tego nie zrobi.....
A Joy niech pocieszy się Nickiem...są dla siebie stworzeni i coś ich łączy...3:-) Oboje kochają bez wzajemności totalnej.!
Liczę na to , że w tego sylwestra coś się wydarzy! Coś wyjątkowego i magicznego!
Nieogarnięta Meg.... Nie umiem o Niej napisać nic pozytywnego ...Powinna być z Nickiem , wkoncu On i tak u Niej śpi, pomieszkuje , sprząta :)Tworzyliby tAki fajny związek ..taki nieogarniety jak ...Meg.Super wzmianka o Joy i Padziku .. Wspólny sylwester u Kelly super ! Mam nadzieje , ze bedzie tam najprzystojniejszych brat ;) wow niemoge sie doczekac ! pięknie Mistrzu moj ;)
OdpowiedzUsuńJa się zgadzam z moimi przedmówczyniami ( oczywiście standardowo oprócz mojej Kochanej Riri :D bo po przeczytaniu Jej komentarza muszę zawsze policzyć do 10 i się uspokoić:P i dopiero potem coś napisać :P )
OdpowiedzUsuńBiedna Meg... nie zazdroszczę Jej sytuacji... ale to uzmysłowienie sobie, że ten malutki dar, który rośnie w jej brzuszku, jest, będzie czymś najwspanialszym, świadczy o tym, że jest mądrą osobką :D I rozumiem ją, że nie chce by Paddy wiedział, itd. ale z drugiej strony niech tego przed Nim nie ukrywa... bo za kilka lat ( już patrzę w przyszłość ) może tego żałować... ... a ten Nick to mnie tak irytuje >:( na równi z zakonnicą... niech spierdzielają we dwóch to swojego świata,a Meg z Padem niech wracają już do swojego <3 Ciekawam co się wydarzy na tym Sylwestrze... może wystrzelą Joy razem z petardą o północy ... Jimmy no zrób to dla mnie :P Martunia pięknie napisany rozdział :*
a ja mam dziś urodziny i z tego tytułu-bardzo proszę---niech to dziecko się urodzi!!!to najważniejsze!!!paulinee911
OdpowiedzUsuńW takim razie, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :*
Usuńdzięki, hm...życzenia rzadko się spełniają, więc może się uda;)wiesz, że jestem jedną z najwierniejszych;D paulinee911
OdpowiedzUsuń