czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział LXIX

LXIX

Stała, opierając się rękoma o ławkę. Czuła jak mięśnie drżą jej niemiłosiernie. Do tego cały czas jej ciałem wstrząsały torsje. Śnieg padał na jej rozwiane przez wiatr długie, falowane włosy. Pochyliła głowę, łapiąc duży haust powietrza. Znowu zrobiło jej się niedobrze.

                   - Lepiej już? - zapytał Nick, który stał tuż za nią.

                   - Tak - wydukała tylko, jeszcze mocniej zaciskając dłonie na oparciu drewnianej ławki.

                   - Mówiłem, że to beznadziejny sposób żebyśmy tam szli. - powiedział, dotykając jedną dłonią jej włosów i odsuwając je na jedno z ramion Meg. Jej blada twarz niemal zlewała się z wszechobecnym białym puchem.

                   - Po prostu się źle poczułam...- powiedziała cicho. - Musiałam się czymś zatruć. Może to ta czekolada? Mam uczulenie na cynamon, pewnie go dosypali. Jutro wszystko na pewno będzie w porządku.

                   - Taaa... zrobili to specjalnie po tym jak ewidentnie powiedziałaś kelnerce, że ma go nie być? Jakoś mi się nie wydaje. - odpowiedział sceptycznie Nick.

                   - Zapomniała?

                   - Meggie, kogo ty chcesz oszukać, siebie czy mnie? - zapytał, powoli obracając ją w swoją stronę. Miała wrażenie, że cały świat wiruje wokół niej. Oparła się o jego klatkę piersiową, próbując złapać równowagę - Zrobiło Ci się niedobrze dokładnie wtedy gdy ten... no... no ten blondyn, w każdym razie, wspomniał o narzeczonej brata... Meg, ja wiem, że ty nadal coś do niego czujesz, ale nie możesz tak reagować na jedno słowo o nim... zwyczajnie się wykończysz.... 

                   - Nic mi nie będzie. - odpowiedziała, wbijając wzrok w swoje stopy. Nadal miała przed oczami uśmiechniętego Angelo... zawsze go lubiła, wiecznie radosny, optymistyczny facet, do tego niezwykle poukładany, potrafił sprowadzić rodzeństwo do pionu, mimo, że był najmłodszy z nich. Ale dzisiaj miała ochotę zwyczajnie go zamordować. Tylko za to jedno słowo, „narzeczona”, „jest u swojej narzeczonej we Francji”. Tylko tyle. Dokładnie po piosence Baby it’s cold outside, którą tak zawsze uwielbiała... Pamiętała jego ton głosu, tą radość, kiedy mówił o szczęściu, jakie daje ta druga osoba... I to jedno słowo... Narzeczona... Narzeczona brata. Nie sądziła, że ten związek zaszedł już tak daleko. Ona była z Paddy’m lata, a dopiero w dzień jej ucieczki postanowił się jej oświadczyć. A ta pannica miała go po miesiącu czy dwóch. Co ona miała w sobie takiego, że po tak krótkim czasie kompletnie stracił dla niej głowę. W czym była lepsza, niż ona? Ładniejsza, młodsza? Za wszelką cenę nie chciała tak o nim myśleć, ale tylko takie wyjaśnienia przychodziły jej akurat teraz do głowy .

                   - Może już wracamy do domu, co? - zapytał Nick. - Z tego Twojego koncertu już i tak nici, a przecież nie będziemy marznąć na dworze. - wyciągnął w jej stroną dłoń, a ona chwyciła ją, nawet się nie zastanawiając. Paddy, to już był zamknięty etap, a ona właśnie straciła nadzieję, że kiedykolwiek będzie jeszcze miała chociaż szansę jeszcze raz zobaczyć go na własne oczy. Była pewna, że jego ciemnoniebieskie tęczówki już nigdy nie spojrzą na nią w ten sam sposób, a dłonie nie owiną się wokół jej talii. Narzeczona. To właśnie koniec, pomyślała, a kilka łez spłynęło po jej policzku, niemal od razu zamarzając w niesamowicie niskiej temperaturze, panującej na dworze.

...

Czuła, jak jej ciało, obejmują silne ramiona, do tego było jej tak niesamowicie ciepło. Przez chwilę zastanawiała się w gdzie w ogóle jest... Dopiero po kilku dobrych minutach przypomniała sobie sen, który obudził ją w środku nocy i Paddy’ego, który obiecał, że z nią zostanie. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego ciepłego głosu i dłoni, które przeczesywały jej długie, jasne włosy. Starała się nawet nie poruszyć, aby tylko go nie obudzić. Jego oddech rozdmuchiwał jej włosy, a serce biło równym rytmem. Wtuliła się jeszcze mocniej w jego ramiona i oparła głowę na obejmującym ją ramieniu. Splotła własną dłoń z jego, która nadal spoczywała na jej brzuchu. Zapomniała o tym, że w pokoju obok jest jej młodszy brat, że na dole są jej rodzice. Przecież tak naprawdę nic nie miało znaczenia, poza tym, że oni są tutaj... razem, że ich serca biją tym samym rytmem. Czuła jak jej wargi wręcz automatycznie się uśmiechają, a ona zwyczajnie nie ma na to żadnego wpływu.

                   - Już nie śpisz? - usłyszała lekko zachrypnięty głos za sobą, a uścisk na jej dłoni stał się mocniejszy. Miał tak niesamowicie delikatne dłonie. Wiedziała to już wcześniej, ale te obecne bodźce docierały do niej ze znacznie większą intensywnością niż wcześniej. Powoli przekręciła się na drugi bok i spojrzała w ciemnoniebieskie, zaspane jeszcze oczy mężczyzny. Na jego twarzy widniał lekko zarost, który przykrywał ślady odciśniętej poduszki.

                   - Przed chwilą się obudziłam. - odpowiedziała z uśmiechem, wpatrując się w jego spokojną, również uśmiechniętą twarz. Mrużył swoje oczy, które były jeszcze wyjątkowo wrażliwe na światło słoneczne, które przemykało pomiędzy kwiatowymi wzorami na firance wiszącej w oknie.

                   - Jak się spało? - zapytał, dotykając dłonią jej rozgrzanego policzka, na którym tliły się delikatne rumieńce.

                   - Cudownie... - westchnęła tylko, lekko przymykając swoje zielone oczy. Uśmiechnął się, słysząc jej słowa.

                   - Żadnych koszmarów? - zapytał.

                   - Żadnych. - odpowiedziała tylko.

                   - A tak właściwie to, co takiego Ci się śniło? - kolejne pytanie. Przez chwilę nawet myślała, czy mu nie opowiedzieć. Wylać wszystkie swoje obawy, które gdzieś tam tliły się w jej głowie. Powiedzieć o Meg, o tym, że boi się, że ona kiedyś może się po raz kolejny pojawić w ich życiu, tak jak to miało miejsce niecałe dwa miesiące temu... o tym, jak bardzo się boi, że ją zostawi, że nie będzie taka jak być powinna... Ale te wszystkie obawy gasły, gdy tylko widziała uśmiechające się do niej prawie granatowe tęczówki. Gdy tylko, czuła jego dłoń, która trzymała w uścisku jej własną, taką drobną.  

                   - Nic ważnego. - odpowiedziała więc tylko. - Jakieś bzdury... nawet nie pamiętam dokładnie. - dodała. Przynajmniej niech on nie ma żadnych zmartwień.

                   - Aha. - powiedział, przyciągając ją mocniej do siebie. Musnął delikatnie swoimi wargami jej usta. Odwzajemniła pocałunek, splatają własny język z jego.

                   - Drapiesz. - zaśmiała się po chwili, odrywając wargi od jego ust. Dłonią nadal błądziła gdzieś w okolicach jego serca. Temperatura w pokoju wyraźnie wzrosła o kilka stopni.

                   - Aż tak bardzo Ci to przeszkadza? - zapytał, mrużąc swoje oczy i patrząc na nią trochę rozbawionym, a trochę jeszcze przymglonym wzrokiem.

                   - Wcale. - odpowiedziała, ponownie łącząc ich usta ze sobą. Czuła jego dłonie na swoich plecach. Palce przesuwające się pod jej koszulką, które wprawiały całe jej ciało w drżenie. - Ale chyba powinniśmy już wstać. Już jest... - zaczęła i spojrzała w stronę zegarka stojącego na komodzie. - Matko! - krzyknęła i zerwała się z łóżka, błyskawicznie wysuwając się z jego ramiona. - Już po dziesiątej. Rodzice już pewnie dawno na nogach, a my jeszcze w łóżku. Zrzuciła kołdrę na podłogę. - No już, wstawaj! - chciała być wyjątkowo stanowcza, ale miała wrażenie, że jego ta sytuacja bawi. Z resztą ona sama już zaczynała się śmiać.

                   - Ale po co? Mi tu jest całkiem dobrze. Co prawda wolałbym, żebyś była tu ze mną, no ale... - powiedział. - Jak się nie ma, co się lubi...

                   - Nie ma leżenie! Już i tak zaspaliśmy. - powiedziała.

                   - Kochanie, są Święta. Jestem pewny, że nikt nie wymaga od nas wstawania o siódmej rano. Przecież wiedzą, że byliśmy zmęczeni po podróży, do tego późno poszliśmy wczoraj spać. Spokojnie.

                   - Dobra, ty rób co chcesz, ale ja już wstaję. - powiedziała, podchodząc do komody i wyciągając z niej jakąś bieliznę i czerwoną sukienkę, w której nie chodziła już chyba ze trzy lata. Zawsze wydawała się jej zbyt krótka, zbyt wizytowa, zbyt jakaś tam, ale dzisiaj... czuła, że w taki dzień, jak dziś, tylko ten strój będzie odpowiedni. Odwróciła się jeszcze w stronę łóżka, uśmiechnęła się do Paddy’ego, który ponownie opatulił się szczelnie kołdrą, a następnie wyszła z sypialni i udała się w stronę łazienki. Wzięła szybko prysznic. Założyła ubranie. Później stanęła przed lustrem. Miała wrażenie, że cała promienieje, oczy jej błyszczały, do tego miała delikatne rumieńce na policzkach. I zdecydowanie nie była to zasługa gorącej wody. Umyła zęby, potem starannie rozczesała swoje długie jasne włosy, które następnie zaplotła w warkocz. Wyszła uśmiechnięta z łazienki na korytarz.

                   - Już wstałaś, kochanie? - mama wyłoniła się właśnie z sypialni Louisa, niosąc na rękach stos czystych ręczników.

                   - Wstałam. - odpowiedziała. - A ty już pewnie od rana na nogach, prawda? Mogłam nastawić budzik... Przynajmniej bym Ci pomogła, mamuś.

                   - Wszystko mam pod kontrolą, kochanie. Z resztą, wcale nie od aż takiego rana, dopiero po ósmej wstaliśmy z tatą. Louis też jeszcze śpi. A tatę wysłałam po ostatnie zakupy. Oczywiście, zawsze przecież się czegoś zapomni. Jeszcze nigdy przed Świętami nie udało mi się kupić wszystkiego. - zaśmiała się Edith. - A Paddy jeszcze śpi? - zapytała córki.

                   - Nie, w sumie to już nie. Narobiłam rabanu, jak zobaczyłam, która jest godzina i niestety się obudził.

                   -  No i po co, słoneczko? Mógł sobie jeszcze spokojnie pospać... No, ale nic. To ja pójdę zanieść tę ręczniki do łazienki na dole, a ty możesz wstawić wodę na kawę. Pewnie wszyscy będą  chcieli wypić do śniadanie.

                   - Jasne, mamuś. - odpowiedziała i obie udały się schodami na dół. Edith skręciła w jedną stronę do łazienki, a Joy w drugą do kuchni. W całym domu zabrzmiał głośny dźwięk dzwonka.

                   - Oho... - westchnęła Edith - To chyba ciotka Anne, lepiej pójdę otworzyć.

                   - Żeby nie było awantury, tak jak w zeszłym roku? - obie zaśmiały się na samo wspomnienie. Kobieta w średnim wieku  wyzywająca na wszystko i na wszystkich, że kazało jej przez pięć minut stać na mrozie. - To akurat było całkiem zabawne.

                   - Ale obudzi Louisa i Paddy’ego... Wolę żeby przynajmniej jeszcze przez godzinę w tym domu panowała cisza. - zaśmiała się Edith. Odłożyła ręczniki na komodę, a następnie przeszła przez korytarz otworzyła drzwi, wpuszczając gościa do środka. 

8 komentarzy:

  1. Eeeekstra!!! Normalnie super a jak czytam o Paddym to mam przed oczami jego twarz z koncertu (chociaż ten jest trochę młodszy). Oczywiście fajna część Martuś, pozdrawiam JUSTYNA B.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie Mag! Wiemy, co się u niej dzieje. A Angelo to łotr, że powiedział 'narzeczona'. Mógł sobie darować.

    Co do drugiej części, to trochę już bym chciała, żeby się coś działo. Ale najgorsza fujka, to całowanie się prosto po przebudzeniu, bez umytych zębów. Aż mi się niedobrze zrobiło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Ja nienawidzę Meg ! Staram sie , ale z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie irytuje ! Myslalam , ze Ona w ciąży i aż mnie prawie zemdlilo! Pannica .... No co za babsko !!!!!! Tak Meg ta pannica jest we wszystkim lepsza od Ciebie! A przedewszystkim jest NORMALNA!!!!Martus rozdział oczywiście świetny ! I tez czekam na trochę pikanterii miedzy Joy i Padzikiem!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riri :D jesteś świetna :D czytam te komentarze i tylko jest o tym, że Joy jest dziwna a Meg ta najlepsza.. aż niedobrze się robi.. Modlę się żeby nie była w ciąży -_- nie w tym momencie ;o
      Jesteśmy tego samego zdania, nie lubię Meg! :/

      Usuń
  4. Oj Riri Riri ! Jak czytam Twoje komentarze to mam ochotę wgryźć Ci się w tętnicę 3;-)
    W końcu coś o Megusi ! Serio....to ja też myślałam że ona w ciąży !!! Aż zapiałam z radości! Nie może na chwilę obecna być z ukochanym...to mogłaby nosić pod sercem jego dziecko :-) Jego namiastkę <3
    Część o Joy przemilczę....bo robi mi się niedobrze już na samą myśl o niej 3:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. zgdzam się z Beatą!precz z zakonnicami !!! a dziecko-było by super!paulinee911

    OdpowiedzUsuń
  6. Precz z zakonnicą o wyłupiastych oczach... To będzie ciąża...był złoty Padzikowy strzał.... Aaaaaaaa będzie maleńki Padalczyk....huuuuuurrrrraaaaa

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeeej.. muszę pisać komentarze na świeżo po przeczytaniu... bo teraz mam w głowie pustkę :O Eeeej serio, ja też myślałam, ze Meg w błogosławionym stanie... to byłby dar z niebios <3 Biedna... :( Riri masz szczęście, że ja Cię tak bardzo loveeee, bo inaczej bym nie była oszczędna w słowach co do Twojego komentarza... a tak napiszę tylko tyle, że w każde Meg, wstawiam sobie imię Joy i jest gitez :D Martunia część świetna i podpatrzyłam, że w kolejnej będzie więcej Meg, więc ja Ci baaaardzo dziękować za to :***

    OdpowiedzUsuń