Rozdział
III
- No i jak Ci się układa z moim kochanym braciszkiem?-
zapytała Maite.
Siedziały
właśnie w kawiarni mieszczącej się w ogromnym centrum handlowym, popijając
różane latte. Maite uśmiechała się do niej pytająco, wyraźnie czekając na udzielenie
odpowiedzi.
- A masz coś konkretnego na myśli, czy tak po prostu
pytasz?
- Wiesz, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie,
Maggie?
- Dobrze, a jak ma mi się układać?
- No nie wiem, mam wrażenie, że chyba coś jest nie
do końca tak. Jakaś taka jesteś milcząca dzisiaj.
- Po prostu się nie wyspałam, tyle. Zawsze
doszukujesz się historii, tam gdzie jej nie ma, wiesz Maite?
- Czy ja wiem, na ogół mam rację.
- Tym razem nie koniecznie. Naprawdę jestem z Paddy’m
szczęśliwa. Chyba nigdy nie byłam w nikim aż tak zakochana, a powiem Ci, że to
bardzo miłe uczucie. Może tylko widujemy się trochę za rzadko ale to raczej
zrozumiałe, nie mam mu tego za złe. I tak spędza ze mną dużo czasu.
- Brakuje Ci go?
- Aż takie to dziwne?
- Nie, pewnie że nie. Tylko…
- Tylko co? – zapytała.
- Nie boisz się, że kiedyś przestanie Ci to
wystarczać. No wiesz, on raczej trybu życia nie zmieni, pytanie czy ty będziesz
w stanie zrobić to dla niego.
- Nie wiem, Maite. Na razie jest w porządku i nie
mam zamiaru tego psuć. Naprawdę jestem szczęśliwa, on też jest, to chyba jest
najważniejsze, prawda?
- Tak, na razie tak.
- No i dokładnie o to chodzi. Nie wiem co będzie za
5 czy 10 lat ale wiem, że teraz jest dla mnie kimś najważniejszym, kimś bez
kogo nie wyobrażam sobie życia.
- Wiesz, że on coś ostatnio wspominał o zaręczynach?
Spojrzała
na Maite z wyraźnym zaskoczeniem w oczach. Nie zdawała sobie sprawy, że to
wszystko zaszło aż tak daleko. Owszem kochali się, byli szczęśliwi ale przecież
mieli jeszcze czas. Ona dopiero skończyła studia, chciała pracować, rozwijać
się, a nie zostać żoną i matką na pełen etat. On też miał przed sobą wielką
karierą i jeszcze tak wiele do zrobienia.
- A tak konkretnie to, co właściwie mówił?
- Wiesz, ja nie mam pamięci absolutnej, Meg. Po
prostu wspomniał raz czy dwa, że chciałby już założyć rodzinę. W końcu jest
trochę straszy od Ciebie, nic dziwnego, że chciałby mieć już żonę i dzieci.
Właściwie to już chyba najwyższa pora.
- Dla niego może tak.
- A dla Ciebie nie? Meggie czy ty chcesz powiedzieć,
że…
- Po prostu się nie spodziewałam, ok? – przerwała jej
szybko – myślałam, że jest nam dobrze tak jak jest. Nie planowałam jeszcze
ślubu. Chociaż w sumie… może faktycznie to już czas. W sumie 25 lat to też już
trochę jest.
- Podobno najlepszy czas na urodzenie dziecka –
powiedziała Maite i obie wybuchły serdecznym śmiechem. Może faktycznie to już
czas, pomyślała. Przecież nie musi od razu rzucać wszystkiego tylko dlatego, że
z kimś jest. Kochała Paddy’ego, tego była pewna, i tylko z nim potrafiła sobie
wyobrazić to wspólne życie. Był… Był dla niej idealny. Oczywiście, miał swoje
wady. Był uparty jak osioł, czasem zbyt pewny siebie, a do tego miał idiotyczne
poczucie humoru ale przecież właśnie za to go pokochała. Gdyby nie to, pewnie
nigdy nie byliby razem, bo ona była zbyt nieśmiała żeby do niego zagadać, to
dopiero on musiał to zrobić. Nawet te jego głupie pomysły uwielbiała, bo zdawała
sobie sprawę jak wielkie znaczenie ma to, ile w nie wkłada miłości, miłości do
niej. Tak, zdecydowanie był idealnym dla niej facetem, bo ona czuła się przy
nim jak idealna kobieta i widziała to także w jego oczach. W oczach, które
codziennie mówiły „kocham”, dużo częściej niż mówiły to jego usta. A dzieci? Na
dzieci przyjdzie czas, a nawet jeżeli się pojawią szybciej, niż przypuszczała
to przecież będą tylko owocem czegoś cudownego.
- Gdzie tak odleciałaś? Gadam do Ciebie i gadam, a
ty nic. Meg!!
- Przepraszam, po prostu się zamyśliłam –
uśmiechnęła się przepraszająco.
- A nad czym? Jak odmówić mojemu bratu i nie zrobić
mu przykrości?
- Wręcz przeciwnie, jak ułożyć piękną mowę, która
wyrazi ogrom mojego uczucia. – odpowiedziała z udawaną powagą, której Maite nie
udało się zachować, bo głośno się zaśmiała.
- Dobraliście się, naprawdę, jesteście tak samo
nienormalni.
- Oj tam, od razu nienormalni. Zakochani Maite,
zakochani, to tłumaczy wszystkie wariactwa.
- Może tak ale ja chyba wolałabym pozostać normalna.
- A mnie tam się taki stan bardzo podoba, wiesz
Maite? Zresztą zobaczysz, Ciebie też kiedyś trafi i wtedy to ja z Ciebie się
będę śmiać.
- Oby nie – odpowiedziała jakby z obawą Maite – jak patrzę
na was dwoje to jakoś mi się odechciewa, wiesz?
- Ej, co z nami niby jest nie tak?
- Nic, nic, w sumie to jest nawet urocze ale ja
chyba bym po prostu tak nie umiała.
- Też tak kiedyś myślałam, a później los szybko to
zweryfikował, i w sumie to bardzo się z tego cieszę. Te wszystkie głupie
motylki, drżenie, to naprawdę jest magia. Magia miłości. Nie wyobrażam sobie
teraz, że miałabym tego nie przeżyć.
- Z zakochanymi się naprawdę fajnie rozmawia, usta
im się nie zamykają, wiesz?
- Czy ty chcesz przez to powiedzieć, że mam się
zamknąć?
- Nie, ależ skąd. Po prostu to jest odrobinę zabawne.
Ale proszę mów dalej, bardzo chętnie posłucham jeszcze o swoim „idealnym”
braciszku?
- Wiesz… chyba powinnyśmy już wracać. Zaczynasz się
robić złośliwa Maite.
- Tylko się z tobą droczę ale fakt, masz rację,
wracajmy już. Właściwie dochodzi już 19:00, a ty chyba masz dzisiaj randkę,
prawda?
- I bardzo się z tego faktu cieszę, nie będę musiała
wysłuchiwać żadnych idiotycznych komentarzy – powiedziała.
- Dobra, dobra, i tak wiem, że mnie kochasz.
- Taa, jasne, chciałabyś – zaśmiała się.
- No wiesz co?
- Wracajmy już, bo naprawdę zaraz się spóźnię.
- No to chodź, przecież to ty cały czas siedzisz.
Szybko
podniosły się z miejsc i śmiejąc się głośno, ruszyły w stronę stojącego na
parkingu samochodu.
Fajnie napisany i zabawny dialog :)
OdpowiedzUsuńfajne jest to, ze już się znają i są ze sobą :)
OdpowiedzUsuń