środa, 22 stycznia 2014

Rozdział III



Rozdział III



- No i jak Ci się układa z moim kochanym braciszkiem?- zapytała Maite.

Siedziały właśnie w kawiarni mieszczącej się w ogromnym centrum handlowym, popijając różane latte. Maite uśmiechała się do niej pytająco, wyraźnie czekając na udzielenie odpowiedzi.

- A masz coś konkretnego na myśli, czy tak po prostu pytasz?

- Wiesz, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie, Maggie?

- Dobrze, a jak ma mi się układać?

- No nie wiem, mam wrażenie, że chyba coś jest nie do końca tak. Jakaś taka jesteś milcząca dzisiaj.

- Po prostu się nie wyspałam, tyle. Zawsze doszukujesz się historii, tam gdzie jej nie ma, wiesz Maite?

- Czy ja wiem, na ogół mam rację.

- Tym razem nie koniecznie. Naprawdę jestem z Paddy’m szczęśliwa. Chyba nigdy nie byłam w nikim aż tak zakochana, a powiem Ci, że to bardzo miłe uczucie. Może tylko widujemy się trochę za rzadko ale to raczej zrozumiałe, nie mam mu tego za złe. I tak spędza ze mną dużo czasu.

- Brakuje Ci go?

- Aż takie to dziwne?

- Nie, pewnie że nie. Tylko…

- Tylko co? – zapytała.

- Nie boisz się, że kiedyś przestanie Ci to wystarczać. No wiesz, on raczej trybu życia nie zmieni, pytanie czy ty będziesz w stanie zrobić to dla niego.

- Nie wiem, Maite. Na razie jest w porządku i nie mam zamiaru tego psuć. Naprawdę jestem szczęśliwa, on też jest, to chyba jest najważniejsze, prawda?

- Tak, na razie tak.

- No i dokładnie o to chodzi. Nie wiem co będzie za 5 czy 10 lat ale wiem, że teraz jest dla mnie kimś najważniejszym, kimś bez kogo nie wyobrażam sobie życia.

- Wiesz, że on coś ostatnio wspominał o zaręczynach?

Spojrzała na Maite z wyraźnym zaskoczeniem w oczach. Nie zdawała sobie sprawy, że to wszystko zaszło aż tak daleko. Owszem kochali się, byli szczęśliwi ale przecież mieli jeszcze czas. Ona dopiero skończyła studia, chciała pracować, rozwijać się, a nie zostać żoną i matką na pełen etat. On też miał przed sobą wielką karierą i jeszcze tak wiele do zrobienia.

- A tak konkretnie to, co właściwie mówił?

- Wiesz, ja nie mam pamięci absolutnej, Meg. Po prostu wspomniał raz czy dwa, że chciałby już założyć rodzinę. W końcu jest trochę straszy od Ciebie, nic dziwnego, że chciałby mieć już żonę i dzieci. Właściwie to już chyba najwyższa pora.

- Dla niego może tak.

- A dla Ciebie nie? Meggie czy ty chcesz powiedzieć, że…

- Po prostu się nie spodziewałam, ok? – przerwała jej szybko – myślałam, że jest nam dobrze tak jak jest. Nie planowałam jeszcze ślubu. Chociaż w sumie… może faktycznie to już czas. W sumie 25 lat to też już trochę jest.

- Podobno najlepszy czas na urodzenie dziecka – powiedziała Maite i obie wybuchły serdecznym śmiechem. Może faktycznie to już czas, pomyślała. Przecież nie musi od razu rzucać wszystkiego tylko dlatego, że z kimś jest. Kochała Paddy’ego, tego była pewna, i tylko z nim potrafiła sobie wyobrazić to wspólne życie. Był… Był dla niej idealny. Oczywiście, miał swoje wady. Był uparty jak osioł, czasem zbyt pewny siebie, a do tego miał idiotyczne poczucie humoru ale przecież właśnie za to go pokochała. Gdyby nie to, pewnie nigdy nie byliby razem, bo ona była zbyt nieśmiała żeby do niego zagadać, to dopiero on musiał to zrobić. Nawet te jego głupie pomysły uwielbiała, bo zdawała sobie sprawę jak wielkie znaczenie ma to, ile w nie wkłada miłości, miłości do niej. Tak, zdecydowanie był idealnym dla niej facetem, bo ona czuła się przy nim jak idealna kobieta i widziała to także w jego oczach. W oczach, które codziennie mówiły „kocham”, dużo częściej niż mówiły to jego usta. A dzieci? Na dzieci przyjdzie czas, a nawet jeżeli się pojawią szybciej, niż przypuszczała to przecież będą tylko owocem czegoś cudownego.

- Gdzie tak odleciałaś? Gadam do Ciebie i gadam, a ty nic. Meg!!

- Przepraszam, po prostu się zamyśliłam – uśmiechnęła się przepraszająco.

- A nad czym? Jak odmówić mojemu bratu i nie zrobić mu przykrości?

- Wręcz przeciwnie, jak ułożyć piękną mowę, która wyrazi ogrom mojego uczucia. – odpowiedziała z udawaną powagą, której Maite nie udało się zachować, bo głośno się zaśmiała.

- Dobraliście się, naprawdę, jesteście tak samo nienormalni.

- Oj tam, od razu nienormalni. Zakochani Maite, zakochani, to tłumaczy wszystkie wariactwa.

- Może tak ale ja chyba wolałabym pozostać normalna.

- A mnie tam się taki stan bardzo podoba, wiesz Maite? Zresztą zobaczysz, Ciebie też kiedyś trafi i wtedy to ja z Ciebie się będę śmiać.

- Oby nie – odpowiedziała jakby z obawą Maite – jak patrzę na was dwoje to jakoś mi się odechciewa, wiesz?

- Ej, co z nami niby jest nie tak?

- Nic, nic, w sumie to jest nawet urocze ale ja chyba bym po prostu tak nie umiała.

- Też tak kiedyś myślałam, a później los szybko to zweryfikował, i w sumie to bardzo się z tego cieszę. Te wszystkie głupie motylki, drżenie, to naprawdę jest magia. Magia miłości. Nie wyobrażam sobie teraz, że miałabym tego nie przeżyć.

- Z zakochanymi się naprawdę fajnie rozmawia, usta im się nie zamykają, wiesz?

- Czy ty chcesz przez to powiedzieć, że mam się zamknąć?

- Nie, ależ skąd. Po prostu to jest odrobinę zabawne. Ale proszę mów dalej, bardzo chętnie posłucham jeszcze o swoim „idealnym” braciszku?  

- Wiesz… chyba powinnyśmy już wracać. Zaczynasz się robić złośliwa Maite.

- Tylko się z tobą droczę ale fakt, masz rację, wracajmy już. Właściwie dochodzi już 19:00, a ty chyba masz dzisiaj randkę, prawda?

- I bardzo się z tego faktu cieszę, nie będę musiała wysłuchiwać żadnych idiotycznych komentarzy – powiedziała.

- Dobra, dobra, i tak wiem, że mnie kochasz.

- Taa, jasne, chciałabyś – zaśmiała się.

- No wiesz co?

- Wracajmy już, bo naprawdę zaraz się spóźnię.

- No to chodź, przecież to ty cały czas siedzisz.

Szybko podniosły się z miejsc i śmiejąc się głośno, ruszyły w stronę stojącego na parkingu samochodu.   

2 komentarze: