Before the pain there was fun and there was nothing to worry. Some things are hard to understand, the reasons for your departure...
poniedziałek, 21 lipca 2014
Rozdział LXX
LXX
Siedziała przy biurku,
przeglądając kolejne tabele, która miała umieścić w prezentacji na jakąś
naradę, ale nie potrafiła się skupić. Od tego nieszczęsnego koncertu, miała
wrażenie, że jej ciało i umysł nie do końca chciały ze sobą współpracować.
Coraz częściej bolała ją głowa, do tego czasem dochodziły nudności. Nawet
tabletki przeciwbólowe nie zawsze pomagały. Napiła się kilka łyków lekko już
chłodnej słodkiej herbaty. Słodkiej? Aż wzdrygnęła się... Przecież ona nigdy
nie słodziła herbaty. Co się ze mną dzieje, pomyślała.
- Hej, Meggie, skończyłaś już? Bo chce jeszcze kilka rzeczy przerobić, ale
to już w tej prezentacji. - usłyszała głos dochodzący zza drugiego biurka
stojącego w pokoju. Debbie uśmiechała się do niej, zza ekranu swojego
komputera.
- Nie, jeszcze nie. Jakoś nienajlepiej się dzisiaj
czuję. - odpowiedziała z bladym uśmiechem. Znowu zrobiło jej się niedobrze.
- No właśnie... jesteś strasznie blada... Może
zrobić Ci jakiejś herbaty, co? Sok malinowy, cytrynka... jeżeli to od jakiegoś
przeziębienia, to powinno pomóc... - Na samą myśl o malinach zrobiło się jej
jeszcze bardziej niedobrze. Przytrzymała dłonią usta, i czym prędzej podniosła
się ze swojego fotela. - Hej, co Ci jest? Meg? - usłyszała jeszcze, ale nawet
nie siliła się na odpowiedź, czym prędzej wybiegła z biura i skierowała się w
stronę łazienki, która mieściła się na końcu korytarza. Otwarła drzwi kabiny i
opadła na kolana. Oparła głowę o białą deskę sedesową. Jej ciałem wstrząsały
silne torsje. Ktoś za drzwiami zaczął dobijać się do środka.
- Meg? Jesteś tam? Co ci jest? - głos Deb huczał
jej w uszach niczym wodospad. Przetarła dłonią mokre od potu czoło. Włosy
związane w kucyk tuż nad karkiem, przykleiły się do jej szyi. - Meggie?
Wszystko w porządku? - głos odbijał się echem od kafelków na ścianie. Na chwilę
podniosła głowę, ale zaowocowało to tylko zwróceniem całej treści żołądkowej. -
Meg?! - Wzięła kilka głębokich wdechów i powoli podniosła się z podłogi,
trzymając się ścianki działowej. Spuściła wodę, a następnie chwiejnym krokiem
wyszła z kabiny. - Matko, co Ci się stało? Wymiotowałaś? Meggie?
- Nic mi nie jest. - odpowiedziała, opierając się
dłońmi o umywalkę. Nadal ciężko oddychała. - To pewnie jakieś zatrucie, albo
coś takiego. - Odkręciła kran, następnie przepłukała usta chłodną wodą. Kilka
kolejnych głębokich wdechów. Spojrzała na bladą jeszcze twarz, która patrzyła
na nią z lustra. Co mi jest? Zastanawiała się w myślach. Przetarła wilgotną
dłonią spoconą twarz.
- Powinnaś iść do domu, Meggie. - odpowiedziała
pewnie Debbie. - Może to jakiś wirus, albo coś takiego. Idź do lekarza.
- Już jest w porządku. - odpowiedziała. Jeszcze
raz przetarła twarz chłodną wodą, a następnie odrobinę bardziej rześkim krokiem
wróciła do pokoju. Tuż za nią szła Debbie, która patrzyła trochę podejrzliwie
na koleżankę. To zdecydowanie nie było normalne. Ale nie chciała się specjalnie
wtrącać... Może akurat Meg nie chce jeszcze się chwalić... Może jeszcze nie
jest pewna i woli poczekać z takimi wiadomościami na potwierdzenie lekarza. Bo,
że chodzi o ciążę była właściwie pewna. Poranne nudności... słodzona herbata, a
przecież ona zawsze piła gorzką... To zdecydowanie dawało do myślenia. Uśmiechnęła
się do siebie. Cieszyła się, że jej koleżanka wreszcie układa sobie życie na
nowo. Że wraca do normalnego funkcjonowania... Ma nowego faceta.... Ten Nick,
którego miała okazję poznać, wydał się jej bardzo sympatycznym i poukładanym
facetem. Może odrobinę wybuchowym, ale na pewno czułym, no i kochał Meg. To aż
rzucało się w oczy.
...
Siedziała właśnie w
poczekalni w prywatnym gabinecie lekarskim. W dłoniach trzymała jakąś kartkę
papieru, która służyła jej jako rozładowywacz stresu, gdyż gięła ją
niemiłosiernie. Na korytarzu siedziało tylko kilka kobiet. Jednak z nich,
siedząca na przeciwko, była już w wyraźnie zaawansowanej ciąży.
- A pani? Który miesiąc? - zapytała, głaszcząc się
po wydatnym brzuchu z wyraźnym uśmiechem skierowanym w stronę Meg. Mogła mieć
nie więcej jak trzydzieści lat. Jej krótkie rude włosy, połyskiwały we wpadającym
przez okno zimowym słońcu. Spojrzała na nią wyraźnie przestraszonym wzrokiem.
- Słucham? - wybełkotała.
- Który miesiąc? - zapytała, nadal z uśmiechem. -
Ja już ósmy. - odpowiedziała, wskazując na swój brzuch. - Już się nie mogę
doczekać, aż będę mogła trzymać moje maleństwo w ramionach. To nasze pierwsze
dziecko. Synek, Patrick. - skuliła się w sobie jeszcze bardziej i zacisnęła
dłonie w pieści. - W ogóle, nazywam się Adela. A ty? - wyciągnęła w jej stronę
dłoń z pomalowanymi na niebiesko paznokciami. Drżącą dłonią, uścisnęła rękę
kobiety.
- Megan. - odpowiedziała cicho, wbijając oczy w
swoje stopy.
- To który miesiąc? - zapytała ponownie kobieta.
- Nie wiem... Nawet nie wiem czy w ogóle jestem w
ciąży... To moja... pierwsza wizyta... i ja... - wydukała kompletnie bez ładu i
składu, nadal wbijając wzrok w jasną wykładzinę leżącą na podłodze. Otworzyły
się drzwi, a z nich wyłoniła się starsza pielęgniarka, trzymając w dłoniach
podkładkę, na której spoczywało kilkanaście zapisanych kartek. Stanęła w progu.
- Pani Hoss? - zapytała, rozglądając się
jednocześnie po korytarzu.
- To ja... - wybąkała cicho Meg, podnosząc się z
niewygodnego, plastikowego krzesła. Zdążyła tylko zarejestrować ciepły uśmiech,
jaki posłała w jej stronę Adela, a następnie drzwi do gabinetu zatrzasnęły się
za nią z hukiem, który niemal odczuła jak fizyczny ból. Naprzeciwko niej, za
biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku ubrany w biały fartuch. Przełknęła
głośno ślinę. To się nie może dobrze skończyć, pomyślała, wypuszczając powietrze
ustami.
- Mam dla Pani dobrą wiadomość. - usłyszała tylko,
osuwając się na krzesło naprzeciwko lekarza. I była pewna, że to, co dla niego
pewnie było fantastyczną wiadomością, dla niej oznaczało koniec wszystkiego.
Kilka głębokich wdechów. Zacisnęła dłonie w pięści.
...
Wolnym krokiem wszedł do
kuchni. Lekko zdezorientowany rozglądał się po pomieszczeniu. Przy stole
siedziały trzy kobiety. Z tym, że jedną z nich widział w swoim życiu po raz
pierwszy.
- Dzień dobry. - przywitał się, patrząc w stronę Joy,
która uśmiechała się do niego ciepło. Podniosła się ze swojego miejsca i
podeszła do Paddy’ego. Uścisnęła jego dłoń, splatające własne palce z jego.
- A to jest właśnie Paddy, ciociu - powiedziała,
patrząc w stronę kobiety. - Paddy, to jest ciocia Anne, o której mama wczoraj
wspominała. - dodała, uśmiechają się w stronę Paddy’ego.
- Bardzo miło mi Panią poznać. - powiedział.
- Tak, tak, mnie również miło. - odpowiedziała
kobieta, właściwie nie zwracając na niego specjalnej uwagi. I zaraz po
wypowiedzeniu tej krótkiej formułki wróciła do przerwanej rozmowy z Edith.
- Może masz ochotę na jakieś śniadanie? - zapytała
Joy po cichu. - Możemy się stąd wymknąć do jakiejś kawiarenki. Podają tu pyszne
maślane croissanty. - oblizała się na samą myśl o takim posiłku. - Co ty na to?
- ścisnęła mocniej jego ciepłą dłoń.
Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
- Jestem jak najbardziej za. - odpowiedział, ciągnąć
ją już w stroną korytarza i podając płaszcz wraz z szalikiem, które wisiały na
wieszaku. Następnie zdjął swoją kurtkę, którą czym prędzej założył na siebie.
- Spokojnie... - zaśmiała się. - Tak szybko nie
zamkną, nie musimy się aż tak bardzo śpieszyć. I tak mamy dużo wolnego czasu. -
złapała dłoń, którą wyciągnął w jej stronę, zdążyła tylko krzyknąć,
- Wychodzimy... - i już zatrząsnęły się za nią
drzwi domu.
...
Nadal nie mogła w to
uwierzyć. Słowa lekarza odbijały się echem w jej głowie. W ciąży... Szósty
tydzień... Dziecko... Przecież ona się do tego kompletnie nie nadaje... Przetarła
dłonią zmęczone oczy. W ciąży... Nie potrafiła w to uwierzyć... To było jak
jakiś zły sen, z którego nie mogła się obudzić... Dziecko... Nawet nie zwracała
uwagi na to, że na dworze jest tak niewyobrażalnie zimo. Nadal siedziała na
ławce w parku tuż obok gabinetu lekarskiego. Nie miała siły iść dalej, nie
miała siły, ani odwagi wsiąść na kierownicę swojego samochodu. Nie panowała nad
swoim ciałem, a jej refleks musiał spaść do zera. Usłyszała jak w kieszeni
płaszcza wibruje jej telefon. Wyłączyła go, gdy tylko weszła do budynku i
zupełnie o nim zapomniała. Wyciągnęła aparat i spojrzała beznamiętnie na
wyświetlacz. NICK. Odebrała połączenie i przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Meg, do cholery, gdzie ty jesteś? Miałaś być w
domu po szesnastej! Gdzie ty jesteś? - słyszała jego krzyk, ale miała wrażenie,
że kompletnie nie rozumie wypowiadanych słów. Jakby były w kompletnie nieznanym
jej języku. - Meg! Powiedz mi gdzie jesteś! Przyjadę po Ciebie! - po jej twarzy
spłynęła kolejna porcja łez. - Ty płaczesz? Meggie, co się stało? - jego głos
stał się delikatniejszy, uspokajający. Już nie krzyczał, ale słowa i tak
odbijały się echem w jej głowie. Przetarła dłonią mokre policzki, na których
momentalnie zasychały spływające łzy. To wszystko było dla niej zdecydowanie
zbyt wiele. Nie potrafiła poradzić sobie z własnymi emocjami.
- Nic... Po prostu to koniec... Koniec
wszystkiego. - dodała i wcisnęła czerwoną słuchawkę, kończąc połączenie. Przytuliła
zmarznięty policzek do w połowie zaśnieżonej ławki. To koniec, pomyślała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ale się porobiło...
OdpowiedzUsuńtrochę głupia sytuacja, a ten Nick mi się nie podoba.. jak pamiętam z prologu - Paddy zapytał co Nick jej zrobił, czy pomyślał, cos było, ale nie myslałam że ona zajdzie, hm, a moze ona poroniła :( i dlatego w prologu dzwoni do Padda:( to by było smutne :(
juz sama mam wątpliwości kto jest dla siebie lepszy czy Pad i Meg czy Paddy i Joy...
wiec oczywiście tego poronienia jej nie życzę...bo to smutna rzecz
zobaczymy co Martuska wymyśliła...
Yes Yes Yes ! Słowo się rzekło ! Ciąża potwierdzona ! Ależ się cieszę! Znając Meg, nie będzie chciała o tym powiedzieć przyszłemu tatusiowi, co zdenerwuje Nicka . Podejrzewam , że Nick będzie chciał, by Paddy wziął pełną odpowiedzialność za to, co się stało i sam niezwłocznie powiadomi o tym Paddyego 3:-) Aaaaaaaale się cieszę !
OdpowiedzUsuńRiri ! Piję Twoje zdrowie !
Ach... cóż za cudowna wiadomość :D Meg, nie martw się, wszystko się jakoś ułoży, ja, Anetka i Betsy będziemy Cię wspierać wszelkimi siłami ;) Tak, że głowa do góry ;) Ale Nick też mi się nie podoba, drażni mnie jakoś, od początku :P pasował by do Zakonnicy .. jak w mordę szczelił :P autorko weź sobie to do serca :P Cudowna część <3 aj lov ju :*
OdpowiedzUsuńŁo matko! Padam na twarz po przejechaniu ponad 800 km na gazeli, ale musiałam przeczytać. I uczyniłam to jednym tchem. Suuuuper! Porobiło się, pomieszało się, ale ja tak jak Ania, zupełnie nie wiem, z którą byłby bardziej szczęśliwy. Ech... No nic. Czekam na ciąg dalszy, ale czad!
OdpowiedzUsuńMasakra ! Nóż w serce ! Eror ! Eror ! Mam nadzieje , ze Joy i Padzik mimo wszystko beda razem ! No nie umiem nic wiecej napisać ...... Eror Joy damy radę masz wsparcie !
OdpowiedzUsuńNiech Joy się łudzi....niech się cieszy i niech dalej będzie muskana przez Padzika hehe. Spoko. W łóżku miał Meg, jego serce należy również do niej...Z Joy jest tylko z rozsądku.
OdpowiedzUsuńNieogarnięta Meg...i ciąża to bedzie dla Niej wyzwanie .Sama siebie nie ogarnia a tutaj dziecko... Wierze , ze Padzik zostanie z Joy bo sie kochają , a Meg no wlasnie miał Ja w łóżku i tyle ;)
OdpowiedzUsuńJuchu wiedziałam że Padzik coś zasieje 😂 tam było tak gorąco magnetyczne że kto by tam myślał o jakimś durnym zabezpieczeniu 😂😂😂😂 jak ja się cieszę że Megan zaciągżyla😘😘😘😘 ja już mogę za nią urodzić i pomóż jej wychować to baby 😂
OdpowiedzUsuń